Читать онлайн книгу "Zaręczona"

ZarД™czona
Morgan Rice


Wampirzych DziennikГіw #6
W Zaręczonej (szóstej części Wampirzych Dzienników) Caitlin i Caleb uświadamiają sobie, że znów cofnęli się w czasie – tym razem wylądowali w roku tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym, w Londynie. Londyn w roku tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym jest miejscem burzliwych wydarzeń, pełnym paradoksów: z jednej strony jest to okres oświecenia, finezji, rodzący dramaturgów pokroju Szekspira, zaś z drugiej jest sceną aktów barbarzyństwa i okrucieństwa, codziennych publicznych egzekucji, tortur i nadziewania głów więźniów na włócznie. Jest to również czas przesądów i wielkiego zagrożenia dla całego społeczeństwa. Brak warunków sanitarnych powoduje, że na ulicach szerzy się, przenoszona przez szczury, dżuma. W takich warunkach Caitlin i Caleb kontynuują poszukiwania ojca, trzeciego klucza i mitycznej tarczy, która może ocalić ludzki rodzaj. Ich misja prowadzi przez gąszcz najbardziej wyjątkowej średniowiecznej architektury Londynu oraz najbardziej oszałamiających zamków brytyjskiej wsi. Ich droga wiedzie z powrotem do serca Londynu, gdzie być może spotkają Szekspira i zobaczą jedną z jego sztuk na żywo. Spotykają Scarlet, małą dziewczynkę, która być może zostanie ich córką. A przez ten cały czas, kiedy wreszcie są ze sobą, miłość Caitlin do Caleba pogłębia się – i Caleb może w końcu znaleźć odpowiednią chwilę i miejsce, by oświadczyć się Caitlin. Sam i Polly również cofają się w czasie. Skazani na podróż we własnym towarzystwie, żywią do siebie coraz głębsze uczucia i wbrew ich woli, ich wspólny związek rozkwita. Ale nie wszystko dobrze się układa. Kyle również powraca, jak i jego zły pomocnik, Sergiei, i obaj są zdecydowani zniszczyć wszystko, co dobre w życiu Caitlin. Wydarzenia zaczynają przypominać wyścig do mety. Caitlin jest zmuszona podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu, by uratować drogie sobie osoby, ocalić swój związek z Calebem – i przez ten cały czas utrzymać się przy życiu.





Morgan Rice

ZarД™czona (czД™Е›Д‡ 6 Wampirzych DziennikГіw)





przekЕ‚ad: MichaЕ‚ GЕ‚uszak




O autorce

Morgan Rice jest autorkД… bestselerowej serii 11-stu ksiД…Ејek o wampirach WAMPIRZE DZIENNIKI (kolejne w przygotowaniu), skierowanej do mЕ‚odego czytelnika; bestselerowej serii thrillerГіw post-apokaliptycznych THE SURVIVAL TRILOGY, zЕ‚oЕјonej z dwГіch ksiД…Ејek (kolejne w przygotowaniu) i bestselerowej serii fantasy KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA, obejmujД…cej trzynaЕ›cie ksiД…Ејek (kolejne w przygotowaniu).



PowieЕ›ci Morgan sД… dostД™pne w wersjach audio i drukowanej, a przekЕ‚ady ksiД…Ејek sД… dostД™pne w jД™zyku niemieckim, francuskim, wЕ‚oskim, hiszpaЕ„skim, portugalskim, japoЕ„skim, chiЕ„skim, szwedzkim, holenderskim, tureckim, wД™gierskim, czeskim i sЕ‚owackim (w przygotowaniu tЕ‚umaczenia w innych jД™zykach).



Morgan chętnie czyta wszelkie wiadomości od was. Zachęcamy zatem do kontaktu z nią za pośrednictwem strony www.morganricebooks.com, gdzie będziecie mogli dopisać swój adres do listy emaili, otrzymać bezpłatną wersję książki i darmowe materiały reklamowe, pobrać bezpłatną aplikację, otrzymać najnowsze, niedostępne gdzie indziej wiadomości, połączyć się poprzez Facebook i Twitter i po prostu pozostać w kontakcie!



Wybrane komentarze Wampirzych DziennikГіw

Rice udaje się wciągnąć czytelnika w akcję już od pierwszych stron, wykorzystując genialną narrację wykraczającą daleko poza zwykłe opisy sytuacji… PRZEMIENIONA to dobrze napisana książka, którą bardzo szybko się czyta,



    – Black Lagoon Reviews (komentarz dotyczącyPrzemienionej)

Idealna opowieść dla młodych czytelników. Morgan Rice zrobiła świetną robotę budując niezwykły ciąg zdarzeń… Orzeźwiająca i niepowtarzalna. Skupia się wokół jednej dziewczyny… jednej niezwykłej dziewczyny! Wydarzenia zmieniają się w wyjątkowo szybkim tempie. Łatwo się czyta. Zalecany nadzór rodzicielski.



    – The Romance Reviews (komentarz dotyczący Przemienionej)

Zawładnęła moją uwagą od samego początku i do końca to się nie zmieniło… To historia o zadziwiającej przygodzie, wartkiej i pełnej akcji od samego początku. Nie ma tu miejsca na nudę.



    – Paranormal Romance Guild (komentarz dotyczący Przemienionej)

Kipi akcjД…, romansem, przygodД… i suspensem. SiД™gnij po niД… i zakochaj siД™ na nowo.



    – vampirebooksite.com (komentarz dotyczący Przemienionej)

Wspaniała fabuła. To ten rodzaj książki, którą ciężko odłożyć w nocy. Zakończona tak nieoczekiwanym i spektakularnym akcentem, iż będziesz natychmiast chciał kupić drugą część, tylko po to, aby zobaczyć, co będzie dalej.



    – The Dallas Examiner (komentarz dotyczący Kochany)

Rywal ZMIERZCHU oraz PAMIД?TNIKГ“W WAMPIRГ“W. Nie bД™dziesz mГіgЕ‚ oprzeД‡ siД™ chД™ci czytania do ostatniej strony. JeЕ›li jesteЕ› miЕ‚oЕ›nikiem przygody, romansu i wampirГіw to ta ksiД…Ејka jest wЕ‚aЕ›nie dla ciebie!



    – Vampirebooksite.com (komentarz dotyczący Przemienionej)

Morgan Rice udowadnia kolejny już raz, że jest szalenie utalentowaną autorką opowiadań… Jej książki podobają się szerokiemu gronu odbiorców łącznie z młodszymi fanami gatunku fantasy i opowieści o wampirach. Kończy się niespodziewanym akcentem, który pozostawia czytelnika w szoku.



    – The Romance Reviews (komentarz dotyczący Kochany)



KsiД…Ејki autorstwa Morgan Rice

KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY

POWRГ“T SMOKГ“W (CZД?ЕљД† #1)

POWRГ“T WALECZNYCH (CZД?ЕљД† #2)



KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA

WYPRAWA BOHATERГ“W (CZД?ЕљД† 1)

MARSZ WЕЃADCГ“W (CZД?ЕљД† 2)

LOS SMOKГ“W (CZД?ЕљД† 3)

ZEW HONORU (CZД?ЕљД† 4)

BLASK CHWAЕЃY (CZД?ЕљД† 5)

SZARЕ»A WALECZNYCH (CZД?ЕљД† 6)

RYTUAЕЃ MIECZY (CZД?ЕљД† 7)

OFIARA BRONI (CZД?ЕљД† 8)

NIEBO ZAKLД?Д† (CZД?ЕљД† 9)

MORZE TARCZ (CZД?ЕљД† 10)

Е»ELAZNE RZД„DY (CZД?ЕљД† 11)

KRAINA OGNIA (CZД?ЕљД† 12)

RZД„DY KRГ“LOWYCH (CZД?ЕљД† 13)

PRZYSIД?GA BRACI (CZД?ЕљД† 14)

SEN ЕљMIERTELNIKГ“WВ  (CZД?ЕљД† 15)

POTYCZKI RYCERZY (CZД?ЕљД† 16)

ЕљMIERTELNA BITWA (CZД?ЕљД† 17)



THE SURVIVAL TRILOGY

ARENA ONE: SLAVESRUNNERS (Book #1)

ARENA TWO (Book #2)



WAMPIRZE DZIENNIKI

PRZEMIENIONA (CzД™Е›Д‡ Pierwsza)

KOCHANY (CzД™Е›Д‡ Druga)

ZDRADZONA (CzД™Е›Д‡ Trzecia)

PRZEZNACZONA (CzД™Е›Д‡ 4)

POЕ»Д„DANA (CzД™Е›Д‡ 5)

ZARД?CZONA (CzД™Е›Д‡ 6)

ZAЕљLUBIONA (CzД™Е›Д‡ 7)

ODNALEZIONA (CzД™Е›Д‡ 8)

WSKRZESZONA (CzД™Е›Д‡ 9)

UPRAGNIONA (CzД™Е›Д‡ 10)

NAZNACZONA (CzД™Е›Д‡ 11)












PosЕ‚uchajВ  cyklu Wampirze Dzienniki w formacie audio!


Copyright В© 2012 Morgan Rice



Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcześniejszej zgody autora.



Niniejsza publikacja elektroniczna została dopuszczona do wykorzystania wyłącznie na użytek własny. Nie podlega odsprzedaży ani nie może stanowić przedmiotu darowizny, w którym to przypadku należy zakupić osobny egzemplarz dla każdej kolejnej osoby. Jeśli publikacja została zakupiona na użytek osoby trzeciej, należy zwrócić ją i zakupić własną kopię. Dziękujemy za okazanie szacunku dla ciężkiej pracy autorki publikacji.



Niniejsza praca jest dzieЕ‚em fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia sД… wytworem wyobraЕєni autorki. Wszelkie podobieЕ„stwo do osГіb prawdziwych jest caЕ‚kowicie przypadkowe i niezamierzone.



Na okЕ‚adce: Jennifer Onvie. Fotograf: Adam Luke Studios, Nowy Jork. MakijaЕј: Ruthie Weems. Kontakt: Morgan Rice.



FAKT:

Szczucie psami niedźwiedzia było powszechną formą rozrywki w szekspirowskim Londynie. Zwierzę przywiązywano do pala, a następnie spuszczano z uwięzi dzikie psy. Robiono zakłady, kto wygra. Miejsce przeznaczone na tego typu rozrywkę znajdowało się w pobliżu szekspirowskiego teatru. Rzesze nieokrzesanych kibiców odwiedzały następnie teatr, by obejrzeć sztukę.



W czasach Szekspira ludzie, którzy odwiedzali jego teatr nie należeli ani do elit, ani też nie grzeszyli wytwornością. Wręcz przeciwnie. Byli to w większości prostacy, prymitywna część plebsu, która gromadziła się tam dla rozrywki, płacąc jedynie pensa za wstęp. Za tę cenę musieli oglądać całą sztukę na stojąco, – dzięki czemu przywarło do nich określenie groundlings.



Szekspirowski Londyn był miastem cywilizowanym – ale również na wskroś barbarzyńskim. Powszechnym zjawiskiem były publiczne egzekucje i uliczne tortury zadawane różnym przestępcom. Wejście do najsłynniejszego traktu w Londynie – Mostu Londyńskiego – często zdobiły ścięte głowy złoczyńców zatknięte na pikach.



DЕјuma (znana rГіwnieЕј pod nazwД… Czarnej Ељmierci) uЕ›mierciЕ‚a miliony osГіb w caЕ‚ej Europie, wielokrotnie zadajД…c cios Londynowi na przestrzeni wiekГіw. SzerzyЕ‚a siД™ w miejscach nieznajД…cych higieny, zamieszkiwanych przez tЕ‚umy ludzi, dlatego teЕј najsilniej daЕ‚a siД™ we znaki dzielnicy, w ktГіrej znajdowaЕ‚ siД™ szekspirowski teatr. MusiaЕ‚y minД…Д‡ wieki, zanim odkryto, Ејe zarazД™ przenosiЕ‚y pchЕ‚y ЕјyjД…ce na szczurach.


в€’ PrzyjdЕє, ciemna nocy! PrzyjdЕє, mГіj dniu w ciemnoЕ›ci!
To twój blask, o mój luby, jaśnieć będzie
Na skrzydЕ‚ach nocy, jak piГіro Е‚abД™dzie
Na grzbiecie kruka. WstД…p, o, wstД…p w te progi!
Daj mi Romea, a po jego zgonie
Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zapЕ‚onie
Tak, Ејe siД™ caЕ‚y Е›wiat w tobie zakocha,
I czci odmГіwi sЕ‚oЕ„cu.

В В В В --William Shakespeare, Romeo i Julia






ROZDZIAЕЃ PIERWSZY




Londyn, Anglia

(wrzesieЕ„, 1599)


Caleb obudziЕ‚ siД™ na dЕєwiД™k dzwonГіw.

Usiadł wyprostowany i rozejrzał się wokół, ciężko dysząc. Śnił o Kyle’u, o pościgu za nim, o Caitlin wyciągającej błagalnie dłoń. Byli na polu pełnym nietoperzy, nad którym wznosiło się krwistoczerwone słońce, a wszystko zdawało się takie rzeczywiste.

Rozglądając się, próbował ustalić, czy to wszystko było naprawdę, czy też rzeczywiście obudził się już, w przeszłości. Po kilku sekundach wsłuchiwania się w swój oddech, bicie serca, panującą ciszę, kiedy poczuł chłodne, wilgotne powietrze, uświadomił sobie, że to wszystko było snem. Że naprawdę się obudził.

Zorientował się, że siedzi wyprostowany w otwartym sarkofagu. Rozejrzał się po ciemnym, ogromnym pomieszczeniu i zauważył kilka innych sarkofagów. Strop był niski, sklepiony, poprzecinany szczelinami pełniącymi rolę okien, przez które sączyło się odrobinę słonecznego światła. Wystarczyło jednak, by móc przyjrzeć się otoczeniu. Zmrużył oczy przed oślepiającym blaskiem, sięgnął do kieszeni po krople i, zadowolony, że wciąż tam są, wkropił je do oczu. Powoli ból ustąpił i mógł się rozluźnić.

Jednym ruchem podskoczyЕ‚ i stanД…Е‚ na nogach, obrГіciЕ‚ siД™ na piД™cie, rozwaЕјajД…c swojД… sytuacjД™. Nadal miaЕ‚ siД™ na bacznoЕ›ci, nie chcД…c ulec jakiemuЕ› atakowi, ani wpaЕ›Д‡ w zasadzkД™ zanim caЕ‚kowicie nie rozeznaЕ‚ siД™ w swojej sytuacji. W pomieszczeniu nie byЕ‚o jednak nic, ani nikogo. Tylko cisza. ZwrГіciЕ‚ uwagД™ na antyczne, kamienne podЕ‚ogi, mury, niewielki oЕ‚tarz z krzyЕјem i zgadywaЕ‚, Ејe znajdowaЕ‚ siД™ w koЕ›cielnej krypcie.

Caitlin.

ObrГіciЕ‚ siД™ dokoЕ‚a ponownie, szukajД…c jakichkolwiek jej oznak. PodszedЕ‚ pospiesznie do najbliЕјszego sarkofagu. OdczuwaЕ‚ ponaglajД…cy go niepokГіj. UЕјywajД…c wszystkich siЕ‚, zerwaЕ‚ z niego pokrywД™.

Serce zabiło mu mocniej – miał nadzieję, że ją tam znajdzie. W następnej chwili poczuł zawód. Sarkofag był pusty.

Zaczął pospiesznie sprawdzać każdy sarkofag, spychając z nich pokrywy, ale wszystkie okazały się puste.

Czuł narastającą w nim rozpacz. Odepchnął ostatnią pokrywę z taką siłą, że spadła na dół i roztrzaskała się na tysiące drobnych kawałów. Miał złe przeczucie, że i ten sarkofag będzie pusty – i miał rację. Caitlin nie było nigdzie w krypcie. Kiedy w końcu to sobie uświadomił, oblał go zimny pot. Gdzie w takim razie była?

Myśl o tym, że cofnął się w czasie bez Caitlin, przyprawiła go o dreszcze. Zależało mu na niej bardziej, niż potrafił to wyrazić i bez niej u swego boku, jego życie, jego misja stawały się bezcelowe.

Nagle coś sobie przypomniał. Sięgnął do kieszeni, by sprawdzić, czy nadal miał to przy sobie. Na szczęście miał. Ślubną obrączkę jego matki. Podniósł ją do światła i z zachwytem przyjrzał się sześciokaratowemu szafirowi, idealnie przyciętemu, przytwierdzonemu do obrączki zdobionej diamentami i rubinami. Nie znalazł jeszcze odpowiedniej chwili, by oświadczyć się Caitlin. Tym razem jednak był zdecydowany to zrobić.

JeЕ›li, oczywiЕ›cie, w ogГіle trafiЕ‚a tu razem z nim.

UsЕ‚yszaЕ‚ jakiЕ› dЕєwiД™k i odwrГіciЕ‚ siД™ w stronД™ wejЕ›cia, wyczuwajД…c jakieЕ› poruszenie. MiaЕ‚ wielkД… nadziejД™, Ејe to Caitlin.

ZorientowaЕ‚ siД™ jednak, Ејe ktoЕ› wyЕ‚oniЕ‚ siД™ zza rogu. SpuЕ›ciЕ‚ wzrok, widzД…c, Ејe to nie czЕ‚owiek. ByЕ‚a to Ruth. UcieszyЕ‚ siД™ bardzo na jej widok, uradowany, Ејe przetrwaЕ‚a podrГіЕј w czasie.

PodeszЕ‚a do Caleba, merdajД…c ogonem, spoglД…dajД…c na niego bЕ‚yszczД…cymi Е›lepiami na znak, Ејe go rozpoznaЕ‚a. Kiedy zbliЕјyЕ‚a siД™, Caleb uklД™knД…Е‚ i wziД…Е‚ jД… na rД™ce. UwielbiaЕ‚ jД… i byЕ‚ zdumiony, jak bardzo urosЕ‚a: wyglД…daЕ‚a na dwa razy wiД™kszД… i robiЕ‚a naprawdД™ duЕјe wraЕјenie. Jej obecnoЕ›Д‡ dodaЕ‚a mu otuchy: moЕјe oznaczaЕ‚o to, Ејe Caitlin rГіwnieЕј tu byЕ‚a.

Nagle Ruth odwróciła się i pobiegła, znikając za rogiem. Caleb był zdumiony jej zachowaniem. Poszedł za nią, chcąc zobaczyć, gdzie pobiegła.

Zorientował się, że wszedł do kolejnej sklepionej krypty, równie jak poprzednia zastawionej sarkofagami. Wystarczył mu rzut okiem, by zauważyć, że wszystkie były już otwarte, i puste.

Ruth pomknД™Е‚a przed siebie, skomlД…c i wkrГіtce opuЕ›ciЕ‚a pomieszczenie. Calebowi przyszЕ‚o na myЕ›l, Ејe moЕјe gdzieЕ› go prowadziЕ‚a, wiД™c popД™dziЕ‚ za niД….

Pokonawszy kilka kolejnych pomieszczeЕ„, Ruth zatrzymaЕ‚a siД™ wreszcie przy niewielkiej, sЕ‚abo oЕ›wietlonej pojedynczД… Е›wiecД… niszy na koЕ„cu korytarza. WewnД…trz znajdowaЕ‚ siД™ samotny, marmurowy, misternie wyrzeЕєbiony sarkofag.

Caleb podszedł do niego powoli, wstrzymał oddech żywiąc nadzieję, próbując wyczuć znajdującą się wewnątrz Caitlin.

Ruth usiadЕ‚a tuЕј obok i spojrzaЕ‚a na Caleba. ZaskowyczaЕ‚a rozpaczliwie.

Caleb uklД™knД…Е‚ i sprГіbowaЕ‚ zepchnД…Д‡ kamiennД… pokrywД™. Ta jednak byЕ‚a o wiele ciД™Ејsza od pozostaЕ‚ych i ledwie drgnД™Е‚a.

Klęcząc, popchnął mocniej, naparł ze wszystkich sił, aż w końcu płyta zaczęła ustępować. Pchał nieustannie i wkrótce pokrywa całkowicie zeszła.

Na widok leЕјД…cej w Е›rodku Caitlin, nieruchomej, ze skrzyЕјowanymi na piersi rД™koma, Caleb poczuЕ‚ przypЕ‚yw ulgi. WkrГіtce jednak zawЕ‚adnД…Е‚ nim niepokГіj. PrzyjrzaЕ‚ siД™ jej uwaЕјnie. ByЕ‚a bladsza niЕј kiedykolwiek. Jej policzki pozbawione byЕ‚y jakiegokolwiek koloru, a jej oczy nie zareagowaЕ‚y na Е›wiatЕ‚o pochodni. PrzyjrzaЕ‚ siД™ jeszcze dokЕ‚adniej i zauwaЕјyЕ‚, Ејe nie oddychaЕ‚a.

PrzeraЕјony tym, odchyliЕ‚ siД™ gwaЕ‚townie. Caitlin zdawaЕ‚a siД™ martwa.

Ruth zaskowyczaЕ‚a jeszcze gЕ‚oЕ›niej: teraz juЕј wiedziaЕ‚, dlaczego.

NachyliЕ‚ siД™ i poЕ‚oЕјyЕ‚ obie dЕ‚onie na jej ramionach. Delikatnie niД… potrzД…snД…Е‚.

– Caitlin? – powiedział, słysząc zmartwienie w swym głosie. – CAITLIN! – zawołał głośniej i potrząsnął z większą siłą.

Lecz nie odpowiedziała. Kiedy wyobraził sobie, jak wyglądałoby życie bez niej, jego ciało ogarnął paraliż. Wiedział, że z podróżami w czasie wiązało się pewne niebezpieczeństwo, oraz że nie wszystkim wampirom udawało się je przetrwać. Jednakże, nigdy nie brał pod uwagę, że taka podróż rzeczywiście mogła skończyć się śmiercią. Czy popełnił błąd, zachęcając ją do kontynuowania poszukiwań, wypełnienia zadania? Czy nie powinien raczej odpuścić, zadomowić się z nią gdzieś w poprzednim miejscu i stuleciu?

A jeЕ›li wszystko straciЕ‚?

Ruth wskoczyła do środka sarkofagu i stanęła na ciele Caitlin. Zaczęła lizać jej twarz. Mijały minuty, a ona wciąż lizała, cicho skowycząc.

Kiedy Caleb nachylił się, by ją zdjąć z Caitlin, zatrzymał się w pół ruchu. Zaszokowany zauważył, że Caitlin zaczęła otwierać jedno oko.

Uszczęśliwiona Ruth zawyła, zeskoczyła z Caitlin i zaczęła biegać dokoła. Caleb nachylił się. Był również zachwycony. Caitlin otworzyła w końcu oczy i zaczęła rozglądać się wokół siebie.

Caleb chwyciЕ‚ pospiesznie jej lodowato zimnД… dЕ‚oЕ„ i ogrzaЕ‚ w swoich.

– Caitlin? Słyszysz mnie? To ja, Caleb.

Zaczęła powoli się podnosić. Pomógł jej, nachylając się i podpierając delikatnie jej kark dłonią. Był szczęśliwy, widząc, jak ruszała powiekami, mrużąc oczy. Wiedział, że była zdezorientowana, jakby przebudziła się z bardzo głębokiego snu.

– Caitlin? – spytał ponownie cichym głosem.

SpojrzaЕ‚a na niego z obojД™tnoЕ›ciД…. Jej brД…zowe oczy byЕ‚y piД™kne, dokЕ‚adnie takie, jak je zapamiД™taЕ‚. Ale coЕ› byЕ‚o nie w porzД…dku. ZauwaЕјyЕ‚ to natychmiast. Nie uЕ›miechaЕ‚a siД™, a spod jej mrugajД…cych powiek wyzieraЕ‚o spojrzenie kogoЕ› obcego.

– Caitlin? – spytał znowu. Tym razem był już zmartwiony.

SpojrzaЕ‚a wprost na niego, szeroko otwartymi oczyma. On zaЕ› pojД…Е‚ z szokiem, Ејe go nie poznaje.

– Kim jesteś? – zapytała.

SpochmurniaЕ‚. Czy to moЕјliwe? Czy podrГіЕј zatarЕ‚a jej pamiД™Д‡? Czy naprawdД™ o nim zapomniaЕ‚a?

– Caitlin – powiedział zachęcająco – to ja, Caleb.

UЕ›miechnД…Е‚ siД™, majД…c nadziejД™, Ејe dziД™ki temu Caitlin Е‚atwiej go sobie przypomni.

Ale nie odwzajemniЕ‚a uЕ›miechu. Tylko wpatrzyЕ‚a siД™ w niego pustym wzrokiem, mrugajД…c kilkakrotnie powiekami.

– Przykro mi – powiedziała w końcu. – Ale nie mam pojęcia, kim jesteś.




ROZDZIAЕЃ DRUGI


Sama obudził ptasi wrzask. Otworzył oczy i zobaczył wysoko nad swoją głową kilkanaście dużych, czarnych ptaków kołujących w powietrzu. Musiało ich być z tuzin. Krążyły coraz niżej i niżej, na pozór wprost nad nim, jakby go obserwowały. Jakby czekały.

Zdał sobie nagle sprawę, że sądziły, iż był martwy i tylko czekały na okazję, by runąć na niego i go zadziobać.

Skoczył na równe nogi, a ptaki odleciały nagle, jakby przerażone, że zmarły zdołał wrócić do życia.

Rozejrzał się, próbując zorientować w swoim położeniu. Był na polu, pośród rozległych wzgórz. Jak daleko okiem sięgnął, widział same wzgórza pokryte trawą i osobliwymi krzewami. Panowała idealna temperatura, a na niebie nie było ani jednej chmury. Krajobraz był malowniczy, pozbawiony jakichkolwiek zabudowań. Wyglądało na to, że trafił w środek kompletnego odludzia.

Starał się zorientować, gdzie był, który to rok i jak trafił w to miejsce. Rozpaczliwie starał się cokolwiek sobie przypomnieć. Co się stało, zanim cofnął się w czasie?

Powoli wszystko do niego wróciło. Był w Notre Dame, w Paryżu, w roku tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym. Odpierał atak Kyle’a, Kendry, Sergeia i ich ludzi, starając się ich powstrzymać, by Caitlin i Caleb zdołali uciec. Tyle przynajmniej mógł zrobić i tyle był winny Caitlin po tym, jak naraził ją na niebezpieczeństwo swoim lekkomyślnym romansem z Kendrą.

Mając przeciw sobie przeważającego go liczebnie przeciwnika, Sam użył swej umiejętności zmiany kształtu i zdołał wprowadzić wystarczający zamęt, by wyrządzić znaczne szkody, unicestwiając wielu żołnierzy Kyle’a i unieszkodliwiając innych oraz uciec razem z Polly.

Polly.

Była z nim przez cały ten czas, dzielnie walczyła i razem z nim, jak to właśnie sobie przypomniał, stanowiła niezgorszą siłę bojową. Umknęli przez strop Notre Dame i zaczęli szukać Caitlin i Caleba. Tak, wszystko powoli sobie przypominał…

Dowiedział się, że jego siostra cofnęła się w czasie. Natychmiast zrozumiał, że również musiał odbyć tę podróż, aby naprawić wyrządzone zło, ponownie odnaleźć Caitlin, przeprosić ją i ochronić przed niebezpieczeństwem. Wiedział, że nie było już jej to potrzebne: była lepszym wojownikiem od niego, no i miała Caleba. Ale była przecież jego siostrą. Chęć otoczenia jej opieką była czymś, czego nie potrafił zignorować.

Polly nalegała, by cofnąć się w czasie razem z nim. Również była zdecydowana, by spotkać się z Caitlin i wytłumaczyć ze wszystkiego. Sam nie protestował, tak więc cofnęli się w czasie razem.

PowtГіrnie rozejrzaЕ‚ siД™ wokГіЕ‚, wypatrujД…c czegokolwiek na wzgГіrzach i zastanawiajД…c siД™.

– Polly? – zawołał niepewnie.

Nic, Ејadnej odpowiedzi.

Podszedł ku krawędzi wzgórza, mając nadzieję ujrzeć krajobraz w całej okazałości.

– Polly? – zawołał ponownie, tym razem głośniej.

– Wreszcie! – odezwał się czyjś głos.

Sam obejrzał się. Polly pojawiła się, wchodząc po zboczu, na tle linii horyzontu, okrążając wzniesienie. W dłoni niosła truskawki. Właśnie jedną jadła, kiedy odezwała się do niego z pełnymi ustami. – Czekam na ciebie cały ranek! Rety! Naprawdę uwielbiasz spać, prawda!?

Jej widok uszczД™Е›liwiЕ‚ Sama. WidzД…c jД…, uЕ›wiadomiЕ‚ sobie, jak samotny poczuЕ‚ siД™, cofnД…wszy siД™ w czasie, i jak szczД™Е›liwy byЕ‚, majД…c jakieЕ› towarzystwo. ZdaЕ‚ teЕј sobie sprawД™, Ејe coraz bardziej mu siД™ podobaЕ‚a, wbrew niemu samemu. ZwЕ‚aszcza po fiasku, jakie spotkaЕ‚o jego zwiД…zek z KendrД…. DoceniaЕ‚ towarzystwo normalnej dziewczyny, ceniЕ‚ sobie Polly bardziej, niЕј byЕ‚a tego Е›wiadoma. A kiedy zbliЕјyЕ‚a siД™ do niego, kiedy sЕ‚oЕ„ce rozpromieniЕ‚o jej jasne, brД…zowe wЕ‚osy i niebieskie oczy, jej pГіЕ‚przezroczystД…, biaЕ‚Д… skГіrД™, ponownie zdumiaЕ‚a go jej naturalna uroda.

Miał zamiar odpowiedzieć, ale jak zwykle nie dała mu wtrącić choćby jednego słowa.

– Obudziłam się niecałe dziesięć stóp od ciebie – ciągnęła, podchodząc bliżej i zjadając kolejną truskawkę – i trzęsłam tobą i trzęsłam, ale nie dałeś się obudzić! Więc poszłam sobie i pozbierałam trochę. Z ochotą opuszczę to miejsce, ale pomyślałam, że nie zostawię cię tym ptakom. Musimy odszukać Caitlin. Kto wie, gdzie ona teraz jest? Może właśnie potrzebować naszej pomocy. A ty nic, tylko śpisz! A przecież, jeśli nie cofnęliśmy się w czasie, by ruszyć dalej, to po co, jeśli—

– Proszę! – zawołał Sam i wybuchnął śmiechem. – Nie dajesz mi nic powiedzieć!

Polly stanД™Е‚a i spojrzaЕ‚a na niego z wyrazem zdziwienia, jakby nie zdawaЕ‚a sobie sprawy, Ејe tyle mГіwiЕ‚a.

– No więc – powiedziała – mów!

Sam ponownie spojrzał na nią. Widok jej niebieskich oczu w porannym świetle rozproszył go tak, że kiedy w końcu nadeszła okazja, by przemówić, struchlał i zapomniał, co chciał powiedzieć.

–Uhm… − zaczął.

Polly wyrzuciЕ‚a rД™ce w gГіrД™.

– Ci chłopacy! – wykrzyknęła. – Nigdy nie chcą, by do nich mówić – a sami nie mają nic do powiedzenia! Cóż, nie mogę tu już więcej czekać! – powiedziała i ruszyła w drogę przez wzgórza, zajadając kolejną truskawkę.

– Zaczekaj! – zawołał Sam i pospieszył za nią. – Gdzie idziesz?

– No, odszukać Caitlin oczywiście!

– Wiesz, gdzie jest? – zapytał.

– Nie – odparła. – Lecz wiem, gdzie jej nie ma – czyli tu, na tym polu! Musimy stąd iść. Znaleźć najbliższe miasto lub jakieś zabudowania, czy cokolwiek, i zorientować się, w którym roku wylądowaliśmy. Musimy od czegoś zacząć! A tutaj niczego się nie dowiemy!

– Cóż, nie sądzisz, że mnie również zależy na znalezieniu siostry? – zawołał zdesperowany.

W koЕ„cu przystanД™Е‚a i odwrГіciЕ‚a siД™ do niego twarzД….

– Znaczy, nie zależy ci na towarzystwie? – spytał, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, jak bardzo chciał szukać Caitlin razem z nią. – Nie chcesz szukać razem ze mną?

Polly spojrzała na niego swymi wielkimi, niebieskimi oczyma, jakby go oceniając. Poczuł się, jakby go osądzano. Widział, że nie była do końca pewna. Nie mógł zrozumieć, dlaczego.

– Nie wiem – powiedziała w końcu. – Znaczy, poradziłeś sobie całkiem nieźle tam w Paryżu – muszę to przyznać. Ale…

ZawahaЕ‚a siД™.

– O co chodzi? – spytał w końcu.

Polly odchrzД…knД™Е‚a.

– Cóż, jeśli musisz wiedzieć, ostatni – uhm – chłopak – z którym spędziłam trochę czasu – Sergei – okazał się kłamcą i oszustem, który okpił mnie i okłamał. Byłam zbyt głupia, by to zauważyć. Nie mam jednak zamiaru ponownie pakować się w coś podobnego. I nie jestem gotowa zaufać jakiemukolwiek przedstawicielowi płci męskiej – nawet tobie. Nie mam po prostu ochoty na towarzystwo jakichkolwiek chłopców. Nie mówię, że niby ty i ja – że niby jesteśmy – że niby myślę o tobie w ten sposób – jak o kimś bliższym, niż przyjaciel – niż znajomy—

Zaczęła się plątać. Sam zauważył, że zdenerwowała się bardzo i nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

– Chodzi o to, że mimo wszystko mam dość chłopców. Bez urazy.

Sam uЕ›miechnД…Е‚ siД™ szeroko. UwielbiaЕ‚ jej szczeroЕ›Д‡, jej ikrД™.

– Bez urazy – odparł. – Prawdę powiedziawszy – dodał – mam dość dziewcząt.

Polly rozwarЕ‚a oczy szeroko ze zdziwienia; najwyraЕєniej nie spodziewaЕ‚a siД™ takiej odpowiedzi.

– Ale wydaje mi się, że będziemy mieli większe szanse na znalezienie siostry, jeśli będziemy szukać razem. Znaczy, po prostu – odchrząknął – wiem o tym z doświadczenia.

Tym razem to Polly uЕ›miechnД™Е‚a siД™.

– Z doświadczenia – powtórzyła.

Sam podniГіsЕ‚ dЕ‚oЕ„ w oficjalnym geЕ›cie.

– Przyrzekam, będziemy tylko przyjaciółmi. Nikim więcej – powiedział. – Zrezygnowałem z dziewczyn na zawsze. Bez względu na wszystko.

– Ja wyrzekłam się facetów. Bez względu na wszystko – powiedziała, nadal przyglądając się jego dłoni, którą wymachiwał niepewnie w powietrzu.

WyciД…gnД…Е‚ dЕ‚oЕ„ i czekaЕ‚ cierpliwie.

– Tylko przyjaźń? – spytała. – Nic poza tym?

– Tylko przyjaźń – powiedział Sam.

W koЕ„cu wyciД…gnД™Е‚a swojД… dЕ‚oЕ„ i uЕ›cisnД™Е‚a go na zgodД™.

A kiedy to zrobiła, Sam nie mógł nie zauważyć, że przytrzymała jego dłoń odrobinę za długo.




ROZDZIAЕЃ TRZECI


Caitlin usiadła w sarkofagu i spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. Wiedziała, że skądś go znała, ale nie potrafiła go umiejscowić. Spoglądała w jego wielkie, brązowe, zatroskane oczy, jego idealną twarz, kości policzkowe, jego gładką skórę, grube, pofalowane włosy. Był zachwycający. Wyczuwała, że bardzo mu na niej zależało. W głębi serca czuła, że był dla niej kimś ważnym, ale za nic w świecie nie potrafiła przypomnieć sobie, kim był.

PoczuЕ‚a coЕ› mokrego na dЕ‚oni, a kiedy spojrzaЕ‚a w dГіЕ‚, zobaczyЕ‚a siedzД…cego obok i liЕјД…cego jД… wilka. ZdziwiЕ‚a siД™, z jakД… troskД… jД… traktowaЕ‚, jakby znaЕ‚ jД… od zawsze. MiaЕ‚ piД™kne biaЕ‚e futro z jednД…, szarД… smugД… biegnД…cД… w dГіЕ‚, w samym Е›rodku Е‚ba i dalej przez caЕ‚y grzbiet. Caitlin czuЕ‚a, Ејe znaЕ‚a i to zwierzД™, Ејe kiedyЕ›, w jakimЕ› okresie Ејycia byЕ‚o jej bliskie.

Ale chociaż usilnie się starała, nie mogła przypomnieć sobie dlaczego.

Rozejrzała się, próbując zorientować się w otoczeniu, mając nadzieję, że dzięki temu odświeży sobie pamięć. Powoli zaczęła rozróżniać szczegóły. Panował mrok, który rozjaśniała co chwilę płonąca pochodnia, a w oddali zauważyła przyległe pomieszczenia wypełnione sarkofagami. Strop był niski i sklepiony, a kamienny budulec wyglądał na bardzo stary. Pomieszczenie wyglądało jak krypta. Zastanowiło ją, jak się tutaj znalazła − i kim byli ci wszyscy ludzie. Miała wrażenie, że przebudziła się ze snu, który nie miał końca.

Zamknęła na chwilę oczy, odetchnęła głęboko i w tej chwili przemknęło jej przez głowę kilka przypadkowych wspomnień. Zobaczyła siebie stojącą w rzymskim Koloseum, walczącą z wieloma żołnierzami na gorącej, piaszczystej arenie; zobaczyła siebie szybującą nad wyspą położoną wśród wód rzeki Hudson, spoglądającą na rozległy zamek; zobaczyła siebie w Wenecji, siedzącą w gondoli, z chłopcem, którego nie rozpoznawała, ale który również był piękny; zobaczyła siebie w Paryżu idącą wzdłuż rzeki razem z mężczyzną, którego rozpoznała, był bowiem tym samym, który stał teraz przed nią. Próbowała skupić się na tym obrazie, zatrzymać się na nim. Być może dzięki niemu coś sobie przypomni.

ZobaczyЕ‚a ich oboje ponownie, tym razem w jego zamku, na francuskiej wsi. ZobaczyЕ‚a, jak jechali razem konno po plaЕјy, potem zauwaЕјyЕ‚a sokoЕ‚a koЕ‚ujД…cego wysoko nad nimi, ktГіry upuЕ›ciЕ‚ list.

Spróbowała skupić się na jego twarzy, przypomnieć sobie jego imię. Wydawało się jej, że powoli wszystko wraca, że jest już blisko. Lecz jej umysł podsuwał co chwilę nowe obrazy i trudno było jej czegokolwiek się uczepić. Widziała żywoty, jeden za drugim, w niekończącym się pokazie ilustracji. Jakby jej pamięć resetowała się właśnie.

– Caleb – odezwał się czyjś głos.

Caitlin otworzyЕ‚a oczy, NachylaЕ‚ siД™ nad niД… nisko, podajД…c jej dЕ‚oЕ„, trzymajД…c jД… za ramiД™.

– Mam na imię Caleb. Z Białego Klanu. Nie pamiętasz?

Jej oczy znГіw siД™ zamknД™Е‚y, a jego sЕ‚owa, jego gЕ‚os obudziЕ‚y jej wspomnienia. Caleb. ImiД™ to rozbrzmiewaЕ‚o w jej umyЕ›le niczym dzwon. CzuЕ‚a, Ејe byЕ‚o dla niej waЕјne.

BiaЕ‚y Klan. To rГіwnieЕј brzmiaЕ‚o znajomo. Nagle zobaczyЕ‚a siebie w mieЕ›cie, ktГіre natychmiast poznaЕ‚a. ByЕ‚a w Nowym Jorku, w klasztorze na pГіЕ‚nocnym kraЕ„cu wyspy. WidziaЕ‚a siebie stojД…cД… na wielkim tarasie, spoglД…dajД…cД… w dal. ZobaczyЕ‚a siebie pochЕ‚oniД™tД… kЕ‚ГіtniД… z kobietД… o imieniu Sera.

– Caitlin – ponownie odezwał się ten głos, jednak bardziej stanowczo. – Nie pamiętasz?

Caitlin. O tak. Tak miaЕ‚a na imiД™. ByЕ‚a juЕј teraz pewna.

I Caleb. Tak. Był dla niej ważny. Był jej… chłopakiem? Czuła, że kimś znacznie ważniejszym. Narzeczonym? Mężem?

Otworzyła oczy i spojrzała na niego, i wszystko wróciło niczym fala. Poczuła przypływ nadziei, kiedy powoli, kawałek po kawałeczku, zaczynała sobie wszystko przypominać.

– Caleb – powiedziała cicho.

Jego oczy wypeЕ‚niЕ‚y siД™ nagle Е‚zami nadziei. Wilk zawyЕ‚ i polizaЕ‚ jД… po policzku, jakby na zachД™tД™. ObejrzaЕ‚a siД™ na niego i nagle przypomniaЕ‚a sobie jego imiД™.

– Róża – powiedziała, po czym zorientowała się, że popełniła błąd. – Nie. Ruth. Masz na imię Ruth.

Ruth nachyliła się bliżej, wciąż liżąc ją po twarzy. Caitlin nie mogła powstrzymać się od uśmiechu i pogłaskała ją po głowie. Caleb uśmiechnął się z poczuciem ulgi.

– Tak. Ruth. A ja jestem Caleb. A ty Caitlin. Pamiętasz już?

Skinęła głową. – Wraca do mnie – powiedziała. – Jesteś moim… mężem?

ZauwaЕјyЕ‚a, jak jego twarz nagle poczerwieniaЕ‚a, jakby poczuЕ‚ siД™ zaЕјenowany, czy teЕј byЕ‚o mu wstyd. I w tej chwili nagle przypomniaЕ‚a sobie. Nie. Nie byli maЕ‚ЕјeЕ„stwem.

– Nie jesteśmy małżeństwem − powiedział skruszony – ale jesteśmy razem.

Poczuła zakłopotanie, kiedy pamięć wróciła, kiedy wszystko zaczęło napływać falami.

Nagle przypomniaЕ‚a sobie klucze. Klucze ojca. SiД™gnД™Е‚a do kieszeni i uspokoiЕ‚a siД™. Nadal tam byЕ‚y. SiД™gnД™Е‚a do drugiej i wyczuЕ‚a swГіj dziennik. PoczuЕ‚a ulgД™.

Caleb wyciД…gnД…Е‚ dЕ‚oЕ„.

ChwyciЕ‚a jД… i pozwoliЕ‚a, by podniГіsЕ‚ jД… z sarkofagu.

Jak miЕ‚o byЕ‚o znГіw stanД…Д‡ na wЕ‚asnych nogach, rozciД…gnД…Д‡ bolД…ce miД™Е›nie.

Caleb podniГіsЕ‚ dЕ‚oЕ„ i odsunД…Е‚ jej wЕ‚osy z twarzy. Jego miД™kkie palce byЕ‚y takie miЕ‚e w dotyku, kiedy musnД™Е‚y jej skroЕ„.

– Tak się cieszę, że żyjesz – powiedział.

Objął ją ramionami i mocno przytulił. Odwzajemniła mu się tym samym i natychmiast powróciło do niej więcej wspomnień. Tak, to był mężczyzna, którego kochała. Mężczyzna, którego miała nadzieję pewnego dnia poślubić. Wyczuwała miłość, jaką ją darzył i przypomniała sobie, że oboje cofnęli się w czasie. Ostatnim razem byli we Francji, w Paryżu, odnalazła drugi klucz i odesłano ich razem w przeszłość. Modliła się o to, by tym razem cofnęli się razem. I kiedy uścisnęła go mocniej, zdała sobie sprawę, że jej modlitwy się spełniły.

Nareszcie byli razem.




ROZDZIAЕЃ CZWARTY


– Widzę, że się już odnaleźliście – odezwał się czyjś głos.

Zaskoczeni Caitlin i Caleb, trwajД…cy nadal w objД™ciach, odwrГіcili siД™ na dЕєwiД™k gЕ‚osu. Caitlin byЕ‚a zaskoczona, Ејe ktokolwiek zdoЕ‚aЕ‚ podkraЕ›Д‡ siД™ tak blisko, zwaЕјywszy na ich wyostrzone, wampirze zmysЕ‚y.

Kiedy jednak spojrzaЕ‚a na stojД…cД… przed nimi kobietД™, zrozumiaЕ‚a powГіd: ona rГіwnieЕј byЕ‚a wampirem. Ubrana na biaЕ‚o, z zarzuconym na gЕ‚owД™ kapturem, kobieta podniosЕ‚a gЕ‚owД™ i spojrzaЕ‚a na niД… przeszywajД…cymi, niebieskimi oczyma. Caitlin wyczuЕ‚a emanujД…cy z niej spokГіj i harmoniД™ i rozluЕєniЕ‚a siД™. PoczuЕ‚a, Ејe i Caleb zmniejszyЕ‚ czujnoЕ›Д‡.

Wampirzyca uЕ›miechnД™Е‚a siД™ do nich szeroko.

– Od jakiegoś czasu czekaliśmy na ciebie – powiedziała delikatnym głosem.

– Gdzie jesteśmy? – spytała Caitlin. – Który to rok?

Wampirzyca tylko uЕ›miechnД™Е‚a siД™ do niej.

– Chodźcie tędy – powiedziała, odwróciła się i podążyła przez niskie, zwieńczone łukiem wyjście.

Caitlin wymieniЕ‚a spojrzenia z Calebem, po czym oboje, z Ruth u boku, poszli za kobietД….

Przeszli kamienny, wijД…cy siД™ i peЕ‚en zakrД™tГіw korytarz, ktГіry doprowadziЕ‚ ich do wД…skich, oЕ›wietlonych pochodniД… schodГіw. Byli tuЕј za kobietД…, ktГіra po prostu szЕ‚a, jakby z gГіry zaЕ‚oЕјyЕ‚a, Ејe za niД… pГіjdД….

Caitlin pragnęła zapytać ją o różne rzeczy, zmusić, by powiedziała, gdzie są; kiedy jednak dotarli na szczyt schodów, ich oczom ukazał się wspaniały widok, zapierający dech w piersi i Caitlin zdała sobie sprawę, że byli w ogromnym kościele. Przynajmniej jedno pytanie nie pozostało bez odpowiedzi.

Ponownie pożałowała, że nie uważała zbytnio na zajęciach historii i architektury, żałowała, że nie była teraz w stanie rozpoznać tego miejsca na pierwszy rzut oka. Cofnęła się myślami do wszystkich wspaniałych kościołów, które zwiedziła – Notre Dame w Paryżu, Duomo we Florencji – i pomyślała, że to miejsce trochę przypominało tamte świątynie.

Nawa ciД…gnД™Е‚a siД™ na dziesiД…tki stГіp, jej podЕ‚ogД™ pokrywaЕ‚y marmurowe pЕ‚yty, a Е›ciany zdobiЕ‚y dziesiД…tki wyrzeЕєbionych, kamiennych posД…gГіw. StrzeliЕ›cie sklepiony strop piД…Е‚ siД™ dziesiД…tki stГіp w gГіrД™. Wysoko nad gЕ‚owami widniaЕ‚y liczne rzД™dy zwieЕ„czonych Е‚ukiem witraЕјy, przez ktГіre wpadaЕ‚o sЕ‚oЕ„ce i rozlewaЕ‚o siД™ po caЕ‚ym koЕ›ciele mieszaninД… delikatnych barw. Na odlegЕ‚ym koЕ„cu znajdowaЕ‚ siД™ wielki, pГіЕ‚kolisty witraЕј, przez ktГіry sД…czyЕ‚o siД™ Е›wiatЕ‚o na ogromny, pozЕ‚acany oЕ‚tarz. Przed oЕ‚tarzem staЕ‚y setki maЕ‚ych, drewnianych krzeseЕ‚ przeznaczonych dla wiernych.

Teraz jednak koЕ›ciГіЕ‚ byЕ‚ pusty. WydawaЕ‚o siД™, Ејe caЕ‚y budynek mieli wyЕ‚Д…cznie dla siebie.

Przeszli dalej, idД…c w Е›lad za kobietД…, a odgЕ‚osy ich krokГіw rozbrzmiewaЕ‚y echem w olbrzymim, pustym wnД™trzu.

– Co to za kościół? – spytała w końcu Caitlin.

– Opactwo Westminsterskie – odezwała się wampirzyca, wciąż idąc przed siebie. – Od setek lat miejsce koronacji wszystkich władców.

Opactwo Westminsterskie, pomyЕ›laЕ‚a Caitlin. WiedziaЕ‚a, Ејe to w Anglii. W zasadzie w Londynie.

Londyn.

Świadomość, że znalazła się akurat tutaj uderzyła w nią niczym obuchem. Kościół robił ogromne wrażenie, budził podziw. Nigdy wcześniej tu nie była, a zawsze chciała przyjechać. Miała przyjaciół, którzy odwiedzili to miejsce i widziała ilustracje w internecie. Ich pojawienie się tu miało sens, zważywszy na długą, sięgającą średniowiecza historię miasta. Już sam ten kościół miał setki lat – a wiedziała, że i miasto miało więcej takich miejsc. Lecz wciąż nie znała daty.

– A który to rok? – spytała podenerwowana.

Lecz ich przewodniczka szła tak szybko, że zdołała pokonać ogromną kaplicę i znikła w kolejnych, sklepionych drzwiach, zmuszając Caitlin i Chleba do przyspieszenia kroku, by ją dogonić.

Kiedy tam weszli, Caitlin ze zdziwieniem odkryła, że byli w klasztorze. Miała przed sobą długi, kamienny korytarz z kamiennymi murami i posągami po jednej stronie i otwartymi łukami po drugiej. Łuki te były wystawione na działanie warunków atmosferycznych, dzięki czemu Caitlin zobaczyła niewielki, niczym nieosłonięty dziedziniec. Klasztor ten przypomniał jej wiele innych, w których już była; zaczynała dostrzegać pewien wzór w ich prostocie, pustkę, sklepienia, kolumny, zadbane dziedzińce. Wszystkie wyglądały jak schronienie przed światem, jak miejsce modlitwy i cichej kontemplacji.

Wampirzyca zatrzymaЕ‚a siД™ w koЕ„cu i stanД™Е‚a odwrГіcona do nich twarzД…. SpojrzaЕ‚a na Caitlin wielkimi, peЕ‚nymi wspГіЕ‚czucia oczami, obrzucajД…c jД… nieziemskim spojrzeniem.

– Jesteśmy blisko przełomu wieku – powiedziała.

Caitlin zamyЕ›liЕ‚a siД™ na chwilД™.

– Którego? – spytała.

– Szesnastego, oczywiście. Mamy rok tysiąc pięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty.

TysiД…c piД™Д‡set dziewiД™Д‡dziesiД…ty dziewiД…ty, Caitlin powtГіrzyЕ‚a w myЕ›lach. JuЕј sama ta myЕ›l sprawiaЕ‚a ogromne wraЕјenie. I ponownie ubolewaЕ‚a nad tym, Ејe nie czytaЕ‚a uwaЕјniej ksiД…Ејek z historii. Poprzednio przeniosЕ‚a siД™ z roku tysiД…c siedemset dziewiД™Д‡dziesiД…tego pierwszego do tysiД…c siedemset osiemdziesiД…tego dziewiД…tego. Tym razem jednak byЕ‚a w tysiД…c piД™Д‡set dziewiД™Д‡dziesiД…tym dziewiД…tym. A to znaczyЕ‚o, Ејe skoczyЕ‚a prawie dwieЕ›cie lat wstecz.

Przypomniała sobie, jak wiele rzeczy wydawało się jej prymitywnymi w tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym – brak kanalizacji, sporadyczne drogi polne w samym środku miasta, ludzie w ogóle niezażywający kąpieli. Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie, o ile bardziej prymitywny był świat dwieście lat wstecz. Z pewnością nie byłaby w stanie go już teraz rozpoznać. Ta myśl sprawiła, że poczuła się odosobniona, sama w odległym świecie i miejscu. Gdyby nie obecność Caleba przy jej boku, czułaby się całkowicie samotna.

Jednocześnie jednak, ta architektura, ten kościół, klasztor – wszystko to wydawało jej się łatwo rozpoznawalne, tak bardzo znajome. Jakby nie było, przemierzała dokładnie to samo opactwo westminsterskie, które istniało w dwudziestym pierwszym wieku. A do tego jeszcze dochodził fakt, że ta budowla, nawet w takim stanie, jak w tej chwili, była już bardzo wiekowa, stała tu już setki lat. Przynajmniej to dawało jej odrobinę pocieszenia.

Ale dlaczego odesЕ‚ano jД… do tego roku? I tego miejsca? NajwyraЕєniej miaЕ‚o to istotne znaczenie dla jej misji.

Londyn. Rok tysiД…c piД™Д‡set dziewiД™Д‡dziesiД…ty dziewiД…ty.

Czy to nie w tych czasach żył Szekspir? zaczęła się zastanawiać. Serce zabiło jej mocniej, kiedy wyobraziła sobie, że być może będzie miała okazję zobaczyć go na własne oczy, na żywo.

Przemierzali w ciszy korytarze, jeden za drugim.

– Londyn w tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku nie jest aż tak prymitywny, jak ci się zdaje – odezwała się ich przewodniczka, patrząc na nią z uśmiechem na ustach.

Caitlin poczuła się speszona, że ktoś odczytał jej myśli. Jak zwykle, wiedziała, że powinna pilniej baczyć na ukrywanie ich przed innymi. Miała nadzieję, że nie obraziła kobiety.

– Bez urazy, jakiejkolwiek – odparła, ponownie czytając w jej myślach. – Nasze czasy są prymitywne pod wieloma technicznymi względami, do których nawykłaś. Lecz jesteśmy też, pod innymi względami, bardziej wyrafinowani, nawet w porównaniu ze światem, który pamiętasz z przyszłości. Posiadamy ogromną wiedzę i zaawansowaną naukę, a światem rządzi wiedza zawarta w księgach. Być może jesteśmy ludem o prymitywnych zasobach, ale o ostrym intelekcie.

– Co ważniejsze, są to czasy o istotnym znaczeniu dla całej wampirzej rasy. Stoimy na rozdrożu. Nie bez przyczyny przybyłaś właśnie na przełomie wieku.

– Dlaczego? – zapytał Caleb.

Kobieta uЕ›miechnД™Е‚a siД™ do nich, zanim przeszЕ‚a przez kolejne drzwi.

– Odpowiedzi na to pytanie będziecie musieli sami poszukać.

Wkroczyli do kolejnego wspaniaЕ‚ego pomieszczenia z pnД…cym siД™ wysoko stropem, witraЕјami, marmurowymi podЕ‚ogami, przyozdobionego ogromnymi Е›wiecami i rzeЕєbami krГіlГіw i Е›wiД™tych. Sala ta jednak rГіЕјniЕ‚a siД™ od pozostaЕ‚ych. WszД™dzie widniaЕ‚y rozmieszczone z rozmysЕ‚em sarkofagi i podobizny, a na Е›rodku staЕ‚ potД™Ејny grobowiec, wysoki na kilkadziesiД…t stГіp i pokryty zЕ‚otem.

Ich przewodniczka podeszЕ‚a bezpoЕ›rednio do niego, a oni podД…Ејyli za niД…. ZatrzymaЕ‚a siД™ przed nim i odwrГіciЕ‚a twarzД… do nich.

Caitlin podniosЕ‚a wzrok na wspaniaЕ‚y grobowiec: byЕ‚ wielki, wrД™cz imponujД…cy. Sam w sobie byЕ‚ wspaniaЕ‚ym dzieЕ‚em sztuki, zdobiony zЕ‚oceniami i misternymi rzeЕєbieniami. PoczuЕ‚a rГіwnieЕј emanujД…cД… z grobowca energiД™, jakby skrywaЕ‚ coЕ› o duЕјym znaczeniu.

– Grobowiec św. Edwarda Wyznawcy – powiedziała wampirzyca. – To święte miejsce, cel pielgrzymek naszej rasy od wielu stuleci. Powiada się, że kto pomodli się przy nim, otrzyma łaskę uzdrawiającą dla tych, których zmogła choroba. Spójrz w dół, przy twej stopie: kamień wytarty przez wszystkich ludzi, którzy klękali tu przez te wszystkie wieki.

Caitlin spojrzaЕ‚a w dГіЕ‚ i zauwaЕјyЕ‚a, Ејe rzeczywiЕ›cie marmurowe podwyЕјszenie nosiЕ‚o niewielkie Е›lady wyЕјЕ‚obione na jego krawД™dziach. Nie mogЕ‚a wyjЕ›Д‡ z podziwu, jak wielu ludzi musiaЕ‚o przyklД™knД…Д‡ tu przez te wszystkie stulecia.

– Jednak w twoim przypadku – ciągnęła kobieta – ma nawet większe znaczenie.

OdwrГіciЕ‚a siД™ i spojrzaЕ‚a wprost na Caitlin.

– Twój klucz – powiedziała do Caitlin.

Caitlin była zdumiona. O którym kluczu wspomniała? Sięgnęła do kieszeni i ponownie wyczuła dwa klucze, które do tej pory udało jej się odszukać. Nie była pewna, o który klucz chodziło.

PotrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД….

– Nie. Te nie.

Caitlin zamyЕ›liЕ‚a siД™. ByЕ‚a zaintrygowana. CzyЕјby zapomniaЕ‚a o jakimЕ› dodatkowym kluczu?

Lecz gdy oczy kobiety spoczД™Е‚y u podstawy jej szyi, Caitlin zrozumiaЕ‚a. ChodziЕ‚o o jej naszyjnik.

SiД™gnД™Е‚a do niego dЕ‚oniД…. Ze zdziwieniem uЕ›wiadomiЕ‚a sobie, Ејe nadal tam byЕ‚. ZdjД™Е‚a go ostroЕјnie i przytrzymaЕ‚a w dЕ‚oni delikatny, srebrny krzyЕј.

Wampirzyca potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД….

– Tylko ty możesz go użyć.

ChwyciЕ‚a Caitlin delikatnie za nadgarstek i podprowadziЕ‚a do najmniejszego z otworГіw na klucze, u podstawy piedestaЕ‚u.

Caitlin zdumiaЕ‚a siД™. Gdyby nie to, nigdy nie zauwaЕјyЕ‚aby tej dziurki. WЕ‚oЕјyЕ‚a klucz, przekrД™ciЕ‚a go i usЕ‚yszaЕ‚a delikatny szczД™k.

PodniosЕ‚a wzrok i zauwaЕјyЕ‚a, Ејe w Е›cianie grobowca otworzyЕ‚a siД™ maleЕ„ka skrytka. SpojrzaЕ‚a na kobietД™, a ta skinД™Е‚a z powagД….

Caitlin sięgnęła dłonią i wyciągnęła podłużną, wąską przegrodę. Wewnątrz, jak zauważyła zdziwiona, spoczywało długie, złote berło z głownią udekorowaną rubinami i szmaragdami. Sięgnęła do środka i wyjęła je. Zdziwiła się, jakie było ciężkie i jak gładkie w dotyku było złoto. Musiało mieć około trzech stóp długości i wykuto je z litego złota.

– Święte berło – powiedziała zakonnica. – Kiedyś, raz, należało do twojego ojca.

Caitlin przyjrzaЕ‚a siД™ mu ze Е›wieЕјД… dawkД… szacunku i podziwu. TrzymajД…c je w dЕ‚oni, czuЕ‚a siД™ poruszona, bliЕјsza ojcu, niЕј kiedykolwiek dotД…d.

– Czy to zaprowadzi mnie do ojca? – spytała.

Ich przewodniczka jednak odwrГіciЕ‚a siД™ tylko i skierowaЕ‚a do wyjЕ›cia z komnaty.

– Tędy – powiedziała.

Caitlin i Caleb ruszyli za niД… przez kolejne drzwi i dalej przez nastД™pne korytarze, mijajД…c po drodze Е›redniowieczny dziedziniec kolejnego klasztoru. Caitlin zauwaЕјyЕ‚a ze zdziwieniem inne wampiry, ubrane w biaЕ‚e szaty i noszД…ce biaЕ‚e kaptury, przechadzajД…ce siД™ po salach. WiД™kszoЕ›Д‡ miaЕ‚a spuszczony wzrok, jakby byЕ‚a pogrД…Ејona w modlitwie. NiektГіre wymachiwaЕ‚y kadzidЕ‚ami. Kilka skinД™Е‚o im gЕ‚owami i w ciszy poszЕ‚o w swojД… stronД™.

Caitlin zaczęła się zastanawiać, ile tu mogło żyć wampirów i czy należały do klanu jej ojca. Nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego, że Opactwo Westminsterskie było klasztorem, oprócz tego, że było kościołem. Ani też, że było ostoją dla jej rodzaju.

W koЕ„cu dotarli do niewielkiego pomieszczenia, mniejszego niЕј pozostaЕ‚e, ale z wysokim, sklepionym stropem i rozjaЕ›nionym naturalnym Е›wiatЕ‚em. MiaЕ‚o nagie, kamienne Е›ciany, a na Е›rodku znajdowaЕ‚ siД™ niezwykЕ‚y mebel: tron. Wzniesiony wysoko na piedestale, majД…cy przynajmniej piД™tnaЕ›cie stГіp wysokoЕ›ci, staЕ‚ drewniany tron, krzesЕ‚o niezwykle szerokie, z podparciami na rД™ce odchylajД…cymi siД™ w gГіrД™ i oparciem в€’ elementy te zbiegaЕ‚y siД™ w jeden punkt tworzД…c siedzisko w ksztaЕ‚cie trГіjkД…ta. PoniЕјej, w naroЕјnikach, siedziaЕ‚y dwa zЕ‚ote lwy, zaprojektowane tak, by wyglД…daЕ‚o, Ејe podtrzymujД… tron.

Caitlin przyjrzaЕ‚a siД™ mu z podziwem.

– Tron króla Edwarda – powiedziała kobieta. – Koronacyjny tron królów i królowych od setek lat. Bardzo wyjątkowy – nie tylko ze względu na jego miejsce w historii, ale i dlatego, że przechowuje jeden z kluczy naszego rodzaju.

OdwrГіciЕ‚a siД™ i spojrzaЕ‚a na Caitlin.

– Strzeżemy tego tronu od setek lat. Teraz, kiedy już tu jesteś, i kiedy wydobyłaś berło, nadeszła pora, byś zajęła prawowite miejsce.

SkinД™Е‚a na Caitlin, by ta wstД…piЕ‚a na tron.

Caitlin spojrzała na nią z szokiem. Jakie prawo miała ona, zwyczajna dziewczyna, by siąść na tym królewskim tronie – na którym zasiadali władcy i królowe przez te wszystkie wieki? Nie czuła się ważna na tyle, by choć zbliżyć się do niego, nie wspomniawszy już o tym, by wspiąć się na ogromny piedestał i siąść na nim.

– Proszę – ponagliła ją wampirzyca. – Masz prawo. Jesteś Wybrańcem.

Caleb skinął na nią i Caitlin powoli, choć z ociąganiem, wspięła się na ogromny piedestał, wciąż trzymając w dłoni berło. Kiedy dotarła na szczyt, odwróciła się i delikatnie usadowiła na tronie.

ByЕ‚ zrobiony z twardego drzewa в€’ nie ustД…piЕ‚o pod jej ciД™Ејarem. Kiedy oparЕ‚a siД™ i poЕ‚oЕјyЕ‚a rД™ce na oparciach, poczuЕ‚a jego moc. CzuЕ‚a setki lat rzД…dГіw sprawowanych przez osoby, ktГіre wЕ‚aЕ›nie w tym miejscu odbieraЕ‚y krГіlewskД… koronД™. MiaЕ‚a wraЕјenie, Ејe tron byЕ‚ naelektryzowany.

Kiedy rozejrzaЕ‚a siД™ po wnД™trzu, z wysokoЕ›ci piД™tnastu stГіp powyЕјej pozostaЕ‚ych osГіb, poczuЕ‚a, jakby nad nimi gГіrowaЕ‚a, jakby gГіrowaЕ‚a nad caЕ‚ym Е›wiatem. Uczucie to budziЕ‚o zarГіwno strach, jak i podziw.

– Berło – powiedziała wampirzyca.

Caitlin spojrzała na nią zaintrygowana, nie wiedząc, co według niej miała z nim zrobić.

– W poręczy znajdziesz niewielki otwór. To tam ma spocząć berło.

Caitlin przyjrzaЕ‚a siД™ uwaЕјniej i tym razem zauwaЕјyЕ‚a maЕ‚y otwГіr, wystarczajД…co szeroki, by pasowaЕ‚ do Е›rednicy berЕ‚a. PodniosЕ‚a je i powoli wsunД™Е‚a na miejsce.

BerЕ‚o opadЕ‚o do samego koЕ„ca, tak, Ејe tylko jego gЕ‚Гіwka wystawaЕ‚a nad porД™czД….

Nagle usЕ‚yszaЕ‚a cichy szczД™k.

SpojrzaЕ‚a w dГіЕ‚ i ze zdumieniem zobaczyЕ‚a, jak u podstawy gЕ‚owy jednego z lwГіw otworzyЕ‚a siД™ skrytka. WewnД…trz zobaczyЕ‚a maЕ‚y, zЕ‚oty pierЕ›cieЕ„. SiД™gnД™Е‚a po niego i wyjД™Е‚a ze skrytki.

PodniosЕ‚a do oczu i przyjrzaЕ‚a mu siД™.

– Pierścień przeznaczenia – powiedziała wampirzyca. – Przeznaczony wyłącznie tobie. To prezent od twego ojca.

Caitlin wpatrywaЕ‚a siД™ weЕ„ ze zdumieniem. PodniosЕ‚a do Е›wiatЕ‚a i oglД…daЕ‚a, jak w miarД™ obracania, kamienie iskrzyЕ‚y siД™ i bЕ‚yszczaЕ‚y.

– Włóż go na palec serdeczny prawej dłoni.

Caitlin wsunД™Е‚a pierЕ›cieЕ„ na palec i kiedy poczuЕ‚a chЕ‚Гіd metalu, jej ciaЕ‚em wstrzД…snД…Е‚ dreszcz. WyczuЕ‚a wydobywajД…cД… siД™ z niego moc.

– Poprowadzi cię.

Caitlin popatrzyЕ‚a na niego.

– Ale w jaki sposób? – spytała.

– Musisz tylko mu się przypatrzyć – powiedziała kobieta.

Caitlin była najpierw zdziwiona, lecz potem przyjrzała mu się z bliska. Wówczas zauważyła drobną, delikatną inskrypcję wygrawerowaną dookoła obręczy. Zaczęła ją czytać, a jej serce zabiło szybciej. Natychmiast wyczuła, że była to wiadomość od ojca.


Za Mostem, Za NiedЕєwiedziem,


Przy Wietrze, czy teЕј SЕ‚oЕ„cu, ominiemy Londyn

PrzeczytaЕ‚a zagadkД™ jeszcze raz, potem przeczytaЕ‚a jД… na gЕ‚os, aby i Caleb usЕ‚yszaЕ‚.

– Co to oznacza? – spytała

Ich przewodniczka jedynie uЕ›miechnД™Е‚a siД™.

– W tym miejscu musze was pozostawić. Resztę podróży będziecie musieli odbyć sami. Po czym nachyliła się blisko.

– Liczymy na ciebie. Cokolwiek zrobisz, nie zawiedź nas.




ROZDZIAЕЃ PIД„TY


Caitlin i Caleb opuścili Opactwo Westminsterskie, wychodząc przez ogromne, zwieńczone łukiem drzwi na skąpany w słońcu poranek, z Ruth jak zwykle stąpającą tuż obok. Oboje instynktownie zmrużyli oczy i unieśli ręce, by zasłonić je przed światłem. Caitlin była wdzięczna Calebowi za krople, które jej zaoferował przed wyjściem. Kilka chwil zajęło, zanim oczy przyzwyczaiły się do otoczenia. Stopniowo Londyn w tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku nabrał kształtów.

Caitlin byЕ‚a zdumiona. ParyЕј w tysiД…c siedemset osiemdziesiД…tym dziewiД…tym nie rГіЕјniЕ‚ siД™ znacznie od Wenecji z tysiД…c siedemset dziewiД™Д‡dziesiД…tego pierwszego. Londyn z tysiД…c piД™Д‡set dziewiД™Д‡dziesiД…tego dziewiД…tego roku byЕ‚ zupeЕ‚nie z innego Е›wiata. ByЕ‚a wstrzД…Е›niД™ta, jak duЕјД… rГіЕјnicД™ oznaczaЕ‚y te sto dziewiД™Д‡dziesiД…t lat.

Przed sobą miała Londyn w całej okazałości. Ale nie była to tętniąca życiem, wielkomiejska metropolia. Miała wrażenie, że było to raczej duże, sielskie miasto z wielkimi, pustymi jeszcze połaciami ziemi, na których wznoszono dopiero zabudowania. Nie było brukowanych ulic – wszędzie leżała goła ziemia – i mimo, że było wiele domów, drzew było tu znacznie więcej. Wśród drzew zaś widniały z grubsza rozplanowane rzędy domostw i budynków, większość z nich przeróżnej wielkości. Wszystkie domy zbudowano z drewna, a ich ogromne dachy pokryto słomianą strzechą. Już na pierwszy rzut oka dostrzegła, jak łatwo w tym mieście było zaprószyć ogień, zważywszy, że prawie wszystko było tu z drzewa, że na domach leżały sterty siana.

Zauważyła też natychmiast, że ziemia na drogach sprawiała niezłą trudność w poruszaniu się. Wyglądało na to, że najlepszym sposobem pokonywania dróg była jazda konno, bądź też podróż w powozie i Caitlin zauważyła, że rzeczywiście zdarzały się sporadyczne przypadki podróżujących w ten sposób osób. Ale był to raczej wyjątek. Większość ludzi poruszało się pieszo – a raczej brnęło. Wszyscy zdawali się walczyć o każdy krok na błotnistych ulicach, nie tracąc przy tym równowagi.

DostrzegЕ‚a teЕј walajД…ce siД™ na ulicach ekskrementy i uderzyЕ‚ jД… odГіr, ktГіry docieraЕ‚ aЕј do miejsca, w ktГіrym staЕ‚a. BydЕ‚o, ktГіre od czasu do czasu przechodziЕ‚o obok, nijak nie poprawiaЕ‚o tej sytuacji. JeЕ›li kiedykolwiek rozwaЕјaЕ‚aby podrГіЕј w czasie, jako coЕ› romantycznego, widok ten z pewnoЕ›ciД… skЕ‚oniЕ‚by jД… do zastanowienia.

Co więcej, nie widziała tu ludzi, którzy przechadzaliby się w najlepszych strojach, nosili parasolki, popisywali się najnowszą modą, jak to miało miejsce w Paryżu, czy Wenecji. Właściwie, wszyscy mieli na sobie proste okrycia, mocno przestarzałe. Mężczyźni ubrani byli w proste, rolnicze odzienie, przypominające w większości łachmany i tylko kilku miało na sobie białe bryczesy sięgające do ud i krótkie tuniki, które wyglądały jak spódnice. Za to kobiety skrywały się pod taką ilością materiału, że z trudem poruszały się po ulicach, trzymając w dłoniach rąbek sukni i podnosząc go wysoko, na ile tylko zdołały – nie tyko po to, by trzymać je z dala od błota i odchodów, ale również szczurów, które, ku przerażeniu Caitlin, wałęsały się całymi gromadami.

Jednakże, pomimo tego wszystkiego, rzeczywistość ta miała w sobie najwyraźniej coś wyjątkowego – a przynajmniej charakteryzowała się dużą swobodą. Caitlin odnosiła wrażenie, że znalazła się w wielkiej wsi. Brakowało tu miejskiego zamętu typowego dla dwudziestego pierwszego wieku. Nie było tu rozpędzonych samochodów; żadnych odgłosów dochodzących z placów budowy. Żadnych klaksonów, autobusów, ciężarówek, maszyn.. Nawet odgłosy koni były przytłumione, gdyż ich kopyta zapadały się w błocie. W rzeczy samej, jedyne słyszalne dźwięki, poza okrzykami sprzedawców, pochodziły od bijących bez przerwy kościelnych dzwonów, niczym chóralna kakofonia niosąca się przez całe miasto. Miasto było wyraźnie zdominowane przez liczne kościoły.

Jedyną rzeczą, która mogłaby być oznaką nadchodzącej rozbudowy miasta, były paradoksalnie owe antyczne kościoły – pnące się wysoko ponad resztę skromnej architektury i dominujące na widnokręgu dzięki ich wznoszących się wysoko iglicom. W istocie, budynek, który właśnie opuszczali, Opactwo Westminsterskie, górował nad wszystkimi w zasięgu wzroku. Widać było, że jego wieża stanowiła punkt orientacyjny całego miasta.

Spojrzała na Caleba i zobaczyła, jak lustrował okolicę z równym jej zdumieniem. Wyciągnęła dłoń i z radością poczuła, jak objął ją swoją. Tak dobrze było móc poczuć jego dotyk ponownie.

OdwrГіciЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niД…. W jego wzroku dostrzegЕ‚a miЕ‚oЕ›Д‡, ktГіrД… jД… darzyЕ‚.

– Cóż – powiedział odchrząknąwszy. – Nie jest to osiemnastowieczny Paryż.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™ do niego.

– Nie, nie jest.

– Ale jesteśmy tu razem i tylko to się liczy – dodał.

CzuЕ‚a jego miЕ‚oЕ›Д‡, kiedy spoglД…daЕ‚ gЕ‚Д™boko jej w oczy i przez chwilД™ odwrГіciЕ‚a myЕ›li od swej misji.

– Tak mi przykro z powodu tego, co stało się we Francji – powiedział. – Z Serą. Nigdy nie chciałem cię zranić. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

Spojrzała na niego. Widać było, że mówił poważnie. I ku swemu zdziwieniu, łatwo mu to teraz wybaczyła. Dawna Caitlin chowałaby urazę. Lecz czuła się silniejsza, niż kiedykolwiek i naprawdę zdolna puścić to w niepamięć. Zwłaszcza po tym, jak do niej wrócił. Zwłaszcza dlatego, że najwidoczniej nie darzył Sery żadnym uczuciem.

A nawet wiД™cej. Po raz pierwszy uЕ›wiadomiЕ‚a sobie wЕ‚asne bЕ‚Д™dy z przeszЕ‚oЕ›ci, ferowanie wyrokГіw bez zastanowienia, brak zaufania do niego, ograniczanie go.

– Ja również przepraszam – powiedziała. – Zaczynamy nowe życie. Razem. Tylko to się liczy.

ЕљcisnД…Е‚ jej dЕ‚oЕ„, a ona w tym samym momencie poczuЕ‚a, jak przeszyЕ‚ jД… dreszcz.

NachyliЕ‚ siД™ i pocaЕ‚owaЕ‚ jД…. ByЕ‚a zdziwiona, ale rГіwnieЕј uradowana. CzuЕ‚a przeszywajД…cy jД… prД…d i odwzajemniЕ‚a siД™ rГіwnie gorД…cym pocaЕ‚unkiem.

Ruth zaczęła skomleć u ich stóp.

Oderwali siД™ od siebie, spojrzeli w dГіЕ‚ i rozeЕ›miali siД™.

– Jest głodna – powiedział Caleb.

– Ja również.

– Sprawdzimy w Londynie? – spytał z uśmieszkiem. – Możemy polecieć – dodał – jeśli oczywiście jesteś na to gotowa.

Wygięła ramiona i poczuła znajdujące się za nimi skrzydła, poczuła się naprawdę gotowa. Czuła też, że doszła już do siebie po podróży w czasie. Być może, w końcu, zaczynała przyzwyczajać się do tego.

– Jestem – powiedziała – ale wolałabym iść piechotą. Chcę doświadczyć pierwszego wrażenia, jakie to miejsce sprawia na każdym nowo przybyłym.

I bД™dzie to rГіwnieЕј romantyczne, pomyЕ›laЕ‚a sobie, ale nie wymГіwiЕ‚a tych sЕ‚Гіw na gЕ‚os.

On jednak spojrzaЕ‚ na niД… i siД™ uЕ›miechnД…Е‚. PrzyszЕ‚o jej do gЕ‚owy, Ејe moЕјe odczytaЕ‚ jej myЕ›li.

WyciД…gnД…Е‚ dЕ‚oЕ„, ktГіrД… ona chwyciЕ‚a, i oboje ruszyli w dГіЕ‚ po schodach.


*

Kiedy opuścili kościół, Caitlin zauważyła w oddali rzekę oraz szeroką drogę około pięćdziesiąt jardów dalej, ze znakiem noszącym z grubsza wyrytą nazwę ulicy King Street. Stanęli przed wyborem, skręcić w lewo, czy w prawo. Po lewej miasto wydawało się bardziej zagęszczone.

SkrД™cili w lewo, kierujД…c siД™ na pГіЕ‚noc ulicД… King Street, biegnД…cД… rГіwnolegle do rzeki. Caitlin byЕ‚a zdumiona widokami i dЕєwiД™kami, ktГіre otaczaЕ‚y ich ze wszystkich stron. Po prawej staЕ‚y rzД™dy wspaniaЕ‚ych, drewnianych domГіw, wspaniaЕ‚ych posiadЕ‚oЕ›ci zbudowanych na modЕ‚Д™ rezydencji TudorГіw, z biaЕ‚ym otynkowaniem na zewnД…trz, brД…zowym obramowaniem i zwieЕ„czonych krytym strzechД… dachem. Po lewej zobaczyЕ‚a ze zdumieniem wiejskie parcele ziemskie, na ktГіrych widniaЕ‚y sporadyczne, niewielkie, skromne domki, oraz owce i krowy znaczД…ce caЕ‚y krajobraz. Caitlin uwaЕјaЕ‚a, Ејe Londyn w tysiД…c piД™Д‡set dziewiД™Д‡dziesiД…tym dziewiД…tym roku byЕ‚ po prostu fascynujД…cy. Jedna strona ulicy byЕ‚a kosmopolityczna i zamoЕјna, podczas gdy drugД… zamieszkiwali nadal rolnicy.

Sama ulica również miała w sobie coś zdumiewającego. Ich stopy z każdym krokiem niemal więzły w ziemi, którą spulchniał dodatkowo cały ruch przechodniów i koni. To można było jeszcze znieść, jednak z ziemią zmieszane były różnego rodzaju odchody pozostawione przez watahy dzikich psów lub wyrzucone przez ludzi z okien. I rzeczywiście, w miarę jak szli dalej, mogli zauważyć otwierane co jakiś czas okiennice, w których pojawiały się kubły, a za nimi kobiety pozbywające się w ten sposób domowych nieczystości. Smród był o wiele większy niż w Wenecji, Florencji, czy Paryżu. Caitlin zaczęła się krztusić i żałować, że nie miała przy sobie jednej z tych małych perfumowanych sakiewek, którą mogłaby zasłonić teraz nos. Na szczęście, miała na stopach praktyczne obuwie bitewne, które podarował jej Aiden jeszcze w Wersalu. Nie potrafiła wyobrazić sobie chodzenia po tych ulicach w szpilkach.

Mimo to, wЕ›rГіd caЕ‚ej tej dziwacznej mieszaniny uprawnych pГіl i okazaЕ‚ych posiadЕ‚oЕ›ci zdarzaЕ‚y siД™ teЕј cuda architektury. Caitlin ze zdumieniem zauwaЕјyЕ‚a niektГіre budowle znane jej z ilustracji z dwudziestego pierwszego wieku в€’ bogato zdobione koЕ›cioЕ‚y. TrafiЕ‚ siД™ rГіwnieЕј i paЕ‚ac.

Droga skoЕ„czyЕ‚a siД™ nagle wielkД… sklepionД… bramД…, przy ktГіrej staЕ‚o na bacznoЕ›Д‡ kilku ubranych w mundury straЕјnikГіw z halabardami. Brama byЕ‚a jednak otwarta, wiД™c przeszli przez niД….

Napis wyryty w kamieniu obwieścił nazwę miejsca – Pałac Whitehall. Ruszyli dalej wydłużonym, wąskim dziedzińcem, potem przez kolejną, zwieńczoną łukiem bramę i wyszli z powrotem na główną ulicę. Wkrótce dotarli do kolistego skrzyżowania, przy którym widniał znak z napisem Charing Cross oraz wielkim, pionowym pomnikiem po środku. Droga rozwidlała się na lewo i prawo.

– Którędy? – spytała.

Caleb wyglądał na równie przytłoczonego, co ona. Wreszcie powiedział: – Instynkt podpowiada mi, by trzymać się blisko rzeki i odbić w prawo.

Zamknęła oczy i spróbowała również to wyczuć.

– Zgadzam się – powiedziała, a potem dodała – Masz w ogóle jakiś pomysł, czego szukamy?

PotrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД….

– Równie dobrze mógłbym zgadywać za ciebie.

SpojrzaЕ‚a w dГіЕ‚ na pierЕ›cieЕ„ i przeczytaЕ‚a zagadkД™ ponownie.


Za Mostem, Za NiedЕєwiedziem,


Przy Wietrze, czy teЕј SЕ‚oЕ„cu, ominiemy Londyn

Nic a nic jej to nie mГіwiЕ‚o, i nie wyglД…daЕ‚o rГіwnieЕј na to, Ејeby Caleb cokolwiek z tym kojarzyЕ‚.

– Cóż, jest tu coś o Londynie – powiedziała – więc wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze. Instynkt podpowiada mi, że musimy iść dalej, zapuścić się głębiej w miasto, i że będziemy wiedzieć, kiedy już to zobaczymy.

ZgodziЕ‚ siД™ z niД…. ChwyciЕ‚a jego dЕ‚oЕ„ i ruszyli w prawo, idД…c rГіwnolegle z rzekД…, zgodnie ze znakiem wskazujД…cym drogД™ do Strande.

W miarę, jak szli coraz dalej, Caitlin zauważyła, że miasto robiło się bardziej zwarte, więcej budynków stało bliżej siebie po obu stronach ulicy. Mieli wrażenie, jakby zbliżali się do centrum miasta. Na ulicach pojawiły się też gęste tłumy ludzi. Pogoda była idealna – Caitlin miała wrażenie, że była wczesna jesień, a słońce świeciło dość mocno. Przez chwilę zastanawiała się, który to mógł być miesiąc. Ze zdziwieniem stwierdziła, jak łatwo straciła poczucie czasu.

Przynajmniej nie było zbyt gorąco. Jednak im więcej pojawiało się ludzi na ulicach, tym większego doznawała uczucia klaustrofobii. Zdecydowanie zbliżali się do centrum ogromnej aglomeracji miejskiej, nawet mimo tego, że brakowało typowej, nowoczesnej wytworności. Była zaskoczona: zawsze wyobrażała sobie, że w dawnych czasach żyło mniej ludzi i nie było tak dużych tłumów. Jeśli już, to było wręcz przeciwnie: z każdą chwilą ulice wypełniał coraz większy tłum, w co Caitlin ledwie mogła uwierzyć. Przypominało jej to Nowy Jork w dwudziestym pierwszym wieku. Ludzie przepychali się łokciami i nawet nie raczyli odwrócić się i przeprosić. I do tego cuchnęli.

ScenД™ tД™ dopeЕ‚niali uliczni handlarze stojД…cy na kaЕјdym rogu i brutalnie oferujД…cy swe wyroby. Ludzie wykrzykiwali na wszystkie strony w rГіЕјnych, dziwacznych akcentach brytyjskich.

A kiedy głosy handlarzy w końcu ucichły, inne wypełniły otaczające ich powietrze. Należące do niezliczonych kaznodziejów. Caitlin dostrzegła wszędzie prowizoryczne podwyższenia, podia, mównice i ambony, z których kaznodzieje wygłaszali swoje kazania w stronę tłumów, krzycząc, by być lepiej słyszanymi.

– Jezus mówi ŻAŁUJ ZA GRZECHY! – wrzasnął jeden duchowny ze śmiesznym cylindrem na głowie i surową miną twarzy, spoglądając w dół na tłum powłóczystym wzrokiem. – Powiadam, WSZYSTKIE TEATRY muszą zostać zamknięte! Wszelkie nieróbstwo ZAKAZANE! Powróćcie do swych domów modlitwy!

Caitlin przypomnieli siД™ ludzie wygЕ‚aszajД…cy kazania u zbiegu ulic Nowego Jorku. Pod niektГіrymi wzglД™dami nic siД™ nie zmieniЕ‚o.

Doszli do kolejnej bramy, stojД…cej na samym Е›rodku ulicy, na ktГіrej wisiaЕ‚ znak z napisem Temple Barre, Brama Miejska. Caitlin byЕ‚a zdumiona, Ејe miasta posiadaЕ‚y jakieЕ› bramy. Wielka, robiД…ca wraЕјenie brama byЕ‚a otwarta dla przechodniГіw. Caitlin przyszЕ‚o do gЕ‚owy pytanie, czy zamykali jД… na noc. Po obu jej stronach staЕ‚y straЕјe.

Brama ta rГіЕјniЕ‚a siД™ jednak od pozostaЕ‚ych. WyglД…daЕ‚o na to, Ејe byЕ‚o to rГіwnieЕј miejsce zgromadzeЕ„. WokГіЕ‚ cisnД™Е‚y siД™ wielkie tЕ‚umy ludzi, a wysoko w gГіrze, na niewielkiej pЕ‚aszczyЕєnie staЕ‚ straЕјnik z batem w dЕ‚oni. Caitlin spojrzaЕ‚a tam i ze zdziwieniem zauwaЕјyЕ‚a skutego Е‚aЕ„cuchami i ledwie odzianego mД™ЕјczyznД™, przywiД…zanego do prД™gierza. StraЕјnik wziД…Е‚ zamach i chЕ‚ostaЕ‚ go raz po raz, a caЕ‚a gawiedЕє, widzД…c to, wydawaЕ‚a okrzyki zachwytu.

Caitlin zlustrowała twarze ludzi i nie mogła uwierzyć w wyzierającą z nich obojętność, jakby zdarzało się to codziennie, jakby było popularną formą rozrywki. Czuła, jak na widok barbarzyństwa zebranych wzbierał w niej gniew. Szturchnęła Caleba. Jego również pochłonęła ta scena. Chwyciła jego dłoń i pospiesznie minęła bramę, zmuszając się do odwrócenia wzroku. Obawiała się, że jeśli nadal będzie się nad tym rozwodzić, to straci panowanie nad sobą i zaatakuje strażników.

– Barbarzyństwo – powiedziała, kiedy znaleźli się z dala od tego ponurego widoku, a odgłosy uderzeń bata ucichły nieco.

– Okropne – zgodził się z nią Caleb.

Idąc dalej, Caitlin próbowała pozbyć się z głowy tego obrazu. Siłą woli skoncentrowała się na czymś innym. Spojrzała w górę na uliczny znak i zauważyła, że nazwa ulicy, po której szli zmieniła się na Fleet Street. Z każdym ich krokiem tłumy rosły jeszcze bardziej, robiło się coraz ciaśniej, a budynki i drewniane domy stały jeszcze bliżej jeden obok drugiego. Na tej ulicy widniały również sklepy. Jedna tabliczka głosiła: Golenie za pensa. Przed innym kołysała się tabliczka kowala z podkową zwisającą z przodu. Jeszcze inny napis wyryty wielkimi literami oznajmiał: Siodła.

– Może nową podkowę, panienko? – zapytał miejscowy sklepikarz, kiedy przechodzili obok.

ZbiЕ‚ jД… z tropu.

– Hm, nie, dziękuję – odparła.

– Może ty, panie – nalegał mężczyzna. – Może golenie? Mam najczystsze brzytwy na całej ulicy.

Caleb uЕ›miechnД…Е‚ siД™ do mД™Ејczyzny

– Dziękuję, nie trzeba.

Caitlin spojrzaЕ‚a na Caleba i zdaЕ‚a sobie sprawД™, Ејe caЕ‚y czas wyglД…daЕ‚ na Е›wieЕјo ogolonego. Jego twarz byЕ‚a bardzo gЕ‚adka. WyglД…daЕ‚a jak porcelana.

Idąc dalej ulicą Fleet Street, Caitlin nie mogła nie zauważyć, że tłum uległ zmianie. Zrobiło się bardziej obskurnie, kilka osób otwarcie piło z flaszek, zataczając się, śmiejąc za głośno i jawnie łypiąc okiem na kobiety.

– DЕ»IN SPRZEDAJД?! DЕ»IN! – wrzeszczaЕ‚ jakiЕ› chЕ‚opiec, zaledwie dziesiД™ciolatek, trzymajД…c skrzynkД™ niewielkich, zielonych butelek z dЕјinem. – KUPUJCIE! PГ“ЕЃ PENSA! KUPUJCIE!

Caitlin znowu ktoś popchnął, a tłum jeszcze bardziej zgęstniał. Obejrzała się i zauważyła grupkę kobiet z nadmiernym makijażem, ubrane w grube, ważące z tonę suknie, wydekoltowane tak nisko, że widać była niemal całe piersi.

– Chcesz się zabawić? – wrzasnęła jedna z nich, najwyraźniej podpita, chwiejąc się na nogach. Podeszła do przechodnia, który odepchnął ją brutalnie.

Caitlin była zdumiona grubiaństwem w tej części miasta. Poczuła, jak Caleb instynktownie przysunął się do niej i objął ręką w pasie, okazując w ten sposób swoją opiekuńczość. Przyspieszyli kroku i przeciskali się przez tłum, Caitlin natomiast spuściła wzrok, by sprawdzić, czy Ruth nadal za nimi nadążała.

WkrГіtce ulica skoЕ„czyЕ‚a siД™ i ujrzeli przed sobД… niewielkД… kЕ‚adkД™, a kiedy weszli na niД…, Caitlin spojrzaЕ‚a w dГіЕ‚. ZobaczyЕ‚a wielki znak z napisem Fleet Ditch i zdumiaЕ‚a siД™ na widok tego, co znajdowaЕ‚o siД™ poniЕјej. ByЕ‚ to niewielki kanaЕ‚, szeroki moЕјe na dziesiД™Д‡ stГіp, caЕ‚kowicie wypeЕ‚niony mД™tnД… wodД…. Na jej powierzchni koЕ‚ysaЕ‚y siД™ najrГіЕјniejsze Е›mieci i odpady. PodniosЕ‚a wzrok i zobaczyЕ‚a ludzi oddajД…cych do kanaЕ‚u mocz, innych wrzucajД…cych tam zawartoЕ›Д‡ nocnikГіw, koЕ›ci kurczД…t, domowe odpady i wszelkiego rodzaju paskudztwo. WyglД…daЕ‚o to jak jeden potД™Ејny, pЕ‚ywajД…cy Е›ciek, niosД…cy ze sobД… wszystkie miejskie odpadki.

Popatrzyła, dokąd prowadził i w oddali zobaczyła, że wpadał do rzeki. Smród sprawił, że odwróciła głowę. Była to prawdopodobnie najohydniejsza rzecz, jaką przyszło jej wąchać w całym życiu. Nad powierzchnią unosiły się toksyczne opary, dzięki czemu okropny, uliczny odór był niczym róże w porównaniu z tym tutaj.

Szybko pokonali mostek.

Kiedy dotarli na druga stronę, Caitlin z ulgą stwierdziła, że wreszcie było tu szerzej i mniej tłoczno. Smród również osłabł, a po fetorze z kanału, codzienne uliczne zapachy już jej nie przeszkadzały. Uświadomiła sobie, że właśnie w ten sposób ludzie żyli szczęśliwie w takich warunkach: trzeba było przyzwyczaić się tylko, zważywszy na czasy, w których przyszło żyć.

Z każdym krokiem, okolica stawała się milsza oku. Po lewej stronie minęli ogromny kościół, na którego kamiennym gmachu widniały wyryte starannym, kaligraficznym pismem słowa: Świętego Pawła. Była to masywna świątynia z przepiękną, zdobioną fasadą sięgającą wysoko do samego nieba, górującą nad wszystkim wkoło. Caitlin nie mogła wyjść z podziwu dla piękna architektury tej budowli, która idealnie wpasowałaby się nawet w dwudziesty pierwszy wiek. Wydawała się taka nieprzystająca, górując nad całą drewnianą architekturą wokół. Caitlin zaczynała dostrzegać jak bardzo kościoły zawładnęły krajobrazem tych czasów i jak ważne były dla ludzi w nich żyjących. Były dosłownie wszechobecne. A dźwięk donośnych dzwonów rozbrzmiewał przez cały czas.

Caitlin przystanęła i zaczęła przyglądać się wiekowej architekturze. Nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że, być może, we wnętrzu kościoła czekała na nich jakaś wskazówka.

– Zastanawiam się, czy nie wejść? – spytał Caleb, odczytując jej myśli.

Ponownie przyjrzaЕ‚a siД™ inskrypcji na pierЕ›cieniu.

Za Mostem, Za NiedЕєwiedziem.

– Jest mowa o jakimś moście – powiedziała, namyślając się.

– Właśnie jeden przeszliśmy – odparł Caleb.

Caitlin potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД…. CoЕ› jej nie pasowaЕ‚o.

– To była zaledwie kładka. Instynkt podpowiada mi, że to nie tutaj. Gdziekolwiek musimy się udać, mam przeczucie, że to nie tu.

StojД…c w miejscu, Caleb przymknД…Е‚ oczy. W koЕ„cu je otworzyЕ‚.

– Ja również nic nie czuję. Ruszajmy dalej.

– Podejdźmy bliżej do rzeki – powiedziała Caitlin. – Jeśli mamy znaleźć jakiś most, to zakładam, że będzie w pobliżu rzeki. I z chęcią zaczerpnę trochę świeżego powietrza.

ZauwaЕјyЕ‚a bocznД… uliczkД™ wiodД…cД… na nadbrzeЕјe oraz jej licho oznakowanД… nazwД™: St. Andrews Hill. ChwyciЕ‚a dЕ‚oЕ„ Caleba i poszli w tД™ stronД™.

Zeszli po lekko nachylonej drodze i Caitlin zauwaЕјyЕ‚a w oddali tД™tniД…cД… ruchem wodnym rzekД™.

To musi być słynna londyńska Tamiza, pomyślała. Z pewnością. Przynajmniej tyle zapamiętała z zajęć z podstaw geografii.

Ulica koЕ„czyЕ‚a siД™ budynkiem i nie zaprowadziЕ‚a ich bezpoЕ›rednio na brzeg, wiД™c skrД™cili w lewo, w uliczkД™, ktГіra biegЕ‚a w jej pobliЕјu, rГіwnolegle do niej, tylko piД™Д‡dziesiД…t stГіp dalej, a nosiЕ‚a imiД™ rzeki.

Thames Street byЕ‚a nawet wytworna, caЕ‚kowicie odmienna od Fleet Street. Domy byЕ‚y tutaj Е‚adniejsze, a po ich prawej stronie, wzdЕ‚uЕј nabrzeЕјa widniaЕ‚y wspaniaЕ‚e posesje z ogromnymi poЕ‚aciami ziemi ciД…gnД…cej siД™ w dГіЕ‚, do rzeki. RГіwnieЕј zabudowa byЕ‚a tu bardziej wyszukana i wytworna. NajwyraЕєniej, ta czД™Е›Д‡ miasta zarezerwowana byЕ‚a dla bogatych.

Okolica byЕ‚a osobliwa i urocza. Pokonali wiele wijД…cych siД™ uliczek o Е›miesznych nazwach typu Windgoose Lane, Old Swan Lane, Garlick Hill, czy Bread Street Hill. W gruncie rzeczy, zapach jedzenia unosiЕ‚ siД™ wszД™dzie w powietrzu. Caitlin poczuЕ‚a, jak zaburczaЕ‚o jej w brzuchu. Ruth rГіwnieЕј zaskowyczaЕ‚a. Caitlin wiedziaЕ‚a, Ејe i ona byЕ‚a gЕ‚odna. Lecz nigdzie nie widziaЕ‚a ЕјywnoЕ›ci na sprzedaЕј.

– Wiem, Ruth – współczuła jej Caitlin. – Wkrótce znajdę dla nas jedzenie, przyrzekam.

Szli dalej. Caitlin nie wiedziała za dobrze, czego szukała. Caleb również. Wciąż mieli wrażenie, że zagadka mogła zaprowadzić ich gdziekolwiek i nie mieli żadnych tropów. Zagłębiali się coraz bardziej w serce miasta, a ona nadal nie była pewna, w którą stronę podążyć.

W chwili, kiedy zaczynała czuć zmęczenie, głód i chęć pomarudzenia, dotarli do ogromnego skrzyżowania. Podniosła wzrok. Prosty, drewniany znak oznajmił im nazwę ulicy: Grace Church Street. W powietrzu unosił się ciężki zapach ryb.

PrzystanД™Е‚a ze zЕ‚oЕ›ciД… i odwrГіciЕ‚a siД™ twarzД… do Caleba.

– Nawet nie wiemy, czego szukamy – powiedziała. – Jest tam coś o moście, lecz żadnego nie widziałam. Może marnujemy tylko czas? Może powinniśmy podejść do tego inaczej?

Nagle Caleb klepnД…Е‚ jД… po ramieniu i wskazaЕ‚ coЕ› palcem.

OdwrГіciЕ‚a siД™ powoli. ByЕ‚a zszokowana tym, co zobaczyЕ‚a.

Ulica Grace Church prowadziЕ‚a ku wielkiemu mostowi, jednemu z najwiД™kszych, jakie widziaЕ‚a. W jej sercu odЕјyЕ‚a nadzieja. Wielki znak mГіwiЕ‚: London Bridge. Jej serce zabiЕ‚o mocniej. Ulica byЕ‚a tu szersza, niczym gЕ‚Гіwna arteria. Ludzie, konie, powozy i wszelkiego rodzaju transport wlewaЕ‚ siД™ na most i z mostu.

Jeśli rzeczywiście mieli poszukać mostu, to najwyraźniej go znaleźli.


*

Caleb chwyciЕ‚ jej dЕ‚oЕ„ i poprowadziЕ‚ w kierunku mostu, wtapiajД…c siД™ w uliczny ruch. PodniosЕ‚a wzrok. Widok sprawiЕ‚ na niej ogromne wraЕјenie. Nigdy jeszcze nie widziaЕ‚a podobnego mostu. WejЕ›cie wieЕ„czyЕ‚a ogromna, sklepiona brama ze straЕјnikami stojД…cymi po jej obu stronach. Na szczycie widniaЕ‚y niezliczone piki z zatkniД™tymi na nich gЕ‚owami i krwiД… cieknД…cД… z ich gardeЕ‚. Widok ten byЕ‚ makabryczny i Caitlin odwrГіciЕ‚a wzrok.

– Pamiętam to – powiedział Caleb. – Setki lat temu. Właśnie w taki sposób zawsze ozdabiali swoje mosty: głowami więźniów. To ostrzeżenie dla złoczyńców.

– To przerażające – powiedziała Caitlin i schyliła głowę, po czym szybko weszli na most.

U jego podstawy stały stragany, w których kupcy sprzedawali ryby. Caitlin obejrzała się i zauważyła przybijające do brzegu łodzie i ludzi taszczących ryby po błotnistym dnie, ślizgających się raz po raz. Wejście na most cuchnęło rybami tak bardzo, że musiała zatkać nos. Na niewielkich, prowizorycznych stolikach leżały różne gatunki ryb. Niektóre wciąż się ruszały.

– Pagrus, trzy pensy za funta! – ktoś wrzasnął.

Caitlin wyminД™Е‚a go szybko, starajД…c siД™ uciec przed zapachem.

IdД…c dalej, Caitlin i Caleb zdumieli siД™ powtГіrnie, jako Ејe most byЕ‚ peЕ‚en sklepГіw. Niewielkie kramy sprzedawcГіw zastawiaЕ‚y most po obu stronach, a miД™dzy nimi przeciskaЕ‚ siД™ caЕ‚y ruch, Ејywy inwentarz, konie i powozy. PanowaЕ‚ jeden wielki tЕ‚ok i chaos, w ktГіrym co rusz rozlegaЕ‚y siД™ okrzyki ludzi sprzedajД…cych swe wyroby.

– Skóry wyprawiamy! – ktoś krzyknął.

– Obedrzemy twoje zwierzę ze skóry! – krzyknął ktoś inny.

– Świece woskowe! Najprzedniejszy wosk!

– Kryjemy dachy!

– Drewno na opał!

– Świeże pióra! Pióra i pergamin!

IdД…c dalej, natknД™li siД™ na bardziej atrakcyjne sklepy. NiektГіre z nich sprzedawaЕ‚y wyroby jubilerskie. Caitlin przyszedЕ‚ na myЕ›l zЕ‚oty most we Florencji, chwile spД™dzone z Blakiem i bransoletka, ktГіrД… jej kupiЕ‚.

Na chwilę poddała się emocjom, osunęła na bok, przytrzymała barierki i wyjrzała poza most. Pomyślała o tych wszystkich chwilach, które już przeżyła, wszystkich miejscach, w których już była i poczuła się przytłoczona. Czy to wszystko rzeczywiście się wydarzyło? Jak jedna osoba mogła przeżyć to wszystko? A może wkrótce miała się przebudzić z powrotem w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku i pomyśleć, że to wszystko było jedynie najdłuższym i najbardziej zwariowanym snem w jej życiu?

– W porządku? – zapytał Caleb i podszedł bliżej. – Co się stało?

Caitlin szybko otarЕ‚a Е‚zД™. UszczypnД™Е‚a siД™ i zorientowaЕ‚a, Ејe nie Е›niЕ‚a. Wszystko to byЕ‚o prawdziwe. I wЕ‚aЕ›nie to byЕ‚o najbardziej szokujД…ce.

– Nic – odparła szybko, przybrawszy wymuszony uśmiech na twarzy. Miała nadzieję, że nie zdołał odczytać jej myśli.

Caleb stanął przy niej i razem z nią zaczął rozglądać się po Tamizie. Była szeroka i zatłoczona. Po jej wodach pływały pospołu łodzie żaglowe, wiosłowe, rybackie i różnego typu statki. Wodny trakt tętnił życiem, a Caitlin nie mogła wyjść z podziwu dla rozmiarów tych wszystkich pływających jednostek i żagli, które czasami pięły się na dziesiątki stóp w górę. Podziwiała ciszę panującą nad wodą pomimo tak wielu łodzi. Żadnych odgłosów silnika, żadnych motorówek. Jedynie odgłos łopoczących na wietrze żagli, które pozwoliły jej się zrelaksować. Docierające tu dzięki nieustającej bryzie powietrze było równie świeże, pozbawione nareszcie wszelkich zapachów.

Odwróciła się do Caleba i ruszyli razem dalej przez most, z Ruth u boku. Ruth znowu zawyła. Caitlin wyczuwała, że wilczyca była głodna. Chciała się gdzieś zatrzymać, jednak nigdzie, gdzie zajrzała, nie było żadnego jedzenia. Jej samej zaczął doskwierać głód.

Kiedy dotarli na środek mostu, Caitlin znów zaskoczył widok, który tam zastała. Nie sądziła, że cokolwiek jeszcze mogło ją zaskoczyć po tym, jak zobaczyła głowy na pikach – a jednak.

Wprost przed nimi, na Е›rodku mostu staЕ‚ szafot, a na nim trzech wiД™ЕєniГіw z pД™tlami na szyjach, z zawiД…zanymi oczyma, licho odzianymi. Jeszcze Ејyli. Za nimi staЕ‚ kat w czarnym kapturze, z wyciД™tymi na oczy otworami.

– Następne wieszanie odbędzie się o pierwszej! – wykrzyczał. Gęsty tłum zaczął cisnąć się przy szafocie, najwyraźniej w oczekiwaniu na egzekucję.

– Co zrobili? – Caitlin zapytała kogoś z tłumu.

– Przyłapali ich na kradzieży, panienko – powiedział, nie zadawszy sobie nawet trudu, by popatrzeć w jej stronę.

– Jednego złapali, jak szkalował królową! – dodała jakaś starsza kobieta.

Caleb poprowadziЕ‚ jД… jak najdalej od tego makabrycznego widoku.

– Obserwowanie egzekucji zdaje się tu codzienną rozrywką – skomentował.

– To okrutne – powiedziała Caitlin. Dziwiła się, jak odmienną od współczesnej była ta społeczność, jak duża była jej tolerancja dla okrucieństwa i przemocy. A przecież to był Londyn, jedno z najbardziej cywilizowanych miejsc w tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, jak wyglądało życie z dala od tego cywilizowanego miasta. Była zdumiona jak bardzo społeczeństwo i jego zasady ulegały zmianom.

W koЕ„cu pokonali most i kiedy stanД™li u jego drugiego kraЕ„ca, Caitlin odwrГіciЕ‚a siД™ do Caleba. SpojrzaЕ‚a na pierЕ›cieЕ„ i ponownie przeczytaЕ‚a na gЕ‚os:


Za Mostem, Za NiedЕєwiedziem,


Przy Wietrze, czy teЕј SЕ‚oЕ„cu, ominiemy Londyn

– Cóż, postępując zgodnie z tym, właśnie stanęliśmy „za mostem.” Następny krok będzie „Za Niedźwiedziem.” Caitlin spojrzała na niego. – Co może oznaczać?

– Sam chciałbym wiedzieć – odparł.

Czuję, że ojciec jest gdzieś w pobliżu – powiedziała Caitlin.

ZamknД™Е‚a oczy i siЕ‚Д… woli zmusiЕ‚a wskazГіwkД™, by siД™ ujawniЕ‚a.

I właśnie w tej chwili przebiegł koło nich jakiś chłopczyk z ogromną stertą broszur, krzycząc w niebogłosy. – SZCZUCIE NIEDŹWIEDZIA! Pięć pensów! Tylko tutaj! SZCZUCIE NIEDŹWIEDZIA! Pięć pensów! Tylko tutaj!

Wyciągnął dłoń i wepchnął Caitlin ulotkę do rąk. Spojrzała w dół i zauważyła napisane ogromnymi literami słowa: „Szczucie Niedźwiedzia” oraz niewyszukaną ilustrację areny.

Spojrzała na Caleba, a on na nią, w tej samej chwili. Oboje zaczęli śledzić wzrokiem znikającego w oddali chłopca.

– Szczucie niedźwiedzia? – spytała Caitlin. – Co to takiego?

– Teraz to sobie przypominam – powiedział Caleb. – W tych czasach był to wielki sport. Wpuszczali niedźwiedzia na arenę, przywiązywali go do pala i szczuli na niego dzikie psy. Wówczas robili zakłady, kto wygra: niedźwiedź, czy też psy.

– To chore – powiedziała Caitlin.

– Zagadka – odparł. Za mostem, Za Niedźwiedziem. Myślisz, że o to w tym chodzi?

Jak na komendД™ odwrГіcili siД™ i ruszyli za chЕ‚opcem, ktГіry byЕ‚ juЕј hen daleko, wciД…Еј wykrzykujД…c swe sЕ‚owa.

U podnГіЕјa mostu skrД™cili w prawo i podД…Ејyli wzdЕ‚uЕј rzeki, tym razem po drugiej stronie Tamizy, idД…c ulicД… Clink Street. Caitlin zauwaЕјyЕ‚a, Ејe ta strona rzeki rГіЕјniЕ‚a siД™ znacznie od tamtej. ByЕ‚a mniej zabudowana, mniej zaludniona. Domostwa byЕ‚y tu niЕјsze, prostsze, a nabrzeЕјe bardziej zaniedbane. Z pewnoЕ›ciД… byЕ‚o tu mniej sklepГіw i tЕ‚umy nie byЕ‚y tak liczne.

WkrГіtce dotarli do ogromnej budowli, a widzД…c prД™ty w oknach i rozstawione straЕјe, Caitlin domyЕ›liЕ‚a siД™, Ејe byЕ‚o to wiД™zienie.

Clink Street, pomyЕ›laЕ‚a Caitlin. Trafna nazwa.

Budynek byЕ‚ ogromny i ciД…gnД…Е‚ siД™ w dal. MijajД…c go, Caitlin zauwaЕјyЕ‚a rД™ce i twarze wystajД…ce spomiД™dzy krat, Е›ledzД…ce kaЕјdy jej ruch. Setki wiД™ЕєniГіw cisnД™Е‚y siД™ tam, Е‚ypiД…c na niД… okiem i wykrzykujД…c do niej ordynarne sЕ‚owa.

Ruth warknД™Е‚a, a Caleb przysunД…Е‚ siД™ bliЕјej do niej.

Poszli dalej, mijając ulicę oznakowaną jako Dead Man’s Place. Spojrzała na prawo i zobaczyła kolejny szafot i przygotowania do kolejnej egzekucji. Na podwyższeniu stał więzień, z pętlą na szyi i zawiązanymi oczyma. Trząsł się cały.

Caitlin tak bardzo byЕ‚a rozproszona, Ејe niemal straciЕ‚a chЕ‚opca z oczu. Caleb chwyciЕ‚ jej dЕ‚oЕ„ i poprowadziЕ‚ dalej ulicД… Clink Street.

Idąc dalej, Caitlin nagle usłyszała odległy krzyk, a następnie ryk. Zauważyła, jak chłopiec skręcił za róg w oddali i usłyszała kolejny krzyk. Później poczuła ze zdumieniem, jak ziemia zatrzęsła się pod jej stopami. Nie czuła nic takiego od pobytu w Rzymskim Koloseum. Zdała sobie sprawę, że tuż za zakrętem musiało znajdować się coś w rodzaju ogromnej areny.

Kiedy wyszli zza rogu, Caitlin uderzyЕ‚ nowy widok. ByЕ‚a tam ogromna, okrД…gЕ‚a budowla wyglД…dajД…ca jak Koloseum. ByЕ‚a wysoka na kilka piД™ter i niedostД™pna dla spojrzeЕ„ z zewnД…trz, jednak ze wszystkich stron prowadziЕ‚y do Е›rodka sklepione drzwi. UsЕ‚yszaЕ‚a okrzyki, tym razem juЕј gЕ‚oЕ›niejsze i najwyraЕєniej dochodzД…ce zza Е›cian budowli.

Przed budynkiem kłębiły się setki ludzi, podejrzanych typów, jakich Caitlin jeszcze nie widziała. Niektórzy byli ledwie ubrani, wielu z wystającymi ogromnymi brzuchami, nieogoleni i nieumyci. Wśród nich wałęsały się dzikie psy. Ruth zaczęła warczeć i zjeżyła włosy na karku, najwyraźniej poruszona tym widokiem.

Sprzedawcy przepychali siД™ ze swymi wГіzkami. Wielu z nich sprzedawaЕ‚o dЕјin. SД…dzД…c po wyglД…dzie tЕ‚oczД…cych siД™ ludzi, wielu z nich korzystaЕ‚o z okazji. Przepychali siД™ brutalnie na wszystkie strony, a wiД™kszoЕ›Д‡ wydawaЕ‚a siД™ pijana. PodniГіsЕ‚ siД™ kolejny ryk. Caitlin podniosЕ‚a wzrok i zauwaЕјyЕ‚a wiszД…cy nad arenД… napis: Szczucie NiedЕєwiedzi.

PoczuЕ‚a odrazД™. Czy ci ludzie naprawdД™ byli aЕј tak okrutni?

Niewielka arena zdawała się częścią większego kompleksu. W oddali widniała kolejna niewielka arena z ogromnym znakiem, na którym było napisane: „ Szczucie byków.” I jeszcze dalej, na uboczu, znajdowała się kolejna ogromna, kolista budowla – chociaż różniąca się od tamtych dwóch wyglądem. Miała klasę.

– Chodźcie zobaczyć nową sztukę Willa Shakespeare’a w nowym teatrze Globe Theater! − wrzasnął przechodzący obok chłopak. Podszedł ze stosem broszur wprost do Caitlin i wepchnął jedną w jej dłoń. Spojrzała na nią i przeczytała: „Nowa sztuka Williama Shakespeare: Tragedia Romeo i Julia”.

– Przyjdziesz, panienko? – zapytał chłopiec. – To jego nowa sztuka, i będzie grana po raz pierwszy w tym nowiutkim teatrze.

Caitlin spojrzaЕ‚a na broszurД™ i poczuЕ‚a dreszczyk ekscytacji. Czy to byЕ‚o prawdziwe? Czy dziaЕ‚o siД™ naprawdД™?

– Gdzie to? – spytała.

Chłopiec zachichotał. Odwrócił się i wskazał palcem. – Przecież właśnie tam, panienko.

Caitlin spojrzała we wskazanym kierunku i w oddali zobaczyła okrągłą budowlę z białymi stiukami i drewnianym wykończeniem w stylu Tudorów. Globe. Globe Shakespeare’a. To było niewiarygodne. Naprawdę tu była.

Wokół niego kłębiły się setki ludzi, nadchodzące ze wszystkich stron. A tłumy te wyglądały równie nieokrzesanie, co te garnące się do szczucia niedźwiedzi i byków. Zaskoczyło ją to. Zawsze uważała, że bywalcy szekspirowskiego teatru byli bardziej ucywilizowani, bardziej wytworni. Nigdy tak naprawdę nie przyszło jej na myśl, że mogła to być rozrywka dla mas – i to najprymitywniejszych z nich. Wydawało się, że teatr stał w szrankach na równi ze szczuciem niedźwiedzi.

O tak, z chęcią obejrzałaby nową sztukę Shakespeare’a, z chęcią poszłaby do Globe. Jednakże, była zdecydowana najpierw wypełnić swoją misję, rozwikłać zagadkę.

Znad niedЕєwiedziej areny dobiegЕ‚ kolejny ryk. Caitlin odwrГіciЕ‚a siД™ i ponownie skupiЕ‚a na niej uwagД™. ZastanawiaЕ‚a siД™, czy klucz do rozwiД…zania zagadki kryЕ‚ siД™ za tymi Е›cianami.

ZwrГіciЕ‚a siД™ do Caleba.

– Jak myślisz? – spytała. − Powinniśmy sprawdzić, o co w tym chodzi?

Caleb wyglД…daЕ‚, jakby siД™ wahaЕ‚.

Zagadka rzeczywiście wspominała o moście – powiedział – i niedźwiedziu, lecz moje zmysły podpowiadają mi coś innego. Nie jestem do końca pewien—

Nagle Ruth warknД™Е‚a i pognaЕ‚a gdzieЕ› w bok.

– Ruth! – krzyknęła Caitlin.

Już jej nie było. Nie odwróciła się nawet, by posłuchać. Pobiegła, co sił w łapach.

Caitlin była w szoku. Nigdy nie widziała, żeby Ruth w ten sposób postąpiła, nawet w chwilach bezpośredniego zagrożenia. Co mogło aż tak przykuć jej uwagę? Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żeby Ruth jej nie posłuchała.

Caitlin i Caleb zerwali siД™ do biegu w tej samej chwili.

Ale nawet z ich wampirzą prędkością, biegli za wolno, spowalniani przez grząski piach. Ruth była znacznie szybsza. Widzieli, jak wykręcała i meandrowała w tłumie i musieli przepychać się, by nie stracić jej z oczu. Caitlin zauważyła, jak Ruth znikła w oddali za zakrętem i puściła się pędem w wąskiej alejce. Przyspieszyła jeszcze bardziej, wraz z Calebem, odpychając z drogi wielkiego człowieka i skręciła w tę samą alejkę.

Za czym u diabła tak goniła? zastanawiała się Caitlin. Przyszedł jej do głowy jakiś bezpański pies, albo też Ruth dotarła do apogeum swego głodu i puściła się w pogoń za jedzeniem. Była ostatecznie wilkiem. Caitlin musiała o tym pamiętać. Powinna postarać się o znalezienie dla niej pożywienia dużo wcześniej.

Kiedy jednak minД™Е‚a rГіg i spojrzaЕ‚a w gЕ‚Д…b uliczki, nagle uЕ›wiadomiЕ‚a sobie z szokiem, co to byЕ‚o.

W oddali, na koЕ„cu alejki, siedziaЕ‚a na ziemi maЕ‚a dziewczynka, moЕјe oЕ›mioletnia, struchlaЕ‚a, Е‚kajД…ca, trzД™sД…ca siД™. Obok niej staЕ‚ ogromny muskularny mД™Ејczyzna. GГіrowaЕ‚ nad niД…, pozbawiony koszuli, z wielkim sterczД…cym brzuszyskiem, nieogolony, z wЕ‚osami pokrywajД…cymi mu tors i ramiona. PatrzД…c gniewnie i pokazujД…c braki w uzД™bieniu, smagaЕ‚ biedne dziecko po plecach skГіrzanym pasem.

– Oto, czego możesz się spodziewać za swoje nieposłuszeństwo! – krzyczał zjadliwie, co rusz unosząc pas.

Caitlin zmartwiała. Była gotowa rzucić się na niego.

Lecz uprzedziЕ‚a jД… Ruth. MiaЕ‚a nad niД… duЕјД… przewagД™ i kiedy mД™Ејczyzna wziД…Е‚ zamach, Ruth podbiegЕ‚a i skoczyЕ‚a w powietrze, rozdziawiajД…c szeroko paszczД™.

RunД™Е‚a na przedramiД™ czЕ‚owieka i zatopiЕ‚a w nim gЕ‚Д™boko kЕ‚y. Krew trysnД™Е‚a na wszystkie strony, a mД™Ејczyzna wrzasnД…Е‚ nieludzko.

Ruth wpadła w szał i nic nie było w stanie jej ułagodzić. Warczała i potrząsała głową, wgryzając się coraz głębiej w ciało człowieka i nie puszczając.

Mężczyzna zaczął wymachiwać nią na lewo i prawo tylko dzięki swej słusznej posturze oraz temu, że Ruth nie była jeszcze w pełni wyrośniętym wilkiem. Warknęła. Odezwała się tak przerażającym głosem, że Caitlin włosy stanęły dęba.

Jednak mężczyzna ten najwyraźniej przywykł do przemocy. Zarzucił muskularnym ramieniem dokoła i zdołał uderzyć Ruth o ceglany mur. Potem zamachnął się pasem i zdzielił nim Ruth po karku.

Ruth pisnД™Е‚a i zaskomlaЕ‚a. W koЕ„cu wypuЕ›ciЕ‚a rД™kД™ mД™Ејczyzny i opadЕ‚a na ziemiД™.

Z wyrazem nienawiści w oczach mężczyzna zamachnął się obiema rękoma, gotowy uderzyć pasem ze wszystkich sił Ruth po głowie.

Caitlin ruszyła z miejsca. Zanim człowiek zdążył opuścić pas, skoczyła w powietrze z wyciągniętą prawą dłonią i chwyciła go za gardło. Uniosła go w górę wysoko, wyżej od siebie, i popchnęła w tył, aż walnął o mur i go ukruszył.

PrzytrzymaЕ‚a go tak zwisajД…cego przed niД…, z siniejД…cД… twarzД…. ByЕ‚a znacznie od niego mniejsza, lecz nie miaЕ‚ Ејadnej szansy w jej stalowym uЕ›cisku.

W koЕ„cu pozwoliЕ‚a mu osunД…Д‡ siД™ w dГіЕ‚. SiД™gnД…Е‚ po pas, a wГіwczas Caitlin odchyliЕ‚a siД™ i kopnД™Е‚a go mocno w twarz, Е‚amiД…c mu nos.

Potem odchyliЕ‚a siД™ znowu i kopnД™Е‚a go w tors z takД… siЕ‚Д…, Ејe poleciaЕ‚ kilkanaЕ›cie stГіp w tyЕ‚. UderzyЕ‚ w mur na tyle silnie, Ејe zostawiЕ‚ po sobie wklД™sЕ‚y Е›lad w cegЕ‚ach i w koЕ„cu osunД…Е‚ siД™ na ziemiД™, wyglД…dajД…c jak nieboskie stworzenie.

Lecz Caitlin wciąż czuła krążący w jej żyłach gniew. Pomyślała o niewinnej dziewczynce, o Ruth. Od dawna już nie czuła takiej furii. Nie potrafiła nad sobą zapanować. Podeszła do niego, wyrwała pas z jego dłoni, wzięła zamach i uderzyła go mocno w ogromny brzuch.

MД™Ејczyzna szarpnД…Е‚ siД™ i zЕ‚apaЕ‚ za brzuch.

Kiedy usiadЕ‚, kopnД™Е‚a go wprost w twarz. TrafiЕ‚a w podbrГіdek. Jej uderzenie cisnД™Е‚o nim do tyЕ‚u, aЕј uderzyЕ‚ tyЕ‚em gЕ‚owy o ziemiД™. Wreszcie straciЕ‚ przytomnoЕ›Д‡.

Caitlin nadal jednak nie była zadowolona. Nie łatwo przychodziło jej wzniecić w sobie taką furię, ale kiedy już do tego doszło, nie potrafiła się uspokoić.

Podeszła, położyła mu stopę na gardle i już była gotowa zabić go na miejscu.

– Caitlin! – odezwał się ostry głos.

OdwrГіciЕ‚a siД™ i z wciД…Еј pulsujД…cym w niej gniewem zauwaЕјyЕ‚a stojД…cego za sobД… Caleba. Powoli potrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД… i spojrzaЕ‚ na niД… z reprymendД… we wzroku.

– Już dość go sponiewierałaś. Zostaw go.

CoЕ› w gЕ‚osie Caleba dotarЕ‚o do jej umysЕ‚u.

NiechД™tnie uniosЕ‚a stopД™.

ZauwaЕјyЕ‚a w oddali ogromnД… baliД™ wypeЕ‚nionД… Е›ciekami. ZauwaЕјyЕ‚a teЕј tЕ‚ustД…, ciemnД… maЕє przelewajД…cД… siД™ przez jej brzegi i poczuЕ‚a idД…cy od niej smrГіd.

Idealnie.

SchyliЕ‚a siД™, podrzuciЕ‚a mД™ЕјczyznД™ w gГіrД™, mimo, Ејe z pewnoЕ›ciД… waЕјyЕ‚ grubo ponad trzysta funtГіw, i przeszЕ‚a z nim przez alejkД™. WrzuciЕ‚a go do kadzi gЕ‚owД… w dГіЕ‚.

WylД…dowaЕ‚ z pluskiem. ZobaczyЕ‚a jak utknД…Е‚ po szyjД™ w odchodach. Z przyjemnoЕ›ciД… pomyЕ›laЕ‚a o chwili, kiedy mД™Ејczyzna w koЕ„cu siД™ obudzi i zda sobie sprawД™, gdzie siД™ znalazЕ‚. W koЕ„cu byЕ‚a usatysfakcjonowana.

I dobrze, pomyЕ›laЕ‚a. To wЕ‚aЕ›nie jest twoje miejsce.

Natychmiast przyszЕ‚a jej na myЕ›l Ruth. PodbiegЕ‚a do niej i obejrzaЕ‚a Е›lad pozostawiony na jej karku przez pas; wilczyca kuliЕ‚a siД™ i powoli wracaЕ‚a do siebie. Caleb rГіwnieЕј podszedЕ‚ i przyjrzaЕ‚ siД™ jej uwaЕјnie. Ruth poЕ‚oЕјyЕ‚a gЕ‚owД™ na kolanach Caitlin i zaskomlaЕ‚a. Ta pocaЕ‚owaЕ‚a jД… w czoЕ‚o.

Nagle Ruth otrzД…snД™Е‚a siД™, wyrwaЕ‚a z ich objД™Д‡ i pobiegЕ‚a przez alejkД™ w stronД™ dziewczynki.

Caitlin obrГіciЕ‚a siД™ na piД™cie. Nagle przypomniaЕ‚a sobie i rГіwnieЕј podbiegЕ‚a do niej.

Ruth zbliżyła się i zaczęła lizać ją po twarzy. Jej język rozproszył uwagę dziewczynki na tyle, że powoli jej histeryczne łkanie minęło. Siedząc na ziemi, w zabrudzonej sukience, ze śladami po uderzeniach pasa na plecach, z których zaczęła sączyć się krew, dziewczynka spojrzała ze zdziwieniem na Ruth.

W miarД™, jak Ruth lizaЕ‚a jД… raz po raz, dziewczynka otworzyЕ‚a szeroko oczy. W koЕ„cu wyciД…gnД™Е‚a dЕ‚oЕ„ i powoli, z wahaniem pogЕ‚askaЕ‚a Ruth. Potem objД™Е‚a jД… i przytuliЕ‚a do siebie. Ruth odwzajemniЕ‚a siД™, przysuwajД…c jeszcze bliЕјej do dziewczynki.

ZadziwiajД…ce, pomyЕ›laЕ‚a Caitlin. Ruth wyczuЕ‚a tД™ dziewczynkД™ z odlegЕ‚oЕ›ci kilku skrzyЕјowaЕ„. WyglД…daЕ‚o to tak, jakby obydwie znaЕ‚y siД™ od wiekГіw.

Caitlin podeszЕ‚a i uklД™kЕ‚a przy dziewczynce. PodparЕ‚a jД… rД™kД… i pomogЕ‚a usiД…Е›Д‡.

– W porządku? – spytała.

Zszokowana dziewczynka spojrzaЕ‚a na niД…, potem na Caleba. ZamrugaЕ‚a powiekami kilkukrotnie, jakby zastanawiajД…c siД™, kim sД… ci ludzie.

W końcu, powoli, skinęła głową potakująco. Miała szeroko otwarte oczy i wyglądała na zbyt przerażoną, by cokolwiek powiedzieć.

Caitlin sięgnęła dłonią i delikatnie sczesała zmierzwione włosy z jej twarzy. – Już dobrze – powiedziała. – Już nigdy więcej cię nie skrzywdzi.

Dziewczynka przybrała minę, jakby zaraz znów miała zacząć płakać.

– Jestem Caitlin – powiedziała. – A to Caleb.

Dziewczynka spojrzaЕ‚a na nich wciД…Еј bez sЕ‚owa.

– Jak masz na imię? – spytała Caitlin.

Po kilku sekundach dziewczynka odparЕ‚a:

– Scarlet.

Caitlin uЕ›miechnД™Е‚a siД™.

– Scarlet – powtórzyła. – Jakie piękne imię. A gdzie są twoi rodzice?

PotrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД….

– Nie mam żadnych. A on jest moim opiekunem. Nienawidzę go. Codziennie mnie bije. Bez powodu. Nienawidzę go. Proszę, nie każcie mi wracać do niego. Nie mam nikogo innego.

Caitlin odwrГіciЕ‚a siД™ w stronД™ Caleba i zobaczyЕ‚a, Ејe oboje pomyЕ›leli to samo w tej samej chwili.

– Jesteś już bezpieczna – powiedziała Caitlin. – Nie musisz już niczym się martwić. Możesz iść z nami.

Oczy Scarlet rozwarЕ‚y siД™ szeroko ze zdziwienia i zachwytu. Niemal siД™ uЕ›miechnД™Е‚a.

– Naprawdę? – spytała.

Caitlin uЕ›miechnД™Е‚a siД™ do niej, wyciД…gnД™Е‚a dЕ‚oЕ„ i Scarlet chwyciЕ‚a jД…, korzystajД…c z pomocy, by stanД…Д‡ na nogach. Caitlin zauwaЕјyЕ‚a rany na jej plecach. WciД…Еј broczyЕ‚y krwiД…. PoczuЕ‚a, jak gdzieЕ› gЕ‚Д™boko odezwaЕ‚a siД™ i zawЕ‚adnД™Е‚a niД… moc. PrzypomniaЕ‚a sobie nauki Aidena, sЕ‚owa o mocy jednoczД…cej caЕ‚y Е›wiat i poczuЕ‚a gЕ‚Д™boko w sobie moc, ktГіrej jeszcze nie znaЕ‚a. Od zawsze miaЕ‚a w sobie moc, ktГіrД… wywoЕ‚ywaЕ‚ gniew, jednak czegoЕ› takiego jeszcze nigdy nie doЕ›wiadczyЕ‚a. Ta moc byЕ‚a odmienna, nowa, rozchodziЕ‚a siД™ mrowieniem od stГіp, przez caЕ‚e ciaЕ‚o, rД™ce, aЕј po koniuszki palcГіw.

ByЕ‚a to moc uzdrawiania.

Caitlin przymknęła oczy i delikatnie położyła dłonie na plecach Scarlet, tam, gdzie były ślady uderzeń. Zaczęła oddychać głęboko, wzywać moc całego świata, wiedzę przekazaną jej przez Aidena i wysłała ku dziewczynce białe światło. Poczuła, jak jej ręce stały się bardzo gorące, jak niewiarygodna energia zaczęła krążyć w całym jej ciele.

Nie byЕ‚a pewna, ile minД™Е‚o czasu do chwili, kiedy znГіw otworzyЕ‚a oczy. PodniosЕ‚a wzrok i zobaczyЕ‚a gapiД…cД… siД™ na niД… Scarlet z oczyma szeroko otwartymi ze zdziwienia. Caleb wpatrywaЕ‚ siД™ w niД…, rГіwnie zdumiony.

Caitlin spuЕ›ciЕ‚a wzrok i zauwaЕјyЕ‚a, Ејe rany na plecach Scarlet caЕ‚kowicie siД™ zagoiЕ‚y.

– Jesteś czarodziejką? – spytała Scarlet.

Caitlin uЕ›miechnД™Е‚a siД™ szeroko.

– Coś w tym rodzaju.




ROZDZIAЕЃ SZГ“STY


Sam szybował nad angielską ziemią wraz z Polly, która trzymała się jednak w pewnej odległości od niego. Ich skrzydła były w pełni rozpięte, ale daleko im było do siebie, jako że każde chciało zachować dystans. Samowi to odpowiadało i zakładał, że jej również. Lubił Polly. Naprawdę ją lubił. Lecz po niepowodzeniu z Kendrą, nie był gotowy zbliżyć się do kogokolwiek odmiennej płci jeszcze przez długi czas. Musiało minąć trochę czasu, zanim byłby w stanie zaufać komuś ponownie. Nawet komuś tak bliskiemu jego siostrze, jak zdawałoby się Polly.

Lecieli już od kilku godzin i kiedy Sam spojrzał w dół, w świetle porannego słońca ujrzał bezkresne połacie pól uprawnych, sporadycznie poprzetykanych niewielkimi domkami, z których kominów ulatywał dym nawet w tak piękny, jesienny dzień. Zauważył pojedyncze osoby na podwórzu domostw, zajęte pracą przy odzieży, rozwieszające pranie na sznurach. Samych domów nie było jednak zbyt wiele. Cały ten krajobraz był na wskroś wiejski, tak bardzo, że Sam zaczął się zastanawiać, czy w ogóle istniały jakieś miasta w tych czasach – kiedykolwiek i gdziekolwiek byli.

Nie miał pojęcia, dokąd się kierować, a i Polly nie była zbyt pomocna. Oboje użyli swych wampirzych zmysłów, by dostroić się do rzeczywistości, wykorzystać swoje bliskie relacje z Caitlin, by wyczuć gdzie mogłaby być. Intuicja podpowiadała im ogólnie, w jakim kierunku powinni się udać i lecieli tam już od kilku godzin. Od tego czasu jednak nie natrafili na żadną wskazówkę, żaden bezpośredni trop. Instynkt podpowiadał Samowi, że Caitlin była w jakimś dużym mieście. Lecz przez setki mil nie minęli po drodze nic, co choćby odrobinę przypominało miasto.

Kiedy zaczynał zastanawiać się, czy wybrali dobry kierunek, skręcili i widok, który odkryli nagle całkowicie ich zaskoczył. W oddali, na horyzoncie rozpościerało się miasto. Nie potrafił go rozpoznać i nie był pewien, czy w ogóle będzie w stanie je rozpoznać, nawet z bliska. Jego wiedza geograficzna była raczej skromna, tym bardziej historyczna. Powodem tego były zbyt częste przeprowadzki, złe towarzystwo i brak uwagi na zajęciach szkolnych. Był trójkowym uczniem, choć wiedział, że stać go było na więcej. Zważywszy jednak na wychowanie, nie widział powodu, by zaczęło mu zależeć. I teraz tego pożałował.

– To Londyn! – zawołała Polly z zachwytem i zaskoczeniem. – O mój Boże! Londyn! Nie wierzę! Jesteśmy w Londynie! Naprawdę! Co za niezwykłe miejsce! – zawołała z podekscytowaniem w głosie.

Dzięki Bogu za Polly, pomyślał Sam i poczuł się głupi, jak nigdy. Zdał sobie sprawę, że wiele mógł się od niej nauczyć.

Kiedy podlecieli bliżej i ich oczom ukazały się budynki, Sam nie mógł wyjść z podziwu dla piękna architektury. Nawet z tak dużej odległości dostrzegał kościelne iglice pnące się do nieba, szpikujące całe miasto niczym rząd kopii. Kiedy zbliżyli się jeszcze bardziej, Sam zauważył, jakie były wytworne i wspaniałe – i zdumiał się, ponieważ wyglądały bardzo staro i szacownie. Poza nimi cała reszta zabudowań była niewspółmiernie mała.

Kiedy ogarnД…Е‚ to wszystko wzrokiem, wyczuЕ‚ z caЕ‚Д… pewnoЕ›ciД…, Ејe Caitlin tu byЕ‚a. MyЕ›l ta uradowaЕ‚a go i podekscytowaЕ‚a.

– Tam jest Caitlin! – zawołał. – Czuję to.

Polly uЕ›miechnД™Е‚a siД™

. – Ja również! – krzyknęła.

Po raz pierwszy, od kiedy wylД…dowaЕ‚ w tym miejscu i w tych czasach Sam wreszcie poczuЕ‚ siД™ pewniej, odniГіsЕ‚ silne wraЕјenie, Ејe oto znaЕ‚ juЕј kierunek i cel. W koЕ„cu uznaЕ‚, Ејe byЕ‚ na dobrej drodze.

Spróbował wyczuć, czy groziło jej jakieś niebezpieczeństwo. Choć bardzo się starał, nic z tego nie wynikło. Pomyślał o chwili, kiedy widział ją po raz ostatni, w Paryżu, zanim uciekła z Notre Dame. Była z tym facetem – Calebem – i zastanawiał się, czy nadal byli ze sobą. Spotkał Caleba raz czy dwa, ale to wystarczyło, żeby go bardzo polubił. Miał nadzieję, że Caitlin wciąż z nim była, i że Caleb troszczył się o nią. Miał dobre przeczucie co do ich związku.

Polly zanurkowała nagle nisko, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, podlatując do dachów. Albo nie obchodziło jej, czy Sam za nią poleci, albo założyła, że tak zrobi. Zdenerwowała go tym. Wolałby, żeby go uprzedzała lub przynajmniej okazywała mu szacunek, sygnalizując w jakiś sposób, co zamierzała zrobić. A mimo to, jakąś częścią swego serca czuł, że jej na nim zależało. Może tylko zgrywała taką trudną do zdobycia?

I dlaczego niby miałoby to jemu sprawiać jakąś różnicę? Czy nie wmówił sobie przed chwilą, że jak na razie nie interesowały go żadne dziewczyny?

Zanurkował nisko i wyrównał do jej wysokości. Lecieli zaledwie kilka stóp nad miastem. Postarał się zboczyć nieco w lewo, tak, żeby lecieli w jeszcze większej odległości od siebie. Co ty na to? pomyślał.

Kiedy zbliżyli się do centrum miasta, Sam doznał wstrząsu. Zarówno te czasy, jak i miejsca były bardzo odmienne, tak różne od wszystkiego, co do tej pory widział, czy doświadczył. Był blisko dachów. Miał wrażenie, że mógł po prostu sięgnąć dłonią i ich dotknąć. Większość budynków była niska, miała najwyżej kilka pięter i pochyłe dachy pokryte czymś, co wyglądało na wielkie sterty siana czy słomy. Większość budynków pomalowano na jaskrawy, biały kolor z brązowymi obwódkami. Kościoły – ogromne, z marmuru, bądź też wapieni – wyrastały z tego krajobrazu, dominując nad całymi dzielnicami. Tu i ówdzie widniały też jakieś inne budowle, które wyglądały jak pałace. Zgadywał, że prawdopodobnie były to rezydencje rodziny królewskiej.

Miasto rozdzielała szeroka rzeka, nad którą właśnie przelatywali. Rzeka tętniła życiem – poruszały się po niej różnego typu i rozmiaru łodzie. Obejrzawszy się na ulice, Sam zauważył, że i tam było gwarno. Nie mógł uwierzyć, jak bardzo były zatłoczone. Ludzie byli dosłownie wszędzie i przemykali pospiesznie tu i tam. Nie potrafił nawet wyobrazić sobie, za czym tak ganiali. Przecież nie mieli internetu, ani e-maili, faksu, czy choćby telefonów.

Mimo to, niektГіre czД™Е›ci miasta wydawaЕ‚y siД™ stosunkowo spokojne. Nieutwardzone drogi, rzeka i te wszystkie Е‚odzie sprawiaЕ‚y wraЕјenie sielankowoЕ›ci. Nie byЕ‚o tu samochodГіw, autobusГіw, klaksonГіw, ciД™ЕјarГіwek, czy teЕј odgЕ‚osГіw przyspieszajД…cych motocykli. PanowaЕ‚a wzglД™dna cisza.

Do chwili, kiedy nagle podniГіsЕ‚ siД™ ryk.

Sam odwrГіciЕ‚ gЕ‚owД™. Polly zrobiЕ‚a to samo.

W oddali po prawej stronie zobaczyli wielkД… arenД™, zbudowanД… na planie idealnego okrД™gu i pnД…cД… siД™ wzwyЕј na kilka piД™ter. PrzypominaЕ‚a rzymskie Koloseum, aczkolwiek byЕ‚a znacznie mniejsza.

MajД…c widok niczym z lotu ptaka, Sam zauwaЕјyЕ‚ na Е›rodku areny jakieЕ› duЕјe zwierzД™, ktГіre biegaЕ‚o dookoЕ‚a, a wokГіЕ‚ niego biegaЕ‚o mnГіstwo innych mniejszych zwierzД…t. Nie potrafiЕ‚ pojД…Д‡ tego, co miaЕ‚ przed oczyma, lecz na trybunach zauwaЕјyЕ‚ setki ludzi. Wszyscy stali, wiwatowali i wyli.

Nagle poczuЕ‚ mrowienie na ciele. I to nie z powodu tego, co widziaЕ‚, ale dlatego, Ејe nagle wyczuЕ‚ dojmujД…cД… obecnoЕ›Д‡ Caitlin. Tam, w tym miejscu.

– Moja siostra! – krzyknął do Polly. – Ona tam jest – powiedział, wskazując kierunek. – Wyczuwam ją.

Polly spojrzaЕ‚a w dГіЕ‚ i zmarszczyЕ‚a brwi.

– Nie byłabym tego taka pewna – powiedziała. – Nic nie czuję.

OdwrГіciЕ‚a gЕ‚owД™ w innД… stronД™ i wskazaЕ‚a na most wyЕ‚aniajД…cy siД™ znad horyzontu.

– Ja wyczuwam ją w tamtym miejscu.

Sam spojrzał w tym kierunku i zobaczył ogromny most spinający brzegi rzeki. Był zaskoczony, kiedy ujrzał na nim stoiska wszelakiego rodzaju, a jeszcze bardziej, kiedy zobaczył kilku więźniów stojących na szafocie, z pętlami na szyjach i kapturami na głowach. Wyglądało na to, że za chwilę mieli zostać straceni. Wokół nich zbierał się ogromny tłum.

– W porządku – powiedział i nagle zanurkował nisko, wprost w kierunku mostu. Pomyślał, że ją uprzedzi i jako pierwszy zniży teraz lot.

Wylądował na moście, nie odwróciwszy się nawet, i po chwili wyczuł lądującą kilka stóp za nim Polly. Wyrównała z Samem i razem ruszyli, tuż obok siebie, a jednak zachowując dystans, nie patrząc jedno na drugie. Był dumny z tego, że utrzymywał ich znajomość na neutralnym gruncie. Nie było mowy o choćby pozornej bliskości, czego akurat oboje pragnęli.

Widok na moЕ›cie zdumiaЕ‚ Sama bez reszty. ByЕ‚ przytЕ‚aczajД…cy, a potД™gowaЕ‚a go jeszcze mnogoЕ›Д‡ bodЕєcГіw ze wszystkich stron.

– Wygarbować dla ciebie skórę, synu? – spytał go jakiś mężczyzna i podsunął pod nos kawałek niewyprawionej skóry. Jego oddech cuchnął i Sam czmychnął mu z drogi.

– A teraz dokąd? – spytał Polly.

Zlustrowała most, szukając wszędzie Caitlin. Sam postąpił podobnie. Lecz nigdzie nie było jej widać.

Polly wzruszyЕ‚a w koЕ„cu ramionami.

– Nie wiem – odparła. – Wyczuwałam ją tu wcześniej, ale teraz… nie jestem pewna.

Sam odwrГіciЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ w dal na horyzont, z powrotem w stronД™ areny.

– Wyczułem ją tam wcześniej – powiedział. – Na tej arenie, nad którą przelecieliśmy.

– W porządku – powiedziała Polly. – Chodźmy tam. Ale na piechotę – w razie, gdyby jednak była na moście.

IdД…c przez most, przeciskajД…c siД™ przez wszystkich sprzedawcГіw, Polly widocznie siД™ rozchmurzyЕ‚a i odzyskaЕ‚a swГіj dawny rezon.

– Spójrz na ubrania tych ludzi! – powiedziała. – Na to, co mają na sobie. Zdumiewające, nieprawdaż? Sądzę, że spaliłabym się ze wstydu, nosząc coś takiego, ale dostrzegam w tym praktyczność. Zastanawiam się, jak ta moda wchodzi w życie. Znaczy, jak zmienia się z pokolenia na pokolenie? Wariactwo, nieprawdaż? Zastanawiałam się, jakie kolory bym nosiła, gdyby przyszło mi żyć w tych czasach, gdybym była jedną z tych ludzi…

Sam westchnął. Polly znów zaczęła swoją tyradę i wiedział, że nic nie było w stanie jej teraz powstrzymać. Zignorował ją w duchu.




Конец ознакомительного фрагмента.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43696383) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Если текст книги отсутствует, перейдите по ссылке

Возможные причины отсутствия книги:
1. Книга снята с продаж по просьбе правообладателя
2. Книга ещё не поступила в продажу и пока недоступна для чтения

Навигация