Читать онлайн книгу "Pożądana"

PoЕјД…dana
Morgan Rice


Wampirzych DziennikГіw #5
W POŻĄDANEJ (piątej części Wampirzych Dzienników) Caitlin budzi się i odkrywa, że znów przeniosła się w czasie. Tym razem trafia do osiemnastowiecznego Paryża, wieku obfitości, królów i królowych – ale też i rewolucji. Będąc ponownie z Calebem, swoją prawdziwą miłością, nareszcie może przeżyć ciche, romantyczne chwile, których nigdy nie mieli. Razem z nim spędza sielankowy czas w Paryżu, zwiedzając słynne miejsca, a ich miłość rośnie z każdym dniem. Caitlin postanawia porzucić poszukiwania ojca na rzecz delektowania się chwilą i miejscem oraz wspólnym życiem z Calebem. Caleb zabiera ją do swego średniowiecznego zamku nad brzegiem oceanu. Caitlin jest szczęśliwa jak nigdy przedtem, nawet w marzeniach. Jednak ich sielankowe chwile nie mogą trwać wiecznie. Następują wydarzenia, które zmuszają ich do rozstania. Caitlin jeszcze raz spotyka klan Aidena, Polly i wszystkich swoich przyjaciół. Ponownie skupia się na treningu i swojej misji. Poznaje też pełen przepychu Wersal, gdzie królują stroje i przepych ponad wszelkie wyobrażenie. Dzięki niekończącym się ucztom, balom i koncertom, Wersal sam w sobie jest jak inny świat. Caitlin jest szczęśliwa, kiedy ponownie spotyka brata. On również cofnął się w czasie i tak samo jak ona śni o ojcu. Nic jednak nie jest takie, na jakie wygląda. Kyle również odbył podróż w czasie – tym razem cofnął się wraz ze swoim pomagierem Sergeiem – i dąży do zabicia Caitlin z niebywałą zaciętością. Sam i Polly wpadają w sidła toksycznego związku, który może przynieść zagładę wszystkim z ich otoczenia. Caitlin staje się pełnokrwistym, zahartowanym wojownikiem i jest bliższa znalezienia ojca oraz Tarczy niż kiedykolwiek wcześniej. Kulminacyjne, pełne wartkiej akcji zakończenie rzuca Caitlin w wir poszukiwań wskazówek w najważniejszych średniowiecznych zabytkach Paryża. Jednak przeżycie tym razem będzie wymagało od niej umiejętności, o których nigdy nawet nie marzyła. Zaś ponowne połączenie z Calebem będzie zależało od tego, czy dokona najtrudniejszych w swoim życiu wyborów – i poświęceń. − POŻĄDANA jest świetnie wyważoną pozycją. Posiada idealną ilość słów i jest doskonałym punktem wyjścia dla pozostałych części. Postacie są bardzo wiarygodne i naprawdę zależy mi na tym, by poznać ich kolejne losy. Wprowadzenie postaci historycznych było ciekawym zabiegiem i pozostawiło wiele do myślenia o niniejszej pozycji. The Romance Reviews





Morgan Rice

PoЕјД…dana (CzД™Е›Д‡ 5 Wampirzych DziennikГіw)





przekЕ‚ad: MichaЕ‚ GЕ‚uszak




Wybrane komentarze Wampirzych DziennikГіw

– Rice udaje się wciągnąć czytelnika w akcję już od pierwszych stron, wykorzystując genialną narrację wykraczającą daleko poza zwykłe opisy sytuacji… PRZEMIENIONA to dobrze napisana książka, którą bardzo szybko się czyta,



    – Black Lagoon Reviews (komentarz dotyczącyPrzemienionej)

Idealna opowieść dla młodych czytelników. Morgan Rice zrobiła świetną robotę budując niezwykły ciąg zdarzeń… Orzeźwiająca i niepowtarzalna. Skupia się wokół jednej dziewczyny… jednej niezwykłej dziewczyny! Wydarzenia zmieniają się w wyjątkowo szybkim tempie. Łatwo się czyta. Zalecany nadzór rodzicielski.



    –The Romance Reviews (komentarz dotyczący Przemienionej)

Zawładnęła moją uwagą od samego początku i do końca to się nie zmieniło… To historia o zadziwiającej przygodzie, wartkiej i pełnej akcji od samego początku. Nie ma tu miejsca na nudę.



    –Paranormal Romance Guild (komentarz dotyczący Przemienionej)

Kipi akcjД…, romansem, przygodД… i suspensem. SiД™gnij po niД… i zakochaj siД™ na nowo.



    – vampirebooksite.com (komentarz dotyczący Przemienionej)

Wspaniała fabuła. To ten rodzaj książki, którą ciężko odłożyć w nocy. Zakończona tak nieoczekiwanym i spektakularnym akcentem, iż będziesz natychmiast chciał kupić drugą część, tylko po to, aby zobaczyć, co będzie dalej.



    –The Dallas Examiner (komentarz dotyczący Kochany)

Rywal ZMIERZCHU oraz PAMIД?TNIKГ“W WAMPIRГ“W. Nie bД™dziesz mГіgЕ‚ oprzeД‡ siД™ chД™ci czytania do ostatniej strony. JeЕ›li jesteЕ› miЕ‚oЕ›nikiem przygody, romansu i wampirГіw to ta ksiД…Ејka jest wЕ‚aЕ›nie dla ciebie!



    –Vampirebooksite.com (komentarz dotyczący Przemienionej)

Morgan Rice udowadnia kolejny już raz, że jest szalenie utalentowaną autorką opowiadań… Jej książki podobają się szerokiemu gronu odbiorców łącznie z młodszymi fanami gatunku fantasy i opowieści o wampirach. Kończy się niespodziewanym akcentem, który pozostawia czytelnika w szoku.



    –The Romance Reviews (komentarz dotyczący Kochany)



O autorce

Morgan Rice jest autorkД… bestselerowej serii 11-stu ksiД…Ејek o wampirach WAMPIRZE DZIENNIKI (kolejne w przygotowaniu), skierowanej do mЕ‚odego czytelnika; bestselerowej serii thrillerГіw post-apokaliptycznych THE SURVIVAL TRILOGY, zЕ‚oЕјonej z dwГіch ksiД…Ејek (kolejne w przygotowaniu) i bestselerowej serii fantasy KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA, obejmujД…cej trzynaЕ›cie ksiД…Ејek (kolejne w przygotowaniu).

PowieЕ›ci Morgan sД… dostД™pne w wersjach audio i drukowanej, a przekЕ‚ady ksiД…Ејek sД… dostД™pne w jД™zyku niemieckim, francuskim, wЕ‚oskim, hiszpaЕ„skim, portugalskim, japoЕ„skim, chiЕ„skim, szwedzkim, holenderskim, tureckim, wД™gierskim, czeskim i sЕ‚owackim (w przygotowaniu tЕ‚umaczenia w innych jД™zykach).

PRZEMIENIONA (KsiД™ga 1 cyklu Vampire Journals), ARENA ONE (KsiД™ga 1 cyklu Survival Trilogy), WYPRAWA BOHATERГ“W (KsiД™ga 1 cyklu KrД…g CzarnoksiД™Ејnika) oraz POWRГ“T SMOKГ“W (KsiД™ga 1 cyklu Kings and Sorcerers) dostД™pne sД… nieodpЕ‚atnie.

Morgan chętnie czyta wszelkie wiadomości od was. Zachęcamy zatem do kontaktu z nią za pośrednictwem strony www.morganricebooks.com, gdzie będziecie mogli dopisać swój adres do listy emaili, otrzymać bezpłatną wersję książki i darmowe materiały reklamowe, pobrać bezpłatną aplikację, otrzymać najnowsze, niedostępne gdzie indziej wiadomości, połączyć się poprzez Facebook i Twitter i po prostu pozostać w kontakcie!



KsiД…Ејki autorstwa Morgan Rice

KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY

POWRГ“T SMOKГ“W (CZД?ЕљД† #1)

POWRГ“T WALECZNYCH (CZД?ЕљД† #2)



KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA

WYPRAWA BOHATERГ“W (CZД?ЕљД† 1)

MARSZ WЕЃADCГ“W (CZД?ЕљД† 2)

LOS SMOKГ“W (CZД?ЕљД† 3)

ZEW HONORU (CZД?ЕљД† 4)

BLASK CHWAЕЃY (CZД?ЕљД† 5)

SZARЕ»A WALECZNYCH (CZД?ЕљД† 6)

RYTUAЕЃ MIECZY (CZД?ЕљД† 7)

OFIARA BRONI (CZД?ЕљД† 8)

NIEBO ZAKLД?Д† (CZД?ЕљД† 9)

MORZE TARCZ (CZД?ЕљД† 10)

Е»ELAZNE RZД„DY (CZД?ЕљД† 11)

KRAINA OGNIA (CZД?ЕљД† 12)

RZД„DY KRГ“LOWYCH (CZД?ЕљД† 13)

PRZYSIД?GA BRACI (CZД?ЕљД† 14)

SEN ЕљMIERTELNIKГ“WВ  (CZД?ЕљД† 15)

POTYCZKI RYCERZY (CZД?ЕљД† 16)

ЕљMIERTELNA BITWA (CZД?ЕљД† 17)



THE SURVIVAL TRILOGY

ARENA ONE: SLAVESRUNNERS (Book #1)

ARENA TWO (Book #2)



WAMPIRZE DZIENNIKI

PRZEMIENIONA (CzД™Е›Д‡ Pierwsza)

KOCHANY (CzД™Е›Д‡ Druga)

ZDRADZONA (CzД™Е›Д‡ Trzecia)

PRZEZNACZONA (CzД™Е›Д‡ 4)

POЕ»Д„DANA (CzД™Е›Д‡ 5)

ZARД?CZONA (CzД™Е›Д‡ 6)

ZAЕљLUBIONA (CzД™Е›Д‡ 7)

ODNALEZIONA (CzД™Е›Д‡ 8)

WSKRZESZONA (CzД™Е›Д‡ 9)

UPRAGNIONA (CzД™Е›Д‡ 10)

NAZNACZONA (CzД™Е›Д‡ 11)












PosЕ‚uchaj cyklu Wampirze Dzienniki w formacie audio!


Copyright В© 2012 Morgan Rice

Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcześniejszej zgody autora.

Niniejsza publikacja elektroniczna została dopuszczona do wykorzystania wyłącznie na użytek własny. Nie podlega odsprzedaży ani nie może stanowić przedmiotu darowizny, w którym to przypadku należy zakupić osobny egzemplarz dla każdej kolejnej osoby. Jeśli publikacja została zakupiona na użytek osoby trzeciej, należy zwrócić ją i zakupić własną kopię. Dziękujemy za okazanie szacunku dla ciężkiej pracy autorki publikacji.

Niniejsza praca jest dzieЕ‚em fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia sД… wytworem wyobraЕєni autorki. Wszelkie podobieЕ„stwo do osГіb prawdziwych jest caЕ‚kowicie przypadkowe i niezamierzone.

Na okЕ‚adce: Jennifer Onvie. Fotograf: Adam Luke Studios, Nowy Jork. MakijaЕј: Ruthie Weems. Kontakt: Morgan Rice.



FAKT:

Montmartre w ParyЕјu sЕ‚ynie z ogromnej Bazyliki Sacre-Coeur, Е›wiД…tyni zbudowanej w dziewiД™tnastym wieku. TuЕј obok niej wznosi siД™ na szczycie wzgГіrza maЕ‚o komu znany koЕ›ciГіЕ‚ Е›w. Piotra. Ten niewielki, anonimowy wrД™cz koЕ›ciГіЕ‚ jest o wiele starszy od swego sД…siada i datuje swoje powstanie na trzeci wiek naszej ery. Jego znaczenie rГіwnieЕј jest donoЕ›niejsze: to tu skЕ‚adano przysiД™gД™, ktГіra doprowadziЕ‚a do powstania Towarzystwa Jezusowego.


FAKT:

Mieszcząca się na niewielkiej wysepce w samym środku Paryża (nieopodal słynnej katedry Notre Dame) kaplica Sainte Chapelle została wzniesiona w trzynastym wieku i przez całe stulecia mieściła w sobie najcenniejsze relikty chrześcijaństwa, łącznie z Koroną Cierniową, Świętą Włócznią, fragmentami krzyża, na którym ukrzyżowano Jezusa. Relikty te spoczywały w wielkiej, bogato zdobionej, srebrnej skrzyni…


– Jakżeś ty jeszcze piękna! Mamże myśleć,
Że bezcielesna nawet śmierć ulega
WpЕ‚ywom miЕ‚oЕ›ci? Ејe chudy ten potwГіr
W ciemnicy tej ciД™ trzyma, jak kochankД™.?
BojД…c siД™ tego, zostanД™ przy tobie,
I nigdy, nigdy juЕј nie wyjdД™ z tego
Pałacu nocy…-

В В В В --William Shakespeare, Romeo i Julia






ROZDZIAЕЃ PIERWSZY




ParyЕј, Francja

(lipiec, 1789)


Caitlin Paine przebudziЕ‚a siД™ w mroku.

Powietrze było ciężkie. Oddychała z trudem, próbując się poruszyć. Leżała na plecach, na twardej powierzchni. Wokół panowały chłód i wilgoć, a kiedy podniosła wzrok, dostrzegła maleńki promyk padającego na nią światła.

Miała ściśnięte ramiona, jednak zdołała z wysiłkiem wyprostować ręce. Wyciągnęła dłonie przed siebie i poczuła nad sobą płaską powierzchnię. Przesunęła po niej dłońmi, wyczuła rozmiary i zorientowała się, że została zamknięta w jakiejś skrzyni. W trumnie.

Serce zaczęło mocniej bić. Nienawidziła ciasnych pomieszczeń. Zaczęła dyszeć. Zastanawiać się, czy śniła, czy utknęła w jakiejś okropnej otchłani, czy też naprawdę przebudziła się w innych czasach, innym miejscu.

Ponownie podniosЕ‚a obie dЕ‚onie i popchnД™Е‚a ze wszystkich siЕ‚. PЕ‚yta poruszyЕ‚a siД™ o uЕ‚amek cala, wystarczajД…co jednak, by zdoЕ‚aЕ‚a wcisnД…Д‡ palec w szparД™. PopchnД™Е‚a ponownie, ze wszystek siЕ‚ i ciД™Ејka, kamienna pokrywa zsunД™Е‚a siД™ dalej ze zgrzytem kamienia pocieranego o kamieЕ„.

WcisnД™Е‚a wiД™cej palcГіw w szerszy otwГіr i z caЕ‚ych siЕ‚ naparЕ‚a ponownie. Tym razem wieko odpadЕ‚o.

UsiadЕ‚a, oddychajД…c ciД™Ејko i rozglД…dajД…c siД™ wokГіЕ‚. PЕ‚uca z wysiЕ‚kiem nabieraЕ‚y Е›wieЕјego powietrza. Na widok Е›wiatЕ‚a spiД™Е‚a siД™, unoszД…c dЕ‚oЕ„ do oczu. ZastanawiaЕ‚a siД™, jak dЕ‚ugo przebywaЕ‚a w mroku.

Siedząc i osłaniając oczy, nasłuchiwała, gotowa zareagować na każdy dźwięk, jakikolwiek ruch. Przypomniała sobie, jak ciężko przeżyła swoje powstanie z grobu we Włoszech. Tym razem nie zamierzała ryzykować. Była przygotowana na każdą ewentualność, gotowa bronić się przed jakimikolwiek wieśniakami, czy wampirami – czymkolwiek tam jeszcze – co mogło czyhać na nią w pobliżu.

Tym razem jednak wszystko tonęło w ciszy. Powoli podniosła powieki i zauważyła, że rzeczywiście była sama. Kiedy jej wzrok dostosował się do światła, zobaczyła, że nie było tu wcale tak jasno. Była w przepastnym, kamiennym pomieszczeniu z nisko sklepionym stropem. Wyglądało to na kościelną kryptę. Wnętrze rozświetlała jedynie samotnie płonąca świeca. Zdała sobie sprawę, że musiała być noc.

Teraz, kiedy jej oczy przywykЕ‚y do Е›wiatЕ‚a, rozejrzaЕ‚a siД™ dokЕ‚adniej. MiaЕ‚a racjД™: leЕјaЕ‚a w kamiennym sarkofagu, w naroЕјniku kamiennej komnaty wyglД…dem przypominajД…cej koЕ›cielnД… kryptД™. WewnД…trz krypty nie byЕ‚o niczego poza kilkoma kamiennymi posД…gami i kolejnymi sarkofagami.

Wyszła z grobowca. Rozciągnęła się, sprawdzając wszystkie mięśnie. Dobrze było znów stanąć na nogach. Była wdzięczna, że tym razem, zaraz po obudzeniu, nie musiała walczyć. Przynajmniej miała chwilę ciszy dla siebie, mogła spokojnie się pozbierać.

Ale mimo wszystko nadal byЕ‚a zdezorientowana. GЕ‚owa ciД…ЕјyЕ‚a jej, jakby przebudziЕ‚a siД™ z tysiД…cletniego snu. Natychmiast teЕј poczuЕ‚a, jak ЕјoЕ‚Д…dek Е›cisnД…Е‚ siД™ z gЕ‚odu.

Ponownie zaczęła się zastanawiać. Gdzie jest? Który to rok?

I najwaЕјniejsze, gdzie jest Caleb?

ByЕ‚a przybita, nie znalazЕ‚szy go u swego boku.

Zlustrowała pomieszczenie, szukając jakichkolwiek śladów. Ale niczego tam nie było. Wszystkie pozostałe sarkofagi były otwarte i puste. Nigdzie indziej nie mógłby się schować.

– Halo? – zawołała. – Caleb?

PrzeszЕ‚a kilka krokГіw niepewnie i zauwaЕјyЕ‚a niskie, sklepione drzwi, jedyne wejЕ›cie i wyjЕ›cie z tego pomieszczenia. PodeszЕ‚a do nich i nacisnД™Е‚a klamkД™. NiezamkniД™te na zamek drzwi ustД…piЕ‚y z Е‚atwoЕ›ciД…, otwierajД…c siД™ szeroko.

Zanim wyszЕ‚a, rozejrzaЕ‚a siД™ ponownie po swym otoczeniu, upewniajД…c siД™, Ејe nie zostawiЕ‚a tu niczego potrzebnego. SiД™gnД™Е‚a dЕ‚oniД… do szyi i poczuЕ‚a wiszД…cy dokoЕ‚a niej naszyjnik; zagЕ‚Д™biЕ‚a dЕ‚onie w kieszeniach i uspokoiЕ‚a siД™, czujД…c swГіj dziennik i jeden wielki klucz. Tylko tyle pozostaЕ‚o jej na caЕ‚ym Е›wiecie i tylko tyle potrzebowaЕ‚a.

Kiedy wyszła na zewnątrz, podążyła długim, kamiennym, zwieńczonym łukiem korytarzem. Jedyną rzeczą, o której potrafiła w tej chwili myśleć, było odszukanie Caleba. Z pewnością cofnął się w czasie razem z nią. Prawda?

A jeśli tak, to czy pamiętałby ją tym razem? Nie była w stanie nawet sobie wyobrazić, że musiałaby przechodzić przez to jeszcze raz. Szukać go, a potem przekonać się, że jej nie pamięta. Nie. Modliła się, żeby tym razem było inaczej. Zapewniała samą siebie, że nie umarł, i że razem cofnęli się w czasie. Tak po prostu musiało być.

Kiedy jednak pokonywała śpiesznie korytarz, potem wspięła się po kamiennych schodach, czuła, jak przyspiesza kroku, jak przepełnia ją złe przeczucie, że nie przybył tu z nią. Przecież nie obudził się u jej boku, nie trzymał jej dłoni. Nie było go tam, by dodać jej otuchy. Czy to znaczyło, że nie odbył podróży w czasie? Ucisk w żołądku jedynie się nasilił.

I co z Samem? TeЕј tam przecieЕј byЕ‚. Dlaczego nie byЕ‚o po nim Ејadnego Е›ladu?

W końcu dotarła na szczyt schodów, otworzyła kolejne drzwi i stanęła w miejscu zdumiona widokiem. Znajdowała się w głównej kaplicy niezwykłego kościoła. Nigdy jeszcze nie widziała tak wysokich stropów, tak wielu witraży, ani tak ogromnego, wymyślnego ołtarza. Rzędy ław ciągnęły się w nieskończoność sprawiając wrażenie, że świątynia mogła pomieścić tysiące wiernych.

Na szczД™Е›cie nie byЕ‚o tu teraz nikogo. WszД™dzie pЕ‚onД™Е‚y Е›wiece, ale najwyraЕєniej byЕ‚o juЕј pГіЕєno. UcieszyЕ‚o jД… to в€’ pojawienie siД™ przed rzeszД… tysiД™cy gapiД…cych siД™ na niД… ludzi byЕ‚o ostatniД… rzeczД…, jakiej teraz pragnД™Е‚a.

Ruszyła powoli wzdłuż nawy wprost w kierunku wyjścia. Rozglądała się za Calebem, Samem, a może nawet księdzem. Kimś takim jak ten ksiądz w Asyżu, kto mógłby ją tu powitać i wyjaśnić wszystko. Kto mógłby powiedzieć jej gdzie jest, w jakich czasach i z jakiego powodu.

Ale nie byЕ‚o nikogo. WydawaЕ‚o siД™, Ејe Caitlin byЕ‚a tu zupeЕ‚nie sama.

Sięgnęła do ogromnych, dwuskrzydłowych drzwi i przygotowała się na spotkanie tego, co mogło być za nimi.

Kiedy je otworzyła, gwałtownie wciągnęła powietrze. Noc rozświetlały wszechobecne, uliczne pochodnie, a przed sobą ujrzała tłum ludzi. Nie zamierzali wejść do kościoła. Raczej kłębili się bezładnie na wielkim, otwartym placu. Panował biesiadny, pełen zamieszania nastrój, a kiedy Caitlin poczuła żar powietrza od razu odgadała, że jest lato. Była zaszokowana widokiem tych wszystkich ludzi, ich staroświecką garderobą, ich odświętnością. Na szczęście nikt nie zwracał na nią uwagi. Ona zaś nie potrafiła odwrócić od nich oczu.

Miała przed sobą setki ludzi, w większości ubranych odświętnie i najwyraźniej pochodzących z innego stulecia. Wśród nich zauważyła konie, powozy, ulicznych handlarzy, artystów i śpiewaków. Scenerię letniej, tłumnej nocy, która całkowicie ją przytłoczyła. Zastanawiała się, który to może być rok i gdzie prawdopodobnie wylądowała. Co ważniejsze, kiedy już zlustrowała wszystkie dziwaczne i obce sobie twarze, przyszło jej na myśl pytanie, czy Caleb może czekać na nią wśród całej tej rzeszy ludzi.

Rozpaczliwie przeczesała wzrokiem cały tłum, mając nadzieję, starając się przekonać samą siebie, że Caleb, a może też Sam, są wśród tych ludzi. Rozglądała się na wszystkie strony, ale po kilku minutach uświadomiła sobie, że po prostu nie ma ich tam.

Odeszła kilka kroków, odwróciła się i stanęła naprzeciw świątyni, mając nadzieję, że być może rozpozna jej fasadę, że otrzyma jakąś wskazówkę, gdzie jest.

I tak siД™ staЕ‚o. Nie byЕ‚ z niej Ејaden specjalista od architektury, czy historii, ani koЕ›cioЕ‚Гіw, ale niektГіre rzeczy byЕ‚y jej znane. NiektГіre miejsca byЕ‚y tak oczywiste, tak wyryte w ludzkiej Е›wiadomoЕ›ci, Ејe i ona je rozpoznawaЕ‚a. A miaЕ‚a przed sobД… wЕ‚aЕ›nie jedno z takich miejsc.

StaЕ‚a u wrГіt katedry Notre Dame.

ByЕ‚a w ParyЕјu.

Miejscu, którego z żadnym innym nie mogłaby pomylić. Te ogromne potrójne drzwi ozdobnie rzeźbione; dziesiątki niewielkich posągów nad nimi; misterna fasada pnąca się setki stóp ku niebu. Była jednym z najlepiej rozpoznawanych miejsc na świecie. Widziała ją w Internecie wiele razy. Nie mogła uwierzyć: naprawdę była w Paryżu.

Zawsze chciała jechać do Paryża, ustawicznie błagała matkę, by ją tam zabrała. Raz, kiedy miała chłopaka w liceum, miała nadzieję, że to on ją tam zabierze. Zawsze marzyła o tym, by jechać do Paryża. Świadomość, że tu była, w innym stuleciu co prawda, zaparła jej dech w piersi.

Poczuła, że ludzie w gęstniejącym z każdą chwilą tłumie zaczęli ją potrącać. Spojrzała w dół, chcąc zreasumować swój ubiór. Z zażenowaniem stwierdziła, że wciąż miała na sobie proste więzienne okrycie, które dostała od Kyle’a w Koloseum, w Rzymie. Miała płócienną tunikę, której szorstki materiał obcierał jej skórę, o wiele na nią za dużą, obwiązaną liną dokoła jej tułowia i nóg. Włosy były potargane, niemyte, przyklejone do twarzy. Wyglądała jak więzienny uciekinier lub jakiś włóczęga.

Czując coraz większą obawę, znów zaczęła rozglądać się za Calebem, Samem, za jakąkolwiek znaną jej twarzą, kimkolwiek, kto mógłby jej pomóc. Nigdy jeszcze nie czuła się taka samotna. Niczego tak nie pragnęła, jak ujrzeć ich w tej chwili, przekonać się, że nie przybyła tu sama, że wszystko będzie w porządku.

Lecz nie rozpoznaЕ‚a nikogo.

MoЕјe jestem tД… jedynД…, pomyЕ›laЕ‚a. MoЕјe naprawdД™ jestem znГіw sama.

Na myśl o tym poczuła, jakby ktoś wbił jej nóż w brzuch. Chciała zwinąć się w kłębek, poczłapać z powrotem i schować się w kościele, zostać wysłana w inne czasy, w jakieś inne miejsce – gdziekolwiek, gdzie po przebudzeniu ujrzałaby znajome sobie twarze.

Ale musiała zebrać się w sobie. Wiedziała, że nie ma odwrotu, żadnej opcji poza drogą na przód. Musiała po prostu być dzielna, odnaleźć siebie w tym miejscu i czasie. Nie miała po prostu innego wyboru.


*

Musiała wydostać się z tłumu. Musiała pobyć przez chwilę sama, odpocząć, nakarmić się i pomyśleć. Musiała zdecydować, dokąd pójść, gdzie szukać Caleba i czy w ogóle można go tu odnaleźć. Równie ważne było, by zorientować się, dlaczego pojawiła się w tym mieście i w tym czasie. Nie miała nawet pojęcia, który to rok.

JakiЕ› czЕ‚owiek otarЕ‚ siД™ o niД…, przechodzД…c obok. ChwyciЕ‚a go za ramiД™ pod wpЕ‚ywem nagЕ‚ego impulsu, chД™ci poznania daty.

OdwrГіciЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niД… zaskoczony gwaЕ‚townym zatrzymaniem w miejscu.

– Przepraszam – powiedziała, uświadomiwszy sobie, jak bardzo zaschło jej w gardle i jak niechlujnie wyglądała w chwili, kiedy wypowiedziała pierwsze słowa – jaki mamy rok?

I natychmiast poczuła zażenowanie, zdawszy sobie sprawę, że musiała wydać się mu szalona.

– Rok? – spytał zdezorientowany mężczyzna.

– Hmm… Wybacz, ale jakoś… nie pamiętam.

ZmierzyЕ‚ jД… wzrokiem od stГіp do gЕ‚Гіw, powoli potrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД…, jakby doszedЕ‚ do wniosku, Ејe coЕ› byЕ‚o z niД… nie tak.

– Tysiąc siedemset osiemdziesiąty dziewiąty oczywiście. I jeszcze sporo czasu nam zostało do Sylwestra, więc naprawdę nie masz wymówki – powiedział, potrząsając głową drwiąco i poszedł w swoją stronę.

TysiД…c siedemset osiemdziesiД…ty dziewiД…ty. Znaczenie tych liczb dotarЕ‚o do niej w uЕ‚amku sekundy. PrzypomniaЕ‚a sobie, iЕј ostatnio byЕ‚ rok tysiД…c siedemset dziewiД™Д‡dziesiД…ty pierwszy. Dwa lata. Niezbyt odlegЕ‚a data.

A jednak, byЕ‚a teraz w ParyЕјu, caЕ‚kowicie innym Е›wiecie w odrГіЕјnieniu od Wenecji. Dlaczego tutaj? I dlaczego w tym roku?

Zaczęła głowić się, rozpaczliwie próbując przypomnieć sobie zajęcia z historii, co takiego działo się we Francji w tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym roku. Z zażenowaniem stwierdziła, że nic nie pamiętała. Zrugała się kolejny raz za swoją nieuwagę na zajęciach. Gdyby wiedziała wtedy, w liceum, że przyjdzie jej odbywać podróże w przeszłość, ślęczałaby do późnej nocy nad historią i zadała sobie trud nauczenia się wszystkiego na pamięć.

Teraz to już nie miało większego znaczenia. Teraz to ona stała się częścią historii. Miała okazję ją zmienić, jak również odmienić samą siebie. Zdała sobie sprawę, że przeszłość można było kształtować. Tylko dlatego, że jakieś wydarzenia zostały uwzględnione w książkach do historii nie znaczyło, że nie mogła ich zmienić, kiedy już cofnęła się w czasie. W jakiejś mierze już to zrobiła: jej pojawienie się w tych czasach miało wpływ na wszystko. A to z kolei, na swój nieznaczny sposób, zmieniło cały bieg historii.

Dzięki temu odczuła znaczenie swoich czynów jeszcze bardziej. Mogła kreować przeszłość na nowo.

ChЕ‚onД…c caЕ‚e to wytworne otoczenie, odprД™ЕјyЕ‚a siД™ nieco, a nawet poczuЕ‚a oЕјywienie. Przynajmniej wylД…dowaЕ‚a w urokliwym miejscu, przepiД™knym mieЕ›cie i w idealnych czasach. Nie byЕ‚a to wszak epoka kamienia Е‚upanego, ani teЕј nie wylД…dowaЕ‚a poЕ›rГіd pustkowia. Wszystko wokГіЕ‚ niej wyglД…daЕ‚o tak nienagannie, ludzie ubrani byli Е‚adnie, a brukowane ulice bЕ‚yszczaЕ‚y od Е›wiatЕ‚a rzucanego przez pochodnie. JedynД… rzeczД…, ktГіrД… zapamiД™taЕ‚a o ParyЕјu w osiemnastym wieku byЕ‚ fakt, Ејe byЕ‚ to dla Francji okres przepychu, wielkiego bogactwa, w ktГіrym nadal rzД…dy sprawowali krГіlowie i krГіlowe.

Caitlin zauważyła, że Notre Dame mieściła się na niewielkiej wysepce i poczuła potrzebę opuszczenia jej. Było tu po prostu zbyt tłoczno, a ona potrzebowała spokoju. Zauważyła kilka mostków wiodących na zewnątrz i ruszyła w kierunku jednego. Pozwoliła sobie żywić nadzieję, że być może intuicja prowadziła ją w jakimś konkretnym kierunku. Kiedy przekraczała most, zauważyła, jak piękna jest noc w Paryżu, rozświetlona pochodniami ciągnącymi się wzdłuż całej rzeki i blaskiem księżyca w pełni. Pomyślała o Calebie i żałowała, że nie ma go tu, by podziwiać widoki razem z nią.

Idąc przez most, spojrzała na wodę i powróciła do wspomnień. Myśli o Pollepel, o rzece Hudson nocą, o tym, jak księżyc rozświetlał rzekę. Odczuła nagłe pragnienie, by skoczyć z mostu, przetestować swoje skrzydła, zobaczyć, czy nadal może latać i unieść się wysoko ponad to wszystko.

Ale czuЕ‚a siД™ sЕ‚aba i gЕ‚odna, a kiedy odchyliЕ‚a siД™, w ogГіle nie poczuЕ‚a obecnoЕ›ci skrzydeЕ‚. ZmartwiЕ‚a siД™, Ејe podrГіЕј w czasie wpЕ‚ynД™Е‚a jakoЕ› na jej zdolnoЕ›ci, na jej moce. Wcale nie czuЕ‚a siД™ taka silna jak kiedyЕ›. W zasadzie byЕ‚a niemal jak czЕ‚owiek. SЕ‚abowita. Bezradna. Nie spodobaЕ‚y jej siД™ te uczucia.

Kiedy pokonaЕ‚a most, ruszyЕ‚a bocznymi ulicami. WaЕ‚Д™saЕ‚a siД™ godzinami, beznadziejnie zagubiona. SzЕ‚a wijД…cymi siД™ uliczkami, coraz bardziej oddalajД…c siД™ od rzeki, coraz dalej na pГіЕ‚noc. Miasto wprawiaЕ‚o jД… w zadumД™. Pod niektГіrymi wzglД™dami przypominaЕ‚o WenecjД™ i FlorencjД™ z roku tysiД…c siedemset dziewiД™Д‡dziesiД…tego pierwszego. Podobnie jak oba te miasta, ParyЕј rГіwnieЕј wydawaЕ‚ siД™ niezmieniony, nawet w stosunku do tego, jak przedstawiaЕ‚ siД™ w dwudziestym pierwszym wieku. Nigdy tutaj nie byЕ‚a, ale widziaЕ‚a zdjД™cia i byЕ‚a w szoku, rozpoznawszy tak wiele budynkГіw i monumentГіw.

I tu ulice były w większości brukowane, zapełnione końmi z powozami i sporadycznie przejeżdżającymi jeźdźcami. Ludzie przechadzali się nieśpiesznie w szykownych strojach, jakby cały czas na świecie należał do nich. Podobnie też jak we Florencji i Wenecji, nie było tu żadnej kanalizacji. Caitlin nie mogła nie zauważyć odchodów walających się po ulicach, ani też nie wzdrygnąć się z powodu smrodu unoszącego się w upalnym, letnim powietrzu. Żałowała, że nie miała już przy sobie jednej z tych sakiewek z potpourri, które otrzymała od Polly w Wenecji.

Jednakże, w odróżnieniu od tamtych miast, Paryż był światem samym w sobie. Ulice były tu szersze, budynki niższe i piękniej zaprojektowane. Miasto sprawiało wrażenie starszego, bogatszego i piękniejszego. Nie było też aż tak zatłoczone: im bardziej oddalała się od Notre Dame, tym mniej ludzi widziała. Być może powodem tego była późna pora nocy, ale i tak ulice wyglądały na niemal puste.

Szła i szła, czując coraz większe zmęczenie w nogach i stopach, zaglądając w każdy kąt w poszukiwaniu choćby śladu Caleba, jakiejś wskazówki, która mogłaby skierować ją w odpowiednią stronę. Ale niczego nie znalazła.

Okolica zmieniała się mniej więcej co dwadzieścia przecznic, a wraz z nią zmieniały się odczucia Caitlin. Idąc coraz dalej na północ, zaczęła wspinać się na wzgórze w nowej dzielnicy z wąskimi alejkami oraz kilkoma knajpami. Kiedy minęła jedną na rogu, zauważyła rozwalonego przed nią mężczyznę, opartego niezdarnie o mur, pijanego i nieprzytomnego. Ulica była całkowicie opustoszała i przez chwilę Caitlin aż skręciło z głodu. Jakby ukłucie głodu rozdarło jej żołądek na pół.

Patrzyła na leżącego mężczyznę, z wytężonym wzrokiem utkwionym w jego szyi, widząc, jak pulsuje mu krew. W tym jednym momencie poczuła niewysłowioną chęć rzucenia się na niego i wypicia krwi. Odczucie to wykraczało poza jakiekolwiek pragnienie – przypominało raczej nakaz. Każda jej cząstka zmuszała ją niemal do zrobienia tego.

Resztkami siły woli zmusiła się, by odwrócić wzrok. Prędzej umarłaby z głodu, niż skrzywdziła człowieka.

Rozejrzała się wokół, zastanawiając się, czy gdzieś tu był jakiś las, miejsce, gdzie mogłaby zapolować. Widziała co prawda sporadyczne polne drogi i parki, jednak nic, co przypominałoby las.

Dokładnie w tym momencie otworzyły się gwałtownie drzwi knajpy i z jej wnętrza wypadł, potykając się, jakiś mężczyzna – w zasadzie został wyrzucony przez jednego z obsługi. Mężczyzna, najwyraźniej pijany, zaczął kląć i krzyczeć na nich.

Potem odwrГіciЕ‚ siД™, a jego wzrok spoczД…Е‚ na Caitlin.

ByЕ‚ dobrze zbudowany, a z oczu mu Еєle patrzyЕ‚o.

Caitlin spięła się. Znów zaczęła zastanawiać się, czy pozostały jej moce, jakiekolwiek.

OdwrГіciЕ‚a siД™ i odeszЕ‚a, przyspieszajД…c kroku, ale wyczuЕ‚a, Ејe mД™Ејczyzna podД…ЕјyЕ‚ za niД….

Zanim zdążyła się odwrócić, może sekundę później, mężczyzna chwycił ją od tyłu w niedźwiedzim uścisku. Był szybszy i silniejszy, niż sobie wyobrażała. Wyczuła też jego paskudny oddech dolatujący znad ramienia.

Oprych byЕ‚ jednak rГіwnieЕј pijany. ZataczaЕ‚ siД™, nawet trzymajД…c jД… w objД™ciu. Caitlin skupiЕ‚a siД™, przypomniaЕ‚a sobie treningi, uchyliЕ‚a siД™ i zwaliЕ‚a go z nГіg, uЕјywajД…c jednej z technik walki, ktГіrych nauczyЕ‚ jД… Aiden na Pollepel. MД™Ејczyzna poleciaЕ‚ w dГіЕ‚ i wylД…dowaЕ‚ na plecach.

Nagle w Caitlin odЕјyЕ‚o wspomnienie Rzymu, Koloseum, jej walki na arenie z wieloma napastnikami naraz. ByЕ‚o takie sugestywne, Ејe przez chwilД™ zapomniaЕ‚a, gdzie siД™ znajduje.

Doszła jednak do siebie w samą porę. Pijany mężczyzna zdołał wstać i ruszyć do ataku, słaniając się na nogach. Caitlin odczekała do ostatniej chwili, po czym zeszła mu z drogi i mężczyzna poleciał w przód, wprost na twarz.

Był zamroczony i zanim zdążył stanąć ponownie na nogi, Caitlin pospiesznie oddaliła się. Była zadowolona, że mimo wszystko poradziła sobie z nim, jednak wydarzenie to wstrząsnęło nią do głębi. Zmartwiła się, że nadal niepokoiły ją przebłyski pamięci o przygodach w Rzymie. Nie czuła też swoich nadludzkich mocy. Była równie słaba, jak zwykły człowiek. Myśl ta przeraziła ją ponad wszystko. Rzeczywiście musiała teraz radzić sobie sama.

Rozejrzała się dokoła, odchodząc od zmysłów z niepokoju, gdzie teraz powinna pójść, co robić. Nogi piekły ją od długiej wędrówki i zaczęła poddawać się rozpaczy.

I wówczas to ujrzała. Podniosła wzrok i przed sobą zobaczyła ogromne wzgórze. Na jego szczycie wznosiło się wielkie, średniowieczne opactwo. Z jakiegoś powodu, którego nie potrafiła wytłumaczyć, czuła, że budowla przyciągała ją do siebie. Rozmiar wzgórza nie zachęcał do wspinaczki, ale nie miała innego wyboru.

Wspięła się na nie, czując zmęczenie ponad wszystko, czegokolwiek do tej pory doświadczyła, żałując, że nie może latać.

W koЕ„cu dotarЕ‚a do frontowych drzwi opactwa i objД™Е‚a wzrokiem masywne, dД™bowe podwoje. Miejsce wyglД…daЕ‚o na antyczne. Nie mogЕ‚a wyjЕ›Д‡ z podziwu, Ејe koЕ›ciГіЕ‚ ten, chociaЕј byЕ‚ dopiero rok tysiД…c siedemset osiemdziesiД…ty dziewiД…ty, wyglД…daЕ‚, jakby staЕ‚ tu od tysiД™cy lat.

Czuła, że coś, nie wiedząc co, przyciąga ją do niego. Nie wiedząc, gdzie indziej mogłaby się udać, zebrała się na odwagę i zapukała cicho.

Nie byЕ‚o Ејadnej odpowiedzi.

Spróbowała użyć klamki i ze zdziwieniem stwierdziła, że drzwi nie były zamknięte. Weszła do środka.

Antyczne wrota zaskrzypiaЕ‚y, otwierajД…c siД™ powoli. MinД™Е‚a chwila, zanim oczy Caitlin przyzwyczaiЕ‚y siД™ do ogromnej, zacienionej Е›wiД…tyni. ZlustrowaЕ‚a wnД™trze. Jego rozmiary i panujД…cy tu nastrГіj wywarЕ‚y na niej silne wraЕјenie. WciД…Еј byЕ‚a jeszcze pГіЕєna noc i ten prosty, surowy koЕ›ciГіЕ‚, niemal w caЕ‚oЕ›ci zbudowany z kamienia, ozdobiony witraЕјami, rozЕ›wietlaЕ‚y wszechobecne, wielkie, dopalajД…ce siД™ Е›wiece. Na drugim, odlegЕ‚ym koЕ„cu znajdowaЕ‚ siД™ prosty oЕ‚tarz, wokГіЕ‚ ktГіrego umieszczono dziesiД…tki kolejnych Е›wiec.

Poza tym wszystkim, koЕ›ciГіЕ‚ zdawaЕ‚ siД™ opustoszaЕ‚y.

Caitlin zastanowiЕ‚a siД™, co ona w ogГіle tu robi. Czy byЕ‚ jakiЕ› wyjД…tkowy ku temu powГіd? Czy teЕј jej umysЕ‚ pЕ‚ataЕ‚ figle?

Nagle otworzyЕ‚y siД™ boczne drzwi i Caitlin obrГіciЕ‚a siД™ na piД™cie.

Ku swemu zaskoczeniu zobaczyła zakonnicę – niską, słabowitą, ubraną w zwiewne białe szaty i biały kaptur – która ruszyła w jej kierunku. Kobieta podeszła powoli wprost do Caitlin.

Ściągnęła kaptur, spojrzała na nią i uśmiechnęła się. Miała ogromne, błyszczące niebieskie oczy i wyglądała na zbyt młodą, by być zakonnicą. Kiedy jej uśmiech się powiększył, Caitlin poczuła emanujące od niej ciepło. Wyczuła również, że zakonnica należała do jej rodzaju: była wampirem.

– Siostra Paine – powiedziała cicho zakonnica. – To zaszczyt gościć cię tutaj.




ROZDZIAЕЃ DRUGI


MiaЕ‚a wraЕјenie, Ејe wkroczyЕ‚a w nierzeczywisty Е›wiat. SzЕ‚a za zakonnicД… prowadzД…cД… jД… dЕ‚ugim korytarzem przez opactwo. Miejsce to byЕ‚o przepiД™kne i najwyraЕєniej tД™tniЕ‚o Ејyciem. WszД™dzie krzД…taЕ‚y siД™ zakonnice w biaЕ‚ych szatach, tak jakby gotujД…c siД™ do porannych posЕ‚ug. Jedna z nich szЕ‚a, wymachujД…c przed sobД… karafkД… i roztaczajД…c wokГіЕ‚ delikatnД… woЕ„, podczas gdy inne cicho i Е›piewnie recytowaЕ‚y poranne modЕ‚y.

Po kilku minutach wędrówki w ciszy, Caitlin zaczęła się zastanawiać, dokąd zakonnica ją prowadziła. W końcu zatrzymały się przed pojedynczymi drzwiami. Zakonnica otworzyła je i ich oczom ukazał się niewielki, skromny pokój z widokiem na Paryż. Caitlin przypomniała sobie od razu izbę, w której spała, kiedy była w klasztorze w Sienie.

– Na łóżku znajdziesz przebranie – powiedziała zakonnica. – Na dziedzińcu jest sadzawka, w której możesz się obmyć. I dodała, wskazując palcem – A to jest dla ciebie.

Caitlin podД…ЕјyЕ‚a wzrokiem za palcem i zauwaЕјyЕ‚a niewielki, kamienny piedestaЕ‚ w rogu pomieszczenia, na ktГіrym spoczywaЕ‚ srebrny kielich wypeЕ‚niony biaЕ‚ym pЕ‚ynem. Zakonnica uЕ›miechnД™Е‚a siД™ do niej.

– Masz tu wszystko, czego potrzeba, by odpocząć i porządnie się wyspać. Później sama podejmiesz decyzję, co dalej.

– Decyzję? – spytała Caitlin.

– Powiedziano mi, że masz już jeden klucz. Będziesz musiała odszukać pozostałe trzy. Jednak decyzja o tym, czy podejmiesz się wypełnienia swojej misji i kontynuowania podróży zawsze należeć będzie do ciebie.

– To dla ciebie.

WyciД…gnД™Е‚a dЕ‚oЕ„ i wrД™czyЕ‚a Caitlin cylindryczne puzderko wysadzane klejnotami.

– To list od twojego ojca. Przeznaczony tylko dla twoich oczu. Strzegłyśmy go od stuleci. Nigdy nie został otwarty.

Caitlin wziД™Е‚a go ze zdziwieniem, czujД…c jego ciД™Ејar na dЕ‚oni.

– Naprawdę ufam, że będziesz kontynuowała swoją misję – powiedziała cicho. – Potrzebujemy cię, Caitlin.

I nagle odwrГіciЕ‚a siД™, gotowa odejЕ›Д‡.

– Zaczekaj! – krzyknęła Caitlin.

Kobieta zatrzymaЕ‚a siД™.

– Jestem w Paryżu, zgadza się? W tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym roku?

Zakonnica uЕ›miechnД™Е‚a siД™.

– Tak, zgadza się.

– Ale dlaczego? Dlaczego akurat tutaj? Dlaczego teraz? Dlaczego w tym mieście?

– Obawiam się, że sama musisz się tego dowiedzieć. Jestem jedynie zwykłą służką.

– Ale dlaczego akurat ten kościół zwabił mnie do siebie?

– Jesteś w opactwie św. Piotra. Na Montmartre – powiedziała kobieta. – Nasz klasztor stoi tu od setek lat. To bardzo święte miejsce.

– Dlaczego? – naciskała Caitlin.

– To tu spotykali się wszyscy, by złożyć przysięgę pieczętującą założenie Towarzystwa Jezusowego. To tutaj narodziło się chrześcijaństwo.

Caitlin wlepiЕ‚a w niД… wzrok i staЕ‚a oniemiaЕ‚a. Zakonnica uЕ›miechnД™Е‚a siД™ do niej w koЕ„cu i powiedziaЕ‚a

– Witamy.

To powiedziawszy, ukЕ‚oniЕ‚a siД™ nieznacznie i odeszЕ‚a, delikatnie zamykajД…c za sobД… drzwi.

Caitlin odwróciła się i zlustrowała wnętrze. Była wdzięczna za gościnę, za odzież, w którą mogła się przebrać, za możliwość wzięcia kąpieli, za wygodne łóżko stojące w rogu. Wydawało się jej, że nie da rady zrobić już chociażby jednego kroku. W gruncie rzeczy, była tak zmęczona, że mogłaby zasnąć na wieki.

Trzymając wysadzane drogimi kamieniami puzderko w dłoni, podeszła do narożnika i odstawiła je. Zwój mógł poczekać. Jej głód nie.

PodniosЕ‚a przelewajД…cy siД™ niemal kielich i przyjrzaЕ‚a mu uwaЕјnie. WyczuЕ‚a juЕј, co zawieraЕ‚: to byЕ‚a biaЕ‚a krew.

Przyłożyła do ust i zaczęła pić. Była słodsza od zwykłej krwi i łatwiej spływała do gardła – i szybciej też krążyła w jej żyłach. Po chwili czuła się, jak nowo narodzona, silniejsza niż kiedykolwiek. Mogłaby pić ją już zawsze.

W koЕ„cu odstawiЕ‚a pusty kielich i zabraЕ‚a srebrne puzderko ze sobД… do Е‚ГіЕјka. PoЕ‚oЕјyЕ‚a siД™ i zorientowaЕ‚a, jak bardzo obolaЕ‚e byЕ‚y jej nogi. JuЕј samo poЕ‚oЕјenie siД™ do Е‚ГіЕјka przyniosЕ‚o jej wielkД… ulgД™.

Odchyliła się, oparła głowę o niewielką, prostą poduszkę i zamknęła oczy, tylko na chwilę. Była zdecydowana otworzyć je w następnej sekundzie i przeczytać list od ojca.

Jednak w chwili, kiedy jej oczy się zamknęły, ogarnęło ją niewiarygodne zmęczenie. Nie była w stanie otworzyć ich znowu, nawet gdyby spróbowała. Po sekundzie spała już głębokim snem.


*

Stała na arenie Rzymskiego Koloseum w pełnym bojowym rynsztunku z mieczem w dłoni. Była gotowa zmierzyć się z każdym napastnikiem, jaki by się nadarzył – naprawdę czuła chęć podjęcia walki. Kiedy jednak obróciła się wokół, spojrzała we wszystkie strony, zauważyła, że arena była pusta. Podniosła wzrok na rzędy siedzeń i zobaczyła, że całe to miejsce było opustoszałe.

ZamrugaЕ‚a powiekami, a kiedy otworzyЕ‚a oczy, nie byЕ‚a juЕј w Koloseum, ale w Watykanie, w Kaplicy SykstyЕ„skiej. Nadal dzierЕјyЕ‚a miecz, tym razem jednak przyodziana byЕ‚a w szatД™. RozejrzaЕ‚a siД™ po sali i zobaczyЕ‚a setki wampirГіw ustawionych w idealnych rzД™dach, ubranych w biaЕ‚e szaty, spoglД…dajД…cych swymi bЕ‚yszczД…cymi, niebieskimi oczyma. Stali cierpliwie wzdЕ‚uЕј Е›cian, w ciszy, idealnie na bacznoЕ›Д‡.

Caitlin upuściła miecz w pustej komnacie i broń wylądowała ze szczękiem na ziemi. Podeszła powoli do głównego kapłana, wyciągnęła dłonie i wzięła od niego srebrny kielich wypełniony białą krwią. Zaczęła pić, a płyn przelał się i pociekł jej po policzkach.

Nagle znalazła się na pustyni. Całkiem sama. Szła, brodząc gołymi stopami w prażącym piachu, w piekącym słońcu, a w dłoni trzymała ogromny klucz. Ale był on tak wielki – tak nienaturalnie duży – że jego ciężar przytłaczał ją do ziemi.

SzЕ‚a i szЕ‚a, Е‚apiД…c ciД™Ејko powietrze w tej spiekocie, aЕј w koЕ„cu dotarЕ‚a do ogromnej gГіry. Na jej szczycie zauwaЕјyЕ‚a stojД…cego mД™ЕјczyznД™, ktГіry spoglД…daЕ‚ w dГіЕ‚ i uЕ›miechaЕ‚ siД™ do niej.

WiedziaЕ‚a, Ејe to ojciec.

Ruszyła pędem, biegnąc ze wszystkich sił, starając się wbiec na górę, zbliżając się coraz bardziej i bardziej do niego. W tej samej chwili słońce wzeszło wyżej na nieboskłon i zaczęło prażyć dotkliwiej, dusić ją. Mogłoby wydawać się, że świeci wprost zza jej ojca. Jakby on sam był słońcem, a ona biegła wprost ku niemu.

WchodzД…c coraz wyЕјej, czuЕ‚a, jak gorД…c roЕ›nie z kaЕјdД… chwilД…. Im bliЕјej byЕ‚a, tym trudniej byЕ‚o jej zaczerpnД…Д‡ tchu. Ojciec zaЕ› staЕ‚ z otwartymi ramionami i czekaЕ‚, by wziД…Д‡ jД… w objД™cia.

Ale wzgórze stało się zbyt strome, a ona była po prostu już bardzo zmęczona. Nie mogła zrobić kolejnego kroku i osunęła się na ziemię tam, gdzie stała.

ZamrugaЕ‚a powiekami, a kiedy otworzyЕ‚a oczy, zobaczyЕ‚a swego ojca stojД…cego nad niД…, pochylonego, z ciepЕ‚ym uЕ›miechem na twarzy.

– Caitlin – powiedział. – Córko moja. Jestem z ciebie taki dumny.

Spróbowała wyciągnąć dłoń i chwycić go, ale klucz spoczywał teraz na niej i był zbyt ciężki, przygniatał ją do ziemi.

Podniosła wzrok na ojca, próbując przemówić, lecz jej usta były spierzchnięte, a gardło zbyt suche.

– Caitlin?

– Caitlin?

PoderwaЕ‚a siД™ ze snu, caЕ‚kiem zdezorientowana.

PodniosЕ‚a wzrok i zauwaЕјyЕ‚a mД™ЕјczyznД™ siedzД…cego przy jej Е‚ГіЕјku, spoglД…dajД…cego w dГіЕ‚ na niД… i uЕ›miechajД…cego siД™ do niej.

WyciД…gnД…Е‚ rД™kД™ i delikatnie odsunД…Е‚ jej wЕ‚osy z oczu.

Czy to nadal byЕ‚ sen? CzuЕ‚a zimny pot na czole, jego dotyk na swoim nadgarstku i modliЕ‚a siД™, Ејeby to jednak nie byЕ‚ sen.

PoniewaЕј ujrzaЕ‚a przed sobД…, uЕ›miechajД…cego siД™ do niej, miЕ‚oЕ›Д‡ swego Ејycia.

Caleba.




ROZDZIAЕЃ TRZECI


Sam poderwaЕ‚ siД™ ze snu. Przed oczami miaЕ‚ niebo i pieЕ„ ogromnego dД™bu. ZamrugaЕ‚ powiekami, zastanawiajД…c siД™, gdzie jest.

CzuЕ‚ coЕ› miД™kkiego pod plecami, coЕ›, dziД™ki czemu byЕ‚o mu bardzo wygodnie. ObejrzaЕ‚ siД™ i zorientowaЕ‚, Ејe leЕјaЕ‚ na kД™pie mchu, na leЕ›nej wyЕ›ciГіЕ‚ce. PodniГіsЕ‚ wzrok ponownie i dostrzegЕ‚ dziesiД…tki wysokich drzew koЕ‚yszД…cych siД™ na wietrze. UsЕ‚yszaЕ‚ szum wody, a kiedy siД™ odwrГіciЕ‚, zobaczyЕ‚ strumyk powoli pЕ‚ynД…cy kilka stГіp od jego gЕ‚owy.

UsiadЕ‚ i rozejrzaЕ‚ siД™ wokГіЕ‚, spoglД…dajД…c we wszystkie strony i chЕ‚onД…c kaЕјdy szczegГіЕ‚ otoczenia. ZnajdowaЕ‚ siД™ w gД™stym lesie, byЕ‚ sam, a jedynym ЕєrГіdЕ‚em Е›wiatЕ‚a byЕ‚y promienie sЕ‚oneczne przedzierajД…ce siД™ przez konary drzew. PopatrzyЕ‚ na siebie i zobaczyЕ‚, Ејe wciД…Еј miaЕ‚ ten sam bitewny strГіj, ktГіry zaЕ‚oЕјyЕ‚ w Koloseum. WokГіЕ‚ panowaЕ‚a cisza, zakЕ‚Гіcana jedynie odgЕ‚osami strumyka, ptakГіw i jakichЕ› zwierzД…t w oddali.

Zdał sobie sprawę, że podróż w czasie na szczęście się udała. Najwyraźniej był w innym miejscu i czasie – chociaż nie miał pojęcia ani gdzie, ani kiedy.

Powoli zbadał całe ciało i stwierdził, że nie odniósł większych obrażeń i że był w jednym kawałku. Poczuł okropny głód, ale mógł z tym jeszcze poczekać. Najpierw musiał zorientować się, gdzie jest.

Sięgnął rękoma w dół, chcąc sprawdzić, czy ma przy sobie jakąś broń.

Niestety, nic nie przetrwało podróży w czasie. Mógł znowu polegać tylko na sobie, a jego jedynymi narzędziami były gołe dłonie.

Zaczął zastanawiać się, czy nadal ma w sobie wampirze moce. Wyczuwał niezwykłą siłę krążącą w żyłach i miał wrażenie, że nadal je posiada. Jednakże, nie mógł do samego końca być pewien.

A koniec nadszedЕ‚ wczeЕ›niej, niЕј przypuszczaЕ‚.

UsЕ‚yszaЕ‚ trzask gaЕ‚Д™zi, odwrГіciЕ‚ siД™ i ujrzaЕ‚ wielkiego niedЕєwiedzia sunД…cego niezdarnie w jego stronД™, powoli, wyzywajД…co. ZnieruchomiaЕ‚. ZwierzД™ Е‚ypaЕ‚o na niego spode Е‚ba, obnaЕјyЕ‚o kЕ‚y i zaryczaЕ‚o.

W nastД™pnej sekundzie rzuciЕ‚o siД™ do biegu, nacierajД…c bezpoЕ›rednio na Sama.

Sam ani nie miał już czasu na ucieczkę, ani też, dokąd uciekać. Nie miał wyboru. Zdał sobie sprawę, że mógł jedynie zmierzyć się ze zwierzęciem.

Co dziwne, zamiast strachu, poczuł gniew, szał, który zawładnął całym jego ciałem. Był wściekły na zwierzę. Nie podobało mu się, kiedy ktoś atakował go zanim zdołał chociażby ogarnąć się trochę. Dlatego też rzucił się również na niedźwiedzia bez namysłu, gotowy stoczyć z nim walkę w ten sam sposób, w jaki rozprawiłby się z człowiekiem.

Starli siД™ w poЕ‚owie drogi. NiedЕєwiedЕє rzuciЕ‚ siД™ do przodu, Sam wycofaЕ‚ siД™ gwaЕ‚townie. CzuЕ‚ moc krД…ЕјД…cД… w ЕјyЕ‚ach, czuЕ‚, jak podpowiadaЕ‚a mu, Ејe jest niezwyciД™Ејony.

Kiedy starЕ‚ siД™ z niedЕєwiedziem w powietrzu, zrozumiaЕ‚, Ејe miaЕ‚ racjД™. ChwyciЕ‚ niedЕєwiedzie Е‚apy, zamachnД…Е‚ siД™ i cisnД…Е‚ zwierzД™ w powietrze. NiedЕєwiedЕє poleciaЕ‚ w tyЕ‚ miД™dzy drzewami kilkanaЕ›cie stГіp i grzmotnД…Е‚ o drzewo.

StojД…c w miejscu, Sam zaryczaЕ‚ dziko, gЕ‚oЕ›niej nawet od niedЕєwiedzia. PoczuЕ‚, jak jednoczeЕ›nie napД™czniaЕ‚y mu miД™Е›nie i ЕјyЕ‚y.

Zwierz wstał powoli na nogi i chwiejąc się, spojrzał na Sama z wyrazem szoku. Zaczął kuśtykać, a po kilku niepewnych krokach odwrócił się i rzucił do ucieczki.

Lecz Sam nie miał zamiaru tak łatwo go puścić. Był wściekły i czuł, że nic w świecie nie byłoby w stanie ostudzić jego gniewu. Był też głodny. Niedźwiedź musiał dostać za swoje.

ZerwaЕ‚ siД™ do biegu i wkrГіtce z zadowoleniem zauwaЕјyЕ‚, Ејe byЕ‚ szybszy od zwierzД™cia. W kilka chwil dogoniЕ‚ go, skoczyЕ‚ w powietrze i wylД…dowaЕ‚ na jego grzbiecie. NachyliЕ‚ siД™, po czym zatopiЕ‚ kЕ‚y gЕ‚Д™boko w jego karku.

Niedźwiedź zawył z bólu, zaczął rzucać się na wszystkie strony, ale Sam nie puścił. Zatopił kły jeszcze głębiej i po chwili poczuł, jak niedźwiedź osunął się pod nim na kolana. W końcu przestał się poruszać.

Sam leżał na nim, pijąc, czując, jak życiodajna siła zaczyna krążyć w jego żyłach.

W koЕ„cu odchyliЕ‚ siД™ i oblizaЕ‚ usta, po ktГіrych Е›ciekaЕ‚a krew. Nigdy jeszcze nie czuЕ‚ siД™ tak orzeЕєwiony. DokЕ‚adnie takiego posiЕ‚ku byЕ‚o mu trzeba.

WstawaЕ‚ wЕ‚aЕ›nie na nogi, kiedy usЕ‚yszaЕ‚ kolejny trzask gaЕ‚Д…zki.

ObejrzaЕ‚ siД™ i zobaczyЕ‚ stojД…cД… nieopodal na polanie, mЕ‚odД… dziewczynД™, na oko siedemnastoletniД…, ubranД… w cienki, biaЕ‚y materiaЕ‚. StaЕ‚a tak, trzymajД…c kosz, i wpatrywaЕ‚a siД™ w Sama zszokowana. Jej skГіra byЕ‚a biaЕ‚a i pГіЕ‚przejrzysta, a jej dЕ‚ugie, jasne wЕ‚osy oplataЕ‚y twarz o wielkich, bЕ‚Д™kitnych oczach. ByЕ‚a piД™kna.

PatrzyЕ‚a na Sama rГіwnie jak on zaskoczona.

Zdał sobie sprawę, że musiała bać się, że i ją zaatakuje; Uświadomił sobie, jak paskudnie musiał wyglądać, leżąc na niedźwiedziu, z krwią na ustach. Nie chciał jej wystraszyć.

ZeskoczyЕ‚ zatem ze zwierzД™cia i podszedЕ‚ do niej kilka krokГіw.

Ku jego zdziwieniu, dziewczyna ani wzdrygnęła się ani też nie próbowała uciekać. Raczej nadal mu się przyglądała, bez jakiejkolwiek obawy.

– Nie martw się – powiedział. – Nie zrobię ci nic złego.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™. Czym go zadziwiЕ‚a. Nie tylko byЕ‚a piД™kna, ale rГіwnieЕј rzeczywiЕ›cie siД™ go nie baЕ‚a. Jak to w ogГіle byЕ‚o moЕјliwe?

– Oczywiście, że nie – odparła. – Jesteś jednym z nas.

Sama znГіw ogarnД™Е‚o zdziwienie. Jednak juЕј w chwili, kiedy to powiedziaЕ‚a, wiedziaЕ‚, Ејe to prawda. WyczuЕ‚ coЕ›, kiedy tylko jД… zobaczyЕ‚, a teraz zrozumiaЕ‚ caЕ‚a resztД™. ByЕ‚a taka, jak on. ByЕ‚a wampirem. I dlatego nie byЕ‚o w niej lД™ku.

– Niezły chwyt − powiedziała, wskazując na niedźwiedzia. – Nieco niechlujny, prawda? Dlaczego nie zapolować na jelenia?

Sam uśmiechnął się. Nie tylko była piękna – do tego jeszcze zabawna.

– Może następnym razem tak zrobię – odparł.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™.

– Czy mogłabyś powiedzieć mi, który jest rok? – zapytał. – Albo przynajmniej wiek?

Dziewczyna uЕ›miechaЕ‚a siД™ tylko, potrzД…sajД…c gЕ‚owД….

– Myślę, że najlepiej będzie, jak sam się tego dowiesz. Gdybym ci powiedziała, zepsułabym całą zabawę, nie sądzisz?

SpodobaЕ‚a siД™ mu. ByЕ‚a seksowna. I czuЕ‚ siД™ swobodnie w jej towarzystwie, jakby znaЕ‚ jД… od zawsze.

PodeszЕ‚a bliЕјej i wyciД…gnД™Е‚a dЕ‚oЕ„. Sam chwyciЕ‚ jД… i zakochaЕ‚ siД™ w jej gЕ‚adkiej, przezroczystej skГіrze.

– Jestem Sam – powiedział, potrząsając dłonią, trzymając ją nieco za długo.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™ szerzej.

– Wiem – powiedziała.

Sam był skonsternowany. Skąd niby mogła to wiedzieć? Czy spotkali się już gdzieś wcześniej? Nie mógł sobie przypomnieć.

– Wysłano mnie po ciebie – dodała.

Nagle odwrГіciЕ‚a siД™ i zaczД™Е‚a iЕ›Д‡ leЕ›nym szlakiem.

Sam ruszył za nią, chcąc ją dogonić, przypuszczając, że właśnie tego od niego oczekiwała. Nie patrząc pod nogi szedł za nią i wkrótce potknął się o gałąź. I usłyszał jej chichot.

– A więc? – powiedział zachęcającym tonem. – Nie powiesz mi swego imienia?

ZnГіw zachichotaЕ‚a.

– Cóż, mam oficjalne imię, ale rzadko je używam – odparła.

Po czym odwrГіciЕ‚a siД™ i zmierzyЕ‚a go wzrokiem, czekajД…c, aЕј siД™ z niД… zrГіwna.

– Jeśli już musisz wiedzieć, wszyscy wołają na mnie Polly.




ROZDZIAЕЃ CZWARTY


Caleb przytrzymał ogromne, średniowieczne drzwi i Caitlin wyszła z opactwa, stawiając pierwsze kroki we wczesnym, porannym słońcu. Mając Caleba u boku, spojrzała w kierunku, gdzie wstawał właśnie świt. Tu, wysoko na szczycie wzgórza Montmartre mogła rozejrzeć się i zobaczyć cały, rozpościerający się przed nią Paryż. To piękne rozległe miasto było mieszaniną klasycznej architektury i zwyczajnych domostw, brukowanych ulic i polnych dróg, terenów zalesionych i miejskich. Niebo mieniło się setkami kolorów sprawiając, że miasto wyglądało jak żywe. Było cudowne.

Jeszcze cudowniejsza była dłoń, która objęła jej dłoń. Obejrzała się i zobaczyła stojącego obok niej Caleba, który również rozkoszował się widokiem. Nie mogła uwierzyć, że to działo się naprawdę. Nie mogła uwierzyć, że to rzeczywiście był on, że naprawdę byli tu razem oboje. Że wiedział, kim ona jest. Że pamiętał ją. Że ją znalazł.

Kolejny raz zaczęła zastanawiać się, czy aby na pewno zbudziła się już ze snu, czy aby wciąż nie spała.

Stojąc tak, poczuła jak ścisnął jej dłoń jeszcze mocniej. Wiedziała już, że była w pełni przebudzona. Nigdy jeszcze nie była tak niezmiernie szczęśliwa. Tak długo brnęła, cofnęła się w czasie o całe stulecia, przebyła całą tę drogę tylko po to, by z nim być. Tylko po to, by upewnić się, że żyje. Kiedy we Włoszech stwierdził, że jej nie pamięta, zdruzgotało ją to doszczętnie.

Teraz jednak, kiedy już tu był, cały i żywy i ją pamiętał – i należał tylko do niej, sam, bez Sery w pobliżu – jej serce wzbierało nowym uczuciem i nową nadzieją. Nigdy, w najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie, że wszystko tak idealnie się ułoży, że rzeczywiście tak będzie. Była taka wzruszona. Nie wiedziała, od czego zacząć lub co powiedzieć.

Caleb odezwał się zanim zdążyła przemówić.

– Paryż – powiedział, odwracając się do niej z uśmiechem na ustach. – Z pewnością jedno z piękniejszych miejsc, by spędzić wspólne chwile.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™.

– Całe życie pragnęłam je zobaczyć – odparła.

Chciała dodać z kimś, kogo kocham, ale się powstrzymała. Miała wrażenie, że upłynęło dużo czasu, od kiedy ostatni raz była u jego boku, że w zasadzie znów zaczął ją onieśmielać. Pod niektórymi względami czuła, jakby spędziła z nim całą wieczność – a nawet dłużej – jednak z drugiej strony odnosiła wrażenie, jakby znowu spotykała go po raz pierwszy.

WyciД…gnД…Е‚ rД™kД™ dЕ‚oniД… skierowanД… ku gГіrze.

– Zechcesz zwiedzić je razem ze mną? – spytał.

– To długa droga w dół – powiedziała, spoglądając w dół stromego wzgórza, wiele mil spadzistej nawierzchni prowadzącej do Paryża.

– Myślałem raczej o bardziej widokowym rozwiązaniu – odparł. – Polecimy.

Rozsunęła łopatki, chcąc sprawdzić, czy jej skrzydła się rozwiną. Czuła się odmłodzona, taka ożywiona po tym napoju, po białej krwi – ale wciąż nie była pewna, czy może latać. A nie była skora, by rzucić się z wysokości w nadziei, że jej skrzydła złapią wiatr.

– Sądzę, że nie jestem jeszcze na to gotowa – powiedziała.

SpojrzaЕ‚ na niД… ze zrozumieniem.

– Poleć ze mną – powiedział i dodał z uśmiechem – jak za starych czasów.

Uśmiechnęła się, podeszła do niego od tyłu i objęła jego ramiona. Tak miło było poczuć jego muskularne ciało.

Nagle wzbił się w powietrze tak szybko, że ledwie zdążyła przytrzymać się go.

Zanim zdążyła się zorientować, już lecieli, ona trzymając się jego, opierając głowę na jego łopatce. Przeszył ją znajomy dreszczyk, kiedy mknęli w dół, nisko nad powierzchnią miasta o wschodzie słońca. Aż zaparło jej dech w piersiach.

Nic z tego jednak nie było aż tak oszałamiające jak to, że znów była w jego ramionach, obejmowała go, po prostu z nim była. Upłynęła zaledwie godzina, a ona już zaczęła się modlić, by nigdy więcej się nie rozstali.


*

ParyЕј, nad ktГіrym lecieli, ten z tysiД…c siedemset osiemdziesiД…tego dziewiД…tego roku, na wiele sposobГіw przypominaЕ‚ ParyЕј, ktГіry widziaЕ‚a na obrazkach w dwudziestym pierwszym wieku. RozpoznawaЕ‚a wiele budynkГіw, koЕ›cioЕ‚y, iglice, pomniki. Mimo, Ејe miaЕ‚y juЕј setki lat, wyglД…daЕ‚y niemal dokЕ‚adnie tak samo jak w dwudziestym pierwszym wieku. Podobnie jak w przypadku Wenecji i Florencji, niewiele siД™ zmieniЕ‚o przez tych kilkaset lat.

Jednak pod niektórymi względami różnił się i to znacznie. Nie był tak rozbudowany. Choć niektóre drogi były brukowane, było też wiele zwykłych, przypominających polne. Nawet w przybliżeniu nie był tak zagęszczony, a między budynkami widniały kępy drzew, jakby miasto zbudowano w lesie. Zamiast samochodów, po ulicach poruszały się konie i powozy, ludzie spacerowali lub pchali fury. Wszystkiemu towarzyszył większy spokój, większa swoboda.

Caleb zniЕјyЕ‚ lot tak, Ејe lecieli kilka stГіp nad budynkami. Kiedy minД™li ostatni, nagle niebo otworzyЕ‚o siД™ przed nimi i ujrzeli rzekД™ SekwanД™, przepЕ‚ywajД…cД… przez sam Е›rodek miasta. MieniЕ‚a siД™ ЕјГіЕ‚to we wczesnym, porannym sЕ‚oЕ„cu. Caitlin zaparЕ‚o dech w piersi.

Caleb ponownie zanurkowaЕ‚ w powietrzu, a Caitlin nie mogЕ‚a wyjЕ›Д‡ z podziwu dla piД™kna tego miasta, jego romantycznej aury. Przelecieli nad niewielkД… wyspД… Ile de la Cite i Caitlin rozpoznaЕ‚a leЕјД…cД… poniЕјej katedrД™ Notre Dame, jej ogromna iglicД™ wznoszД…cД… siД™ wysoko ponad wszystko inne.

Caleb zniЕјyЕ‚ lot jeszcze bardziej, szybujД…c tuЕј nad powierzchniД… wody. Wilgotne powietrze utrzymujД…ce siД™ nad rzekД… schЕ‚odziЕ‚o ich ciaЕ‚a w ten gorД…cy lipcowy poranek. Caitlin rozglД…daЕ‚a siД™, kiedy przelatywali nad i pod rozlicznymi, niewielkimi, Е‚ukiem zwieЕ„czonymi mostkami spinajД…cymi obydwa brzegi rzeki. W pewnej chwili Caleb podleciaЕ‚ ku jednemu z nich i wylД…dowaЕ‚ Е‚agodnie za wielkim drzewem, z dala od spojrzeЕ„ jakichkolwiek przechodniГіw.

Rozejrzała się i zauważyła, że zabrał ją do ogromnego, wytwornego parku z ogrodem, który zdawał się rozpościerać na dziesiątki mil tuż przy brzegu rzeki.

– Tuilerie – powiedział Caleb. – Dokładnie takie samo, jak w dwudziestym pierwszym wieku. Nic się nie zmieniło. Nadal najbardziej romantyczne miejsce w Paryżu.

WyciД…gnД…Е‚ rД™kД™ z uЕ›miechem i chwyciЕ‚ jej dЕ‚oЕ„. ZaczД™li iЕ›Д‡ niespiesznie jednД… ze Е›cieЕјek wijД…cych siД™ przez caЕ‚y ogrГіd. Nigdy jeszcze nie byЕ‚a taka szczД™Е›liwa.

Tak bardzo paliła się, by spytać go o tyle rzeczy. Nie mogła doczekać się, by powiedzieć mu wszystko. I nie wiedziała, od czego zacząć. Ale od czegoś musiała, więc pomyślała, że wspomni o tym, co ostatnio przyszło jej na myśl.

– Dziękuję – powiedziała – za to, co zrobiłeś w Rzymie. W Koloseum. Za uratowanie mi życia. Gdybyś nie pojawił się w tamtej chwili, nie wiem, co mogłoby się stać.

OdwrГіciЕ‚a siД™ i spojrzaЕ‚a na niego, nagle zdjД™ta niepewnoЕ›ciД….

– Pamiętasz? – spytała z niepokojem.

ZwrГіciЕ‚ siД™ w jej stronД™, spojrzaЕ‚ na niД… i skinД…Е‚ gЕ‚owД…. WiedziaЕ‚a, Ејe pamiД™taЕ‚. PoczuЕ‚a ulgД™. Przynajmniej, wreszcie zgadzali siД™ co do tego. Ich wspomnienia powrГіciЕ‚y. I samo to znaczyЕ‚o dla niej najwiД™cej na caЕ‚ym Е›wiecie.

– Ale przecież to nie ja ciebie uratowałem – powiedział. – Sama dałaś sobie radę beze mnie i to całkiem nieźle. A nawet przeciwnie, to ty ocaliłaś mnie. Już sama twoja obecność – nie wiem, co bym zrobił bez ciebie.

Kiedy Е›cisnД…Е‚ jej dЕ‚oЕ„, poczuЕ‚a, jak jej Е›wiat odЕјyЕ‚ w niej na nowo.

Przechadzając się po ogrodzie, przyglądała się z zachwytem różnorodnym kwiatom, fontannom, posągom… Było to jedno z najbardziej romantycznych miejsc, w jakich była.

– I przepraszam – dodała.

Spojrzał na nią, a ona bała się to powiedzieć.

– Za twojego syna.

Jego twarz pociemniaЕ‚a, a kiedy odwrГіciЕ‚ wzrok, zobaczyЕ‚a, jak przemknД…Е‚ po niej wyraz gЕ‚Д™bokiego smutku.

Ale głupia, pomyślała. Dlaczego zawsze musisz wszystko zepsuć? Dlaczego nie mogłaś zaczekać z tym do jakiejś innej okazji?

Caleb przełknął i skinął głową, owładnięty zbyt wielkim smutkiem, by cokolwiek powiedzieć.

– I przepraszam za Serę – dodała Caitlin. – Nigdy nie zamierzałam stawać między wami.

– Nie przejmuj się – odparł. – Nie miałaś z tym nic wspólnego. To dotyczyło jedynie jej i mnie. Nigdy nie mieliśmy być razem. Od samego początku była to zła decyzja.

– Cóż, chciałabym też wreszcie powiedzieć ci, że przykro mi z powodu tego, co stało się w Nowym Jorku – dodała, czując ulgę, że w końcu wyrzuciła to z siebie. – Nigdy nie wbiłabym miecza, gdybym wiedziała, że to ty. Przysięgam. Myślałam, że to kto inny, że zmienił kształt. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że to naprawdę ty.

PoczuЕ‚a rozdzierajД…cy bГіl na samД… myЕ›l o tym.

ZatrzymaЕ‚ siД™, spojrzaЕ‚ na niД… i chwyciЕ‚ jД… w ramiona.

– Nic z tego nie ma już znaczenia – powiedział szczerze. – Cofnęłaś się w czasie, by mnie ocalić. I wiem, że zrobiłaś to ogromnym kosztem. Mogło wcale się nie udać. A ty poświęciłaś dla mnie swoje życie. I dla mnie porzuciłaś nasze dziecko – powiedział i znów spuścił wzrok w przypływie smutku. – Kocham cię bardziej, niż mógłbym to wyrazić – powiedział ze wzrokiem wciąż utkwionym w ziemi.

SpojrzaЕ‚ na niД… oczyma peЕ‚nymi Е‚ez.

I wówczas pocałowali się. Czuła, jak topnieje w jego ramionach, jak jej cały świat ogarnia spokój, a ich pocałunek trwał zdawałoby się wieczność. Była to najwspanialsza ze wszystkich chwil, które z nim spędziła, i w jakiejś mierze miała wrażenie, że dopiero teraz zaczęła tak naprawdę go poznawać.

W koЕ„cu odsunД™li siД™ powoli, spoglД…dajД…c sobie gЕ‚Д™boko w oczy.

Potem oboje odwrócili wzrok, niby ze skromności, chwycili się za ręce i ruszyli dalej, spacerując ogrodem wzdłuż rzeki. Patrzyła na piękno Paryża, na jego romantyzm i zdała sobie sprawę, że właśnie spełniały się jej wszystkie marzenia. Tego właśnie zawsze chciała od życia. Być z kimś, kto ją kocha – kto naprawdę darzy ją miłością. Być w tak pięknym mieście, tak romantycznym miejscu. Czuć, jakby miała przed sobą całe życie.

Wyczuła w kieszeni wysadzane klejnotami puzderko i ogarnęło ją niezadowolenie. Nie chciała go otwierać. Bardzo kochała ojca, ale nie chciała czytać listu od niego. Wiedziała już, że nie chce ciągnąć dalej swojej misji. Nie chciała ryzykować kolejnej podróży w czasie, ani też szukać jakichkolwiek kluczy. Chciała jedynie być tu, w tym miejscu i czasie, razem z Calebem. Chciała spokoju. Żadnych zmian. Była zdecydowana uczynić wszystko, by strzec ich drogocennych wspólnych chwil, by rzeczywiście zatrzymać ich przy sobie. I czuła po części, że oznaczało to zaniechanie kontynuowania jej misji.

Odwróciła się i zmierzyła go wzrokiem. Była podenerwowana, ale czuła, że musiała mu o tym powiedzieć.

– Caleb – powiedziała. – Nie chcę już więcej szukać. Zdaję sobie sprawę, że mam wyjątkową misję do spełnienia, że muszę pomóc innym, że muszę odszukać Tarczę. I że może to, co powiem zabrzmi egoistycznie. Wybacz, jeśli tak będzie. Ale chcę tylko być z tobą. Tylko to się dla mnie teraz liczy. Pozostać w tych czasach, w tym miejscu. Przeczuwam, że jeśli dalej będziemy szukać, skończymy w innym stuleciu i innym miejscu. I że następnym razem możemy nie być już razem… Przerwała, uświadomiwszy sobie, że płacze.

OdetchnД™Е‚a gЕ‚Д™boko w otaczajД…cej ciszy. ZastanawiaЕ‚a siД™, co on teraz o niej myЕ›laЕ‚. MiaЕ‚a nadziejД™, Ејe nie potД™piaЕ‚ jej za to.

– Potrafisz to zrozumieć? – zapytała niepewnie.

WpatrywaЕ‚ siД™ w horyzont, jakby z niepokojem, po czym w koЕ„cu odwrГіciЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niД…. Teraz ona poczuЕ‚a zaniepokojenie.

– Nie chcę czytać listu od mojego taty, ani znajdować kolejnych wskazówek. Pragnę jedynie, abyśmy byli razem. Chcę, by wszystko pozostało takie, jakie jest w tej chwili. Nie chcę żadnych zmian. Mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzisz.

– Nigdy bym cię nie znienawidził – powiedział cicho.

– Ale nie popierasz tego? – naciskała. – Sądzisz, że powinnam kontynuować misję?

OdwrГіciЕ‚ wzrok. Nic nie powiedziaЕ‚.

– O co chodzi? – spytała. – Martwisz się o innych?

– Myślę, że powinienem – odparł. – I tak jest. Ale ja również kieruję się egoistycznymi pobudkami. Wydaje mi się… gdzieś w zakamarkach umysłu wciąż mam nadzieję, że jeśli znajdziemy Tarczę, to w jakiś sposób zwróci mi syna. Jade’a.

Caitlin ogarnД™Е‚o okropne poczucie winy, kiedy uЕ›wiadomiЕ‚a sobie, Ејe przyrГіwnaЕ‚ jej rezygnacjД™ z misji z rozstaniem siД™ z synem juЕј na wiecznoЕ›Д‡.

– Ale nie o to w tym chodzi – powiedziała. – Nie wiemy, czy jeśli odnajdziemy Tarczę, jeśli ona w ogóle istnieje, to czy zwróci ci to syna. Wiemy natomiast, że jeśli nie będziemy szukali, będziemy mieli ten czas dla siebie. Tu chodzi o nas. Tylko to się dla mnie liczy. Zawahała się przez moment. – Czy i tobie na tym tak zależy?

SpojrzaЕ‚ na horyzont i skinД…Е‚ gЕ‚owД…. Na niД… jednak nie popatrzyЕ‚.

– A może kochasz mnie tylko dlatego, że mogę pomóc ci odszukać Tarczę? – spytała.

Zaszokowała samą siebie. Że też miała odwagę wymówić to pytanie. Pytanie, które prześladowało ją od momentu, kiedy pierwszy raz się spotkali. Czy kochał ją tylko dlatego, że mogła go gdzieś doprowadzić? Czy może kochał ją dla niej samej? I teraz, nareszcie, wydusiła je z siebie.

Serce waliЕ‚o jej mocno w oczekiwaniu na odpowiedЕє.

W koЕ„cu odwrГіciЕ‚ siД™ i utkwiЕ‚ wzrok gЕ‚Д™boko w jej oczach. PodniГіsЕ‚ dЕ‚oЕ„ i powoli pogЕ‚askaЕ‚ jД… po policzku.

– Kocham cię dla ciebie samej – powiedział. – Od zawsze. A jeśli bycie z tobą oznacza rezygnację z poszukiwań Tarczy, to właśnie tak postąpię. Ja również chcę być z tobą. Owszem, chcę jej szukać. Ale teraz to ty jesteś dla mnie najważniejsza.

Caitlin uЕ›miechnД™Е‚a siД™. PoczuЕ‚a w sercu coЕ›, czego jeszcze nigdy nie doЕ›wiadczyЕ‚a. CzuЕ‚a spokГіj, stabilizacjД™. Nic nie mogЕ‚o stanД…Д‡ im teraz na drodze.

OdsunД…Е‚ wЕ‚osy z jej twarzy i uЕ›miechnД…Е‚ siД™.

– Zabawne – powiedział. – Mieszkałem tu już kiedyś. Wieki temu. Nie w Paryżu. Na wsi. W niewielkim zamku. Nie wiem, czy nadal tam stoi, ale możemy sprawdzić.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™, a Caleb nagle podЕєwignД…Е‚ jД… na plecy i wzbiЕ‚ siД™ powietrze. Po chwili lecieli juЕј wysoko nad ParyЕјem, kierujД…c siД™ poza miasto, w poszukiwaniu jego domu.

Ich domu.

Caitlin nigdy jeszcze nie byЕ‚a tak szczД™Е›liwa.




ROZDZIAЕЃ PIД„TY


Sam z trudem dotrzymywał tempa Polly. Mówiła tak szybko, nieustannie przeskakując z jednej myśli do drugiej. Wciąż był oszołomiony po podróży w czasie. Odurzony tym miejscem – musiał wszystko przemyśleć.

Ale szli już tak od pół godziny, on wciąż potykał się o kolejne gałęzie, spiesząc za nią idącą przez las dziarskim krokiem, a ona ani na chwilę nie przestawała mówić. Ledwie zdołał wtrącić jakieś słowo. Wciąż mówiła i mówiła – o pałacu i o dworze, o członkach jej klanu, o nadchodzącym koncercie i kimś o imieniu Aiden. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi, ani też dlaczego go szukała, czy choćby dokąd prowadziła. Postanowił poznać kilka odpowiedzi.

– … oczywiście nie są to tylko tańce – kontynuowała Polly – ale mimo to i tak będzie to zadziwiające wydarzenie. Ale nie jestem pewna, co założyć na siebie. Jest tyle różnych możliwości, a nic wystarczająco dobrego na tak oficjalną okoliczność−

– Proszę! – powiedział w końcu Sam do podskakującej beztrosko po lesie Polly. – Wybacz, że się wtrącam, ale mam do ciebie kilka pytań. I proszę. Muszę znać odpowiedzi.

W koЕ„cu umilkЕ‚a, a on odetchnД…Е‚ z ulgД…. SpojrzaЕ‚a na niego z pewnym zdziwieniem, jakby w ogГіle nie byЕ‚a Е›wiadoma tego, Ејe przez ten caЕ‚y czas mГіwiЕ‚a.

– Musisz jedynie zapytać! – powiedziała radośnie. Po czym dodała ze zniecierpliwieniem, jeszcze za nim zdążył zareagować – Więc? O co chodzi?

– Powiedziałaś, że zostałaś po mnie wysłana – powiedział Sam. – Przez kogo?

– To proste – odparła. – Przez Aidena.

– A kim on jest? – spytał Sam.

Zarżała. – Ojej, musisz się jeszcze wiele dowiedzieć, nieprawdaż? Aiden jest mentorem naszego klanu od tysięcy lat. Nie jestem pewna, dlaczego zainteresował się akurat tobą, ani też dlaczego wysłał mnie w ten piękny dzień, bym włóczyła się po lesie, szukając ciebie. Na moje, sam w końcu odnalazłbyś drogę. Nie wspominając już o tym, że miałam tysiące własnych spraw na głowie, łącznie z rozglądaniem się za nową sukienką i−

– Proszę – powiedział Sam, starając się pamiętać, o co chciał ją zapytać, zanim znów wyleci mu z głowy. – Naprawdę doceniam to, że po mnie przyszłaś i w ogóle. Nie chcę być niegrzeczny, ale dokądkolwiek idziemy, naprawdę nie mam na to czasu. Zrozum, cofnąłem się w czasie, przybyłem tu z konkretnego powodu. Muszę pomóc swojej siostrze. Muszę ją odszukać – i nie mam czasu na jakieś wycieczki.

– Cóż, nie nazwałabym tego wycieczką – powiedziała Polly. – Aiden cieszy się największym zainteresowaniem na dworze. Jeśli zainteresował się tobą, to nie należy tego lekceważyć. I kimkolwiek jest osoba, której szukasz, jeśli ktokolwiek może wskazać ci do niej drogę, to z pewnością będzie to Aiden.

– W takim razie gdzie idziemy? I jak daleko jeszcze?

Zrobiła jeszcze kilka kroków w leśnej gęstwinie, a on pospieszył za nią, chcąc ją dogonić i zastanawiając się, czy w ogóle zareaguje, czy da mu jakąś prostą odpowiedź – kiedy nagle las skończył się.

ZatrzymaЕ‚a siД™, a on obok niej, zdumiony.

Przed nimi rozpoЕ›cieraЕ‚a siД™ ogromna, otwarta przestrzeЕ„, u ktГіrej kraЕ„cГіw, w oddali, widniaЕ‚y wspaniaЕ‚e, wytworne ogrody z trawД… przyciД™tД… do wymyЕ›lnych ksztaЕ‚tГіw i rozmiarГіw. ByЕ‚y piД™kne niczym Ејywe dzieЕ‚o sztuki.

A jeszcze bardziej oszałamiające było to, co leżało za ogrodami. Pałac okazalszy od wszelkich budowli, jakie Sam kiedykolwiek widział. Cały budynek był zbudowany z marmuru i rozciągał się we wszystkie strony, daleko, jak okiem sięgnąć. Zbudowany według klasycznego, formalnego projektu, miał dziesiątki potężnych okien i szerokie, marmurowe schody wiodące do jego wejścia. Sam wiedział, że gdzieś już widział ilustracje tej budowli, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie.

– Wersal – powiedziała Polly, jakby czytała w jego myślach.

SpojrzaЕ‚ na niД…, a ona uЕ›miechnД™Е‚a siД™ do niego.

– To tu mieszkamy. Jesteś we Francji, w tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym roku. I jestem pewna, że Aiden zgodzi się, abyś przyłączył się do naszego klanu, zakładając, że Maria na to pozwoli.

Sam spojrzaЕ‚ na niД… ze zdziwieniem.

– Maria? – spytał.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™ szerzej, potrzД…sajД…c gЕ‚owД…. OdwrГіciЕ‚a siД™ i w podskokach ruszyЕ‚a w kierunku paЕ‚acu. W tej samej chwili zawoЕ‚aЕ‚a ponad ramieniem.

– Maria Antonina oczywiście!


*

SzedЕ‚ u boku Polly, wspinajД…c siД™ po nieskoЕ„czonych marmurowych schodach do paЕ‚acu. JednoczeЕ›nie chЕ‚onД…Е‚ otaczajД…ce go widoki. Rozmiar i proporcje tego miejsca wprawiaЕ‚y w osЕ‚upienie. WokГіЕ‚ przechadzali siД™ ludzie, ktГіrzy w jego mniemaniu naleЕјeli do krГіlewskiej rodziny, ubrani w jedne z najwspanialszych strojГіw, jakie widziaЕ‚. Nie mГіgЕ‚ wyjЕ›Д‡ z podziwu. Gdyby ktoЕ› powiedziaЕ‚ mu teraz, Ејe Е›niЕ‚, z Е‚atwoЕ›ciД… by mu uwierzyЕ‚. Nigdy jeszcze nie byЕ‚ w krД™gach rodziny krГіlewskiej.

Polly nie przestawała mówić, a Sam starał skupić się na jej słowach. Lubił być przy niej, czerpał przyjemność z jej towarzystwa, nawet jeśli tak trudno było uważać na to, co mówiła. Uważał również, że była śliczna. Ale było w niej jeszcze coś, co sprawiało, że nie był pewien, czy rzeczywiście zadurzył się w niej, czy tylko polubił ją jak przyjaciela. W przypadku jego byłych dziewczyn, zawsze było to pożądanie od pierwszego wejrzenia. Z Polly przypominało to raczej koleżeństwo.

– Jak widzisz, mieszka tu rodzina królewska, ale i my również. Pożądają naszej obecności. Jesteśmy w zasadzie ich najlepszą ochroną, jaką mają. Żyjemy ze sobą w czymś, co można by nazwać harmonią. I wzajemnie na tym korzystamy. Możemy bez ograniczeń polować w tym przepastnym lesie, mieszkać we wspaniałym miejscu i towarzystwie. W zamian chronimy królewską rodzinę. Nie wspominając już o tym, że niektórzy jej członkowie i tak należą do naszego rodzaju.

Sam spojrzaЕ‚ na niД… ze zdziwieniem.

– Maria Antonina? – spytał.

Polly skinęła nieznacznie, jakby chciała zachować to w tajemnicy, ale nie mogła się oprzeć.

– Ale nie mów nikomu – powiedziała. Kilka innych osób również. Jednak większość rodziny królewskiej pozostaje ludźmi. Chętnie wstąpiliby w nasze szeregi, ale istnieją tu surowe zasady i jest to zabronione. Jesteśmy my i oni i nie wolno nam przekroczyć tej linii. Nie chcemy też, by niektórzy członkowie rodziny królewskiej zdobyli zbyt dużą władzę. Maria również na to nalega.

– W każdym razie, jest to po prostu najwspanialsze miejsce pod słońcem. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie, że kiedykolwiek mogłoby przestać istnieć. Co chwilę odbywają się tu przyjęcia, tańce, bale, koncerty… A najwspanialszy będzie już w tym tygodniu. W zasadzie będzie to opera. I mam już wybrany strój.

Kiedy zbliżyli się do drzwi, kilka sług podbiegło, by je przed nimi otworzyć. Złote wrota były masywne i kiedy przez nie wchodzili, Sam patrzył oniemiały z wrażenia.

Polly pomaszerowała wprost wielkim, marmurowym korytarzem, jakby całe to miejsce należało do niej. Sam popędził za nią, chcąc dotrzymać jej kroku. Rozglądał się wokół, nie mogąc nadziwić się temu przepychowi. Szli niezliczonymi, marmurowymi korytarzami z wielkimi, nisko zawieszonymi, kryształowymi żyrandolami odbijającymi światło dziesiątek pozłacanych luster. Słoneczne światło wlewało się do środka i rozpraszało po całym wnętrzu.

Przechodzili przez kolejne drzwi, aЕј w koЕ„cu weszli do ogromnego salonu z marmuru, z kolumnami stojД…cymi dookoЕ‚a. Kiedy Polly weszЕ‚a, kilku straЕјnikГіw stanД™Е‚o na bacznoЕ›Д‡.

Polly zachichotaЕ‚a jedynie, najwidoczniej obojД™tna na ich zachowanie.

– I możemy tu również trenować – dodała. – Mają najlepszą bazę treningową. A Aiden każe nam ściśle przestrzegać harmonogramu. Jestem zaskoczona, że pozwolił mi przerwać ćwiczenia i kazał pójść po ciebie. Musisz być ważny.

– Więc, gdzie on jest? – spytał Sam. – Kiedy będę mógł go poznać?

– Ojej, ale jesteś niecierpliwy, co? Jest bardzo zajęty. Może nawet nie chcieć spotkać się z tobą przez jakiś czas. Ale może też wezwać cię do siebie od razu. Nie martw się. Będziesz wiedział, kiedy zechce się z tobą zobaczyć. Bądź cierpliwy. W międzyczasie, poproszono mnie, abym odprowadziła cię do twojego pokoju.

– Mojego pokoju? – spytał Sam ze zdziwieniem. – Chwileczkę. Nie powiedziałem, że tu zostanę. Jak już wspomniałem, naprawdę muszę odszukać siostrę – zaczął protestować, ale w tej samej chwili otworzyły się przed nim ogromne dwuskrzydłowe drzwi.

Do sali weszЕ‚a nagle krГіlewska Е›wita, otaczajД…c kobietД™ niesionД… na krГіlewskim tronie.

Opuszczono jД… na dГіЕ‚. Polly ukЕ‚oniЕ‚a siД™ nisko i skinД™Е‚a na Sama, by zrobiЕ‚ to samo. I zrobiЕ‚.

Kobieta, która mogła być jedynie Marią Antoniną, zeszła powoli z podwyższenia, podeszła kilka kroków w ich kierunku i zatrzymała się tuż przed Samem, dając mu znak, by powstał.

ObrzuciЕ‚a Sama spojrzeniem od stГіp do gЕ‚Гіw, jakby byЕ‚ jakimЕ› przedmiotem zainteresowania.

– A więc, to ty jesteś tym nowym chłopcem – powiedziała z kamiennym wyrazem twarzy. Jej zielone oczy płonęły z siłą, jakiej jeszcze nigdy nie widział i rzeczywiście wyczuł, że była jedną z nich.

W końcu, po chwili zdającej się trwać wieczność, skinęła głową.

– Interesujące.

To powiedziawszy, przeszЕ‚a obok nich, a jej Е›wita ruszyЕ‚a za niД….

Jedna osoba jednak pozostaЕ‚a w miejscu, najwyraЕєniej czЕ‚onkini rodziny krГіlewskiej. WyglД…daЕ‚a na siedemnaЕ›cie lat i miaЕ‚a na sobie krГіlewskД…, bЕ‚Д™kitnД…, atЕ‚asowД… sukniД™, zakrywajД…cД… jД… od stГіp do gЕ‚Гіw. MiaЕ‚a najjaЕ›niejszД… skГіrД™, jakД… Sam kiedykolwiek widziaЕ‚, zestawionД… z dЕ‚ugimi, kД™dzierzawymi blond wЕ‚osami i Е›widrujД…cymi, niebieskimi oczyma. SkupiЕ‚a siД™ na Samie, utkwiwszy wzrok w jego oczach.

Jej spojrzenie sprawiło, że poczuł się bezradny. Nie był w stanie odwrócić od niej oczu.

ByЕ‚a najpiД™kniejszД… dziewczynД…, jakД… kiedykolwiek widziaЕ‚.

Po kilku sekundach podeszЕ‚a o krok i zajrzaЕ‚a mu w oczy jeszcze gЕ‚Д™biej. WysunД™Е‚a rД™kД™ do przodu, dЕ‚oniД… w dГіЕ‚, najwyraЕєniej oczekujД…c, Ејe jД… ucaЕ‚uje. PoruszaЕ‚a siД™ powoli, dumnie.

Sam chwyciЕ‚ jej dЕ‚oЕ„ i poczuЕ‚ dreszcz, kiedy dotknД…Е‚ jej skГіry. PrzyciД…gnД…Е‚ koniuszki palcГіw do siebie i zЕ‚oЕјyЕ‚ pocaЕ‚unek.

– Polly? – powiedziała dziewczyna. – Nie przedstawisz nas sobie?

Nie byЕ‚o to pytanie. Raczej polecenie.

Polly odchrzД…knД™Е‚a, jakby z ociД…ganiem.

– Kendro, to Sam – powiedziała. – Samie, to Kendra.

Kendra, pomyЕ›laЕ‚ Sam, gapiД…c siД™ w jej oczy, zbity z tropu jej nachalnym spojrzeniem, jakby juЕј byЕ‚ jej wЕ‚asnoЕ›ciД….

– Sam – powtórzyła niczym echo. – Nieco zwyczajnie. Ale podoba mi się.




ROZDZIAЕЃ SZГ“STY


Kyle przebiЕ‚ siД™ przez kamienny sarkofag jednym uderzeniem piД™Е›ci, a kamieЕ„ rozpadЕ‚ siД™ na wiele kawaЕ‚kГіw. WyszedЕ‚ ze stojД…cej trumny, gotowy do dziaЕ‚ania.

Obrócił się na pięcie i rozejrzał wokół, zdecydowany zaatakować każdego, kto się zbliży. W zasadzie miał nawet nadzieję, że nadarzy się ktoś, z kim będzie mógł walczyć. Ta cała podróż w czasie była wyjątkowo nieznośna i chętnie wyładowałby na kimś swój gniew.

Kiedy jednak siД™ rozejrzaЕ‚, zauwaЕјyЕ‚, ku swemu rozczarowaniu, Ејe komnata byЕ‚a pusta. ByЕ‚ sam.

Jego gniew powoli zelżał. Przynajmniej wylądował w odpowiednim miejscu. Wyczuwał też, że i czasy się zgadzały. Wiedział, że był bardziej wytrawnym podróżnikiem w czasie niż Caitlin i potrafił dokładniej zlokalizować miejsce i czas swego przybycia. Rozejrzał się wokół i z zadowoleniem stwierdził, ze był dokładnie tam, gdzie chciał: w Pałacu Inwalidów.

UwielbiaЕ‚ to miejsce od zawsze. MiaЕ‚o istotne znaczenie dla zЕ‚owrogiej czД™Е›ci jego gatunku. Zbudowane w formie mauzoleum, gЕ‚Д™boko pod ziemiД…, w caЕ‚oЕ›ci z marmuru, piД™knie zdobione, z sarkofagami wzdЕ‚uЕј Е›cian dokoЕ‚a. Budynek miaЕ‚ cylindryczny ksztaЕ‚t, a jego strop piД…Е‚ siД™ na sto stГіp w gГіrД™ i byЕ‚ zwieЕ„czony kopuЕ‚Д…. PanowaЕ‚ w nim ponury nastrГіj, idealnie nadajД…cy siД™ na miejsce spoczynku caЕ‚ej elity francuskiej armii. Kyle wiedziaЕ‚ rГіwnieЕј, Ејe pewnego dnia pochowajД… tam teЕј Napoleona.

Ale nie szybko. Był dopiero tysiąc siedemset osiemdziesiąty dziewiąty rok i Napoleon, ta kanalia niskiego wzrostu, wciąż żył jeszcze. Był ulubieńcem Kyle’a, przedstawicielem jego własnej rasy. Kyle zdał sobie sprawę, że Napoleon mógł mieć teraz około dwudziestu lat i stać u progu swojej kariery. Musiało minąć jeszcze trochę czasu zanim pochowają go w tym miejscu. Oczywiście, ponieważ Napoleon był jednym z nich, jego pogrzeb służył jedynie jako podstęp, by masy ludzkie myślały, że cesarz był taki, jak wszyscy.

Kyle uśmiechnął się na myśl o tym. Oto był tutaj, w miejscu ostatecznego spoczynku Napoleona, zanim ten jeszcze „umarł”. Nie mógł doczekać się, aby zobaczyć go ponownie, powspominać stare czasy. Był przecież jednym z niewielu przedstawicieli jego rasy, których Kyle darzył połowicznym szacunkiem. Był też aroganckim, mizernym łajdakiem. Kyle musiał przywołać go do porządku.

PrzeszedЕ‚ wolnym krokiem po marmurowej posadzce. Jego kroki rozbrzmiewaЕ‚y echem po caЕ‚ym wnД™trzu. RzuciЕ‚ okiem na siebie. Z pewnoЕ›ciД… pamiД™taЕ‚ lepsze czasy. StraciЕ‚ oko za sprawД… okropnego dzieciaka, syna Caleba, a jego twarz nadal byЕ‚a znieksztaЕ‚cona dziД™ki temu, co zrobiЕ‚ mu Rexius w Nowym Jorku. Jakby tego nie byЕ‚o doЕ›Д‡, miaЕ‚ rГіwnieЕј wielkД… ranД™ w policzku zadanД… przez wЕ‚ГіczniД™, ktГіrД… cisnД…Е‚ w niego Sam w Koloseum. PrzypominaЕ‚ wrak i dobrze o tym wiedziaЕ‚.

Ale w zasadzie mu się to podobało. Był twardy. Przeżył i nikt nie zdołał go powstrzymać. I był wściekły, jak nigdy przedtem. Był zdecydowany powstrzymać Caitlin i Caleba przed odszukaniem Tarczy, ale też był zdeterminowany sprawić, by oboje zapłacili mu za wszystko. Mieli cierpieć, tak samo jak on. Sam również dostał się na jego listę. Cała trójka − nie zamierzał spocząć dopóki nie podda ich powolnym torturom. W kilku skokach pokonał marmurowe schody i dostał się na górną kondygnację grobowca. Zatoczył koło, podszedł ku krańcowi kaplicy, pod ogromną kopułą i wcisnął dłoń za ołtarz. Poczuł wapienną ścianę i zaczął przeszukiwać szczelinę.

W koЕ„cu znalazЕ‚ to, czego szukaЕ‚. NacisnД…Е‚ ukrytД… zasuwД™ i otworzyЕ‚ skrytkД™. SiД™gnД…Е‚ dЕ‚oniД… i wyjД…Е‚ dЕ‚ugi, srebrny miecz z rД™kojeЕ›ciД… inkrustowanД… klejnotami. PodniГіsЕ‚ go do Е›wiatЕ‚a i obejrzaЕ‚ z zadowoleniem. DokЕ‚adnie takim go zapamiД™taЕ‚.

PrzewiesiЕ‚ go przez plecy, odwrГіciЕ‚ siД™ i skierowaЕ‚ ku korytarzowi, do frontowych drzwi. OdchyliЕ‚ siД™ i jednym potwornym kopniakiem wyrwaЕ‚ ogromne, dД™bowe drzwi z zawiasГіw, ktГіre padЕ‚y z hukiem na ziemiД™, odbijajД…c siД™ echem w pustym budynku. Kyle poczuЕ‚ satysfakcjД™, Ејe tak szybko odzyskaЕ‚ peЕ‚niД™ siЕ‚.

Zauważył, że nadal była noc. Uspokoił się nieco. Gdyby zechciał, poleciałby nocnym niebem, wprost do swego celu – ale zależało mu na tym, by rozkoszować się każdą chwilą. Paryż w tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym roku był szczególnym miejscem. Nierząd, alkoholizm, hazard i przestępczość nadal szerzyły się tu w najlepsze. Mimo wspaniałych pozorów i architektury, istniała też gorsza strona, jak Paryż długi i szeroki. Podobało mu się to. Całe miasto miał na wyciągnięcie ręki.

Zamknąwszy oczy, uniósł podbródek i zaczął nasłuchiwać, wczuwać się w otoczenie. Czuł wyraźnie obecność Caitlin w tym mieście. I Caleba. Co do Sama nie był już taki pewny, ale wiedział, że przynajmniej ta dwójka tu była. To dobrze. Pozostało mu jedynie ich znaleźć. Zamierzał wziąć ich z zaskoczenia i zabić oboje bez trudu. Przynajmniej tak to sobie wyobrażał. Paryż był o wiele przystępniejszym miejscem. Nie było tu Wielkiej Rady wampirów, jak w Rzymie, przed którą musiałby się tłumaczyć. A nawet lepiej, żył tu potężny klan wampirów, któremu przewodził Napoleon. A Napoleon był mu coś winien.

Kyle zdecydował, że pierwszym punktem jego planu było wyśledzenie tego mizeroty i zmuszenie go, by spłacił swój dług. Miał zamiar zwerbować wszystkich żołnierzy Napoleona, by zrobili, co w ich mocy, i odszukali Caitlin i Caleba. Wiedział, że ludzie Napoleona potrafili być użyteczni, gdyby natrafił na jakiś opór. Tym razem nie miał zamiaru ryzykować.

I wciąż miał czas. Mógł najpierw się nakarmić, stanąć obiema nogami pewnie na ziemi. Oprócz tego, jego plan już został wprowadzony w życie. Zanim opuścił Rzym, wyśledził Sergeia, swojego starego sługusa, i wysłał go tutaj przed sobą. Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, Sergei już tu był i ciężko pracował nad wykonaniem misji, infiltrując klan Aidena. Kyle uśmiechnął się szeroko. Nic nie sprawiało mu takiej radości, jak zdrajca, mała gnida pokroju Sergeia. W jego rękach stał się bardzo użyteczną marionetką.

Kyle zeskoczył po małych stopniach niczym sztubak, pełen radości, gotowy rzucić się na miasto, wziąć, na co przyszłaby mu ochota.

Kiedy ruszył jedną z miejskich ulic, podszedł do niego uliczny artysta z płótnem i pędzlem w dłoniach, gestami dając do zrozumienia, by pozwolił mu namalować jego wizerunek. Jeśli istniało coś, czego Kyle nienawidził, to był to człowiek chcący namalować jego portret. Był jednak w tak dobrym nastroju, że postanowił darować mu życie.

Kiedy jednak mД™Ејczyzna nie ustД™powaЕ‚, idД…c za Kylem nachalnie, niemal wciskajД…c mu pЕ‚Гіtno, Kyle wyciД…gnД…Е‚ rД™kД™, chwyciЕ‚ pД™dzel i wbiЕ‚ go dokЕ‚adnie miД™dzy oczy mД™Ејczyzny. SekundД™ pГіЕєniej czЕ‚owiek padЕ‚ martwy.

Kyle wziД…Е‚ pЕ‚Гіtno i rozdarЕ‚ je nad trupem.

I poszedЕ‚ dalej, caЕ‚kiem z siebie zadowolony. Noc zapowiadaЕ‚a siД™ wspaniale.

Skręcił w brukowaną alejkę i ruszył w kierunku dzielnicy, którą tak dobrze pamiętał. Po chwili wszystko zaczęło wyglądać znajomo. Na ulicach stały ladacznice, zachęcając go gestami. W pewnej chwili z knajpy wytoczyło się dwóch wielkich drabów, najwyraźniej pijanych, i zderzyło się z nim mocno, nie patrząc, gdzie szli.

– Hej, ty cymbale! – wrzasnął na niego jeden z nich.

Drugi odwrócił się do Kyle’a. – Hej, jednooki! – wrzasnął. – Patrz, gdzie idziesz!

Wielkolud sięgnął ręką w kierunku Kyle’a, zamierzając uderzyć go w pierś i popchnąć mocno. Jednak, kiedy jego pchnięcie nie zadziałało, otworzył oczy szeroko z niedowierzania. Kyle nie drgnął nawet o cal. Jakby próbować pchnąć kamienny mur.

Kyle potrząsnął głową powoli, zdumiony głupotą dwójki mężczyzn. Zanim zdążyli zareagować, sięgnął za siebie, wydobył miecz i jednym szybkim ruchem odrąbał im głowy w ułamku sekundy.

Obserwował z zadowoleniem, jak ich głowy potoczyły się na dół, a ich ciała zaczęły osuwać na ziemię. Odłożył miecz na miejsce, po czym sięgnął po bezgłowe ciało i przyciągnął do siebie. Zatopił długie kły w otwartej gardzieli i zaczął chłeptać gwałtownie tryskającą wokół krew.

UsЕ‚yszaЕ‚ jak ulicznice podniosЕ‚y nagle wrzask, kiedy zobaczyЕ‚y, co siД™ staЕ‚o. Zaraz potem rozlegЕ‚ siД™ trzask zamykanych drzwi i okiennic.

UЕ›wiadomiЕ‚ sobie, Ејe obawiaЕ‚o siД™ go juЕј caЕ‚e miasto.

Dobrze, pomyЕ›laЕ‚. UwielbiaЕ‚ takie powitanie.




ROZDZIAЕЃ SIГ“DMY


Caitlin i Caleb oddalali się coraz bardziej od Paryża, szybując wczesnym rankiem nad francuskim wiejskim krajobrazem. Caitlin trzymała się mocno Caleba, który mknął, przecinając powietrze. Czuła się już silniejsza, czuła, że gdyby zechciała w tym momencie pofrunąć, udałoby się jej to. Ale nie chciała wypuszczać go z objęcia. Uwielbiała czuć jego ciało. Chciała jedynie trzymać go, poczuć, jak to jest być znowu razem. Obawiała się − wiedząc, że to szalone − iż po tak długiej rozłące, mógłby odlecieć już na zawsze, gdyby puściła go tylko na chwilę.

Krajobraz poniЕјej zmieniaЕ‚ siД™ ustawicznie. Miasto szybko zniknД™Е‚o za widnokrД™giem, a pojawiЕ‚y siД™ gД™ste lasy pokrywajД…ce bezkresne wzgГіrza. W pobliЕјu miasta zdarzaЕ‚y siД™ sporadyczne domostwa i gospodarstwa. Im dalej jednak lecieli, tym bardziej teren pustoszaЕ‚, Mijali pola, ciД…gnД…ce siД™ Е‚Д…ki, sporadyczne gospodarstwa, owce pasД…ce siД™ nieopodal. Z kominГіw unosiЕ‚ siД™ dym. ZgadywaЕ‚a, Ејe ludzie zapewne wЕ‚aЕ›nie coЕ› gotowali. Na trawnikach na rozciД…gniД™tym sznurze wisiaЕ‚y przeЕ›cieradЕ‚a. OtaczaЕ‚y ich sielankowe sceny, a lipcowa temperatura spadЕ‚a na tyle, Ејe chЕ‚odniejsze powietrze, zwЕ‚aszcza na tej wysokoЕ›ci, przyniosЕ‚o im orzeЕєwienie.

Po wielu godzinach lotu, kiedy minД™li kolejny zakrД™t, nowy widok zaparЕ‚ Caitlin dech w piersiach: w oddali na horyzoncie poЕ‚yskiwaЕ‚o morze, mieniД…c siД™ Ејywym bЕ‚Д™kitem. Jego fale rozbijaЕ‚y siД™ o bezkresne, nieskazitelne brzegi. Kiedy zbliЕјyli siД™ bardziej, ziemia wzniosЕ‚a siД™ i wzgГіrzami ciД…gnД™Е‚a siД™ aЕј do morskiego brzegu.

WЕ›rГіd tych wzgГіrz, spoczywaЕ‚a strzelista budowla. WyrГіЕјniajД…c siД™ na tle horyzontu, staЕ‚ wspaniaЕ‚y, Е›redniowieczny zamek, zbudowany z wapienia, ozdobiony rzeЕєbami i gargulcami. ZnajdowaЕ‚ siД™ wysoko na wzgГіrzu, z ktГіrego rozpoЕ›cieraЕ‚ siД™ widok na morze. Jak okiem siД™gnД…Д‡, otaczaЕ‚y go pola peЕ‚ne kwiatГіw. Widok tak piД™kny, Ејe zapieraЕ‚ dech w piersi, sprawiЕ‚, Ејe Caitlin odniosЕ‚a wraЕјenie, iЕј znalazЕ‚a siД™ w pocztГіwce.

Jej serce zabiЕ‚o mocniej z podekscytowania, kiedy pojawiЕ‚a siД™ nadzieja, marzenie, aby wЕ‚aЕ›nie to miejsce naleЕјaЕ‚o do Caleba. I w jakiЕ› sposГіb czuЕ‚a, Ејe tak byЕ‚o.

– Tak – zawołał, przekrzykując szum wiatru, czytając jak zwykle w jej myślach. – To tu.

Jej serce zabiło mocniej z zachwytu. Była taka rozentuzjazmowana. Czuła też w sobie siłę. Była gotowa polecieć dalej o własnych siłach.

Nagle zeskoczyЕ‚a z Caleba i poleciaЕ‚a, szybujД…c w powietrzu. Przez moment poczuЕ‚a strach, Ејe jej skrzydЕ‚a siД™ nie rozwinД…. W nastД™pnej jednak chwili rozwinД™Е‚y siД™, dajД…c jej oparcie w powietrzu.

Uwielbiała uczucie, kiedy napierało na nie powietrze. Wspaniale było znowu je mieć, być niezależną. Wzlatywała i opadała, pikując tuż przy uśmiechającym się do niej Calebie. Nurkowali i wzlatywali razem, wchodząc co rusz sobie w drogę, stykając się czasami koniuszkami skrzydeł.

Zanurkowali razem w powietrzu jak na komendД™, opadajД…c w pobliЕјu zamku. WyglД…daЕ‚ wiekowo, sprawiaЕ‚ wraЕјenie wysЕ‚uЕјonego, ale nie w negatywnym znaczeniu. Caitlin od razu poczuЕ‚a siД™ tu jak w domu.

Chłonąc te wszystkie widoki: krajobraz, rozległe wzgórza, odległy ocean, pierwszy raz od niepamiętnych czasów poczuła spokój. Nareszcie poczuła się, jak w domu. Oczami wyobraźni zobaczyła własne życie spędzone tutaj u boku Caleba, może nawet ponowne założenie rodziny, jeśli to było możliwe. Byłaby tak bardzo szczęśliwa, dożywszy swych dni w tym miejscu razem z Calebem – i rodziną. Nareszcie nie dostrzegała niczego, co mogłoby stanąć im na drodze.


*

Wylądowali razem przed zamkiem. Dębowe wrota pokrywała gruba warstwa kurzu i morskiej soli. Najwyraźniej nie były otwierane od wielu lat. Spróbował użyć klamki. Były zamknięte na klucz.

– Minęły setki lat – powiedział Caleb. – Jestem mile zaskoczony, że nadal tu stoi, że uniknął dewastacji, że nawet wciąż jest zamknięty. Tu gdzieś był klucz…

SiД™gnД…Е‚ rД™kД… wysoko nad framugД… i wyczuЕ‚ szczelinД™ za kamiennym Е‚ukiem. PrzesunД…Е‚ palcami w gГіrД™ i w dГіЕ‚, wzdЕ‚uЕј szpary, aЕј w koЕ„cu zatrzymaЕ‚ siД™ i wyjД…Е‚ podЕ‚uЕјny, srebrny, zwyczajny klucz.

WsunД…Е‚ go do otworu. Klucz pasowaЕ‚ idealnie. Caleb obrГіciЕ‚ go ze szczД™kiem.

OdwrГіciЕ‚ siД™ i uЕ›miechnД…Е‚ do Caitlin, ustД™pujД…c jej z drogi.

– Czyń honory – powiedział.

Caitlin popchnęła ciężkie, średniowieczne drzwi, które otworzyły się powoli ze skrzypieniem. Skorupa soli zaczęła odpadać od nich całymi grudkami.

Weszli razem do wnД™trza. Komnata wejЕ›ciowa tonД™Е‚a w mroku i niezliczonych pajД™czynach. Powietrze zastygЕ‚o w bezruchu przepeЕ‚nionym wilgociД…. SprawiaЕ‚o wraЕјenie, Ејe od stuleci nikt tu nie zawitaЕ‚. SpojrzaЕ‚a w gГіrД™, na wysoko sklepione mury, potem na kamiennД… posadzkД™. Na wszystkim spoczywaЕ‚a gruba warstwa kurzu, Е‚Д…cznie z oszklonymi oknami, blokujД…c znacznД… iloЕ›Д‡ Е›wiatЕ‚a, dziД™ki czemu byЕ‚o tu ciemniej niЕј w rzeczywistoЕ›ci.

– Tędy – powiedział Caleb.

ChwyciЕ‚ jej dЕ‚oЕ„ i poprowadziЕ‚ wД…skim korytarzem, ktГіry skoЕ„czyЕ‚ siД™ wejЕ›ciem do okazaЕ‚ej sali z wysokimi oknami po obu stronach. ByЕ‚o tu znacznie widniej, pomimo tego caЕ‚ego kurzu. PozostaЕ‚y teЕј jakieЕ› meble: dЕ‚ugi, dД™bowy, Е›redniowieczny stГіЕ‚ otoczony zdobionymi, drewnianymi krzesЕ‚ami. Na Е›rodku tkwiЕ‚ ogromny, marmurowy kominek, jeden z najwiД™kszych, jakie Caitlin do tej pory widziaЕ‚a. ByЕ‚ niewiarygodny. Caitlin poczuЕ‚a, jakby weszЕ‚a do klasztoru.

Zleciłem jego budowę w dwunastym wieku – powiedział, rozglądając się wokół. W tamtych czasach właśnie taka była moda.

– Mieszkałeś tu? – spytała Caitlin.

SkinД…Е‚ gЕ‚owД….

– Jak długo?

NamyЕ›liЕ‚ siД™.

– Jakieś sto lat – odparł. – Może dwieście.

Caitlin nie mogЕ‚a wyjЕ›Д‡ z podziwu dla ogromu czasu, w jakim funkcjonowaЕ‚ Е›wiat wampirГіw.

Nagle jednak zmartwiЕ‚a siД™, gdy do gЕ‚owy przyszЕ‚a jej pewna myЕ›l: czy mieszkaЕ‚ tu z innД… kobietД…?

Aż bała się zapytać.

– Nie – odparł. – Mieszkałem tu sam. Zapewniam cię. Jesteś pierwszą kobietą, którą kiedykolwiek tu zabrałem.

Caitlin poczuЕ‚a ulgД™, aczkolwiek rГіwnieЕј zaЕјenowanie, Ејe odczytaЕ‚ jej myЕ›li.

– Chodź – powiedział. – Tędy.

PoprowadziЕ‚ jД… w gГіrД™ po spiralnych schodach, ktГіre wiЕ‚y siД™ aЕј do drugiego piД™tra. ByЕ‚o tu o wiele jaЕ›niej. Wielkie, sklepione okna wychodziЕ‚y na wszystkie strony, wpuszczajД…c promienie sЕ‚oЕ„ca odbijajД…ce siД™ od odlegЕ‚ego morza. Komnaty byЕ‚y tu mniejsze, bardziej intymne. ByЕ‚o teЕј wiД™cej marmurowych kominkГіw. PrzechadzajД…c siД™ miedzy komnatami, Caitlin odkryЕ‚a w jednej z nich wielkie Е‚oЕјe z baldachimem. W innych komnatach staЕ‚y szezlongi i krzesЕ‚a wyЕ›cieЕ‚ane aksamitem. Nie zauwaЕјyЕ‚a Ејadnych chodnikГіw, jedynie goЕ‚e podЕ‚ogi. Miejsce to tchnД™Е‚o surowoЕ›ciД…, ale jednoczeЕ›nie byЕ‚o piД™kne.

PoprowadziЕ‚ jД… przez jednД… komnatД™ ku ogromnym, szklanym drzwiom. ByЕ‚y pokryte tak grubД… warstwД… kurzu, Ејe w ogГіle ich nie zauwaЕјyЕ‚a. PodszedЕ‚ do nich, szarpnД…Е‚, mocujД…c siД™ z zamkiem i klamkД…, aЕј wreszcie ustД…piЕ‚y z trzaskiem i chmurД… kurzu.

WyszedЕ‚ na zewnД…trz, a Caitlin poszЕ‚a za nim.

Wyszli na ogromny, kamienny taras zdobiony marmurami i blankami w ksztaЕ‚cie kolumn. Podeszli razem do muru i wyjrzeli na zewnД…trz.

RoztaczaЕ‚ siД™ stД…d widok na caЕ‚y krajobraz i ocean. Caitlin sЕ‚yszaЕ‚a rozbijajД…ce siД™ fale, czuЕ‚a zapach morza niesiony przesyconymi nim podmuchami wiatru. OdniosЕ‚a wraЕјenie, Ејe oto znalazЕ‚a siД™ w niebie.

Jeśli kiedykolwiek miałaby wymarzyć sobie swój dom, to właśnie tak zdecydowanie by wyglądał. Wszędobylski kurz wymagał kobiecej dłoni, ale Caitlin wiedziała, że mogłaby zaprowadzić tu porządek, przywrócić niegdysiejszy stan. Czuła, że rzeczywiście było to miejsce, które mogliby nazwać swoim domem.

– Myślałem o tym, co powiedziałaś – powiedział – przez cały lot tutaj. O tym, że moglibyśmy spędzić tu nasze życie. Bardzo tego pragnę.

ObjД…Е‚ jД… ramieniem.

– Chciałbym, abyś tu ze mną zamieszkała. Abyśmy tutaj zaczęli wspólne życie od nowa. Właśnie tu. Jest tak cicho, spokojnie i bezpiecznie. Nikt nie zna tego miejsca. Nikt nas tu nigdy nie znajdzie. Nie widzę powodu, dla którego nie moglibyśmy tu spędzić naszego życia jak normalni ludzie. Oczywiście, czeka nas sporo pracy, ale jestem na to gotów, jeśli i ty tego chcesz.

– Z wielką ochotą – odparła. – Chcę jedynie być już zawsze z tobą.

Jej serce zabiЕ‚o mocniej, kiedy zbliЕјyli siД™ i zwarli w pocaЕ‚unku na tle szumiД…cych fal i podmuchГіw morskiej bryzy.

Nareszcie caЕ‚y jej Е›wiat byЕ‚ znГіw idealny.


*

Caitlin nigdy jeszcze nie była taka radosna. Przechadzała się po komnatach ze ścierką w dłoni. Caleb opuścił ją, odleciał na polowanie, przejęty zadaniem zdobycia obiadu dla nich obojga. Caitlin była zachwycona, gdyż dzięki temu miała trochę czasu, by zwiedzić dom, zapoznać się z nim całym, spojrzeć kobiecym okiem i ocenić, jak zaprowadzić porządek i stworzyć tu ich wspólny dom.

PokonywaЕ‚a pokoje, otwierajД…c okna i wpuszczajД…c oceaniczne powietrze. ZnalazЕ‚a wiadro i Е›cierkД™, z ktГіrymi poszЕ‚a do strumienia, ktГіry zauwaЕјyЕ‚a, przebiegajД…c przez podwГіrze i wrГіciЕ‚a z wiadrem peЕ‚nym wody. MoczyЕ‚a Е›cierkД™ w strumieniu tak dЕ‚ugo, aЕј byЕ‚a moЕјliwie najczystsza. Potem znalazЕ‚a wielkД… skrzynkД™, przystawiaЕ‚a do kolejnych okien, wchodziЕ‚a na niД…, otwieraЕ‚a ogromne, Е›redniowieczne skrzydЕ‚a i myЕ‚a szyby. Kilka okien byЕ‚o dla niej zbyt wysokie. WГіwczas uЕјyЕ‚a skrzydeЕ‚. PodfrunД™Е‚a i umyЕ‚a je, zawisnД…wszy wysoko w powietrzu.

Była zdumiona natychmiastową zmianą, jaka zaszła w komnatach. Ginące do tej pory w mroku wnętrza, całkowicie zalało światło. Na szybach, po obu stronach, musiał nagromadzić się wielowiekowy kurz i sól. Już samo otwarcie okien było nie lada wyczynem. Musiała użyć wszystkich sił, by oswobodzić je z narosłego brudu.

Przyglądała się im uważnie i z podziwem dla kunsztu ich wykonania. Każda szyba miała kilka cali grubości i swój niepowtarzalny kształt. Niektóre wypełniały witraże, inne były przezroczyste, a jeszcze inne były zabarwione najdelikatniejszymi odcieniami farby. Kiedy kończyła wycierać kolejne okno, niemal czuła wdzięczność domostwa, które powoli, cal po calu wracało do życia.

Kiedy skoЕ„czyЕ‚a, zlustrowaЕ‚a wzrokiem swoje dzieЕ‚o. ByЕ‚a w szoku. To, co przedtem byЕ‚o mrocznym, niezbyt zachД™cajД…cym pokojem, staЕ‚o siД™ niewiarygodnym, peЕ‚nym sЕ‚onecznego blasku wnД™trzem, z ktГіrego rozpoЕ›cieraЕ‚ siД™ widok na ocean.

Następnie zajęła się podłogami. Opadła na kolana i szorowała posadzkę. Z zadowoleniem obserwowała, jak odrywały się od niej sterty brudu, spod którego zaczęły połyskiwać wielkie, piękne kamienie.

Później skierowała się do ogromnego, marmurowego kominka. Zaczęła ścierać z gzymsu latami narosły kurz. Następnie zajęła się wiszącym nad nim ogromnym, ozdobnym lustrem. Wycierała je tak długo, aż zaczęło lśnić. Była przybita faktem, że nadal nie mogła ujrzeć w nim swego odbicia – wiedziała jednak, że nic na to nie mogła poradzić.

NastД™pnie zajД™Е‚a siД™ Ејyrandolem. PrzetarЕ‚a kaЕјdy, wysadzany krysztaЕ‚ami Е›wiecznik. PГіЕєniej jej wzrok spoczД…Е‚ na Е‚oЕјu. WytarЕ‚a po kolei kaЕјdy z czterech sЕ‚upkГіw, caЕ‚Д… ramД™, powoli zwracajД…c Ејycie pradawnemu drewnu. ChwyciЕ‚a wiekowe, bД™dД…ce w niezЕ‚ym stanie narzuty, wyszЕ‚a z nimi na taras i wytrzepaЕ‚a ze wszystkich siЕ‚, wytrzД…sajД…c chmury kurzu na wszystkie strony.

WrГіciЕ‚a do pokoju, jej przyszЕ‚ej sypialni i zlustrowaЕ‚a wzrokiem: prezentowaЕ‚a siД™ teraz wspaniale. BЕ‚yszczaЕ‚a jasno jak kaЕјda inna w jakimkolwiek zamku. Nadal tchnД™Е‚a duchem Е›redniowiecza, ale teraz przynajmniej byЕ‚a czysta i kuszД…ca. Na myЕ›l o zamieszkaniu tutaj poczuЕ‚a, jak jej serce zabiЕ‚o mocniej.

SpuЕ›ciЕ‚a wzrok i zauwaЕјyЕ‚a, Ејe woda w wiadrze jest czarna. ZeskoczyЕ‚a po stopniach i wyszЕ‚a z wiadrem przez drzwi z zamiarem ponownego napeЕ‚nienia go czystД… wodД… ze strumienia.

Uśmiechnęła się na myśl, jak zareaguje Caleb po powrocie. Będzie zdziwiony, pomyślała. Zamierzała wyczyścić następnie jadalnię. Spróbować stworzyć intymną atmosferę, w której mogliby spożyć swój pierwszy posiłek w nowym domu – pierwszym z wielu. Przynajmniej miała taką nadzieję.

Kiedy przybyЕ‚a nad brzeg strumienia i stanД™Е‚a po kolana w miД™kkiej trawie, oprГіЕјniajД…c wiadro i napeЕ‚niajД…c je ponownie, nagle poczuЕ‚a jak jej zmysЕ‚y wyostrzyЕ‚y siД™, ostrzegajД…c przed czymЕ›. UsЕ‚yszaЕ‚a szelest, caЕ‚kiem niedaleko, i wyczuЕ‚a zbliЕјajД…ce siД™ zwierzД™.

ObrГіciЕ‚a siД™ szybko, a to, co zobaczyЕ‚a, zaskoczyЕ‚o jД….

Kilka stГіp dalej ujrzaЕ‚a wilcze szczeniД™, ktГіre podchodziЕ‚o do niej powoli. Pokryte byЕ‚o biaЕ‚ym futrem, z jednД… szarД… smugД… ciД…gnД…cД… siД™ wzdЕ‚uЕј czoЕ‚a i grzbietu. To, co uderzyЕ‚o w nim Caitlin najbardziej, to jego oczy: wpatrywaЕ‚y siД™ w niД…, jakby dobrze jД… znaЕ‚y. Co wiД™cej, byЕ‚y takie same jak u RГіЕјy.

Czuła, jak mocno biło jej serce. Miała wrażenie, że oto Róża powróciła do niej ze świata umarłych, że odrodziła się w innym zwierzęciu. To spojrzenie, ten wyraz twarzy. Barwa futra była inna, lecz równie dobrze mogła to być odrodzona Róża.

WilczД™ byЕ‚o rГіwnieЕј zaskoczone jej widokiem. ZatrzymaЕ‚o siД™, wpatrujД…c wciД…Еј w jej twarz, po czym podeszЕ‚o do niej ostroЕјnie. Caitlin rozejrzaЕ‚a siД™ wokГіЕ‚, lustrujД…c okoliczny las, szukajД…c wzrokiem innych wilczД…t, czy teЕј jego matki. Nie chciaЕ‚a, by skoЕ„czyЕ‚o siД™ to walkД….

Lecz nigdzie w zasiД™gu wzroku nie byЕ‚o Ејadnego zwierzД™cia.

Kiedy przyjrzała się szczenięciu, zrozumiała dlaczego. Utykało mocno, a z jego łapy ciekła krew. Wyglądało na ranne. I prawdopodobnie, Caitlin uświadomiła sobie dopiero teraz, porzucone przez matkę na pewną śmierć.

SzczeniД™ spuЕ›ciЕ‚o Е‚epek i podeszЕ‚o powoli wprost do Caitlin. Potem, ku jej zdumieniu, zЕ‚oЕјyЕ‚o gЕ‚owД™ na jej kolanach i, kwilД…c cicho, zamknД™Е‚o oczy.

Serce Caitlin zabiЕ‚o mocno. Tak bardzo tД™skniЕ‚a za RГіЕјД…, a teraz odniosЕ‚a wraЕјenie, Ејe ta do niej wrГіciЕ‚a.

PostawiЕ‚a wiadro na ziemi, siД™gnД™Е‚a rД™koma i wziД™Е‚a szczeniД™ w ramiona. PrzytuliЕ‚a do siebie, pЕ‚aczД…c, rozpamiД™tujД…c wszystkie chwile spД™dzone z RГіЕјД…. Wbrew sobie poczuЕ‚a, jak po policzkach pociekЕ‚y jej Е‚zy. Wilczek spojrzaЕ‚ nagle na niД…, jak gdyby wyczuЕ‚ jej nastrГіj, odchyliЕ‚ siД™ i zlizaЕ‚ Е‚zy z jej twarzy.

Caitlin nachyliła się i pocałowała szczenię w czoło. Trzymała je mocno, tuląc do swej piersi. Nie było mowy o tym, żeby je teraz puściła. Zamierzała zrobić wszystko, by pomóc zwierzęciu, wyleczyć rany i przywrócić je do życia. I, gdyby wilczę tylko zechciało, zatrzymać je przy sobie.

– I jak mam cię nazwać? – spytała. – Druga Róża nie będzie pasować… Może… Ruth?

Szczenię polizało ją nagle po policzku, jakby w odpowiedzi na to imię. Była to najlepsza odpowiedź, o jaką Caitlin mogłaby prosić.

I tak juЕј zostaЕ‚o. Ruth.


*

Caitlin, z Ruth u boku, skończyła właśnie sprzątać jadalnię, kiedy zauważyła coś ciekawego pod ścianą. Tuż obok kominka leżały dwa długie srebrne miecze. Podniosła jeden, wytarła z kurzu i z podziwem przyjrzała się inkrustowanej klejnotami rękojeści. Była to piękna broń. Odłożyła ścierkę i wiadro i nie mogła oprzeć się wypróbowaniu go. Zamachnęła się mieczem na oślep, w lewo i prawo, zmieniając dłoń, wymachując nim w olbrzymim pomieszczeniu. Wspaniałe uczucie.

Zaczęła zastanawiać się, ile innej broni Caleb tu przetrzymywał. Mogłaby potrenować z nią na otwartej przestrzeni.

– Widzę, że znalazłaś broń – powiedział Caleb, wchodząc nagle przez drzwi. Catlin odłożyła miecz natychmiast. Była zażenowana.

– Wybacz, nie zamierzałam wściubiać nosa w twoje sprawy.

Caleb zaЕ›miaЕ‚ siД™.

– Mój dom jest też twoim – powiedział i wszedł do pokoju, niosąc dwie okazałe sztuki sarniny przewieszone przez bark. – Cokolwiek posiadam, należy do ciebie. Poza tym, właśnie takie dziewczyny lubię. Sam również wypróbowałbym te miecze – powiedział i mrugnął okiem.

RuszyЕ‚ przez pokГіj, niosД…c zdobycz, kiedy nagle zatrzymaЕ‚ siД™ i obrГіciЕ‚, reagujД…c z opГіЕєnieniem.

– No! No! – zawołał zszokowany. – Ten pokój wygląda teraz jak nowy!

StaЕ‚, gapiД…c siД™ szeroko otwartymi oczyma. Caitlin zauwaЕјyЕ‚a, Ејe rzeczywiЕ›cie byЕ‚ pod wraЕјeniem i byЕ‚a szczД™Е›liwa. RozejrzaЕ‚a siД™ wokГіЕ‚ i stwierdziЕ‚a, Ејe istotnie wnД™trze przeszЕ‚o przemianД™. Teraz mieli juЕј wybornД… jadalniД™, wyposaЕјonД… w stГіЕ‚ i krzesЕ‚a, gotowД… na ich pierwszy posiЕ‚ek.

Nagle Ruth zaskomlaЕ‚a в€’ Caleb spuЕ›ciЕ‚ wzrok i pierwszy raz jД… zobaczyЕ‚. WyglД…daЕ‚ na jeszcze bardziej zdumionego.

Caitlin poczuЕ‚a obawД™, czy aby Caleb nie bД™dzie miaЕ‚ nic przeciwko trzymaniu tu szczeniД™cia.

Ale z ulgД… zauwaЕјyЕ‚a, jak jego oczy otworzyЕ‚y siД™ szeroko z zachwytu.

– Nie wierzę – powiedział, gapiąc się wciąż. – Te oczy… wygląda dokładnie jak Róża.

– Możemy ją zatrzymać? – Caitlin zapytała z wahaniem.

– Z przyjemnością – odparł Caleb. – Uściskałbym ją, ale mam ręce zajęte zwierzyną.

RuszyЕ‚ dalej przez pokГіj i korytarz. Caitlin z Ruth podД…ЕјyЕ‚y za nim i zobaczyЕ‚y, jak zЕ‚oЕјyЕ‚ sarninД™ w niewielkim pokoju, na wielkiej kamiennej pЕ‚ycie.

– Ponieważ tak naprawdę nie gotujemy – powiedział – pomyślałem, że odsączę dla nas krew. Będziemy mogli wypić ją razem, na obiad. Pomyślałem, że zajmę się brudną robotą tutaj, abyśmy mogli zasiąść przed kominkiem i napić się kulturalnie.

– Tak będzie cudownie – odparła Caitlin.

Ruth usiadЕ‚a Calebowi niemal na piД™tach, spojrzaЕ‚a na niego w gГіrД™ i zaskowyczaЕ‚a, kiedy on kroiЕ‚ miД™so. RozeЕ›miaЕ‚ siД™, odciД…Е‚ niewielki kawaЕ‚ek, pochyliЕ‚ siД™ i podaЕ‚ jej do pyszczka. ChwyciЕ‚a skwapliwie kД™s i natychmiast zaskomlaЕ‚a o jeszcze.

Caitlin wróciła do jadalni, aby powycierać kielichy, które tam wcześniej zauważyła. Przy kominku spoczywała sterta futer. Zebrała je wszystkie, wyniosła na taras i wytrzepała.

Czekając na Caleba, aż skończy przygotowywać posiłek, spojrzała na zachodzące na horyzoncie słońce. Słyszała szum fal, oddychała słonawym powietrzem i czuła się swobodnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Stojąc tak, zamknęła oczy nieświadoma mijającego czasu.

Kiedy je otworzyЕ‚a, byЕ‚o juЕј niemal ciemno.

– Caitlin? – usłyszała wzywający ją głos.

OdwrГіciЕ‚a siД™ i pospiesznie weszЕ‚a do Е›rodka. Caleb czekaЕ‚ juЕј tam na niД…, niosД…c dwa wielkie kielichy sarniej krwi. ZapalaЕ‚ wЕ‚aЕ›nie Е›wiece w caЕ‚ym pogrД…Ејonym w cieniu pomieszczeniu. PodeszЕ‚a i przyЕ‚Д…czyЕ‚a siД™ do niego, odkЕ‚adajД…c futra na miejsce.

Po kilku chwilach pomieszczenie jaЕ›niaЕ‚o Е›wiatЕ‚em bijД…cym od pЕ‚onД…cych wszД™dzie Е›wiec. SpoczД™li razem na futrach, przed kominkiem, a Ruth podbiegЕ‚a i usadowiЕ‚a siД™ tuЕј obok. Okna byЕ‚y otwarte i do Е›rodka wpadaЕ‚ lekki wietrzyk, schЕ‚adzajД…c powietrze w pokoju.

Siedzieli razem, patrzД…c sobie w oczy i wznoszД…c toast. PЕ‚yn sprawiaЕ‚ przyjemne uczucie. PiЕ‚a i piЕ‚a, podobnie zresztД… jak i on. Nigdy jeszcze nie czuЕ‚a siД™ tak oЕјywiona. CzuЕ‚a niewiarygodny wrД™cz przypЕ‚yw energii.

Caleb rГіwnieЕј wyglД…daЕ‚ na oЕјywionego. Jego oczy i skГіra bЕ‚yszczaЕ‚y. OdwrГіcili siД™ ku sobie.

Caleb podniГіsЕ‚ rД™kД™ i powoli dotknД…Е‚ jej policzka grzbietem dЕ‚oni.

Serce Caitlin zaczęło mocno bić. Zdała sobie sprawę, że się denerwuje. Miała wrażenie, że minęła wieczność od chwili, kiedy ostatni raz z nim była. Tyle razy wyobrażała sobie tę chwilę, a kiedy już nadeszła, czuła, jakby miał to być jej pierwszy raz z nim, jakby wszystko zaczynało się od początku. Widziała, że jego dłoń trzęsła się, że on również się denerwował.

Było tyle rzeczy, które chciała mu powiedzieć, tyle pytań, które chciała mu zadać. Widziała też, że i w nim gotowało się od niewypowiedzianych pytań. Jednak w tej chwili nie ufała sobie na tyle, aby przemówić. I najwidoczniej on również.

PocaЕ‚owali siД™ namiД™tnie. Kiedy jego usta spotkaЕ‚y jej, poczuЕ‚a jak ogarnia jД… uczucie, ktГіre ЕјywiЕ‚a do niego.

ZamknД™Е‚a oczy, kiedy zbliЕјyЕ‚ siД™, kiedy spletli siД™ w namiД™tnym uЕ›cisku. Przetoczyli siД™ na futra, a ona poczuЕ‚a, jak jej serce przepeЕ‚nia szczД™Е›cie.

Wreszcie naleЕјaЕ‚ do niej.




ROZDZIAЕЃ Г“SMY


Polly podД…ЕјaЕ‚a zamaszystym krokiem korytarzami Wersalu, wybijajД…c obcasami rytm na marmurowej posadzce, pД™dzД…c przez nieskoЕ„czenie dЕ‚ugi korytarz ze strzelistymi sklepieniami, figurami, marmurowymi kominkami, ogromnymi lustrami, z nisko wiszД…cymi Ејyrandolami. Wszystko wokГіЕ‚ niej lЕ›niЕ‚o.

Ale ona ledwie zwracała na to uwagę; nic innego nie potrafiłaby sobie wyobrazić. Mieszkając tu już tyle lat, nie potrafiła po prostu wyobrazić sobie innego życia.

Coś jednak zwracało jej uwagę – i to bardzo – a mianowicie Sam. Taki przybysz jak on nie mieścił się w żadnej mierze w ramach codziennej rutyny – i w rzeczy samej, był niezwykły. Rzadko gościli u siebie inne wampiry i to przybywające z innych czasów, a kiedy już do tego dochodziło, Aiden zdawał się w ogóle tym nie przejmować. Zdała sobie sprawę, że Sam musiał być bardzo ważny. Zaintrygował ją. Wydawał się nieco młody i jakby trochę się telepał.

Ale jednocześnie miał coś takiego w sobie, coś, czego nie potrafiła określić. Miała wrażenie, że spotkała go już wcześniej, lub, że był związany z kimś, kto był dla niej ważny.

I to właśnie było takie dziwne. Jeszcze wczorajszej nocy przyśnił jej się sen, jeden z tych najbardziej sugestywnych. O dziewczynie zwanej Caitlin. Widziała jej twarz, jej oczy, włosy, nawet w tej chwili. We śnie dowiedziała się, że ta dziewczyna była jej najlepszą przyjaciółką, taką do końca życia, i przez cały sen miała wrażenie, że połączyła je przyjaźń na wieki. Obudziła się z przekonaniem, że wydarzyło się to naprawdę, że było to raczej spotkanie, nie sen. Nie potrafiła tego zrozumieć, lecz obudziła się, pamiętając każdy szczegół dotyczący tej dziewczyny, każdą chwilę razem z nią spędzoną.

Nie miało to sensu, gdyż wiedziała, że nigdy nie była w tych miejscach. Zastanawiała się, czy w jakiś sposób nie zaglądała do przyszłości? Wiedziała, że wampiry odwiedzały się wzajemnie we snach i że sporadycznie obdarzone były mocami zaglądania w przyszłość i przeszłość. Moce te jednak były nieprzewidywalne. Mógł to być również jedynie świat iluzji. Nigdy nie było wiadomo: czy widziałeś przyszłość, przeszłość, czy może był to tylko sen?

Zbudziwszy się, Polly zaczęła szukać Caitlin, jakby naprawdę ją znała. Poczuła, jak za nią tęskni, kiedy przemierzała sale. Istne szaleństwo. Tęsknić za dziewczyną, której nigdy nawet nie spotkała.

I wtedy pojawił się ten chłopiec. Sam. I z jakiegoś szalonego powodu, Polly poczuła, że jego energia łączyła się z nią. W jaki sposób – tego nie potrafiła powiedzieć. Może i to tylko sobie wyobrażała?

Poza tym wszystkim, uświadomiła sobie, że czuła coś do Sama. Nie powiedziałaby, że zawrócił jej w głowie. Ale też nie był jej obojętny. Miał coś takiego w sobie. Nie była w nim zakochana. Raczej… zaintrygowana. Chciała wiedzieć o nim więcej.

To sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej poruszona, kiedy Kendra uważnie mu się przyglądała. Niekoniecznie chciała go dla niego samego. Na to, by być tego pewną, było jeszcze o wiele za wcześnie. Ale bardziej dlatego, że wydawał się taki niewinny, naiwny, taki łatwowierny. A Kendra była sępem. Była członkiem królewskiej rodziny, nigdy nie usłyszała głosu sprzeciwu, i w magiczny sposób dostawała wszystko, czego chciała, od kogokolwiek.

Polly zawsze wyczuwała, że Kendra kierowała się złowrogimi zamiarami. Od lat próbowała namówić wszystkie wampiry w jej klanie, by ją przemieniły. Oczywiście, było to zakazane i nikt nie wyświadczył jej tej przysługi. Teraz jednak Polly czuła, że na cel wzięła Sama. Przybyła świeża krew i Kendra była zdecydowana spróbować ponownie.

O tak, to był dla niej wyjątkowy dzień. W jej głowie kotłowały się różne myśli. Idąc dalej, zorientowała się, że była już spóźniona. Nowy śpiewak, o którym wszyscy tyle rozmawiali, dawał właśnie prywatny koncert dla Marii i jej świty. Ów śpiewak był już tu od tygodni i wszystkie dziewczęta rozprawiały nie tyle o jego głosie, co o wyglądzie. Miała wielką ochotę zobaczyć go na własne oczy. Nie mogła się tego doczekać i teraz była podwójnie poirytowana, przychodząc na samą końcówkę koncertu.

Kiedy wpadła do kolejnego korytarza, pomyślała, że cały szkopuł leżał w tym miejscu. Było po prostu zbyt duże. Nie sposób było dotrzeć gdziekolwiek na czas.

PrzyspieszyЕ‚a tempa i w koЕ„cu dotarЕ‚a do koЕ„ca kolejnego korytarza. DwГіch straЕјnikГіw otworzyЕ‚o dla niej wielkie, dwuskrzydЕ‚owe drzwi. WeszЕ‚a od razu do Е›rodka, a kiedy zamknД™Е‚y siД™ za niД…, poczuЕ‚a zaЕјenowanie.

CaЕ‚a sala odwrГіciЕ‚a siД™ i spojrzaЕ‚a na niД…, podczas gdy Е›piewak kontynuowaЕ‚ swГіj wystД™p. UЕ›wiadomiЕ‚a sobie, Ејe przerwaЕ‚a koncert. ZaczerwieniЕ‚a siД™ i osunД™Е‚a na krzesЕ‚o w tyle sali, poЕ›rГіd swoich przyjaciГіЕ‚.

Powoli wszyscy odwrГіcili spojrzenia. WГіwczas rozsiadЕ‚a siД™ wygodnie i zdaЕ‚a sobie sprawД™, Ејe koncert dobiegЕ‚ niemal koЕ„ca.

Podniosła wzrok i zaczęła przyglądać się artyście, a kiedy ujrzała jego twarz po raz pierwszy, wpadła w osłupienie. Był cudowniejszy, niż w opisach wszystkich tych ludzi. Miał ciemną karnację, ciemne oczy oraz ciemne, falujące włosy. Jego twarz miała idealne wręcz rysy. Był ubrany po królewsku od stóp do głów, mając na sobie czarny, krótki, aksamitny surdut, białe pończochy i lśniące czarne buty. Stał pośrodku niewielkiej sceny i wyglądał na pewnego siebie, jakby wszystko miał pod kontrolą. Wyglądało na to, że prawdopodobnie był… Rosjaninem.

Mimo tego miał hipnotyzujący głos. Kiedy śpiewał, Polly czuła się, jak sparaliżowana. Była całkowicie na nim skupiona, bezradna, mogła jedynie słuchać go i patrzeć.

Kiedy skończył śpiewać, Polly była wciąż poruszona, gapiła się na niego, wsłuchując w ostatnie dźwięki. Pozostali zaś wstawali z miejsc, klaskali i podchodzili do niego. Otoczyli go tłumnie, podczas gdy śpiewak stał pośrodku, uśmiechając się i pławiąc w blasku sławy.




Конец ознакомительного фрагмента.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43696375) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Если текст книги отсутствует, перейдите по ссылке

Возможные причины отсутствия книги:
1. Книга снята с продаж по просьбе правообладателя
2. Книга ещё не поступила в продажу и пока недоступна для чтения

Навигация