Читать онлайн книгу "Kochany"

Kochany
Morgan Rice


Wampirzych DziennikГіw #2
Caitlin i Caleb wyruszają we wspólną misję odnalezienia jedynego przedmiotu, który może zapobiec nadchodącej wojnie między wampirami a ludźmi: Zaginionego Miecza. Pojawią się jednak poważne wątpliwości co do tego, czy przedmiot wampirzego kultu, w ogóle istnieje. By dowiedzieć się tego, muszą najpierw poznać historię pochodzenia Caitlin. Czy rzeczywiście jest Wybrana? Poszukiwania zaczynają od ojca Caitlin. Kim był? Dlaczego ją porzucił? W miarę odkrywania tajemnicy, poznają coraz więcej szokujących faktów, na temat tego, kim dziewczyna jest. Nie tylko oni szukają jednak legendarnego miecza. W ślad za Caitlin i Calebem wyruszyli przedstawiciele rodu Blacktide Coven. Co gorsza, młodszy brat Caitlin, Sam, obsesyjnie pragnie odnaleźć ojca. Wkrótce chłopak znajdzie się w samym środku wojny wampirów. Czy uda mu się przeszkodzić im w poszukiwaniach? Caitlin i Caleb udadzą się w podróż śladami historycznych miejsc – z Hudson Valley, do Salem, serca zabytkowego Bostonu – gdzie kiedyś wieszano czarownice na wzgórzu Boston Common. Dlaczego te miejsca mają takie znaczenie dla rasy wampirów? I co mają wspólnego z przodkami Caitlin i z tym, czym teraz się staje? Nie jest jednak pewne, czy ich misja zostanie wykonana. Wzajemna miłość Caitlin i Caleba rozkwita. A ich zakazany romans może zniweczyć wszystkie ich plany…Książki # 3 – #11 serii Wampirze Dzienniki są już dostępne! KOCHANY, druga książka z serii Wampirze Dzienniki, jest równie dobra, jak część pierwsza, PRZEMIENIONA. Trzymająca w napięciu powieść, przepełniona akcją, romansem i przygodą. Ta książka sprawi, że zapragniesz przeczytać kolejne dzieła Morgan Rice. Jeśli podobała ci się pierwsza część serii, koniecznie sięgnij po KOCHANEGO. Ta książka może być traktowana, jako kolejny odcinek, ale Rice postarała się, by czytelnik nie musiał znać pierwszej części, by móc w pełni cieszyć się KOCHANYM – Vampirebooksite. comCała seria Wampirzych Dzienników miała rewelacyjną fabułę, a od KOCHANEGO wprost nie sposób się oderwać. Zakończenie jest tak ekscytujące, że natychmiast zapragniesz sięgnąć po kolejną książkę, żeby zobaczyć, co będzie dalej. Jak widać, ta książka jest prawdziwą perełką w serii i zasługuje na solidną 5. – The Dallas ExaminerW KOCHANYM, Morgan Rice po raz kolejny udowadnia, jak wyjątkowo utalentowaną jest pisarką.. Wciągająca i zabawna, ta część podobała mi się jeszcze bardziej, niż poprzednia. Już nie mogę się doczekać kolejnej. – The Romance Reviews





Morgan Rice

KOCHANY CZД?ЕљД† DRUGA WAMPIRZYCH DZIENNIKГ“W




WYBRANE RECENZJE WAMPIRZYCH DZIENNIKГ“W

"Rice udaje się wciągnąć czytelnika w akcję już od pierwszych stron, wykorzystując genialną narrację, wykraczającą daleko poza zwykłe opisy wydarzeń… Dobrze napisana książka, którą bardzo szybko się czyta”

–-Black Lagoon Reviews (w odniesieniu do Przemieniona)



"Idealna książka dla młodych czytelników. Morgan Rice wykonała kawał dobrej roboty, pisząc powieść daleko wychodzącą poza standardy zwykłych opowiadań o wampirach. Odświeżająca i unikalna, choć nadal posiada klasyczne elementy książek o tematyce paranormalnej, skierowanych do młodzieży. Ta seria opowiada o historii jednej dziewczyny … jednej niezwykłej dziewczyny! … Dobrze się czyta, wciąga wartka akcja .... Polecam każdemu, kto lubi czytać romanse paranormalne. Oceniający PG

–-The Romance Reviews (w odniesieniu do Przemieniona)



"Zainteresowała mnie od samego początku i nie znudziła aż do końca… Ta historia jest niesamowitą przygodą, trzymającą w napięciu już od pierwszych stron książki. Nie ma w niej miejsca na nudę.

–-Paranormal Romance Guild (w odniesieniu do Przemieniona)



“Trzymająca w napięciu powieść, przepełniona akcją, romansem i przygodą. Kolejna książka Rice, w której z pewnością się zakochasz.”

–-vampirebooksite.com (w odniesieniu do Przemieniona)



"Rewelacyjna fabuła, od tej książki wprost nie sposób jest się oderwać. Zakończenie jest tak ekscytujące, że natychmiast zapragniesz sięgnąć po kolejną książkę, żeby zobaczyć, co będzie dalej.”

–-The Dallas Examiner (w odniesieniu do Kochany)



"Godna rywalka TWILIGHT i VAMPIRE DIARIES, jedną z tych książek, od których nie sposób się oderwać! Jeśli pociągają Cię książki o przygodach, miłości i wampirach, ta książka jest idealna dla Ciebie!"

–-Vampirebooksite.com (w odniesieniu do Przemieniona)



"Morgan Rice po raz kolejny zaprezentowaЕ‚a swГіj wyjД…tkowy talent pisarski.... Ta ksiД…Ејka spodoba siД™ szerokiemu gronu czytelnikГіw, w tym mЕ‚odym fanom powieЕ›ci o wampirach i fantasy. Takiego zakoЕ„czenia ksiД…Ејki na pewno siД™ nie spodziewasz!"

–-The Romance Reviews (w odniesieniu do Przemieniona)



O autorce

Morgan Rice plasuje siД™ na samym szczycie listy USA Today najpopularniejszych autorГіw powieЕ›ci dla mЕ‚odzieЕјy. Morgan jest autorkД… bestsellerowego cyklu fantasy KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA, zЕ‚oЕјonego z siedemnastu ksiД…Ејek; bestsellerowej serii WAMPIRZE DZIENNIKI, zЕ‚oЕјonej, do tej pory, z jedenastu ksiД…Ејek; bestsellerowego cyklu thrillerГіw post-apokaliptycznych TRYLOGII O PRZETRWANIU, zЕ‚oЕјonego, do tej pory, z dwГіch ksiД…Ејek; oraz najnowszej serii fantasy KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY, skЕ‚adajД…cej siД™ z dwГіch czД™Е›ci (kolejne w trakcie pisania). PowieЕ›ci Morgan dostД™pne sД… w wersjach audio i drukowanej, w ponad 25 jД™zykach.

Morgan czeka na wiadomoЕ›Д‡ od Ciebie. OdwiedЕє jej stronД™ internetowД… www.morganricebooks.com (http://www.morganricebooks.com/) i doЕ‚Д…cz do listy mailingowej, a otrzymasz bezpЕ‚atnД… ksiД…ЕјkД™, darmowe prezenty, darmowД… aplikacjД™ do pobrania i dostД™p do najnowszych informacji. DoЕ‚Д…cz do nas na Facebooku i Twitterze i pozostaЕ„ z nami w kontakcie!



KsiД…Ејki autorstwa Morgan Rice




RZД„DY MIECZA


MARSZ PRZETRWANIA (CZД?ЕљД† 1)




O KORONIE I CHWALE


NIEWOLNICA, WOJOWNICZKA, KRГ“LOWA (CZД?ЕљД† 1)


ZЕЃOCZYЕѓCA, WIД?Е№NIARKA, KRГ“LEWNA (CZД?ЕљД† 2)


RYCERZ, DZIEDZIC, KSIД„Е»Д? (CZД?ЕљД† 3)




KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY


POWRГ“T SMOKГ“W (CZД?ЕљД† #1)


POWRГ“T WALECZNYCH (CZД?ЕљД† #2)


POTД?GA HONORU (CZД?ЕљД† #3)


KUЕ№NIA MД?STWA (CZД?ЕљД† #4)


KRГ“LESTWO CIENI (CZД?ЕљД† #5)


NOC ЕљMIAЕЃKГ“W (CZД?ЕљД† #6)




KRД?GU CZARNOKSIД?Е»NIKA


WYPRAWA BOHATERГ“W (CZД?ЕљД† 1)


MARSZ WЕЃADCГ“W (CZД?ЕљД† 2)


LOS SMOKГ“W (CZД?ЕљД† 3)


ZEW HONORU (CZД?ЕљД† 4)


BLASK CHWAЕЃY (CZД?ЕљД† 5)


SZARЕ»A WALECZNYCH (CZД?ЕљД† 6)


RYTUAЕЃ MIECZY (CZД?ЕљД† 7)


OFIARA BRONI (CZД?ЕљД† 8)


NIEBIE ZAKLД?Д† (CZД?ЕљД† 9)


MORZE TARCZ (CZД?ЕљД† 10)


Е»ELAZNE RZД„DY (CZД?ЕљД† 11)


KRAINA OGNIA (CZД?ЕљД† 12)


RZД„DY KRГ“LOWYCH (CZД?ЕљД† 13)


PRZYSIД?GA BRACI (CZД?ЕљД† 14)


SEN ЕљMIERTELNIKГ“W (CZД?ЕљД† 15)


POTYCZKI RECERZY (CZД?ЕљД† 16)




TRYLOGIA O PRZETRWANIU


ARENA JEDEN: ЕЃOWCY NIEWOLNIKГ“W (CZД?ЕљД† 1)


ARENA DWA (CZД?ЕљД† 2)




WAMPIRY, UPADЕЃA


PRZED ЕљWITEM (CZД?ЕљД† 1)




WAMPIRZE DZIENNIKI


PRZEMIENIONA (CZД?ЕљД† 1)


KOCHANY (CZД?ЕљД† 2)


ZDRADZONA (CZД?ЕљД† 3)


PRZEZNACZONA (CZД?ЕљД† 4)


POЕ»Д„DANA (CZД?ЕљД† 5


ZARД?CZONA (CZД?ЕљД† 6)


ZAЕљLUBIONA (CZД?ЕљД† 7)


ODNALEZIONA (CZД?ЕљД† 8)


WSKRZESZONA (CZД?ЕљД† 9)


UPRAGNIONA (CZД?ЕљД† 10)


NAZNACZONA (CZД?ЕљД† 11)


OPД?TANA (CZД?ЕљД† 12)



Copyright В© 2011 Morgan Rice

Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcześniejszej zgody autora.

Ten ebook jest na licencji tylko do osobistego użytku. Ten ebook nie może być odsprzedawany lub oddawany innej osobie. Jeśli chcesz podzielić się tę książkę z inną osobą, należy zakupić dodatkowy egzemplarz dla każdego odbiorcy. Jeśli czytasz tę książkę, choć jej nie zakupiłeś, lub nie została ona zakupiona dla Ciebie, powinieneś ją zwrócić i kupić własną kopię. Dziękujemy za poszanowaniem ciężkiej pracy tego autora.

KsiД…Ејka jest dzieЕ‚em fikcji. Wszystkie nazwy, postacie, miejsca i zdarzenia sД… wytworem wyobraЕєni autorki i sД… fikcyjne. Wszelkie podobieЕ„stwo do nazwy, wЕ‚aЕ›ciwoЕ›ci rzeczywistej osoby, jest caЕ‚kowicie przypadkowe i niezamierzone.


FAKT:



W 1692 roku w Salem, kilkanaście nastoletnich dziewcząt, zostało dotkniętych tajemniczą chorobą, która doprowadziła je do histerii. Niewiasty te oskarżyły miejscowe czarownice o prześladowanie ich. Doprowadziło to do wszczęcia procesów „czarownic z Salem”.



Zagadka tej tajemniczej choroby nigdy, do dnia dzisiejszego, nie zostaЕ‚a wyjaЕ›niona.


“Tej nocy posąg mój widziała we śnie
Jakby fontannД™, tysiД…cem otworГіw,
Krwi mej czerwonej strugД™ tryskajД…cД…,
A tЕ‚umy Rzymian, z uЕ›miechem na twarzy,
Biegły, by ręce we krwi mojej kąpać.
Ten sen, w jej myЕ›li, boЕјym jest zesЕ‚aniem
I przepowiednią nieszczęść mi grożących…”

В В В В --William Shakespeare, Juliusz Cezar



ROZDZIAЕЃ PIERWSZY


Hudson Valley, Nowy Jork

(DzieЕ„ dzisiejszy)



Po raz pierwszy od wielu tygodni Caitlin Paine poczuła się odprężona. Rozsiadła się wygodnie na podłodze w niewielkiej stodole, oparła o stóg siana i odetchnęła głęboko. W małym kamiennym palenisku tuż obok niej trzaskał ogień; dźwięk płonącego w ognisku drewna uspokajał ją. Marzec jeszcze się nie skończył, a dzisiaj było szczególnie zimno. Przez okno na ścianie można było podziwiać niebo i wciąż jeszcze padający śnieg.

Stodoła była nieogrzewana, ale ona siedziała na tyle blisko ognia, by czuć jego przyjemne ciepło. Jej powieki zaczęły stawać się coraz cięższe. Zapach ognia zdominował stodołę, przeciągnęła się i poczuła, jak napięcie zaczyna opuszczać jej ramiona i nogi.

Caitlin wiedziaЕ‚a, Ејe to nie ogieЕ„, siano, czy nawet schronienie, dawaЕ‚y jej spokГіj. To obecnoЕ›Д‡ Caleba miaЕ‚a na niД… tak kojД…cy wpЕ‚yw.

On zajął miejsce naprzeciwko niej. Spał, a ona korzystała z okazji, by dokładnie przyjrzeć się jego twarzy, jego doskonałym rysom, bladej, półprzezroczystej skórze. Nigdy nie widziała tak doskonale rzeźbionej szczęki. To było surrealistyczne, jak patrzenie na posąg. Nie mogła pojąć, jak mógł żyć od 3000 lat. Ona miała zaledwie 18 lat, a już wyglądała na starszą od niego.

Nie chodziЕ‚o wyЕ‚Д…cznie o jego twarz. WokГіЕ‚ niego unosiЕ‚o siД™ inne powietrze, jakby nasycone subtelnД… energiД…. MiaЕ‚ w sobie tyle spokoju. Kiedy byЕ‚a przy nim, wiedziaЕ‚a, Ејe wszystko bД™dzie dobrze.

ByЕ‚a szczД™Е›liwa, Ејe nadal tam jest, Ејe nadal jest przy niej. I w chwili sЕ‚aboЕ›ci wyobraziЕ‚a sobie, Ејe to siД™ juЕј nie zmieni, Ејe zawsze bД™dД… razem. Szybko jednak otrzД…snД™Е‚a siД™ z tych myЕ›li, wiedzД…c, Ејe to pЕ‚onne nadzieje. Faceci, tacy jak on, szybko odchodzД…. Taka juЕј ich natura.

Caleb we śnie wyglądał tak dostojnie, oddychał spokojnie i miarowo, prawie niedostrzegalnie. Wyszedł wcześniej by, jak sam powiedział, zapolować. Po jakimś czasie wrócił bardziej rozluźniony. Po drodze nazbierał drewna, uszczelnił jeszcze drzwi stodoły, powstrzymując zawieję śnieżną przed wdarciem się do środka, rozpalił ognisko i zasnął. Teraz ona dbała o to, by ogień nie wygasł.

Wyciągnęła rękę i wzięła kolejny łyk czerwonego wina ze swojego kieliszka. Poczuła jak płyn rozgrzewa ją od środka, pomaga się zrelaksować. Znalazła butelkę w ukrytej pod stogiem siana skrzyni; Przypomniała sobie, jak jej młodszy brat, Sam, chował ją tam kilka miesięcy temu. Ona sama raczej nie piła alkoholu, ale uznała, że nie ma nic złego w kilku łykach, szczególnie po tym, co przeszła.

WciД…Еј otwarty pamiД™tnik spoczywaЕ‚ na jej kolanach, piГіro trzymaЕ‚a w jednej rД™ce, kieliszek zaЕ› w drugiej. SiedziaЕ‚a tak juЕј od ponad 20 minut. Nie wiedziaЕ‚a, od czego zaczД…Д‡. Nigdy wczeЕ›niej nie miaЕ‚a problemГіw z pisaniem, tym razem jednak byЕ‚o inaczej. Wydarzenia z ostatnich kilku dni byЕ‚y zbyt dramatyczne, zbyt trudne do opisania. To byЕ‚ pierwszy raz od dЕ‚ugiego czasu, kiedy siedziaЕ‚a spokojna i zrelaksowana. Po raz pierwszy poczuЕ‚a siД™ bezpieczne.

Zdecydowała, że najlepiej będzie zacząć od początku. Co się stało. Dlaczego się tu znalazła. Kim w ogóle była. Musiała to sobie wszystko poukładać. Nie była nawet pewna, czy sama zna odpowiedzi na te wszystkie pytania.


*

Do zeszЕ‚ego tygodnia moje Ејycie byЕ‚o zwyczajne. PolubiЕ‚am nawet Oakville. Pewnego dnia mama oznajmiЕ‚a nam, Ејe wyjeЕјdЕјamy. Znowu. Po raz kolejny przewrГіciЕ‚a moje Ејycie do gГіry nogami.

Tym razem byЕ‚o jeszcze gorzej. To nie byЕ‚y kolejne przedmieЕ›cia. To byЕ‚ Nowy Jork. Wielkie miasto. SzkoЕ‚a publiczna i Ејycie w betonie. I niebezpieczna okolica.

Sam też był wściekły. Razem chcieliśmy tu zostać, uciec od niej. Ale prawda była taka, że nie mieliśmy dokąd pójść.

Więc wyjechaliśmy z nią. Oboje potajemnie przysięgliśmy, że jeśli nie będzie nam się podobało, uciekniemy. Pojedziemy gdzieś indziej. Gdziekolwiek. Może nawet znowu spróbujemy znaleźć ojca, choć oboje wiedzieliśmy, że to się nigdy nie uda.

A potem wszystko dziaЕ‚o siД™ tak szybko. Moje ciaЕ‚o. Przemiana. I nadal nie wiem, co siД™ wydarzyЕ‚o, kim siД™ staЕ‚am. Ale wiem, Ејe nie jestem juЕј tД… samД… osobД….

Pamiętam tą noc, kiedy to wszystko się zaczęło. Carnegie Hall. Moja randka z Jonahem. A potem … w przerwie. Moje… polowanie? Zabiłam kogoś? Wciąż nie mogę sobie przypomnieć. Wiem tylko tyle, ile mi powiedzieli. Wiem, że zrobiłam coś tej nocy, ale wszystkie wspomnienia są takie zamazane. Cokolwiek zrobiłam, to nadal nie daje mi spokoju. Nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić.

NastД™pnego dnia czuЕ‚am, Ејe coЕ› siД™ we mnie zmieniЕ‚o. Na pewno stawaЕ‚am siД™ coraz silniejsza, szybsza, bardziej wraЕјliwa na Е›wiatЕ‚o. WyostrzyЕ‚ mi siД™ zmysЕ‚ wД™chu. ZwierzД™ta dziwnie na mnie reagowaЕ‚y, a i ja nieswojo czuЕ‚am siД™ w ich obecnoЕ›ci.

A potem ta scysja z moja mamą. Powiedziała mi, że nie jestem jej prawdziwą córką, a potem została zabita przez te wampiry, te same, które mnie goniły. Nigdy nie chciałam, żeby stało się jej coś tak okropnego. Wciąż czuję się, jakby to była moja wina. Ale nie mogę już dłużej o tym myśleć. Muszę skupić się na tym, co przede mną, na co mam jeszcze wpływ.

Potem mnie dorwali. Te straszne wampiry. A potem moja ucieczka. Caleb. Gdyby nie on, napewno by mnie zabili. Albo jeszcze gorzej.

Klan Caleba. Jego ludzie. Tak różni. Choć też wampiry. Terytoria. Zazdrość. Podejrzenia. Wyrzucili mnie, a jemu dali wybór.

I dokonał tego wyboru. Mimo wszystko, wybrał mnie. Znowu mnie uratował. Zaryzykował to wszystko dla mnie. Kocham go za to. Bardziej niż mógłby to sobie wyobrazić.

Muszę pomóc mu powrócić. On myśli, że ja jestem wybrańcem, że jestem mesjaszem wśród wampirów, czy coś takiego. On jest przekonany, że zaprowadzę go do jakiegoś zaginionego miecza, który zapobiegnie wojnie miedzy wampirami i wszystkich ocali. Osobiście w to nie wierzę. Jego ludzie też w to nie wierzą. Ale wiem, że to wszystko, co ma i nie istnieje dla niego nic ważniejszego. A zaryzykował dla mnie wszystko, wiec przyjemniej tak mogę mu się odwdzięczyć. Dla mnie nie chodzi tu nawet o ten miecz. Ja po prostu nie chcę, żeby odszedł.

Zrobię więc wszystko, co w mojej mocy. I tam zawsze chciałam spróbować odnaleźć mojego ojca. Chcę wiedzieć, kim naprawdę jest. Kim ja naprawdę jestem. Czy naprawdę jestem pół wampirem, lub pół człowiekiem, czy czymkolwiek innym. Potrzebuję odpowiedzi. Musze przynajmniej wiedzieć kim się staję…


*

– Caitlin?

ObudziЕ‚a siД™ zdezorientowana. SpojrzaЕ‚a w gГіrД™ i zobaczyЕ‚a Caleba stojД…cego nad niД…. Jego dЕ‚onie delikatnie spoczywaЕ‚a na jej ramieniu. UЕ›miechnД…Е‚ siД™.

– Chyba przysnęłaś – powiedział.

Rozejrzała się dookoła. Kiedy spostrzegła otwarty dziennik na swoich kolanach, w popłochu go zamknęła. Zarumieniła się na samą myśl o tym, że mógł zacząć go czytać. Zwłaszcza fragment o jej uczuciach do niego.

Usiadła i przetarła oczy. Była noc, a ogień wciąż się tlił. On też musiał dopiero się obudzić. Zastanawiała się, jak długo spała.

– Przepraszam – powiedziała – Nie spałam od kilku dni.

Uśmiechnął się znowu i zrobił kilka kroków w stronę paleniska. Dorzucane przez niego szczapy drewna trzaskały i syczały w ogniu. Poczuła jak ciepło dociera do jej nóg…

StaЕ‚ tam, wpatrujД…c siД™ w ogieЕ„, a w miarД™ jak pogrД…ЕјaЕ‚ siД™ w myЕ›lach, uЕ›miech z jego twarzy powoli znikaЕ‚. W tym Е›wietle wyglД…daЕ‚ jeszcze bardziej atrakcyjnie, jeЕ›li to w ogГіle byЕ‚o moЕјliwe. Jego szeroko otwarte, duЕјe jasnobrД…zowe oczy, zmieniЕ‚y kolor na jasnozielony.

Caitlin wyprostowaЕ‚a siД™ i zobaczyЕ‚a, Ејe jej kieliszek byЕ‚ wciД…Еј peЕ‚ny. WziД™Е‚a Е‚yk i znowu poczuЕ‚a to przyjemne ciepЕ‚o w Е›rodku. Od dЕ‚uЕјszego czasu nic nie jadЕ‚a, tym szybciej wiД™c alkohol uderzaЕ‚ jej do gЕ‚owy. Dopiero, gdy zauwaЕјyЕ‚a stojД…cy na ziemi drugi plastikowy kieliszek, przypomniaЕ‚a sobie o swoich dobrych manierach.

– Napijesz się? – zapytała, po czym nerwowo dodała – Chodzi mi o to… nie jestem pewna czy pijesz…

RozeЕ›miaЕ‚ siД™.

– Tak, wampiry też piją wino – powiedział z uśmiechem i podszedł do niej z wyciągniętym kieliszkiem.

ZaskoczyЕ‚ jД…. Nie swoimi sЕ‚owami, a swoim Е›miechem. ByЕ‚ taki miД™kki i elegancki. I jak wszystko w nim, niezwykle tajemniczy.

Kiedy podnosiЕ‚ szklankД™ do ust, spojrzaЕ‚a mu w oczy z nadziejД…, Ејe odwzajemni jej spojrzenie.

I tak teЕј uczyniЕ‚.

W chwilę po tym, jak ich spojrzenia spotkały się, oboje odwrócili wzrok speszeni. Poczuła, jak jej serce zaczęło szybciej bić.

Caleb wrГіciЕ‚ na swoje miejsce, rozЕ‚oЕјyЕ‚ siД™ na sianie i spojrzaЕ‚ na niД…. MiaЕ‚a wraЕјenie, Ејe uwaЕјnie siД™ jej przyglД…da. PoczuЕ‚a siД™ nieswojo.

Odruchowo przesunęła dłonią wzdłuż swojego ciała i natychmiast pożałowała, że ma na sobie takie łachy. Próbowała przypomnieć sobie, w co dokładnie jest ubrana. Gdzieś po drodze, nawet nie do końca wiedziała gdzie, zatrzymali się na chwile w jakimś mieście i tam poszła do jedynego sklepu, jaki znalazła – Armii Zbawienia – i kupiła jakieś ubrania na zmianę.

SpojrzaЕ‚a w dГіЕ‚ zniesmaczona, ledwo siebie samД… rozpoznajД…c. MiaЕ‚a na sobie podarte, wytarte dЕјinsy, trampki o rozmiar zbyt duЕјe i koszulkД™ pod swetrem. Na wierzchu miaЕ‚a zbyt duЕјy, wyblakЕ‚y, fioletowy pЕ‚aszcz w groszki, w ktГіrym brakowaЕ‚o guzika. Ale przynajmniej byЕ‚ ciepЕ‚y. A w tej chwili wЕ‚aЕ›nie tego najbardziej potrzebowaЕ‚a.

Czuła się skrępowana. Dlaczego musiał oglądać ją w takim stroju? Takie już miała szczęście, że kiedy po raz pierwszy poznała faceta, który naprawdę się jej podobał, musiała wystąpić w takich szmatach. W stodole nie było łazienki, a nawet gdyby była, ona i tak nie miała żadnych przyborów kosmetycznych. Znowu zakłopotana odwróciła wzrok.

– Długo spałam? – zapytała.

– Nie jestem pewien. Sam dopiero się przebudziłem – powiedział, odchylając się do tyłu i przeczesując włosy dłonią – Polowałem wcześnie tego wieczoru. A to mnie zawsze bardzo wyczerpuje.

SpojrzaЕ‚a na niego.

– Opowiedz mi o tym – poprosiła.

SpojrzaЕ‚ na niД….

– O polowaniu – dodała – Jak to działa? Czy… zabijasz ludzi?

– Nie, nigdy tego nie robię – odpowiedział.

Kiedy zbieraЕ‚ myЕ›li, w pokoju panowaЕ‚a cisza.

– To skomplikowane, jak zresztą wszystko, co związane z wampirami – powiedział – To zależy od rodzaju wampira jakim jesteś i do jakiego klanu należysz. Ja poluję wyłącznie na zwierzęta. Głównie jelenie. I tak jest ich zbyt wiele, a ludzie polują na nie i nawet ich nie jedzą.

Na jego twarzy pojawiЕ‚a siД™ zaduma.

– Inne klany nie są jednak tak łaskawe. Oni żerują na ludziach. Zazwyczaj niepożądanych.

– Niepożądanych?

– Bezdomnych, włóczęgach, prostytutkach… tych, których zniknięcie nie zostanie zauważone. Tak zawsze było. Nie chcą zwracać na siebie uwagi.

– To dlatego mój klan, mój gatunek, uważamy za czystej krwi, a inne gatunki za nieczyste. To, czym się karmisz… tego energię przejmujesz.

Caitlin siedziaЕ‚a tam, zamyЕ›lona.

– A co ze mną? – zapytała.

SpojrzaЕ‚ na niД….

– Dlaczego tylko czasem dopada mnie potrzeba… polowania?

ZmarszczyЕ‚ brwi.

– Nie jestem pewien. Z tobą jest inaczej. Ty jesteś półkrwi. To coś niezwykle rzadkiego… Wiem tylko tyle, że u ciebie zmiany przychodzą z wiekiem. Inni są przemieniani w jedną noc. U ciebie ten proces jest stopniowy. Odnalezienie się w nowej rzeczywistości może zająć ci trochę czasu.

Caitlin przypomniała sobie to uczucie straszliwego, wręcz oszałamiającego głodu. To pragnienie opętało ją, nie pozwoliło myśleć o niczym innym. To było przerażające. Bała się, że kiedyś to się powtórzy.

– Skąd mogę wiedzieć, kiedy znowu to zrobię?

SpojrzaЕ‚ na niД….

– Tego nigdy nie wiesz.

– Ale ja nie chcę zabić człowieka – powiedziała – Nigdy.

– Nie musisz. Możesz polować na zwierzęta.

– A co, jeśli wtedy będę gdzieś, skąd nie będę mogła wyjść?

– Musisz nauczyć się to kontrolować. To wymaga praktyki. I siły woli. Nie jest łatwe. Ale jest możliwe. Można to kontrolować. Przez to musi przejść każdy wampir.

Caitlin wyobrażała sobie, jak to jest karmić się żywymi zwierzętami. Wiedziała, że jest szybsza, niż kiedykolwiek, ale nie wiedział, czy wystarczająco szybka. A nawet jeśli udałoby jej się złapać tego jelenia, to co miałaby z nim zrobić?

SpojrzaЕ‚a na niego.

– Nauczysz mnie? – zapytała z nadzieją.

SpojrzaЕ‚ na niД…, a ona poczuЕ‚a, jak wali jej serce.

– Polowanie jest rzeczą świętą w naszej kulturze. Odbywa się zawsze w samotności – powiedział cicho i pokornie – Z wyjątkiem … – urwał.

– Z wyjątkiem? – zapytała.

– Ceremonii ślubnej. By zjednoczyć ze sobą męża i żonę.

Zmieszany odwrГіciЕ‚ wzrok. PoczuЕ‚a przypЕ‚yw krwi do policzkГіw. W pomieszczeniu nagle zrobiЕ‚o siД™ bardzo ciepЕ‚o.

Zadecydowała, że nie będzie dłużej nalegać. Póki co nie czuła głodu, wróci wiec do tematu, kiedy zajdzie taka potrzeba. Miała nadzieję, że wtedy będzie przy niej.

Poza tym, w głębi duszy nie była zainteresowana polowaniem, wampirami, czy mieczami. Tak naprawdę interesował ją głównie on. A konkretniej to, co do niej czuł. Chciała mu zadać tak wiele pytań. Dlaczego podjąłeś dla mnie takie ryzyko? Czy zrobiłeś to tylko po to, by odnaleźć miecz? Czy był może jeszcze inny powód? Czy zostaniesz ze mną, gdy odnajdziesz swój miecz? Mimo że romansowanie z człowiekiem jest zabronione, czy dla mnie złamiesz tą zasadę?

Nie znalazła w sobie jednak odwagi, by je wszystkie zadać.

Zamiast tego powiedziaЕ‚a:

– Mam nadzieję, że znajdziemy twój miecz.

Lipa, pomyślała. To wszystko, na co cię stać? Czy kiedyś zdobędziesz się na odwagę, by powiedzieć to, o czym naprawdę myślisz?

Jego energia była dla niej zbyt intensywna. Gdy był przy niej, nie była w stanie jasno myśleć.

– Ja też mam taką nadzieję –  odpowiedział – To nie jest zwykła broń. Nasz gatunek pragnie go od wieków. Mówi się, że to najdoskonalszy miecz turecki, wykonany z metalu, który może zabić każdego wampira. Dzięki niemu bylibyśmy niezwyciężeni. Bez niego …

Urwał. Najwyraźniej bał się nawet wypowiedzieć te słowa.

Caitlin pragnД™Е‚a, by Sam byЕ‚ tam z nimi, by pomГіgЕ‚ im odnaleЕєД‡ tatД™. ZnГіw rozejrzaЕ‚a siД™ po stodole. Nie byЕ‚o tam po nim Ејadnego Е›ladu. Znowu poЕјaЕ‚owaЕ‚a, Ејe po drodze straciЕ‚a swГіjД… komГіrkД™. Gdyby miaЕ‚a telefon, wszystko byЕ‚oby o wiele Е‚atwiejsze.

– To było ulubione miejsce Sama – powiedziała – Byłam przekonana, że go tu znajdziemy. Wiem na pewno, że wrócił do tego miasta. Nigdzie indziej by nie pojechał. Jutro pójdziemy do szkoły, porozmawiamy z moimi przyjaciółmi. Dowiem się wszystkiego.

Caleb skinД…Е‚ gЕ‚owД….

– Myślisz, że wie, gdzie jest twój ojciec? – zapytał.

– Nie mam pewności – odpowiedziała – Ale wiem, że on wie o nim dużo więcej niż ja. Stara się go odnaleźć od wielu lat. Jeśli ktoś coś wie, to tylko on.

Caitlin przypomniaЕ‚a sobie te wszystkie chwile z Samem, jego poszukiwania, dzielenie siД™ z niД… nowymi tropami i ciД…gЕ‚e rozczarowania. Wszystkie noce, kiedy przychodziЕ‚ do jej pokoju i siadaЕ‚ na krawД™dzi Е‚ГіЕјka. Pragnienie odnalezienia ojca zЕјeraЕ‚o go od Е›rodka. Ona z resztД… teЕј tego chciaЕ‚a, ale nie tak, jak on. CierpiaЕ‚a za kaЕјdym razem, kiedy widziaЕ‚a bГіl rozczarowania w jego oczach.

Caitlin pomyЕ›laЕ‚a o ich spapranym dzieciЕ„stwie, o straconym czasie. W kД…ciku jej oka pojawiЕ‚a siД™ Е‚za. Zawstydzona, prД™dko ja wytarЕ‚a z nadziejД…, Ејe Caleb tego nie zauwaЕјyЕ‚.

A jednak. PodniГіsЕ‚ gЕ‚owД™ i uwaЕјnie jej siД™ przyglД…daЕ‚.

Wstał powoli i usiadł obok niej. Był tak blisko, że czuła jego energię. Była niezwykle intensywna. Jej serce zaczęło bić mocniej.

Delikatnie przesunął dłonią po jej twarzy, odgarnął niesforny kosmyk włosów. Otarł łzę z kącika oka i dalej z policzka. Przez ten cały czas nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Czuła, jak się jej przygląda.

– Nie martw się – powiedział miękkim, kojącym głosem – Razem znajdziemy twojego ojca.

Ale nie to ją martwiło. Bardziej bała się tego, że Caleb będzie chciał ją opuścić.

Zastanawiała się, czy pocałuje ją, kiedy odwróci twarz w jego stronę. Ponad wszystko pragnęła poczuć dotyk jego warg.

Nie mogła zmusić się jednak do wykonania tego pierwszego kroku.

MiaЕ‚a wraЕјenie, Ејe minД™Е‚y godziny, zanim wreszcie zdecydowaЕ‚a siД™ podnieЕ›Д‡ gЕ‚owД™ .

On jednak juЕј na niД… nie patrzyЕ‚. RozЕ‚oЕјyЕ‚ siД™ wygodnie na sianie, oczy miaЕ‚ zamkniД™te, spaЕ‚, a Е‚una ogniska oЕ›wietlaЕ‚a delikatny uЕ›miech na jego twarzy.

UsiadЕ‚a bliЕјej niego, opierajД…c gЕ‚owД™ tuЕј przy jego ramieniu. Prawie go dotykaЕ‚a.

I to prawie jej wystarczaЕ‚o.




ROZDZIAЕЃ DRUGI


Kiedy Caitlin rozsunęła drzwi do stodoły, jej oczom ukazał się świat cały w śniegu. Jasne promienie słońca odbijały się od białej powierzchni oślepiającym blaskiem. Dłońmi przyniosła oczy, chcąc uwolnić się od nieznanego dotąd bólu: jakby słońce próbowało wypalić jej oczy.

Caleb skończył owijać ramiona i szyję cienkim, przezroczystym materiałem i stanął obok niej. Tworzywo wyglądało prawie jak folia kuchenna, ale dodatkowo rozpuszczało się na skórze, tworząc niewidoczną osłonę.

– Co to jest?

– Warstwa ochronna – powiedział, starannie nakładając kolejne warstwy na ramiona i barki – Dzięki temu możemy wychodzić na słońce. Bez tego nasza skóra spaliłaby się.

SpojrzaЕ‚ na niД….

– Ty jej nie potrzebujesz… na razie.

– Skąd wiesz? – zapytała.

– Zaufaj mi – powiedział, uśmiechając się szeroko – Wiedziałabyś.

SiД™gnД…Е‚ do kieszeni i wyciД…gnД…Е‚ z niej maЕ‚Д… buteleczkД™ kropli do oczu, odchyliЕ‚ siД™ do tyЕ‚u i wpuЕ›ciЕ‚ sobie po kilka kropli do kaЕјdego oka. OdwrГіciЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niД….

Chyba zorientowaЕ‚ siД™, Ејe bolД… jД… oczy, bo delikatnie poЕ‚oЕјyЕ‚ dЕ‚oЕ„ na jej czole.

– Odchyl głowę – powiedział.

PosЕ‚uchaЕ‚a go.

– Teraz otwórz oczy.

Kiedy to zrobiła, on wyciągnął rękę i umieścić po jednej kropli w każdym oku.

Cholernie szczypaЕ‚o, wiec natychmiast zamknД™Е‚a oczy i odkrД™ciЕ‚a gЕ‚owД™.

– Ała! – jęknęła, pocierając oczy – Co ja ci zrobiłam?!

UЕ›miechnД…Е‚ siД™.

– Niestety. Na początku strasznie szczypie, ale przywykniesz do tego. A twoja nadwrażliwość na światło zniknie w ciągu kilku sekund.

ZamrugaЕ‚a i jeszcze raz przetarЕ‚a oczy. PopatrzyЕ‚a w gГіrД™ i wreszcie poczuЕ‚a, Ејe jej wzrok wraca do normy. MiaЕ‚ racjД™: bГіl zniknД…Е‚ bez Е›ladu.

– Większość z nas i tak unika światła, nie wychodzimy z ciemności, jeśli nie musimy. Wszyscy jesteśmy słabsi w ciągu dnia. Ale czasem nie mamy wyjścia.

SpojrzaЕ‚ na niД….

– Ta szkoła twojego brata – powiedział – Czy to daleko?

– Kilka minut stąd – powiedziała, biorąc go za rękę i prowadząc przez zaśnieżony trawnik – Liceum w Oakville. Jeszcze kilka tygodni temu to była też moja szkoła. Jeden z moich przyjaciół musi wiedzieć, gdzie jest Sam.


*

Liceum w Oakville wyglД…daЕ‚o dokЕ‚adnie tak, jak Caitlin je zapamiД™taЕ‚a. CaЕ‚a ta sytuacja byЕ‚a doЕ›Д‡ surrealistyczna. MiaЕ‚a wraЕјenie, Ејe wyjechaЕ‚a tylko na krГіtkie wakacje, a teraz wrГіciЕ‚a do swojego normalnego Ејycia. Przez chwilД™ uwierzyЕ‚a nawet, Ејe wydarzenia ostatnich kilku tygodni byЕ‚y tylko szalonym snem, Ејe wszystko znowu jest po staremu. To przyniosЕ‚o jej chwilowД… ulgД™.

Ale kiedy obejrzaЕ‚a siД™ i zobaczyЕ‚a stojД…cego przy niej Caleba, zrozumiaЕ‚a, Ејe nic nie jest takie, jak kiedyЕ›. Jego obecnoЕ›Д‡ w tym miejscu sprawiaЕ‚a, Ејe sytuacja wydawaЕ‚a siД™ jeszcze bardziej abstrakcyjna. MiaЕ‚a bowiem wejЕ›Д‡ z tym czЕ‚owiekiem do swojej starej szkoЕ‚y. Z tym wspaniaЕ‚ym, wysokim mД™ЕјczyznД…, o szerokich ramionach, ubranym na czarno, w pЕ‚aszczu z wysokim koЕ‚nierzem, na ktГіry opadaЕ‚y jego dЕ‚ugie wЕ‚osy. WyglД…daЕ‚, jakby wЕ‚aЕ›nie wyszedЕ‚ z okЕ‚adki jednego z tych popularnych czasopism dla nastolatek.

Caitlin wyobrażała sobie reakcje swoich koleżanek. Uśmiechnęła się na tą myśl. Nigdy nie była szczególnie popularna, a już na pewno nie wzbudzała zainteresowania chłopaków. Nie była nielubiana- miała kilkoro dobrych przyjaciół- ale daleko jej było do tych wszystkich popularnych dzieciaków ze szkoły. Najzwyczajniej w świecie była przeciętna. Mimo to, pamiętała pogardliwe spojrzenie bardziej popularnych dziewcząt, które zawsze trzymały się razem, przechadzały się po korytarzach z zadartymi nosami, ignorując każdego, kogo nie uważały za równie doskonałego, jak one same. Być może teraz zwrócą na nią uwagę.

Caitlin i Caleb weszli po schodach i otworzyli szerokie, podwójne drzwi do szkoły. Caitlin spojrzała na duży zegar: 08:30. Idealnie. Pierwsza lekcja właśnie się kończyła i za sekundę wszyscy mieli wyjść na korytarz. To uczyni ich mniej widocznymi. Nie będzie musiała martwić się ochroną.

Dzwonek zadzwonił jak na zawołanie i już po kilku sekundach korytarze zaczęły wypełniać się ludźmi.

Szkoła w Oakville to był zupełnie inny świat. Nie miała nic wspólnego z tym okropnym nowojorskim liceum. Tutaj, nawet gdy wszyscy wyszli na korytarz, nadal było sporo przestrzeni, w której można było swobodnie się poruszać. Przez duże okna wpadało jasne światło, widać było niebo i wszechobecne drzewa. To prawie wystarczyło, żeby zaczęła tęsknić. Prawie.

Miała już dość szkoły. Od oficjalnego zakończenia ogólniaka dzieliło ją zaledwie kilka miesięcy, ale czuła, że przez te kilka ostatnich tygodni nauczyła się więcej, niż mogłaby kiedykolwiek nauczyć się siedząc w klasie. Lubiła się uczyć, ale była gotowa już nigdy tam nie wrócić.

Kiedy szli korytarzem, Caitlin szukała wzrokiem znajomych twarzy. Mijali głównie uczniów młodszych klas, nie zauważyła wśród nich nikogo ze swojego rocznika. Była zaskoczona, widząc reakcję wszystkich mijanych dziewcząt: każdą jedna dosłownie gapiła się na Caleba. I żadna z nich nawet nie próbowała tego ukryć, żadna nie odwróciła wzroku. To było niewiarygodne. Czuła się, jakby szła korytarzem z Justinem Bieberem.

Caitlin odwróciła się i zobaczył, że wszystkie dziewczyny stały jak wryte, wciąż nie mogąc oderwać od niego wzroku. Kilka z nich szeptało do siebie.

Zerknęła na Caleba, próbując zorientować się, czy on też zauważył te spojrzenia. Nawet jeśli, to nie wykazywał żadnych tego oznak, a już na pewno nie wyglądał, jakby go to obchodziło.

– Caitlin? – zapytał zszokowany głos.

Caitlin odwrГіciЕ‚a siД™ i zobaczyЕ‚a stojД…cД… tam LuisД™, jednД… ze swoich starych koleЕјanek.

– O mój Boże! – Luisa wykrzyknęła podekscytowana i rozłożyła szeroko ramiona. Zanim Caitlin zdążyła zareagować, Luisa już trzymała ją w objęciach. Caitlin odwzajemniła uścisk. Dobrze było zobaczyć znajomą twarz.

– Co się z tobą działo? – zapytała Luisa rozgorączkowana. Miała słaby hiszpański akcent, jakby zaledwie kilka lat temu przeniosła się tu z Puerto Rico.

– Zaskoczyłaś mnie! Myślałam, że wyjechałaś!? Pisałam do ciebie wielokrotnie, ale nigdy nie odpowiedziałaś…

– Bardzo cię przepraszam – Caitlin powiedziała – Zgubiłam swój telefon i nie miałam dostępu do komputera, i…

Luisa juЕј nie sЕ‚uchaЕ‚a. WЕ‚aЕ›nie zauwaЕјyЕ‚a Caleba i wpatrywaЕ‚a siД™ w niego jak w obrazek. SzczД™ka dosЕ‚ownie jej opadЕ‚a.

– Kim jest twój przyjaciel? – zapytała w końcu prawie szeptem. Caitlin uśmiechnęła się; nigdy wcześniej nie widziała swojej przyjaciółki tak speszonej.

– Luiso, poznaj Caleba.

– Cała przyjemność po mojej stronie – powiedział Caleb, uśmiechając się i wyciągając rękę.

Luisa nie mogła oderwać od niego wzroku. Wciąż oszołomiona, powoli podniosła rękę, ale nie zdołała nic powiedzieć. Spojrzała na Caitlin, nie mogąc pojąc, jak taka dziewczyna mogła upolować takiego faceta. Patrzyła na nią inaczej, jakby jej nie poznawała.

– Ehm …– wydusiła z siebie – … hm … jak … gdzie … jak … jak się poznaliście?

Przez sekundę Caitlin wahała się, jak zareagować. Wyobrażała sobie, że mówi Luisie prawdę. Ta myśl szczerze ją rozbawiła. To chyba nie była najlepsza opcja.

– Spotkaliśmy się … po koncercie – Caitlin odpowiedziała.

ByЕ‚ w tym uЕ‚amek prawdy.

– O mój Boże, jakim koncercie? W mieście? The Black Eyed Peas!? – zapytała rozentuzjazmowana – Ależ ci zazdroszczę! Marzyłam, żeby ich zobaczyć!

Myśl o Calebie na koncercie rockowym rozbawiła ją. Jakoś trudno było jej to sobie wyobrazić.

– Ehm … niezupełnie – Caitlin szybko urwała temat – Luisa, słuchaj, przepraszam, ale nie mam w tej chwili zbyt dużo czasu. Muszę znaleźć Sama. Widziałaś go może?

– Oczywiście. Wszyscy go widzieli. Wrócił w zeszłym tygodniu. Dziwnie się zachowywał. Pytałam go, gdzie się podziewasz i co się z wami działo, ale nie chciał o tym mówić. Pewnie siedzi w tej pustej stodole, którą tak lubił.

– Nie, tam go nie ma. Właśnie stamtąd wracamy.

– Naprawdę? W takim razie nie wiem, gdzie może być. On jest młodszy od nas, rzadko go widujemy. Próbowałaś złapać go na Facebooku?

– Nie mam swojego telefonu…

– Weź mój – zaproponowała Luisa i wsunęła komórkę do ręki Caitlin – Facebook jest już otwarty. Wystarczy się zalogować i napisać do niego.

No jasne, pomyЕ›laЕ‚a Caitlin. Dlaczego nie wpadЕ‚am na to wczeЕ›niej?

Caitlin zalogowała się, wpisała w wyszukiwarkę Sama, znalazła jego profil i otworzyła nową wiadomość. Przez chwilę zastanawiała się, co ma mu powiedzieć. Wreszcie napisała: "Sam. To ja. Czekam na ciebie w stodole. Przyjdź jak najszybciej."

WysЕ‚aЕ‚a wiadomoЕ›Д‡ i oddaЕ‚a telefon Luisie.

Nagle Caitlin usЕ‚yszaЕ‚a jakieЕ› zamieszanie za swoimi plecami.

Grupa popularnych dziewczД…t z najstarszego rocznika zmierzaЕ‚a korytarzem w ich stronД™. SzeptaЕ‚y miД™dzy sobД…. Wszystkie patrzyЕ‚y prosto na Caleba.

Po raz pierwszy w życiu Caitlin poczuła nowy rodzaj emocji. Zazdrość. Widziała w ich oczach, że zrobiłyby wszystko, by odebrać jej Caleba. Te dziewczyny potrafiły omotać każdego faceta w szkole. Dla nich nie miało znaczenia, czy ma dziewczynę, czy nie. Tobie pozostawała jedynie nadzieja, że twój chłopak nie wpadnie im w oko.

A teraz wszystkie te laski patrzyЕ‚y na Caleba.

Caitlin miała nadzieję, modliła się o to, by Caleb okazał się odporny na ich urok. By nie przestał jej lubić. Im dłużej o tym myślała, tym mniej widziała, dlaczego miałby tak być. Przecież była tylko szarą myszą. Dlaczego miałby zostać z nią, kiedy dziewczyny takie jak one pragnęły go mieć?

Caitlin po cichu modliЕ‚a siД™, by dziewczyny minД™Е‚y ich bez sЕ‚owa. ChociaЕј ten jeden raz. OczywiЕ›cie, nic z tego. Serce prawie wyskoczyЕ‚o jej z piersi, kiedy caЕ‚a grupa podeszЕ‚a do nich.

– Cześć Caitlin – powiedziała jedna z dziewcząt, uśmiechając się przy tym fałszywie.

Tiffany. Wysoka, chuda blondynka z niebieskimi oczami. Od stГіp do gЕ‚Гіw ubrana byЕ‚a w ciuchy od projektantГіw mody.

– Kim jest twój przyjaciel?

Caitlin nie wiedziała, co powiedzieć. Tiffany i jej przyjaciółki nigdy nie zwracały na Caitlin uwagi. Nawet nie patrzyły w jej stronę. Była w szoku, że wiedziały o jej istnieniu, że znały jej imię. A teraz nawet do niej zagadały. Oczywiście Caitlin wiedziała, że nie ma to z nią nic wspólnego. One chciały Caleba. Wystarczająco mocno, żeby zniżyć się do jej poziomu.

To nie wrГіЕјyЕ‚o nic dobrego.

Caleb musiał wyczuć niepokój Caitlin, bo przybliżył się do niej i objął ją ramieniem.

Caitlin nigdy w Ејyciu nie byЕ‚a tak wdziД™czna za Ејaden gest.

– To jest Caleb – odpowiedziała, nabrawszy animuszu.

– A tak w ogóle, to co ty tu robisz? – zapytała inna dziewczyna. Bunny. Idealna kopia Tiffany, z tym że brunetka – Myślałam, że.. no wiesz… wyjechałaś, czy coś.

– No cóż, jak widać, już wróciłam – Caitlin odpowiedziała hardo.

– A Ty jesteś tu nowy, prawda? – Tiffany zwróciła się do Caleba – Jesteś w najstarszej klasie?

Caleb uЕ›miechnД…Е‚ siД™.

– Tak, można powiedzieć, że jestem tu nowy – odpowiedział tajemniczo.

Oczy Tiffany zaЕ›wieciЕ‚y siД™ na myЕ›l, Ејe majД… nowego chЕ‚opaka w szkole.

– Wspaniale – powiedziała zachwycona – Organizuję dzisiaj imprezkę w domu. Zapraszam tylko kilkoro bliskich przyjaciół, ale byłoby super, gdybyś też mógł wpaść. No i … hm … ty też… – Tiffany spojrzała na Caitlin.

Caitlin poczuЕ‚a narastajД…cy w sobie gniew.

– Dziękuję za zaproszenie, drogie panie – zaczął Caleb – ale z przykrością musze odmówić. Caitlin i ja mamy już na dzisiaj inne plany.

Caitlin o maЕ‚o nie krzyknД™Е‚a z radoЕ›ci.

ZwyciД™stwo.

PatrzyЕ‚a z satysfakcjД…, jak dziewczynom rzednД… miny. Nigdy nie czuЕ‚a siД™ tak pewna siebie.

Dziewczyny odwrГіciЕ‚y siД™ na piecie i odeszЕ‚y bez sЕ‚owa.

Caitlin, Caleb i Luisa znowu zostali sami. Caitlin odetchnД™Е‚a z ulgД….

– O kurcze! – Luisa otrząsnęła się wreszcie z szoku – Te dziewczyny wszystkich olewają. A już na pewno nie zapraszają na imprezy.

– Wiem – przytaknęła Caitlin, ciągle jeszcze oszołomiona tym, co się stało.

– Caitlin! – Luisa wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny – Właśnie sobie coś przypomniałam. Susan. Mówiła coś o Samie. W zeszłym tygodniu. Że widziała do z Colemanami. Sorry, dopiero sobie przypomniałam. Może to ci jakoś pomoże.

Colemanowie. OczywiЕ›cie. To tam teraz byЕ‚.

– A poza tym – Luisa kontynuowała w pośpiechu – wszyscy widzimy się dzisiaj u Franków. Musisz przyjść! Bardzo nam ciebie brakuje. I oczywiście, przyprowadź ze sobą Caleba. Zapowiada się świetna impreza. Połowa naszej klasy tam będzie. Musisz wpaść.

– No … nie wiem…

W tej chwili rozlegЕ‚ siД™ dЕєwiД™k dzwonka.

– Muszę już iść! Cieszę się, że jesteś z powrotem. Uwielbiam cię. Zadzwoń do mnie. Pa! – Luisa pomachała do Caleba, odwróciła się i pobiegła korytarzem.

Caitlin znowu wyobraziła sobie, jakby to było wrócić do normalnego życia. Spotykać się z przyjaciółmi, chodzić na imprezy, być w normalnej szkole, którą wkrótce miało skończyć. Zrobiło jej się ciepło na sercu. Przez chwilę próbowała wymazać z pamięci wszystkie wydarzenia z ostatnich tygodni. Wyobrażała sobie, że nic złego się nie stało.

Ale potem spojrzała na Caleba i już nie miała złudzeń. Jej życie uległo zmianie. Na zawsze. I nigdy już nie będzie takie samo. Musiała się z tym pogodzić.

Nie mówiąc już o tym, że kogoś zabiła, że nadal szukała jej policja. I że to tylko kwestia czasu, kiedy ją znajdą. Że cała rasa wampirów chce ją zabić. I że ten miecz, którego szuka, może uratować wiele istnień ludzkich.

Życie na pewno nie jest i nigdy już nie będzie takie, jak dawniej. Musiała pogodzić się z tą myślą.

Caitlin wzięła Caleba pod ramię i razem ruszyli w stronę wyjścia. Colemanowie. Wiedziała, gdzie mieszkali i było jasne, że Sam jest u nich. Skoro nie ma go w szkole, to musi być tam. To właśnie był ich następny przystanek.

ZostawiajД…c za sobД… mury tej szkoЕ‚y, Caitlin czuЕ‚a siД™ dobrze. WiedziaЕ‚a, Ејe juЕј nigdy tu nie wrГіci.

Caitlin i Caleb szli przez posesję Colemanów, a śnieg skrzypiał im pod nogami. Dom nie był duży – skromne ranczo położone przy drodze krajowej. Na samym końcu posiadłości znajdowała się ogromna stodoła. Caitlin widziała zaparkowane tam poobijane furgonetki, a pomiędzy nimi śladu butów w śniegu i lodzie. W stodole musiał ktoś być.

Dzieciaki w Oakville tak spędzały wolny czas – przesiadywały z przyjaciółmi w stodołach. Przeważnie zabudowania te znajdowały się na tyle daleko od domów ich rodziców, że nikt dokładnie nie wiedział, co młodzi tam robią. Dużo fajniejsza opcja niż przesiadywanie w piwnicach. Było oddzielne wejście. I wyjście. Rodzice nic nie słyszeli.

Caitlin podeszЕ‚a do stodoЕ‚y, odsunД™Е‚a ciД™Ејkie, drewniane drzwi i wziД™Е‚a gЕ‚Д™boki oddech.

Zapach potu unosiЕ‚ siД™ w powietrzu. Potu i zwietrzaЕ‚ego piwa.

Uderzył ją też inny zapach – zapach zwierzęcia. Nigdy wcześniej nie miała tak wyostrzonych zmysłów. Intensywny zapach tego zwierzaka wywołał w niej dreszcze, jakby wąchała amoniak.

SpojrzaЕ‚a w prawo. W rogu zobaczyЕ‚a duЕјego rottweilera. UsiadЕ‚ powoli, spojrzaЕ‚ na niД… i warknД…Е‚. DЕєwiД™k szybko zmieniЕ‚ siД™ w niski, gardЕ‚owy pomruk. To byЕ‚ Butch. PamiД™taЕ‚a go. Paskudny rottweiler ColemanГіw. Dobrze wpasowywaЕ‚ siД™ w obraz panujД…cego tam chaosu.

Colemanowie zawsze byli niezłymi ziółkami. Trzej bracia – 17, 15 i 13 lat. W którymś momencie Sam zaprzyjaźnił się z środkowym bratem – Gabem. Jeden był gorszy od drugiego. Ojciec opuścił ich dawno temu i nikt nie wiedział, gdzie był, a ich matki nigdy nie było w pobliżu. Właściwie sami się wychowywali. Pomimo młodego wieku, byli zawsze pijani lub upaleni, i ciągle nieobecni w szkole.

Caitlin drażniło, że Sam spędzał z nimi czas. To nie mogło prowadzić do niczego dobrego.

W tle leciaЕ‚a muzyka. Pink Floyd. Wish You Were Here.

W stodole było ciemno. Musiała odczekać kilka sekund, zanim oczy przyzwyczaiły się do braku światła.

ByЕ‚ tam. Sam. SiedziaЕ‚ na Е›rodku wytartej kanapy, w towarzystwie kilku chЕ‚opakГіw. Po jednej stronie miaЕ‚ Gaba, po drugiej Brocka.

Sam nachylał się właśnie nad bongosem. Skończył palić, odłożył fajkę i odchylił się do tyłu, wciągając powietrze i trzymając je w płucach o wiele za długo. W końcu odetchnął.

Gabe szturchnД…Е‚ go Е‚okciem, Sam spojrzaЕ‚ w gГіrД™. Otumaniony, wpatrywaЕ‚ siД™ Caitlin. Jego oczy byЕ‚y przekrwione.

Caitlin z nerwów rozbolał żołądek. To nie było uczucie rozczarowania. Była przekonana, że to wszystko jej wina. Przypomniała sobie ostatnie chwile, które spędzili razem w Nowym Jorku. Ich kłótnie. Jej ostre słowa. "A idź sobie!" wykrzyczała wtedy. Dlaczego musiała być tak nieczuła? Dlaczego nie mogła cofnąć tych słów?

Teraz było już za późno. Jeśli wtedy wybrałaby inne słowa, być może teraz wszystko byłoby inaczej.

Zalała ją fala gniewu. Była wściekła na Colemanów, na wszystkich chłopców w tej stodole, siedzących na tych kanap, zniszczonych krzesłach i na stogach siana, pijących, bezczynnych. Ze swoim życiem mogli robić, co chcieli. Ale nie wolno im było wciągać w to Sama. Był od nich lepszy. Niestety, nikt nigdy nie wskazał mu właściwiej drogi. Nie mógł brać przykładu z ojca, nie dostawał czułości od matki. Był wspaniałym dzieckiem, wiedziała, że spokojnie mógł być najlepszym uczniem w klasie, gdyby tylko miał w miarę normalny dom. Ale na to było już za późno. Przestało mu na czymkolwiek zależeć.

ZrobiЕ‚a kilka krokГіw w jego stronД™.

– Sam? – zapytała.

On tylko patrzyЕ‚, nie mГіwiД…c ani sЕ‚owa.

Trudno było wyczytać coś z jego spojrzenia. Czy to przez narkotyki? Czy udawał, że nic go nie obchodzi? A może naprawdę go nie obchodziło?

Jego apatyczny wygląd bolał ją bardziej niż cokolwiek innego. Miała nadzieję, że ucieszy się na jej widok, wstanie i rzuci się jej w ramiona. Nie tym razem. Wydawało się, że w ogóle go nie obchodziła. Jakby była obcą osobą. Czy chciał się tylko popisać przed kumplami? Czy może tym razem rzeczywiście przegięła?

MinД™Е‚o kilka sekund, zanim wreszcie odwrГіciЕ‚ wzrok i podaЕ‚ bongo jednemu z kumpli. Totalnie jД… zignorowaЕ‚.

– Sam! – powtórzyła podniesionym głosem, jej twarz poczerwieniała ze zdenerwowania –Mówię do ciebie!

Usłyszała chichot jego durnych kolegów i poczuła jak wściekłość w niej narasta. Pojawiło się inne uczucie. Zwierzęcy instynkt. Jej furia zaczęła wymykać się spod kontroli i bała się, że zbliża się do granic swojej wytrzymałości. Przestawała być człowiekiem. Budziło się w niej zwierzę.

Ci chłopcy byli postawni, ale moc rosnąca w żyłach pozwalała jej myśleć, że swobodnie pokona każdego z nich. W każdej chwili mogła stracić nad sobą kontrolę.

W między czasie rottweiler powoli szedł w jej kierunku, nie przestając szczerzyć kłów. Tak, jakby rozumiał, co się z nią dzieje.

Wtedy poczuła delikatną dłoń na swoim ramieniu. Caleb. Nadal tam był. Musiał wyczuć jej narastający gniew, budzący się zwierzęcy instynkt. Próbował ją uspokoić, powstrzymać od zrobienia czegoś głupiego. Jego obecność trochę pomogła. Ale to nie wystarczy.

Sam odwrГіciЕ‚ w koЕ„cu gЕ‚owД™ i spojrzaЕ‚ na niД… lekcewaЕјД…co. Nadal byЕ‚ wЕ›ciekЕ‚y. Temu akurat siД™ nie dziwiЕ‚a.

– Czego chcesz? – warknął.

– Dlaczego nie jesteś w szkole? – sama nie wiedziała, dlaczego akurat o to zapytała. Zwłaszcza w obliczu sytuacji, w której teraz się znajdowali. Najwyraźniej odezwał się w niej matczyny instynkt.

ChЕ‚opcy znowu parsknД™li Е›miechem. Jej zЕ‚oЕ›Д‡ powrГіciЕ‚a.

– A co cię to obchodzi? – powiedział – To ty chciałaś, żebym sobie poszedł.

– Przepraszam – powiedziała – Nie chciałam.

Wreszcie mogła mu to powiedzieć.

Na nim nie zrobiЕ‚o to jednak wraЕјenia. PatrzyЕ‚ na niД… obojД™tnie.

– Sam, muszę z tobą porozmawiać. Na osobności.

Chciała wyrwać go z tego środowiska, wyjść z nim na świeże powietrze, tam gdzie będą mogli spokojnie porozmawiać. Nie tylko, żeby zapytać o ojca; chciała zwyczajnie z nim pogadać, jak kiedyś. No i jakoś delikatnie powiedzieć o ich mamie.

Wiedziała już, że nie ma na to szans. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Czuła, że energia w tej zatłoczonej stodole była zbyt mroczna. Agresja narastała we wszystkich. Czuła, że traci nad sobą kontrolę. Mimo obecności Caleba, nie mogła się już dłużej powstrzymywać.

– Wszystko mam tutaj ogarnięte – zadrwił Sam.

Kumple znowu gЕ‚upio zarechotali.

– Chyba powinnaś się trochę wyluzować – wtrącił jeden z chłopaków – Jesteś strasznie spięta. Chodź, usiądź. Weź bucha.

WyciД…gnД…Е‚ bongo w jej stronД™.

OdwrГіciЕ‚a siД™ i spojrzaЕ‚a na niego.

– Wsadź sobie tą fajkę w dupę – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

ChЕ‚opcy na chwilД™ zaniemГіwili.

– O cholera! – parsknął jeden z nich.

ChЕ‚opak, ktГіry zaproponowaЕ‚ jej palenie, byЕ‚ duЕјym, muskularnym facetem, ktГіry niedawno wyleciaЕ‚ z druЕјyny footballowej.

– Co powiedziałaś, suko? – podniósł się, cały czerwony zezłości.

Spojrzała w górę. Był o wiele wyższy niż pamiętała – miał co najmniej 2 metry wzrostu. Czuła jak Caleb zaciska dłoń na jej ramieniu. Nie była pewna, czy tym gestem chciał ją uspokoić, czy to dlatego, że sam zaczynał się spinać.

NapiД™cie w pomieszczeniu siД™gnД™Е‚o zenitu.

Rottweiler podkradЕ‚ siД™ bliЕјej. ByЕ‚ zaledwie metr od niej. I warczaЕ‚ jak szalony.

– Jimbo, wyluzuj się – Sam próbował uspokoić kolegę.

Sam taki już był. Nie ważne co się działo, zawsze gotowy by ją chronić.

– Ona jest upierdliwa, ale nie miała niczego złego na myśli. Nadal jest moją siostrą. Po prostu odpuść.

– A właśnie, że miałam – Caitlin nie wytrzymała – Myślicie gnojki, że jesteście tacy fajni? Upalacie mojego młodszego brata? Jesteście tylko bandą nieudaczników. I tak już zostanie. Chcecie spaprać swoje życie, w porządku, ale wara wam od Sama!

Jimbo wyglД…daЕ‚ na jeszcze bardziej rozjuszonego. ZrobiЕ‚ kilka krokГіw w jej stronД™.

– Kogo my tu mamy. Pani pedagog. Mamusia. Chce nam prawić kazania!

CaЕ‚a banda wybuchЕ‚a Е›miechem.

– Może ty i twój pedalski chłopak spróbujecie mnie zmusić?

Jimbo podszedЕ‚ bliЕјej i swojД… wielkД… Е‚apД… szturchnД…Е‚ Caitlin w ramiД™.

To byЕ‚ duЕјy bЕ‚Д…d.

Gniew eksplodował wewnątrz Caitlin, nie mogła się już dłużej hamować. W momencie, kiedy Jimbo dotknął jej ręki, chwyciła go z prędkością błyskawicy i wykręciła mu nadgarstek. Rozległ się głośny trzask łamanych kości.

UniosЕ‚a jego rД™kД™ wysoko za plecy i przewrГіciЕ‚a na twarz.

W niecaЕ‚Д… sekundД™ byЕ‚ na ziemi, leЕјaЕ‚ tam zupeЕ‚nie bezradny. PodeszЕ‚a i postawiЕ‚a stopД™ na jego karku, przytrzymujД…c go mocno na deskach.

Jimbo zawyЕ‚ z bГіlu.

– Jezu Chryste, moja ręka, moja ręka! Pieprzona dziwka! Złamała mi nadgarstek!

Sam stał jak wryty, podobnie jak cała reszta towarzystwa. Był w głębokim szoku. Nie miał pojęcia, jak jego mała siostra mogła pokonać w jednej chwili tak ogromnego faceta.

– Przeproś – Caitlin warknęła na Jimbo. Jej własny głos brzmiał obco. Gardłowo. Zwierzęco.

– Przepraszam. Przepraszam, przepraszam – Jim skomlał żałośnie.

Caitlin chciała pozwolić mu odejść, mieć to już za sobą, ale z jakiegoś powodu nie mogła. Furia całkowicie przejęła nad nią kontrolę. Nie mogła odpuścić. Agresja nie przestawała w niej narastać. Chciała zabić tego chłopca, choć wiedziała, że nie ma to żadnego sensu.

– Caitlin!? – Sam był przerażony – Proszę cię!

Ale Caitlin nie mogła go puścić. Naprawdę była gotowa go zabić.

W tym momencie usЕ‚yszaЕ‚a warczenie, a kД…tem oka zobaczyЕ‚a psa. RuszyЕ‚ na niД… z zД™bami, rzuciЕ‚ siД™ do gardЕ‚a.

Caitlin zareagowaЕ‚a w mgnieniu oka. PuЕ›ciЕ‚a Jimbo i jednym ruchem zЕ‚apaЕ‚ psa w powietrzu. DostaЕ‚a siД™ pod niego, chwyciЕ‚a za brzuch i rzuciЕ‚a nim z caЕ‚ych siЕ‚. PrzeleciaЕ‚ kilka metrГіw i z ogromnym impetem przebiЕ‚ swoim cielskiem drewnianД… Е›cianД™ stodoЕ‚y. Pies zaskomlaЕ‚ i uciekЕ‚ w popЕ‚ochu z podkulonym ogonem.

Cały pokój gapił się na Caitlin. Nie mogli zrozumieć, co się tu wydarzyło. Z całą pewnością mieli do czynienia z nadludzką siłą, ale nie mogli w to uwierzyć. Wszyscy stali tam jak wryci, z otwartymi gębami.

Caitlin targały silne emocje. Złość. Smutek. Nie wiedziała co czuje i nie ufała już sobie w żaden sposób. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Musiała się stamtąd wydostać. Wiedziała, że Sam z nią nie pójdzie. Był teraz inną osobą.

Tak jak i ona.




ROZDZIAЕЃ TRZECI


Caitlin i Caleb szli powoli wzdłuż brzegu rzeki. Ta strona Hudson była bardzo zaniedbana, pełno tu opuszczonych fabryk i starych magazynów paliw. W całej okolicy nie było żywej duszy. Caitlin obserwowała dryfujące po wodzie kawałki kry, powoli topniejące w marcowym słońcu. W powietrzu rozchodził się cichy dźwięk pękającego lodu. Światło odbijało się w nim, tworząc magiczną aurę. Miała ochotę wejść na jedną z tych brył i dać się jej ponieść w dal.

Szli w milczeniu, kaЕјdy w swoim wЕ‚asnym Е›wiecie. Caitlin byЕ‚a zdruzgotana tym, co zrobiЕ‚a. ByЕ‚o jej wstyd przed Calebem, z powodu tego niekontrolowanego wybuchu agresji.

Wstydziła się też za swojego brata, za to jak się zachowywał, z kim się zadawał. Nigdy wcześniej go takim nie widziała. Była zażenowana tą całą sytuacją. Pierwsze spotkanie z jej rodziną nie poszło chyba najlepiej. Musiał mieć o niej fatalne zdanie. I to ją najbardziej bolało.

Nie wiedziała, co teraz począć. Sam był jej jedyną nadzieją na znalezienie ojca. Nie miała innych pomysłów. Gdyby było inaczej, sama by go znalazła już lata temu. Nie wiedziała, co powiedzieć Calebowi. Czy on teraz odejdzie? Oczywiście, że tak. Nie mogła mu pomóc, a on musiał znaleźć ten miecz. Po co miałby z nią zostać?

Szli w milczeniu, a napięcie w niej rosło. Czuła, że Caleb tylko czeka na odpowiedni moment, by powiedzieć jej, że odchodzi. Jak wszyscy w jej życiu.

– Chcę cię przeprosić – powiedziała w końcu cichym głosem – Za moje zachowanie. Przykro mi, że straciłam nad sobą kontrolę.

– Nie potrzebnie. Nie zrobiłaś nic złego. Dopiero się uczysz. A jesteś niezwykle potężna.

– Przepraszam cię też za mojego brata.

UЕ›miechnД…Е‚ siД™.

– Przez te wszystkie wieki mojego życia nauczyłem się, że rodziny nie da się kontrolować.

Szli dalej w milczeniu. Caleb obserwowaЕ‚ rzekД™.

– Więc? – zapytała w końcu – Co teraz?

ZatrzymaЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niД….

– Zamierzasz wyjechać? – zapytała z wahaniem.

ZamyЕ›liЕ‚ siД™.

– Czy wiesz cokolwiek o swoim ojcu? Gdzie może być? Może kojarzysz kogoś, kto go znał? Cokolwiek?

JuЕј wczeЕ›niej o tym myЕ›laЕ‚a. Nie byЕ‚o nic. Absolutnie nic. PokrД™ciЕ‚a przeczД…co gЕ‚owД….

– Musi coś być – nie przestawał jej naciskać – Pomyśl trochę. Przypomnij sobie. Nie masz żadnych wspomnień?

Caitlin pogrążyła się w myślach. Zamknęła oczy i rozpaczliwie próbowała przywołać w sobie wspomnienia tamtych lat. Tyle razy zadawała sobie te same pytania. Tak często widywała swojego ojca  w snach, że nie wiedziała już, co było jawą a co snem. Potrafiła opisać każdy szczegół tego snu, bieg po polanie, ojca na jej skraju, to jak się oddalał w miarę, jak ona się zbliżała. Ale to nie była prawda. To tylko głupi sen.

Były też retrospekcje, wspomnienia z czasów, kiedy była małym dzieckiem, wspólne z nim wyjazdy. Chyba było wtedy lato, pomyślała. Przypominała sobie ocean. Oraz że było ciepło, bardzo ciepło. Nadal jednak nie była pewna, czy to wydarzyło się naprawdę. Granica miedzy jawą a snem coraz bardziej się zacierała. I za nic nie mogła sobie przypomnieć, gdzie dokładnie była ta plaża.

– Tak mi przykro – powiedziała – Chciałbym móc powiedzieć ci więcej. Jeśli nie dla ciebie, to dla siebie samej. Po prostu nie wiem nic więcej. Nie mam pojęcia, gdzie on jest. I nie wiem, jak go znaleźć.

Caleb odwrГіciЕ‚ i znowu spojrzaЕ‚ na rzekД™. WestchnД…Е‚ gЕ‚Д™boko. WpatrywaЕ‚ siД™ w lГіd, a jego oczy znГіw zmieniЕ‚y kolor, tym razem na szaro-morski.

Caitlin czuła, że ich wspólny czas dobiega końca. W każdej chwili mógł przekazać jej tą straszną wiadomość. Odchodził. Nie była mu już potrzebna.

Przez chwile chciała nawet wymyśleć jakieś kłamstwo o swoim ojcu, o tym gdzie może być. Ale wiedziała, że to nie ma sensu.

Chciało jej się płakać.

– Nie rozumiem – Caleb powiedział cicho, wciąż patrząc na rzekę – Byłem pewien, że jesteś Wybrana.

Bez sЕ‚owa patrzyЕ‚ w przestrzeЕ„. NieznoЕ›na cisza trwaЕ‚a wieki.

– I czegoś jeszcze nie rozumiem – odwrócił się i spojrzał na nią. Jego wielkie oczy były hipnotyzujące.

– Gdy jestem przy tobie, czuje coś dziwnego. W innych zawsze mogę zobaczyć ich przeszłość, wszystkie sytuacje, w których nasze drogi się skrzyżowały, w każdym wcieleniu. Z tobą jest inaczej, wszystko jest zamglone. Niczego nie mogę odczytać. Nigdy wcześniej mnie to nie spotkało. To tak, jakby … coś blokowało moje widzenie.

– Może nigdy wcześniej nasze drogi się nie spotkały.

PotrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД….

– To też bym wiedział. A u ciebie nie widzę nic. Nie widzę też naszej przyszłości. To też dla mnie nowość. W ciągu 3000 lat, nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Czuję się jakbym… skądś cię pamiętał. Czuję, że jestem o krok od zobaczenia wszystkiego. To wszystko siedzi w moim umyśle. Ale nie mogę przełamać tej bariery. I to doprowadza mnie do szaleństwa.

– Więc, może jednak – zaczęła – może nic tam nie ma. Może istnieje tylko tu i teraz. Może nigdy nie było nic więcej i może nigdy niczego więcej nie będzie.

Natychmiast pożałowała swoich słów. Znowu to zrobiła, palnęła coś bez zastanowienia. Dlaczego musiała to powiedzieć? Przecież myślała i czuła coś dokładnie przeciwnego. Chciała powiedzieć: Tak. Ja też to czuję. Czuję, jakbyśmy od zawsze byli razem. I że na zawsze pozostaniemy razem. Zamiast tego znowu powiedziała coś głupiego. To dlatego, że była zdenerwowana. A teraz nie mogła cofnąć już tych słów.

To nie zniechД™ciЕ‚o jednak Caleba. ZbliЕјyЕ‚ siД™ do niej i powoli poЕ‚oЕјyЕ‚ dЕ‚oЕ„ na jej policzku. GЕ‚Д™bokie spojrzenie jego niebieskich oczu, przyprawiЕ‚o jД… o drЕјenie serca. ZalaЕ‚a jД… fala gorД…ca. CzuЕ‚a, Ејe nogi jej miД™knД….

Czy on coś z niej wyczytać? Czy chciał się pożegnać?

Czy może ją pocałować?




ROZDZIAЕЃ CZWARTY


Bardziej niЕј ludzi Kyle nienawidziЕ‚ tylko politykГіw. Nie mГіgЕ‚ znieЕ›Д‡ ich pozerstwa, obЕ‚udy, ich poczucia wyЕјszoЕ›ci. Nie mГіgЕ‚ znieЕ›Д‡ ich arogancji. W dodatku zupeЕ‚nie bezpodstawnej. WiД™kszoЕ›Д‡ z nich ЕјyЕ‚a najwyЕјej 100 lat. On ЕјyЕ‚ juЕј ponad 5000. Kiedy mГіwili o swoich "doЕ›wiadczenia z przeszЕ‚oЕ›ci", robiЕ‚o mu siД™ niedobrze.

Ironią losu było więc to, że Kyle co wieczór musiał obok nich przechodzić, za każdym razem jak wstawał ze snu i wychodził z podziemi przez Ratusz Miejski. Klan Blacktide założył swoje siedlisko głęboko pod nowojorskim Ratuszem już wieki temu, i to przy ścisłej współpracy z politykami. W rzeczywistości, większość tych rzekomych polityków, krążących po korytarzach, było również członkami jego klanu. Realizowali program ich społeczności nie tylko w mieście, ale i w całym stanie. Robienie interesów z ludźmi uchodziło w tej sytuacji za zło konieczne.

Kyle’a przechodziły ciarki na myśl o tym, jak wielu z tych polityków było prawdziwymi ludźmi. Nie mógł znieść ich obecności w tym budynku. Szczególnie denerwowało go, gdy podchodzili zbyt blisko niego. Idąc korytarzem uderzył barkiem jakiegoś człowieka.

– Hej – krzyknął mężczyzna. Ale Kyle nie zareagował. Zacisnął tylko szczęki i skierował się w stronę szerokich, podwójnych drzwi na końcu korytarza.

Kyle pozabijałby ich wszystkich, gdyby tylko mógł. Ale nie wolno mu było. Jego klan odpowiadał przed Radą Najwyższą, a ta wciąż jeszcze nie wydała na to zgody. Czekali na odpowiedni moment, by ostatecznie zgładzić rasę ludzką. Kyle czekał na ten moment od tysięcy lat, i nie wiedział, jak długo będzie musiał jeszcze czekać. Było, rzecz jasna, kilka pięknych chwil w historii, kiedy byli naprawdę blisko, kiedy dostali zielone światło. W 1350 roku w Europie, kiedy za wspólnym porozumieniem rozprzestrzenili zarazę, znaną jako Czarna Śmierć. To był wspaniały czas. Kyle uśmiechnął się na samo wspomnienie.

ByЕ‚o teЕј kilka innych miЕ‚ych momentГіw w dziejach ludzkoЕ›ci. Na przykЕ‚ad Ељredniowiecze, kiedy rozpД™tali wojnД™ totalnД… w Europie, gwaЕ‚cili i zabijali miliony. Kyle uЕ›miechnД…Е‚ siД™ jeszcze szerzej. To byЕ‚y jedne z najpiД™kniejszych wiekГіw jego Ејycia.

Ale w ciągu ostatnich kilkuset lat, Najwyższa Rada stała się żałośnie słaba. Jakby zaczęli bać się ludzi. II wojna światowa była przyjemną odmianą, ale jakże ograniczoną, jak krótką. Pragnął więcej. Od tamtego czasu nie było żadnych poważniejszych plag, spektakularnych wojen. Wyglądało to tak, jakby rasa wampirów była sparaliżowana, niezdolna do wykonania ruchu, przytłoczona rosnącą liczebnością populacji i mocy ludzkiej rasy.

Teraz wszystko miało się zmienić. Kyle dumnym krokiem opuścił budynek Ratusza. Żwawo ruszył w kierunku South Street Seaport, gdzie czekać miał na niego ogromny ładunek. Dziesiątki tysięcy nienaruszonych skrzynek z genetycznie zmodyfikowaną dżumą. Doskonale zachowany materiał przechowywali od setek lat w Europie. Teraz poddali go dalszej modyfikacji, by stał się całkowicie odporny na antybiotyki. I to wszystko miało należeć do Kyle’a. Mógł zrobić z tym, co tylko chciał. Mógł rozpętać nową wojnę na kontynencie amerykańskim. Na swoim terytorium.

PamiД™Д‡ po nim zostanie zachowana na wieki.

Na myЕ›l o tym Kyle rozeЕ›miaЕ‚ siД™ demonicznie.

Plan będzie musiał zgłosić Rexiusowi, liderowi swojego sabatu, ale to była tylko formalność. W praktyce to on będzie wykonawcą całego planu. Tysiące wampirów z jego własnego sabatu oraz ze wszystkich sąsiednich sabatów, będzie musiało przed nim odpowiadać. Będzie potężniejszy, niż kiedykolwiek wcześniej.

Kyle miał już plan uwolnienia zarazy: część zasobów rozpyli na Penn Station, drugą część na Grand Central, a trzecią na Times Square. Wszystko to w odpowiednim czasie, w godzinach szczytu. To powinno załatwić sprawę. Z jego szacunków wynikało, że w przeciągu kilku dni, zakażona powinna być już połowa Manhattanu, w ciągu kolejnego tygodnia, cała reszta miasta. Ta zaraza rozprzestrzenia się szybko, szczególnie że rozpylona będzie w powietrzu.

Ci żałośni ludzie będą próbowali odgrodzić miasto. Zamkną mosty i tunele. Wstrzymają ruch powietrzny i wodny. A tego właśnie chciał Kyle. Odgrodzeni od świata ludzie, nie będą mieli drogi ucieczki przed terrorem. Epidemia będzie dziesiątkowała ludność, a Kyle i tysiące jego sług rozpętają wojnę, jakiej świat dotąd nie widział. Przeprowadzenie czystki w Nowym Jorku nie powinno zająć im więcej, niż kilka dni.

I wtedy miasto będzie ich. Nie tylko pod ziemią, ale też nad ziemią. To byłby nowy początek, zaproszenie, inspiracja dla każdego klanu w każdym mieście, w każdym kraju, do działania. W ciągu kilku tygodni Ameryka będzie ich, a może nawet cały świat. I Kyle będzie tym, od którego wszystko się zaczęło. To o nim pamięć będzie trwać po wsze czasy. Ten, który na zawsze wyprowadził wampiry spod ziemi.

A tych nielicznych ludzi, którym uda się przetrwać, zawsze można do czegoś wykorzystać. Można by wziąć ich w niewole i uwięzić w ogromnym gospodarstwie hodowlanym. Kyleowi podobał się ten pomysł. Dbałby o to, by ludzie tam uwięzieni, byli dobrze wykarmieni. A kiedy jego rasa miałaby chęć na przekąskę, udawałaby się tam celem konsumpcji. Tak, ludzie byliby dobrymi niewolnikami. I całkiem smakowitym posiłkiem, jeśli hodowano ich prawidłowo.

Kyleowi pociekЕ‚a Е›linka. CzekaЕ‚a go wspaniaЕ‚a przyszЕ‚oЕ›Д‡. I nic juЕј nie mogЕ‚o stanД…Д‡ mu na drodze.

Nic, z wyjątkiem tego cholernego Białego Klanu z Cloisters. Tylko oni mogli mu zaszkodzić. Ale i z nimi sobie poradzi. Musi tylko odnaleźć tą gówniarę Caitlin i jej zdradzieckiego towarzysza- Caleba, a oni doprowadzą go już do miecza. A wtedy Biały Klan będzie bezbronny. Wtedy nic go już nie zatrzyma.

Kyle rozgorzaЕ‚ z wЕ›ciekЕ‚oЕ›ci na myЕ›l o tej gЕ‚upiej dziewczynie, ktГіrej udaЕ‚o siД™ wymknД…Д‡ z jego puЕ‚apki. ZrobiЕ‚a z niego gЕ‚upca.

SkrД™ciЕ‚ w stronД™ Wall Street, przeszedЕ‚ na druga stronД™ ulicy i z premedytacjД… wpadЕ‚ z impetem na idД…cego w przeciwnym kierunku postawnego mД™ЕјczyznД™ w dobrze skrojonym garniturze. MД™Ејczyzna poleciaЕ‚ na Е›cianД™ budynku.

– Hej kolego, masz jakiś problem!? – krzyknął zaczepnie mężczyzna.

Kyle odwarknął mu w taki sposób, że człowiekowi natychmiast zrzedła mina. Kyle wyglądał na faceta, którego nie chcesz prowokować. Mimo wiec swojej solidnej postury, mężczyzna odwrócił się na pięcie i oddalił w popłochu. Wiedział, że tej bijatyki by nie wygrał.

Poturbowanie człowieka sprawiło, że Kyle poczuł się trochę lepiej, choć wściekłość nadal się w nim żarzyła. Gdyby tylko ta dziewczyna dostała się w jego ręce. Zabijałby ją powoli.

To nie był jednak dobry moment, by zawracać sobie tym głowę. Miał ważniejsze sprawy do załatwienia. Przystań. Przesyłka.

Tak, wziД…Е‚ gЕ‚Д™boki oddech i powoli znГіw siД™ uЕ›miechnД…Е‚. PrzesyЕ‚ka znajdowaЕ‚a siД™ zaledwie kilka przecznic od niego.

Dla niego to byЕ‚o jak gwiazdkowy prezent.




ROZDZIAЕЃ PIД„TY


Sam obudził się z nieznośnym bólem głowy. Otworzył jedno oko i uświadomił sobie, że spędził noc na podłodze stodoły. Było zimno. Żaden z jego kumpli nie zadał sobie trudu, by rozpalić na noc ogień. Wszyscy byli zbyt naćpani.

Co gorsza, pokój wirował wokół niego jak oszalały. Sam uniósł lekko głowę, wyciągając kawałek słomy z ust i poczuł straszny ból w skroniach. Spał w dziwnej pozycji, przez co szyja bolała go przy każdym najmniejszym skręcie. Przetarł oczy i otrzepał ubranie z pajęczyn. Zeszłej nocy zdecydowanie przesadził. Pamiętał bongo. Potem piwo, następnie Southern Comfort, i jeszcze więcej piwa. Pamiętał jak wymiotował. Potem znowu palenie, by trochę się wyluzować. Przytomność musiał stracić jakoś w środku nocy. Kiedy i gdzie, nie mógł sobie przypomnieć.

Umierał z głodu, a jednocześnie mdliło go okrutnie. Czuł, że mógłby zjeść stos naleśników i tuzin jaj, ale potem natychmiast to wszystko zwrócić. W sumie to nawet teraz mógłby puścić pawia.

Próbował przypomnieć sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru. Pamiętał Caitlin. Tego nie mógł zapomnieć. Totalnie go to rozwaliło. To, że tu przyjechała. No i to jak załatwiła Jimbo. I psa. Co, do cholery? Czy to wszystko naprawdę się stało?

Odwrócił głowę i zobaczył w ścianie dziurę. Wlatujące przez nią zimne powietrze, utwierdził go w przekonaniu, że jednak nie zwariował. Nie wiedział tylko, jak to wszystko sobie wytłumaczyć. Kim w ogóle był ten koleś, z którym tu przyszła? Facet wyglądał jak napastnik z NFL, tylko był blady jak diabli. Wyglądał, jakby właśnie wyszedł z Matrixa. Sam nie mógł nawet określić ile ten gość miał lat. Co dziwniejsze, miał wrażenie, że skądś go znał.

Sam rozejrzaЕ‚ siД™ po stodole i zobaczyЕ‚ swoich kumpli Е›piД…cych na podЕ‚odze. WiД™kszoЕ›Д‡ z nich gЕ‚oЕ›no chrapaЕ‚a. PodniГіsЕ‚ swГіj zegarek z podЕ‚ogi- byЕ‚a 11 rano. BД™dД… spali jeszcze przez dЕ‚uЕјszy czas.

Sam przeszedł przez stodołę i chwycił butelkę wody. Już miał się z niej napić, kiedy spojrzał w dół i zobaczył, że była pełna niedopałków. Wzdrygnął się i rozejrzał za czymś innym do picia. Kątem oka zobaczył na wpół pusty baniak z wodą. Chwycił go i pił tak długo, aż prawie go opróżnił.

PozbywajД…c siД™ suchoЕ›ci w gardle, poczuЕ‚ siД™ trochД™ lepiej. WziД…Е‚ gЕ‚Д™boki oddech i poЕ‚oЕјyЕ‚ dЕ‚oЕ„ na skroni. PokГіj wciД…Еј wirowaЕ‚. W pomieszczeniu unosiЕ‚ siД™ straszny smrГіd. MusiaЕ‚ stamtД…d wyjЕ›Д‡.

Sam przeszedł przez pokój i rozsunął drzwi do stodoły. Zimne poranne powietrze dobrze mu zrobiło. Całe szczęście niebo dziś było pochmurne. Na podwórku wciąż jednak było zbyt jasno, by czuć się komfortowo. I znowu padał śnieg. Super. Więcej śniegu.

KiedyЕ› Sam uwielbiaЕ‚ Е›nieg. SzczegГіlnie, kiedy padaЕ‚o tak, Ејe mГіgЕ‚ nie iЕ›Д‡ do szkoЕ‚y. PamiД™taЕ‚, jak chodziЕ‚ wtedy z Caitlin na pobliskie wzgГіrze i zjeЕјdЕјaЕ‚ z niego na sankach przez pГіЕ‚ dnia.

Teraz jednak prawie w ogóle nie chodził do szkoły, więc przestało to mieć znaczenie. Teraz, śnieg był wyłącznie wrzodem na dupie.

Sam siД™gnД…Е‚ do kieszeni i wyciД…gnД…Е‚ zmiД™tД… paczkД™ papierosГіw. WsadziЕ‚ jednego do ust i podpaliЕ‚.

Wiedział, że nie powinien palić, ale wszyscy jego kumple palili i cały czas go do tego namawiali. Wreszcie się skusił. I tak to się zaczęło już kilka tygodni temu. Teraz nawet to polubił. Często miał kaszel, płuca go bolały, ale co tam. Wiedział, że to go zabija, ale przecież i tak musiał na coś umrzeć. Coś mu podpowiadało, że i tak nie dożyje 20-tki.

Powoli zaczynał jaśniej myśleć i znowu przypomniał sobie Caitlin. Czuł się naprawdę podle. Przecież tak bardzo ją kochał… A ona przejechała taki kawał, żeby go zobaczyć. Dlaczego pytała go o ojca? Czy ta część tylko mu się to przyśniła?

Nie mógł uwierzyć, że tu była. Zastanawiał się, czy ich matka się wściekła, kiedy dowiedziała się, że Caitlin też wyjechała. Pewnie tak. Pewnie teraz szaleje z nerwów. Pewnie próbuje ich odnaleźć. Chociaż, kto wie. Może wcale nie? W sumie, jakie to w ogóle ma znaczenia. Sama do tego doprowadziła.

Ale Caitlin. Z nią było inaczej. Nie powinien był tak jej potraktować. Mógł być milszy. To dlatego, że był tak naćpany. Wciąż czuł się źle. W głębi serca chciał, żeby wszystko wróciło do normy, chciał, żeby było jak dawniej. A ona była tym, co dawało mu tą namiastkę normalności.

Czemu wróciła? Chce zamieszkać znowu w Oakville? Byłoby wspaniale. Mogliby zamieszkać razem. Tak, im więcej Sam o tym myślał, tym bardziej podobał mu się ten pomysł. Musiał z nią pogadać.

Sam wyciД…gnД…Е‚ swГіj telefon i zobaczyЕ‚ migajД…ce Е›wiateЕ‚ko. OdblokowaЕ‚ telefon i zobaczyЕ‚ nowД… wiadomoЕ›Д‡ na Facebooku. To byЕ‚a Caitlin. CzekaЕ‚a na niego w stodole.

Wspaniale. Nie ma na co czekać.


*

Sam zaparkował i przeszedł przez trawnik w stronę starej stodoły. "Stara stodoła", nic więcej nie musieli dodawać. Oboje wiedzieli, co to znaczy. To było miejsce, do którego zawsze chodzili, kiedy mieszkali jeszcze w Oakville. Stodoła znajdowała się na terenie nieruchomości wystawionej na sprzedaż lata temu. Stojący tam dom był zdecydowanie za drogi na kieszeń okolicznych mieszkańców. Z tego, co wiedzieli, nikt nigdy nawet nie przyszedł go obejrzeć.

Na tyłach posesji stała ta bombowa stodoła. Sam odkrył ją pewnego dnia i pokazał ją Caitlin. Razem doszli do wniosku, że nikt się nie pogniewa, jeśli czasem sobie tam posiedzą. Oboje nienawidzili tej ciasnej przyczepy, w której musieli gnieździć się z mamą. Pewnej nocy siedzieli w niej do późna, rozmawiali, opiekali nad ogniem pianki, aż wreszcie oboje zasnęli. Od tego czasu przebywali tam bez przerwy, zwłaszcza gdy w domu robiło się nie ciekawie. Chociaż oni mieli z tego miejsca pożytek. Po kilku miesiącach, zaczęli czuć się tu jak u siebie.

Sam szedł przez posesje wartkim krokiem, nie mogąc doczekać się spotkania z Caitlin. Teraz mógł jaśniej myśleć, zwłaszcza po tej dużej kawie z Dunkin 'Donuts, którą wypił po drodze. Miał świadomość tego, że w wieku 15 lat nie mógł jeszcze prowadzić, ale na prawo jazdy musiałby czekać jeszcze kilka lat, a na to nie miał najmniejszej ochoty. Do tej pory jeszcze nigdy nie został zatrzymany. Umiał prowadzić. Po co więc czekać? Kumple pozwalali mu pożyczać swoją półciężarówkę i to mu w zupełności wystarczało.

Podchodząc do stodoły Sam zastanawiał się czy ten wielki koleś też tam będzie. W tym facecie było coś dziwnego. Nie mógł zrozumieć, co Caitlin z nim robiła. Był jej chłopakiem? Caitlin zawsze mówiła mu wszystko. Jak to się stało, że nigdy wcześniej o nim nie słyszał?

I dlaczego Caitlin nagle zaczęła pytać go o ojca? Sam był na siebie wściekły, szczególnie że faktycznie miał dla niej wieści. Wreszcie dostał odpowiedź do jednego z tych ludzi z Facebooka. To naprawdę był ich ojciec. Powiedział, że za nimi tęsknił i że chciałby ich zobaczyć. Nareszcie. Po tych wszystkich latach. Sam już mu odpisał. Zaczęli ze sobą korespondować. Tata chciał go zobaczyć. Ich oboje. Dlaczego jej tego nie powiedział? Cóż, przynajmniej może powiedzieć jej to teraz.

Śnieg skrzypiał pod Sama butami i sypał mu na głowę, a on czuł się coraz bardziej szczęśliwy. Przy Caitlin wszystko może się jeszcze ułożyć. Być może pojawiła się w odpowiednim czasie, może mogła mu pomóc wyrwać się z tego marazmu. Przy niej zawsze stawał się lepszy. Może to była jego szansa.

SiД™gnД…Е‚ do kieszeni po kolejnego papierosa, ale powstrzymaЕ‚ siД™. MoЕјe zacznie maЕ‚ymi krokami.

Sam zgniГіtЕ‚ paczkД™ i rzuciЕ‚ jД… w trawД™. JuЕј jej nie potrzebowaЕ‚. ByЕ‚ silniejszy.

Otworzył drzwi stodoły, gotowy zaskoczyć Caitlin i rzucić się jej w ramiona. Powie jej, jak bardzo jest mu przykro. Ona też go przeprosi i wszystko będzie jak dawniej.

Ale stodoЕ‚a byЕ‚a pusta.

– Halo? – zawołał Sam, choć wiedział już że nikt mu nie odpowie.

Zauważył lekko tlący się ogień, do którego od kilku godzin nie było dorzucane. Po nich nie było tam już śladu. Caitlin odeszła. Pewnie z tym kolesiem. Dlaczego nie mogła na niego zaczekać? Dać mu szansy? Tych kilku godzin?

Sam poczuЕ‚ siД™ tak, jakby dostaЕ‚ wЕ‚aЕ›nie potД™Ејnego kopa w jaja. Jego wЕ‚asna siostra. Nawet jej juЕј nie obchodziЕ‚.

Musiał usiąść. Spoczął na stogu siana i oparł głowę na rękach. Znowu zaczęło go mdlić. Ona naprawdę to zrobiła. Zostawiła go. Czyżby tym razem na dobre? W głębi duszy czuł, że tak było.

Sam wziД…Е‚ w koЕ„cu gЕ‚Д™boki oddech. No dobrze.

Poczuł, że teraz musi być twardy. Został sam. Wiedział, jak sobie z tym poradzić. Nie potrzebował nikogo.

– Cześć – odezwał się nagle piękny, miękki, kobiecy głos.

Sam spojrzaЕ‚ w gГіrД™, przez sekundД™ majД…c zЕ‚udnД… nadziejД™, Ејe to Caitlin. To byЕ‚ najpiД™kniejszy gЕ‚os, jaki kiedykolwiek sЕ‚yszaЕ‚.

Dziewczyna staЕ‚a w wejЕ›ciu do stodoЕ‚y, opierajД…c siД™ niedbale o Е›cianД™. Wow. Ona byЕ‚a wprost oszaЕ‚amiajД…ca. MiaЕ‚a dЕ‚ugie, faliste, rude wЕ‚osy i jasnozielone oczy. Idealne ciaЕ‚o. ByЕ‚a chyba w jego wieku, moЕјe kilka lat starsza. Wow. ByЕ‚a zniewalajД…ca.

Sam wstaЕ‚.

Trudno było w to uwierzyć, ale po sposobie, w jaki na niego patrzyła, można było wywnioskować, że flirtowała z nim. Nigdy wcześniej żadna dziewczyna tak na niego nie patrzyła. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.

– Mam na imię Samantha – powiedziała słodko, robiąc krok do przodu i wyciągając rękę.

Sam podszedЕ‚ i uЕ›cisnД…Е‚ jej dЕ‚oЕ„. MiaЕ‚a takД… miД™kkД… skГіrД™.

Czy on Е›niЕ‚? Co taka dziewczyna w ogГіle robiЕ‚a na takim zadupiu? Jak siД™ tu dostaЕ‚a? Nie sЕ‚yszaЕ‚ samochodu, a nawet Ејadnych krokГіw. Niczego nie rozumiaЕ‚.

– Jestem Sam – powiedział.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™ szeroko, odsЕ‚aniajД…c biaЕ‚e zД™by. Jej uЕ›miech byЕ‚ niesamowity. Kiedy spojrzaЕ‚a mu w oczy, Sam poczuЕ‚ jak miД™knД… mu kolana.

– Sam i Samantha – powtórzyła – Ładnie to brzmi.

ZaniemГіwiЕ‚.

– Zobaczyłam cię tu i pomyślałam, że musi ci być zimno – powiedziała – Chcesz wejść?

Sam byЕ‚ w szoku, nie miaЕ‚ pojД™cia o co jej chodzi.

– Wejść gdzie?

– No do domu, oczywiście – odpowiedziała, uśmiechając się szerzej, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie – Wiesz, taki ze ścianami i oknami…

Sam starał się zrozumieć, o czym ona mówi. Zaprasza go do domu? Do tego, który był na sprzedaż? Dlaczego w ogóle go dokądś zaprasza?

– Właśnie go kupiłam – wyjaśniła, jakby w odpowiedzi na jego myśli – Nie miałam jeszcze okazji zdjąć znaku „na sprzedaż” sprzed wejścia – dodała.

Sam byЕ‚ w szoku.

– Kupiłaś ten dom?

PrzytaknД™Е‚a.

– Musze gdzieś mieszkać. Chodzę do Oakville High. Chcę dokończyć ostatni rok.

Wow. To wszystko wyjaЕ›nia.

ChodziЕ‚a do Oakville. ByЕ‚a w ostatniej klasie. WiД™c moЕјe on teЕј wrГіci do szkoЕ‚y. W sumie, jeЕ›li ona by tam byЕ‚a, to dlaczego nie?

– Spoko – powiedział, jakby od niechcenia – Czemu nie? Chętnie obejrzę ten dom.

OdwrГіcili siД™ i razem ruszyli w kierunku domu. MijajД…c zmiД™tД… paczkД™ papierosГіw, Sam schyliЕ‚ siД™ i podniГіsЕ‚ jД… z ziemi. Skoro Caitlin tu nie ma, to kogo to obchodzi?




Конец ознакомительного фрагмента.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43691919) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Если текст книги отсутствует, перейдите по ссылке

Возможные причины отсутствия книги:
1. Книга снята с продаж по просьбе правообладателя
2. Книга ещё не поступила в продажу и пока недоступна для чтения

Навигация