Читать онлайн книгу "Naznaczona"

Naznaczona
Morgan Rice


Wampirzych DziennikГіw #11
W NAZNACZONEJ, szesnastoletnia Scarlet Paine usilnie stara się zrozumieć, co jej dolega, kiedy budzi się ze snu i uświadamia sobie, że staje się wampirem. Zrażona do swych rodziców i przyjaciół, może zwrócić się jedynie do Sage’a, tajemniczego chłopaka, który szybko stał się miłością jej życia. Jednakże Sage’a, którego dom Scarlet zastaje zamknięty na cztery spusty, nigdzie nie ma. Scarlet, osamotniona, nie mając do kogo się zwrócić, odszukuje przyjaciółki i próbuje pogodzić się z nimi. Kiedy wydaje się, że zapanowała zgoda i proponują Scarlet, by dołączyła do ich wypadu na opuszczoną wyspę na rzece Hudson – wszystko wymyka się spod kontroli, ujawniają się prawdziwe moce Scarlet, a to, kim są jej przyjaciele, a kim wrogowie staje się bardziej skomplikowane, niż kiedykolwiek wcześniej. Blake, który wciąż jest nią zainteresowany, próbuje wynagrodzić jej swoje błędy. Wydaje się szczery. Scarlet ma mętlik w głowie, jako że musi borykać się z decyzją, czy być z Blakiem, czy też poczekać na Sage’a, którego nigdzie nie może znaleźć. Kiedy Scarlet znajduje w końcu Sage’a, spędzają wspólnie najbardziej romantyczne chwile w jej życiu; choć cieniem kładzie się po nich tragedia, jako że Sage umiera i zostało mu już tylko kilka dni życia. W międzyczasie, Kyle, przemieniony w wampira, jednego z dwóch istniejących na świecie, wpada w morderczy szał i poszukuje Scarlet; Caitlin i Caleb konsultują się z Aidenem i każde z nich wyrusza z odrębną misją – Caleb z zadaniem odnalezienia i zabicia Kyle’a, a Caitlin do osławionej biblioteki uniwersytetu Yale, by przebadać starożytny relikt, o którym chodzą słuchy, że zarówno leczy, jak i zabija wampiry. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Scarlet przemienia się gwałtownie, nie mogąc zapanować nad tym, czym się staje, a Sage umiera z każdą mijającą godziną. Kiedy wydarzenia osiągają kulminacyjny i zaskakujący, pełen wartkiej akcji zwrot, Scarlet pozostaje dokonać dziejowego wyboru – który odmieni świat na zawsze. Czy Scarlet wybierze ostateczne poświęcenie, by ocalić życie Sage’a? Czy zaryzykuje wszystko, co ma, dla miłości?





Morgan Rice

Naznaczona (czД™Е›Д‡ 11 Wampirzych DziennikГіw)





PrzekЕ‚ad: MichaЕ‚ GЕ‚uszak




Morgan Rice

PowieЕ›ci Morgan Rice zajmujД… pierwsze miejsce na liЕ›cie najlepiej sprzedajД…cych siД™ ksiД…Ејek w rankingu USA Today. Jest autorkД… bestselerowej serii fantasy KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA, obejmujД…cej siedemnaЕ›cie czД™Е›ci; bestselerowej serii WAMPIRZE DZIENNIKI, obejmujД…cej jedenaЕ›cie czД™Е›ci (kolejne w przygotowaniu); bestselerowego cyklu TRYLOGIA O PRZETRWANIU, post-apokaliptycznego thrillera obejmujД…cego dwie czД™Е›ci (kolejna w przygotowaniu); oraz najnowszej serii fantasy KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY, skЕ‚adajД…cej siД™ z szeЕ›ciu czД™Е›ci. PowieЕ›ci Morgan dostД™pne sД… w wersjach audio i drukowanej, w ponad dwudziestu piД™ciu jД™zykach.

Pisarka chętnie czyta wszelkie wiadomości od was. Zachęcamy zatem do kontaktu z nią za pośrednictwem strony www.morganricebooks.com (http://www.morganricebooks.com/), gdzie można dopisać swój adres do listy mailingowej, otrzymać bezpłatną książkę i darmowe materiały reklamowe, pobrać bezpłatną aplikację, otrzymać najnowsze, niedostępne gdzie indziej informacje, połączyć się poprzez Facebook i Twitter i po prostu pozostać w kontakcie.



Wybrane komentarze

Rywal ZMIERZCHU oraz PAMIД?TNIKГ“W WAMPIRГ“W. Nie bД™dziesz mГіgЕ‚ oprzeД‡ siД™ chД™ci czytania do ostatniej strony. JeЕ›li jesteЕ› miЕ‚oЕ›nikiem przygody, romansu i wampirГіw to ta ksiД…Ејka jest wЕ‚aЕ›nie dla ciebie!



    – Vampirebooksite.com (komentarz dotyczący Przemienionej)

Rice udaje się wciągnąć czytelnika w akcję już od pierwszych stron, wykorzystując genialną narrację wykraczającą daleko poza zwykłe opisy sytuacji… PRZEMIENIONA to dobrze napisana książka, którą bardzo szybko się czyta.



    – Black Lagoon Reviews (komentarz dotyczącyPrzemienionej)

Idealna opowieЕ›Д‡ dla mЕ‚odych czytelnikГіw. Morgan Rice zrobiЕ‚a Е›wietnД… robotД™, budujД…c niezwykЕ‚y ciД…g zdarzeЕ„. OrzeЕєwiajД…ca i niepowtarzalna. Skupia siД™ wokГіЕ‚ jednej dziewczyny, jednej niezwykЕ‚ej dziewczyny! Wydarzenia zmieniajД… siД™ w wyjД…tkowo szybkim tempie. ЕЃatwo siД™ czyta. Zalecany nadzГіr rodzicielski.



    – The Romance Reviews (komentarz dotyczący Przemienionej)

Zawładnęła moją uwagą od samego początku i do końca to się nie zmieniło… To historia o zadziwiającej przygodzie, wartkiej i pełnej akcji od samego początku. Nie ma tu miejsca na nudę.



    – Paranormal Romance Guild (komentarz dotyczący Przemienionej)

Kipi akcjД…, romansem, przygodД… i suspensem. SiД™gnij po niД… i zakochaj siД™ na nowo.



    – vampirebooksite.com (komentarz dotyczący Przemienionej)

Wspaniała fabuła. To ten rodzaj książki, którą ciężko odłożyć w nocy. Zakończona tak nieoczekiwanym i spektakularnym akcentem, iż będziesz natychmiast chciał kupić drugą część, tylko po to, aby zobaczyć, co będzie dalej.



    – The Dallas Examiner (komentarz dotyczący Kochany)

Morgan Rice udowadnia kolejny już raz, że jest szalenie utalentowaną autorką opowiadań… Jej książki podobają się szerokiemu gronu odbiorców łącznie z młodszymi fanami gatunku fantasy i opowieści o wampirach. Kończy się niespodziewanym akcentem, który pozostawia czytelnika w szoku.



    – The Romance Reviews (komentarz dotyczący Kochany)



KsiД…Ејki Morgan Rice

KORON I CHWAЕЃA

NIEWOLNIK, WOJOWNIK, KRГ“LOWA (CZД?ЕљД† 1)



KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY

POWRГ“T SMOKГ“W (CzД™Е›Д‡ 1)

POWRГ“T WALECZNYCH (CzД™Е›Д‡ 2)

POTД?GA HONORU (CzД™Е›Д‡ 3)

KUЕ№NIA MД?STWA (CzД™Е›Д‡ 4)

KRГ“LESTWO CIENI (CzД™Е›Д‡ 5)

NOC ЕљMIAЕЃKГ“W (CzД™Е›Д‡ 6)



KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA

WYPRAWA BOHATERГ“W (CzД™Е›Д‡ 1)

MARSZ WЕЃADCГ“W (CzД™Е›Д‡ 2)

LOS SMOKГ“W (CzД™Е›Д‡ 3)

ZEW HONORU (CzД™Е›Д‡ 4)

BLASK CHWAЕЃY (CzД™Е›Д‡ 5)

SZARЕ»A WALECZNYCH (CzД™Е›Д‡ 6)

RYTUAЕЃ MIECZY (CzД™Е›Д‡ 7)

OFIARA BRONI (CzД™Е›Д‡ 8)

NIEBO ZAKLД?Д† (CzД™Е›Д‡ 9)

MORZE TARCZ (CzД™Е›Д‡ 10)

Е»ELAZNE RZД„DY (CzД™Е›Д‡ 11)

KRAINA OGNIA (CzД™Е›Д‡ 12)

RZД„DY KRГ“LOWYCH (CzД™Е›Д‡ 13)

PRZYSIД?GA BRACI (CzД™Е›Д‡ 14)

SEN ЕљMIERTELNIKГ“W (CzД™Е›Д‡ 15)

POTYCZKA RYCERZY (CzД™Е›Д‡ 16)

ЕљMIERTELNA BITWA (CzД™Е›Д‡ 17)



TRYLOGIA O PRZETRWANIU

ARENA JEDEN: ЕЃOWCY NIEWOLNIKГ“W (CzД™Е›Д‡ 1)

ARENA DWA (CzД™Е›Д‡ 2)



WAMPIRZE DZIENNIKI

PRZEMIENIONA (CzД™Е›Д‡ 1)

KOCHANY (CzД™Е›Д‡ 2)

ZDRADZONA (CzД™Е›Д‡ 3)

PRZEZNACZONA (CzД™Е›Д‡ 4)

POЕ»Д„DANA (CzД™Е›Д‡ 5)

ZARД?CZONA (CzД™Е›Д‡ 6)

ZAЕљLUBIONA (CzД™Е›Д‡ 7)

ODNALEZIONA (CzД™Е›Д‡ 8)

WSKRZESZONA (CzД™Е›Д‡ 9)

UPRAGNIONA (CzД™Е›Д‡ 10)

NAZNACZONA (CzД™Е›Д‡ 11)

OPД?TANA (CzД™Е›Д‡ 12)












PosЕ‚uchaj (listen) cyklu Wampirze Dzienniki w formacie audio!


Copyright В© 2014 Morgan Rice

Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcześniejszej zgody autora.

Niniejsza publikacja elektroniczna została dopuszczona do wykorzystania wyłącznie na użytek własny. Nie podlega odsprzedaży ani nie może stanowić przedmiotu darowizny, w którym to przypadku należy zakupić osobny egzemplarz dla każdej kolejnej osoby. Jeśli publikacja została zakupiona na użytek osoby trzeciej, należy zwrócić ją i zakupić własną kopię. Dziękujemy za okazanie szacunku dla ciężkiej pracy autorki publikacji.

Niniejsza praca jest dzieЕ‚em fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia sД… wytworem wyobraЕєni autorki. Wszelkie podobieЕ„stwo do osГіb prawdziwych jest caЕ‚kowicie przypadkowe i niezamierzone.

Ilustracja na obwolucie Copyright Subbotina Anna, na licencji Shutterstock.com


– Chęć i moc nasza tak są odrębnym żywiołem,
Е»e najczД™Е›ciej upada to, co czЕ‚ek zamierzy,
Myśl nasza do nas, cel jej nie do nas należy –

В В В В --William Shakespeare, Hamlet






ROZDZIAЕЃ PIERWSZY


Caitlin Paine stała w pokoju na zapleczu knajpy u Pete’a, wraz z Calebem, Samem, Polly i tuzinem policjantów, i wpatrywała się w rozbite okno, w mrok rozświetlany policyjnymi latarkami. Zastanawiała się, co u diabła stało się z jej córką. Scarlet, miłość jej życia, była gdzieś tam, na zewnątrz, biegając po nocy, sama, prawdopodobnie pełna lęku, a myśl o tym rozdzierała jej serce. Lecz tym, co przynosiło Caitlin jeszcze większy ból niż świadomość, iż Scarlet gdzieś zaginęła, była myśl, kim Scarlet się stała, był zapamiętany przez nią obraz Scarlet, jej ostatnie spojrzenie na nią, zanim rzuciła się przez okno. Nie była jej córką.

ByЕ‚a czymЕ› innym.

Caitlin zadrżała na myśl o tym i choć bardzo starała się z tego otrząsnąć, wiedziała, że to prawda. Walczyła z tą myślą przez cały czas, walczyła, nie chcąc uwierzyć, że Scarlet nie jest już człowiekiem, że jest tak naprawdę wampirem. Walczyła z Aidenem, z księdzem, z Calebem, a przede wszystkim z samą sobą, żywiąc nadzieję, pragnąc, by było to cokolwiek innego. Jednakże, nie miała już siły, by walczyć ze sobą. Nie miała żadnego wytłumaczenia.

Serce waliło jej mocno, kiedy utkwiła wzrok w mroku. Tym razem była tego świadkiem, widziała to na własne oczy. Jej dziewczynka przeszła przemianę, nakarmiła się tym mężczyzną, zyskała nadludzką siłę. Cisnęła tym ogromnym człowiekiem o ścianę jakby był wykałaczką – i wyskoczyła w mrok tak szybko, w mgnieniu oka, że nie było mowy, iż mogła być nadal człowiekiem. Nie było również mowy i Caitlin dobrze to wiedziała, że mogą ją złapać. Wiedziała, że policja marnuje tylko czas.

Tym razem byЕ‚o rГіwnieЕј inaczej, poniewaЕј nie byЕ‚a jedynД… osobД… bД™dД…cД… Е›wiadkiem tego wydarzenia. Caitlin zauwaЕјyЕ‚a wyraz twarzy Caleba, Sama i Polly, widziaЕ‚a to w ich oczach: wyraz zszokowania, strachu przed tym, co nadprzyrodzone. Scarlet, ta, ktГіrД… kochali najbardziej na Е›wiecie, nie byЕ‚a juЕј Scarlet.

Takie rzeczy zdarzały się w koszmarach, bajkach i legendach. Caitlin nie wyobrażała sobie nawet, że kiedykolwiek zobaczy coś takiego. Ten widok wstrząsnął nie tylko tym, jak postrzegała Scarlet, ale również wpłynął na jej stosunek do całego świata. Jak coś takiego mogło w ogóle istnieć? Dlaczego ta planeta stała się domem kogoś jeszcze oprócz ludzi?

– Pani Paine?

Caitlin odwrГіciЕ‚a siД™ i zauwaЕјyЕ‚a stojД…cego obok niej policjanta z dЕ‚ugopisem i notatnikiem w dЕ‚oniach, ktГіry cierpliwie przyglД…daЕ‚ siД™ jej.

– Słyszała pani moje pytanie?

Caitlin, drЕјД…c, oszoЕ‚omiona, potrzД…snД™Е‚a powoli gЕ‚owД….

– Przepraszam – odparła zachrypniętym głosem. – Nie słyszałam.

– Pytałem, czy wie pani może, dokąd udała się pani córka?

Caitlin westchnęła, kiedy o tym pomyślała. Gdyby chodziło o dawną Scarlet, z łatwością mogłaby im powiedzieć. Do domu przyjaciółki, na siłownię; na randkę, boisko…

Lecz co do nowej Scarlet, nie miaЕ‚a pojД™cia.

– Sama chciałabym to wiedzieć – odparła w końcu.

PodszedЕ‚ inny policjant.

– Może ma jakichś przyjaciół, których mogłaby odwiedzić? – ponaglił. – Albo chłopaka?

Usłyszawszy ostatni wyraz, Caitlin odwróciła się i przeszukała wzrokiem pomieszczenie, wypatrując jakichkolwiek oznak tego tajemniczego chłopaka, który zjawił się nagle w knajpie. Sage’a, tak się przedstawił. Ot tak, po prostu, tylko jedno słowo, jakby powinna wiedzieć, kim jest. Caitlin musiała przyznać, że nigdy nie widziała nikogo podobnego. Emanował mocą o wiele potężniejszą, niż ktokolwiek, kogo znała, i przypominał bardziej dorosłego mężczyznę niż nastolatka. Był ubrany na czarno, a jego błyszczące oczy i wyraziste kości policzkowe sprawiały, że wyglądał jak ktoś, kto przybył tu z innego stulecia.

Najdziwniejsze ze wszystkiego było zaś to, co zrobił z tymi miejscowymi szumowinami w knajpie. Wiedziała, że Caleb i Sam potrafią z łatwością zadbać o siebie – a jednak ten chłopak odniósł szybkie zwycięstwo tam, gdzie oni polegli, spuszczając im wszystkim manto w zawrotnym tempie. Kim był? Dlaczego pojawił się tutaj?

I dlaczego szukaЕ‚ Scarlet?

Mimo to, kiedy rozejrzaЕ‚a siД™ wokГіЕ‚, Caitlin nie zauwaЕјyЕ‚a Ејadnych jego Е›ladГіw. Sage rГіwnieЕј zniknД…Е‚ w jakiЕ› sposГіb. ZastanawiaЕ‚a siД™, co wiД…Ејe go ze Scarlet? Jej matczyny instynkt podpowiadaЕ‚ jej, Ејe tych dwoje sД… parД…. Ale kim on byЕ‚? Tajemnica jedynie siД™ pogЕ‚Д™biaЕ‚a.

Caitlin nie czuła się na siłach, by wspominać o tym policjantom; zbyt dziwne było to wszystko.

– Nie – skłamała drżącym głosem Caitlin. – O żadnym mi nie wiadomo.

– Powiedziała pani, że był tu jakiś chłopak, razem z wami, zamieszany w tą sprzeczkę.

– Zna pani jego nazwisko? − spytał inny funkcjonariusz

Caitlin potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД….

– Sage – wtrąciła Polly, podchodząc o krok. – Powiedział, że nazywa się Sage.

Z jakiegoś powodu Caitlin nie chciała im tego powiedzieć; ogarnął ją wobec niego instynkt opiekuńczy. Czuła również, choć nie potrafiła tego wyjaśnić, że Sage również nie jest człowiekiem – a nie była gotowa powiedzieć o tym policji, nie chciała, by kolejny raz wszyscy pomyśleli, że oszalała.

Policjanci stali dalej, notujД…c skrzД™tnie jego imiД™, a ona zastanawiaЕ‚a siД™, co zrobiД….

– A co z tymi wszystkimi mendami? – napomniała ich Polly, rozglądając się wkoło z niepokojem. – Tymi wszystkimi kretynami, którzy wszczęli bójkę? Nie aresztujecie ich?

Policjanci spojrzeli po sobie z zaЕјenowaniem.

Jeden z nich odchrzД…knД…Е‚.

– Aresztowaliśmy już Kyle’a, tego mężczyznę, który zaatakował pani córkę – powiedział funkcjonariusz. – A co do innych, cóż, szczerze mówiąc, to mamy ich słowo przeciwko waszemu – a oni twierdzą, że to wy zaczęliście tę scysję.

– Nie zrobiliśmy tego! – powiedział Caleb, podchodząc ze złością, okazując guz na głowie. – Przyszliśmy tu, szukając córki – a oni próbowali nas powstrzymać.

– Jak już powiedziałem – stwierdził policjant – mamy tu wasze słowo przeciwko ich. Oni twierdzą, że to wy zadaliście pierwszy cios – i szczerze, są w o wiele gorszym stanie od was. Jeśli ich zaaresztuję, to was również będę musiał.

Caitlin spoglД…daЕ‚a na nich, kipiД…c ze zЕ‚oЕ›ci.

– A co z moją córką? – spytała. Jak zamierzacie ją znaleźć?

– Psze pani, mogę panią zapewnić, w tej chwili szukają jej wszystkie nasze patrole – powiedział funkcjonariusz. – Ale strasznie trudno szukać kogoś w sytuacji, kiedy nie wiemy, dokąd się udała i dlaczego. Potrzebny nam motyw.

– Powiedziała pani, że uciekła – powiedział inny policjant, podchodząc bliżej. – Czegoś tu nie rozumiemy. Dlaczego uciekła? Przyjechaliście tu. Była z wami. Była bezpieczna. To dlaczego uciekła?

Caitlin spojrzaЕ‚a na Caleba i pozostaЕ‚ych, a oni wszyscy odwrГіcili wzrok z konsternacjД….

– Nie wiem – powiedziała szczerze.

– To dlaczego nie próbowała pani jej zatrzymać? – spytał kolejny policjant. – Albo pobiec za nią?

– Pan nie rozumie – powiedziała Caitlin, starając się nadać temu jakiś sens. – Nie uciekła tak po prostu; ona wyskoczyła. To wyglądało tak samo… jakbym widziała jelenia. Nie bylibyśmy w stanie jej złapać, nawet gdybyśmy spróbowali.

Policjant spojrzaЕ‚ sceptycznie na swoich kolegГіw.

– Twierdzi pani, że z tych wszystkich dorosłych ludzi ani jeden nie mógł choć spróbować jej złapać? Kim ona jest? Jakąś olimpijską sprinterką? – zadrwił ze sceptycyzmem.

– Piła dziś pani? – spytał inny policjant.

– Posłuchajcie – warknął Caleb, podchodząc bliżej. – Moja żona nie zmyśla tego. Ja również to widziałem. Wszyscy to widzieliśmy: jej brat i jego żona również. Cała nasza czwórka. Sądzi pan, że wszyscy mieliśmy zwidy?

Policjant podniГіsЕ‚ dЕ‚oЕ„.

– Nie trzeba od razu się denerwować. Jesteśmy w tej samej drużynie. Ale proszę spojrzeć na to z naszej strony: mówicie, że wasz dzieciak biega szybciej od jelenia. Oczywiście, to nie ma sensu. Może wszyscy odczuwacie wstrząs po bójce. Czasami nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Mówię tylko, że to wszystko nie trzyma się kupy.

Policjant wymieniЕ‚ sceptyczne spojrzenie ze swoim kolegД…, ktГіry podszedЕ‚ do nich.

– Jak już mówiłem, nasze patrole wyruszyły na poszukiwania waszej córki. W dziewięciu przypadkach na dziesięć, młodociani uciekinierzy pojawiają się z powrotem w domu. Lub u jednego z przyjaciół. Najlepszą radą, jakiej mogę państwu udzielić, jest powrót do domu i nieruszanie się z niego ani na chwilę. Założę się, że to wszystko, co tu zaszło, wynikło z jej chęci nagięcia zasad, wejścia do knajpy dla dorosłych i napicia się, ale potem sytuacja wymknęła się spod kontroli. Może spotkała w knajpie jakiegoś faceta. Kiedy państwo przyszli, prawdopodobnie ulotniła się, bo była zażenowana. Wracajcie do domu. Założę się, że tam na was czeka. – konkludował funkcjonariusz, niejako zapinając wszystko elegancko na guzik.

Caitlin potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД… ogarniД™ta frustracjД….

– Nie rozumiecie – powiedziała. – Nie znacie mojej córki. Scarlet nie chodzi do knajp. I nie zagaduje obcych mężczyzn. Przyszła tu, ponieważ cierpiała. Przyszła tu, ponieważ nie miała gdzie pójść. Ponieważ czegoś jej brakowało. Przyszła tu, bo się przeistacza. Nie rozumiecie? Przechodzi przemianę.

Policjanci spojrzeli na niД… jak na wariatkД™; Caitlin nie cierpiaЕ‚a tego spojrzenia.

– Przemianę? – powtórzyli, jakby straciła rozum.

Caitlin westchnД™Е‚a, ulegajД…c rozpaczy.

– Jeśli jej nie znajdziecie, ludziom może stać się krzywda.

Funkcjonariusz zmarszczyЕ‚ brwi.

– Krzywda? Co pani mówi? Czy pani córka krzywdzi ludzi? Jest uzbrojona?

Caitlin potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД…, nie posiadajД…c siД™ z irytacji. Ci miejscowi gliniarze nigdy tego nie pojmД…; tylko marnowaЕ‚a powietrze.

– Nie jest uzbrojona. Nigdy nie skrzywdziła nawet jednej muchy. Ale jeśli wasi ludzie ją znajdą, nie będą w stanie nad nią zapanować.

Policjanci spojrzeli po sobie, jakby wychodzД…c z zaЕ‚oЕјenia, Ејe Caitlin jest szalona, po czym odwrГіcili siД™ i wrГіcili do swych czynnoЕ›ci w drugim pomieszczeniu.

ObserwujД…c, jak odchodzД…, Caitlin odwrГіciЕ‚a siД™ i wyjrzaЕ‚a na zewnД…trz przez zbite okno, w mrok.

Scarlet, pomyЕ›laЕ‚a. Gdzie jesteЕ›? WrГіД‡ do domu, dziecko. Kocham ciД™. Przepraszam. Cokolwiek zrobiЕ‚am, czym ciД™ rozgniewaЕ‚am, przepraszam. ProszД™, wrГіД‡ do domu.

Caitlin uЕ›wiadomiЕ‚a sobie, Ејe najdziwniejsze w tym wszystkim byЕ‚o to, iЕј myЕ›lД…c o Scarlet waЕ‚Д™sajД…cej siД™ gdzieЕ› tam, samotnie w nocy, nie czuЕ‚a strachu o niД….


ObawiaЕ‚a siД™ za to o los innych, ktГіrych jej cГіrka spotka na swej drodze




ROZDZIAЕЃ DRUGI


Kyle siedział w tyle policyjnego auta, z rękoma spiętymi kajdankami za plecami, spoglądając na kratownicę ciasnego radiowozu i czuł się, jak jeszcze nigdy dotąd. Coś w nim ulegało zmianie, nie wiedział, co, ale wyczuwał, jak wrze. Przypominało mu czasy, kiedy zażywał heroinę, ten początkowy kop, kiedy igła dotykała skóry. To nowe odczucie było podobne do palącego żaru, który rozpierał żyły – i towarzyszyło mu uczucie nieposkromionej siły. Czuł, jak go ogarnia, czuł, jakby krew rozsadzała mu żyły. Czuł się o wiele silniejszy, niż kiedykolwiek dotąd. Ciarki przebiegły mu po skórze twarzy, czole i karku. Nagły przypływ wewnętrznej mocy był czymś, czego nie mógł zrozumieć.

Jednak nie obchodziЕ‚o go to; jak dЕ‚ugo ta moc tkwiЕ‚a w jego wnД™trzu, przyjmowaЕ‚ jД… z chД™ciД…. SpoglД…daЕ‚ zamglonym wzrokiem na Е›wiat, ktГіry wkrГіtce zabarwiЕ‚ siД™ na czerwono, powoli z powrotem nabierajД…c ostroЕ›ci. Za kratД… dostrzegЕ‚ dwГіch policjantГіw.

Kiedy dzwonienie w uszach zaczęło zanikać, usłyszał ich rozmowę, niewyraźną z początku.

– Tego delikwenta czeka długa odsiadka – powiedział jeden do drugiego.

– Ponoć dopiero co wyszedł. Jego strata.

Policjanci roześmiali się i ich zgrzytliwy odgłos przeszył głowę Kyle’a. Radiowóz pędził po autostradzie z włączonym kogutem, a Kyle stawał się coraz bardziej świadomy swego otoczenia i uzmysłowił sobie, gdzie się znajduje. Był na tej samej Drodze 9-tej, zmierzając z powrotem w kierunku więzienia, miejsca, w którym spędził ostatnie piętnaście lat życia. Składał w całość wydarzenia z minionej nocy: knajpę… dziewczynę… miał już zabawić się nią, kiedy… coś się wydarzyło. Ta mała suka ugryzła go.

UЕ›wiadomienie sobie tego uderzyЕ‚o go niczym napЕ‚ywajД…ca fala. UgryzЕ‚a go.

Spróbował sięgnąć rękoma w górę i dotknąć szyi – dwóch śladów, które pulsowały bólem – ale coś go powstrzymało; zdał sobie sprawę, że jego ręce były skrępowane kajdankami za plecami.

Poruszył rękoma i ze zdumieniem zauważył, że rozdzielił kajdanki bez jakiegokolwiek wysiłku. Podniósł nadgarstki ze zdziwieniem i spojrzał na nie, zszokowany własną siłą: czyżby kajdanki działały wadliwie? Spojrzał na nie, dyndające przed nim, i pomyślał: Jak mógł tego dokonać?

PodniГіsЕ‚ dЕ‚oЕ„ i dotknД…Е‚ dwГіch guzГіw na szyi, ktГіre zapiekЕ‚y, jakby ugryzienie wniknД™Е‚o w jego ЕјyЕ‚y. SiedziaЕ‚ tak, patrzД…c na kajdanki, i zastanawiaЕ‚ siД™: czy wampiry istniejД…? Czy to moЕјliwe?

Wyszczerzył zęby. Nadszedł czas, by się przekonać.

PodniГіsЕ‚ kajdanki i zastukaЕ‚ nimi o znajdujД…cД… siД™ przed nim kratownicД™.

Obydwaj policjanci odwrócili się i spojrzeli na niego; tym razem już nie było im do śmiechu; teraz wyraz ich twarzy nosił znamiona szoku. Ręce Kyle’a były wolne, zwisały z nich pęknięte kajdanki, którymi stukał w kratę, szczerząc się do nich.

– Jasna cholera – powiedział jeden funkcjonariusz do drugiego. – Nie skułeś go, Bill?

– Skułem. Jestem pewien. Skułem go mocno jak diabli.

– Nie wystarczająco – warknął Kyle.

Jeden z gliniarzy siД™gnД…Е‚ po broЕ„, a drugi wcisnД…Е‚ hamulce.

Ale niedostatecznie szybko. Z niewiarygodną prędkością dłonie Kyle’a wyskoczyły do przodu, rozerwały kratę, jakby była wykałaczką, i Kyle wsunął się na przednie siedzenie.

SkoczyЕ‚ na policjanta siedzД…cego na miejscu pasaЕјera, wybiЕ‚ mu broЕ„ z dЕ‚oni, wziД…Е‚ zamach i przywaliЕ‚ Е‚okciem z takД… siЕ‚Д…, Ејe zЕ‚amaЕ‚ mu kark.

Pozostały gliniarz skręcił gwałtownie i radiowóz zatoczył się na autostradzie, podczas gdy Kyle sięgnął, chwycił go za tył głowy i przyłożył mu z czoła. Powietrze wypełnił odgłos pękania i z głowy policjanta trysnęła krew, pokrywając Kyle’a w całości. Kyle sięgnął do kierownicy, chcąc powstrzymać skręt samochodu – ale było już za późno.

RadiowГіz wpadЕ‚ na drugД… stronД™ autostrady i powietrze przeciД…Е‚ odgЕ‚os klaksonГіw. Uderzyli w nadjeЕјdЕјajД…cy samochГіd.

Kyle przeleciał głową w przód przez szybę i wylądował na autostradzie, tocząc się raz po raz, podczas gdy radiowóz odbił i również przewrócił się na bok. Nadjeżdżający w kierunku Kyle’a samochód zahamował z piskiem opon, ale zbyt późno – Kyle poczuł, jak miażdży mu klatkę piersiową, przejeżdżając po nim.

Auto zatrzymaЕ‚o siД™ z piskiem. Kyle leЕјaЕ‚ na plecach, oddychajД…c z trudem, kiedy z samochodu wyskoczyЕ‚a kobieta po trzydziestce; wydzierajД…c siД™ i pЕ‚aczД…c, podbiegЕ‚a do niego.

– Mój Boże, wszystko w porządku? – powiedziała pospiesznie. – Próbowałam się zatrzymać. Mój Boże. Zabiłam człowieka! O mój Boże!

Kobieta wpadЕ‚a w histeriД™, klД™czД…c nad nim i pЕ‚aczД…c.

Nagle Kyle otworzyЕ‚ oczy, usiadЕ‚ i spojrzaЕ‚ na kobietД™.

Jej pЕ‚acz ustaЕ‚. GapiЕ‚a siД™ na niego wielkimi, bЕ‚yszczД…cymi od drogowych Е›wiateЕ‚ oczami w szoku.

Kyle wyszczerzyЕ‚ zД™by, nachyliЕ‚ siД™ i zatopiЕ‚ swe piД™kne, zachwycajД…ce, wydЕ‚uЕјajД…ce siД™ wciД…Еј kЕ‚y w jej gardle.

OgarnД™Е‚o go najwspanialsze uczucie w Ејyciu.

Kobieta wrzeszczaЕ‚a, kiedy piЕ‚ jej krew, sycД…c siД™ do chwili, aЕј jej ciaЕ‚o opadЕ‚o bezwЕ‚adnie w jego ramiona.

WstaЕ‚ na nogi zadowolony, obrГіciЕ‚ siД™ i zlustrowaЕ‚ opustoszaЕ‚Д… autostradД™.


Wyprostował kołnierz, wygładził koszulę i zrobił pierwszy krok. Miasto czekała wielka zapłata – a wszystko miało zacząć się od Scarlet




ROZDZIAЕЃ TRZECI


Sage szybował w powietrzu, lecąc w porannym przedświcie, a na jego policzku błysnęła oświetlona słonecznym blaskiem łza, którą szybko starł. Był wycieńczony, miał zapuchnięte oczy od całonocnych poszukiwań Scarlet. Był pewien, że wielokrotnie dostrzegł ją w tym czasie, opadając z nieba na jakąś obcą dziewczynę, która w szoku patrzyła, jak ląduje i za chwilę odlatuje. Zaczynał zastanawiać się, czy w ogóle kiedyś ją znajdzie.

Scarlet nie było nigdzie i Sage nie mógł tego zrozumieć. Ich więź była tak silna, iż był pewien, że jest w stanie ją wyczuć, że zaprowadzi go do niej. Nie mógł pojąć, co się stało. Czyżby umarła?

Jedyne, co mu przychodziło do głowy, to, że była w takim stanie emocjonalnym, że wszystkie jej zmysły zostały zablokowane i Sage nie był w stanie wychwycić miejsca jej pobytu; a może zapadła w głęboki sen, co, jak wiadomo, przydarzało się wampirom po pierwszym zaspokojeniu głodu człowiekiem. Dla niektórych mogło to skończyć się śmiercią i serce ściskało mu się z bólu na myśl, że przebywa gdzieś tam, sam Bóg wie gdzie, sama i samotna. Czy kiedykolwiek się obudzi?

Leciał nisko nad ziemią, mknąc tak szybko, że mijał niezauważony wszystkie znane miejsca, w których był razem z nią – szkołę, jej dom, każde miejsce, które przychodziło mu na myśl – wykorzystując swój przenikliwy wzrok, przeczesując drzewa i ulice w poszukiwaniu dziewczyny.

Kiedy słońce stało już wysoko i mijały kolejne godziny, Sage w końcu zrozumiał, że nie ma sensu dalej szukać. Musiał poczekać, aż pojawi się sama, lub ponownie wykryją ją jego zmysły.

Sage był wyczerpany, jak jeszcze nigdy przedtem. Czuł, że opuszczają go siły. Wiedział, że pozostało mu tylko kilka dni do chwili, gdy umrze, a kiedy odczuł kolejny ból w klatce piersiowej, ramionach i barkach, zrozumiał, że ten proces się zaczyna. Wiedział, że wkrótce opuści ziemię – i pogodził się już z tym. Pragnął jedynie spędzić swe ostatnie dni razem ze Scarlet.

Nie mając już gdzie jej szukać, zatoczył koło i poleciał do rozległej posiadłości rodziny, leżącej nad rzeką Hudson. Spojrzał na nią, kołując wysoko, niczym orzeł, zastanawiając się: czy powinien spotkać się z nimi ostatni raz? Nie widział powodu. Wszyscy nienawidzili go teraz za to, że nie przyprowadził do nich Scarlet; musiał przyznać, że on również ich nienawidził. Ostatnim razem, kiedy odchodził, jego siostra umierała na jego rękach, a Lore był w drodze, by odnaleźć i zabić Scarlet. Nie chciał stanąć z nimi ponownie twarzą w twarz.

Ale nie miaЕ‚ dokД…d pГіjЕ›Д‡.

LecД…c, usЕ‚yszaЕ‚ huk, spuЕ›ciЕ‚ wzrok i dostrzegЕ‚ kilkoro swoich kuzynГіw, ktГіrzy podnosili do okien deski i przybijali je gwoЕєdziami. Jedno po drugim, zabijali deskami okna swej rodowej rezydencji. Sage zauwaЕјyЕ‚ teЕј, Ејe kilka tuzinГіw kuzynГіw wzbiЕ‚o siД™ w powietrze. ByЕ‚ zaintrygowany. NajwyraЕєniej, coЕ› tam w dole siД™ dziaЕ‚o.

Musiał dowiedzieć się, co. W jakiejś mierze pragnął poznać cel wznoszących się w powietrzu kuzynów, co stanie się z jego rodziną – choć z drugiej strony, tej dominującej, chciał wiedzieć, czy mają jakieś pojęcie, gdzie może znajdować się Scarlet. Może któryś z nich coś widział lub słyszał. Może schwytał ją Lore. Musiał wiedzieć; był to jego jedyny trop.

ZanurkowaЕ‚ w powietrzu, w kierunku rodzinnej rezydencji i wylД…dowaЕ‚ na tylnym, marmurowym dziedziЕ„cu, tuЕј przed okazaЕ‚ymi schodami prowadzД…cymi do tylnego wejЕ›cia, ktГіrym byЕ‚y wysokie, balkonowe drzwi.

Kiedy zbliЕјyЕ‚ siД™ do nich, otworzyЕ‚y siД™ nagle i Sage ujrzaЕ‚ wychodzД…cych przez nie matkД™ i ojca, ze srogimi, peЕ‚nymi dezaprobaty minami.

– Co ty tu znowu robisz? – spytała matka, jakby był niemile widzianym intruzem.

– Już raz nas zabiłeś – powiedział ojciec. Nasz lud mógłby przetrwać, gdyby nie ty. Przyszedłeś zabić nas powtórnie?

Sage zmarszczyЕ‚ brwi; miaЕ‚ juЕј tak bardzo doЕ›Д‡ rodzicielskiej dezaprobaty.

– Dokąd wybieracie się wszyscy? – zapytał .

– A jak myślisz? – zaripostował ojciec. – Po raz pierwszy od tysiąca lat zwołano posiedzenie Wielkiej Rady.

Sage spojrzaЕ‚ na niego w szoku.

– Na zamku Boldt? – spytał. – Lecicie na Tysiąc Wysp?

Rodzice skarcili go spojrzeniem.

– A ciebie co to obchodzi? – powiedziała matka.

Sage nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Wielka Rada nie zbierała się chyba od zarania dziejów, a zebranie się ich wszystkich w jednym miejscu nie wróżyło niczego dobrego.

– Ale dlaczego? – spytał. – Po co się zwoływać, skoro i tak wszyscy umrzemy?

Ojciec podszedЕ‚ do niego, podniГіsЕ‚ palec i dziabnД…Е‚ go nim w klatkД™ piersiowД….

– Nie jesteśmy tacy, jak ty – warknął. – Nie odejdziemy bez walki. Nasza armia będzie najliczniejszą ze wszystkich znanych dotąd każdemu. Po raz pierwszy zgromadzimy się w jednym miejscu. Rodzaj ludzki zapłaci. Zemścimy się.

– Zemścicie? Za co? – spytał Sage. – Ludzie nic wam nie zrobili. Dlaczego chcecie skrzywdzić niewinnych?

Ojciec uЕ›miechnД…Е‚ siД™ do niego.

– Głupi do samego końca – powiedział. – A dlaczego nie? Co mamy do stracenia? I co zrobią, zabiją nas?

Ojciec rozeЕ›miaЕ‚ siД™, a matka doЕ‚Д…czyЕ‚a do niego. Obydwoje chwycili siД™ za rД™ce i przeszli obok niego, trД…cajД…c go brutalnie i gotujД…c siД™ do odlotu.

Sage wrzasnД…Е‚ za nimi:

– Pamiętam czasy, kiedy postępowaliście szlachetnie – powiedział. – Teraz jednak jesteście zerem. Jeszcze gorzej. Czy to z powodu rozpaczy?

OdwrГіcili siД™ i skrzywili siД™.

– Sage, twój problem polega na tym, że choć jesteś jednym z nas, nigdy nie rozumiałeś naszego rodzaju. Zagłada świata jest jedyną rzeczą, której pragniemy od zawsze. I tylko ty, ty jeden, różniłeś się od nas pod tym względem.

– Jesteś dzieckiem, którego nigdy nie mogliśmy zrozumieć – powiedziała matka. – I nigdy nie przestałeś sprawiać nam zawodu.

Sage poczuł przeszywający ból. Był zbyt osłabiony, by odpowiedzieć.

Kiedy odwrócili się, by odejść, Sage, ciężko dysząc, zebrał resztki sił i wrzasnął: – Scarlet! Gdzie ona jest? Powiedzcie mi!

Matka odwrГіciЕ‚a siД™ i uЕ›miechnД™Е‚a szeroko.

– Ach, nie martw się o nią – powiedziała. – Lore znajdzie ją i uratuje nas. Albo zginie, próbując. A jeśli przeżyjemy, nawet niech ci nie przyjdzie do głowy, że jest wśród nas miejsce dla ciebie.

Sage poczerwieniaЕ‚ na twarzy.

– Nienawidzę cię. Nienawidzę was oboje!

Rodzice odwrГіcili siД™ jedynie, uЕ›miechajД…c siД™ do siebie, weszli na marmurowe blanki i wznieЕ›li siД™ w niebo.

Sage stał i patrzył, jak odlatują, znikają na niebie wraz z pozostałymi jego kuzynami. Stał sam, przed zabitą deskami rodową rezydencją, nie mając tu już nic do roboty. Jego rodzina nienawidziła go – a on nienawidził ich.

Lore. Na myśl o nim Sage poczuł przypływ determinacji. Nie mógł pozwolić mu znaleźć Scarlet. Pomimo całego bólu, który odczuwał wewnątrz, wiedział, że musi zebrać siły po raz ostatni. Musiał znaleźć Scarlet.


Lub umrzeć, próbując tego dokonać




ROZDZIAЕЃ CZWARTY


Caitlin siedziała na miejscu pasażera ich pickupa, wykończona i załamana, podczas gdy Caleb jeździł w tę i z powrotem Drogą 9-tą od wielu godzin, przeczesując okolicę. Wstawał świt. Caitlin wyjrzała przez przednią szybę na niezwykłe niebo. Dziwiła się, że wstawał już następny dzień. Jeździli przez całą noc, ich dwójka na przednich siedzeniach, a za nimi Sam i Polly, z oczami utkwionymi w poboczu, szukając Scarlet wszędzie dokoła. Raz, kiedy zatrzymali się z piskiem, gdyż Caitlin sądziła, że ją zobaczyła – przekonali się, iż był to jedynie strach na wróble.

Caitlin zamknęła na chwilę oczy. Powieki sprawiały wrażenie ciężkich, spuchniętych. Zamknąwszy je, zobaczyła miganie reflektorów samochodowych, mijających ich w bezustannie napływającym ruchu ulicznym, dokładnie takie samo jak przez całą mijającą noc. Miała ochotę się rozpłakać.

Czuła wewnętrzną pustkę, niczym zła matka, której zabrakło, gdy potrzebowała jej Scarlet – która nie uwierzyła jej, nie rozumiała, nie miała wystarczająco czasu. W jakiś sposób Caitlin czuła się za to odpowiedzialna. I miała ochotę umrzeć, kiedy przyszło jej na myśl, że może już nigdy nie ujrzeć córki ponownie.

Zaczęła płakać, więc otworzyła oczy i szybko starła łzy. Caleb sięgnął ręką i chwycił jej dłoń, ale strząsnęła ją. Odwróciła się, by wyjrzeć przez okno, pragnąc chwili prywatności, odosobnienia – pragnąc umrzeć. Zdała sobie sprawę, że bez jej małej dziewczynki nie pozostało jej już nic w życiu.

PoczuЕ‚a dodajД…cД… otuchy dЕ‚oЕ„ na ramieniu. OdwrГіciЕ‚a siД™ i zobaczyЕ‚a pochylonego Sama.

– Jeździliśmy całą noc – powiedział. – Nigdzie nie ma po niej śladu. Sprawdziliśmy cal po calu całą Drogę 9-tą. Gliny też jej szukają, o wiele większą liczbą samochodów. Jesteśmy wszyscy wyczerpani i nie mamy pojęcia, gdzie ona może być. Może nawet jest w domu i czeka tam na nas.

– Zgadzam się – powiedziała Polly. – Jedźmy do domu. Musimy trochę odpocząć.

Nagle rozlegЕ‚ siД™ gЕ‚oЕ›ny dЕєwiД™k klaksonu i Caitlin podniosЕ‚a wzrok. ZobaczyЕ‚a jadД…cД… na nich ciД™ЕјarГіwkД™, jako Ејe byli po niewЕ‚aЕ›ciwej stronie drogi.

– CALEB! – krzyknęła Caitlin.

Caleb nagle skrД™ciЕ‚ gwaЕ‚townie i w ostatniej sekundzie zjechaЕ‚ z drogi z powrotem na swГіj pas, mijajД…c trД…biД…cД… ciД™ЕјarГіwkД™ ledwie o stopД™.

Caitlin spojrzaЕ‚a na niego zatrwoЕјona i zobaczyЕ‚a twarz wykoЕ„czonego mД™Ејa i jego nabiegЕ‚e krwiД… oczy.

– Co to było? – spytała.

– Przepraszam – powiedział. – Musiałem przysnąć.

– To nikomu nie wyjdzie na dobre – powiedziała Polly. – Potrzebny jest nam odpoczynek. Musimy wrócić do domu. Wszyscy jesteśmy wycieńczeni.

Caitlin zastanowiЕ‚a siД™ i w koЕ„cu, po dЕ‚uЕјszej chwili, skinД™Е‚a gЕ‚owД….

– W porządku. Zabierz nas do domu.


*

Caitlin siedziała na kanapie w słońcu i kartkowała album ze zdjęciami Scarlet. Zalewały ją fale napływających licznie wspomnień o Scarlet w różnym wieku. Pocierała fotografie kciukiem, pragnąc ponad wszystko mieć Scarlet teraz przy sobie. Oddałaby wszystko, nawet serce i duszę.

Podniosła wyrwaną stronę z książki, którą wyniosła z biblioteki, tę z opisem pradawnego rytuału, tę, która ocaliłaby Scarlet gdyby tylko Caitlin wróciła w porę, tę, która miała wyleczyć ją z wampiryzmu. Caitlin podarła ją na malutkie kawałeczki i rzuciła na podłogę. Wylądowały obok Ruth, jej wielkiej suki rasy husky, która zaskomlała i zwinęła się w kłębek przy jej boku.

Ta strona, ten rytuał, które kiedyś znaczyły dla Caitlin tak wiele, były teraz bezużyteczne. Scarlet zdążyła już zaspokoić głód i żaden rytuał nie mógł przynieść jej ocalenia.

Caleb, Sam i Polly, którzy siedzieli wraz z nią w pokoju, byli pogrążeni we własnym świecie, leżąc rozparci na kanapie i fotelach, pogrążeni we śnie lub półśnie. Leżeli w nieznośnej ciszy, czekając, kiedy Scarlet przekroczy drzwi – podejrzewając jednakże, że to nigdy nie nastąpi.

Nagle zadzwoniЕ‚ telefon. Caitlin podskoczyЕ‚a i porwaЕ‚a go trzД™sД…cД… siД™ dЕ‚oniД…. Kilka razy upuЕ›ciЕ‚a sЕ‚uchawkД™, zanim w koЕ„cu podniosЕ‚a jД… i przyЕ‚oЕјyЕ‚a do ucha.

– Halo, halo, halo? – powiedziała. – Scarlet, czy to ty? Scarlet!?

– Proszę pani, tutaj posterunkowy Stinton – odezwał się nagle męski głos.

– Dzwonię, by powiadomić panią, że jak dotąd nie natrafiliśmy na żaden ślad pani córki.

Caitlin poczuЕ‚a, Ејe pozbawiono jej ostatniej nadziei. ObjД™Е‚a sЕ‚uchawkД™, Е›ciskajД…c jД… mocno z rozpaczy.

– Nie przykładacie się wystarczająco – fuknęła.

– Proszę pani, robimy wszystko, co w naszej mocy—

Caitlin nie czekaЕ‚a na resztД™ jego zdania. RzuciЕ‚a sЕ‚uchawkД™ na wideЕ‚ki, po czym chwyciЕ‚a telefon, wielki, poЕ‚Д…czony liniД… naziemnД…, pochodzД…cy jeszcze z lat osiemdziesiД…tych i wyrwaЕ‚a kabel ze Е›ciany, podniosЕ‚a go nad gЕ‚owД™ i cisnД™Е‚a na podЕ‚ogД™.

Caleb, Sam i Polly podskoczyli naraz, wybudzeni nagle ze snu i spojrzeli na niД… jak na wariatkД™.

Caitlin spuЕ›ciЕ‚a wzrok na telefon i uzmysЕ‚owiЕ‚a sobie, Ејe moЕјe rzeczywiЕ›cie niД… jest.

WypadЕ‚a z pokoju, otworzyЕ‚a drzwi wychodzД…ce na wielkД… werandД™, wyszЕ‚a na zewnД…trz i usiadЕ‚a na bujanym fotelu. PanowaЕ‚ poranny chЕ‚Гіd, ale nie przejД™Е‚a siД™ tym. PopadЕ‚a w caЕ‚kowite otД™pienie.

Objęła się szczelnie rękoma i zaczęła kołysać w chłodnym, listopadowym powietrzu. Obejrzała się na opustoszałą ulicę, która rozciągała się w świetle nowego dnia, nie widząc ani żywej duszy, ani jednego poruszającego się auta, wszystkie domy wciąż spowite były mrokiem. Absolutny spokój. Idealnie cicha, podmiejska uliczka, każdy jeden liść na swoim miejscu, wszystko czyste i takie, jakie miało być. Całkowicie normalne.

JednakЕјe Caitlin wiedziaЕ‚a, Ејe nic nie jest normalne. Nagle znienawidziЕ‚a to miejsce, ktГіre uwielbiaЕ‚a od lat. NienawidziЕ‚a tej ciszy; nienawidziЕ‚a tego spokoju; nienawidziЕ‚a tego porzД…dku. Wiele daЕ‚aby teraz za chaos, za to, aby ten spokГіj zostaЕ‚ zakЕ‚Гіcony, za jakieЕ› dЕєwiД™ki, za ruch, za to, by pojawiЕ‚a siД™ jej cГіrka.

Scarlet, modliЕ‚a siД™, zamknД…wszy oczy i rozpЕ‚akawszy siД™, wrГіД‡ do mnie, dziecino. ProszД™, wrГіД‡ do mnie.




ROZDZIAЕЃ PIД„TY


Scarlet Paine czuЕ‚a, Ејe pЕ‚ynie w powietrzu, sЕ‚yszД…c trzepot miliona niewielkich skrzydeЕ‚ek tuЕј przy uszach, czuЕ‚a, Ејe wznosi siД™ coraz wyЕјej i wyЕјej. ObejrzaЕ‚a siД™ i zobaczyЕ‚a, Ејe dЕєwiga jД… gromada nietoperzy, milion gackГіw otaczajД…cych jД… zewszД…d, uczepionych jej koszuli, niosД…cych jД… w przestworza.

UlatywaЕ‚a ponad chmury, przez najpiД™kniejszy Е›wit, jaki kiedykolwiek widziaЕ‚a, chmury rozstД™pujД…ce siД™ i pierzchajД…ce, ciemnopomaraЕ„czowe niebo, ktГіre zdawaЕ‚o siД™ caЕ‚e pЕ‚onД…Д‡. Nie rozumiaЕ‚a, co siД™ dzieje, ale z jakiegoЕ› powodu nie odczuwaЕ‚a strachu. WyczuwaЕ‚a, Ејe dokД…dЕ› jД… zabierajД…, i kiedy tak piszczaЕ‚y i trzepotaЕ‚y dookoЕ‚a, unosiЕ‚y jД… pod niebo, czuЕ‚a, jakby byЕ‚a jednД… z nich.

Zanim zdoЕ‚aЕ‚a pojД…Д‡, co siД™ dzieje, nietoperze posadziЕ‚y jД… delikatnie przed najwiД™kszym zamkiem, jaki kiedykolwiek widziaЕ‚a. MiaЕ‚ wiekowe, kamienne mury, a ona staЕ‚a przed ogromnymi, strzelistymi wrotami. Nietoperze odleciaЕ‚y w dal, znikajД…c, i Е‚opot ich skrzydeЕ‚ wkrГіtce ucichЕ‚.

StaЕ‚a przed drzwiami, ktГіre powoli otworzyЕ‚y siД™. Ze Е›rodka wylaЕ‚o siД™ zЕ‚ocistoЕјГіЕ‚te Е›wiatЕ‚o i Scarlet poczuЕ‚a, Ејe przyciД…ga jД… do siebie, zachД™ca, by weszЕ‚a.

PrzekroczyЕ‚a prГіg, minД™Е‚a Е›wiatЕ‚o i weszЕ‚a do najwiД™kszej komnaty, jakД… w Ејyciu widziaЕ‚a. WewnД…trz, stojД…c idealnie na bacznoЕ›Д‡, zwrГіcone twarzami do niej, staЕ‚y wampiry, armia wampirГіw ubranych na czarno. ZawisЕ‚a nad nimi, spoglД…dajД…c w dГіЕ‚, jakby byЕ‚a ich przywГіdczyniД….

Jak jeden mД…Еј, wznieЕ›li otwarte dЕ‚onie i uderzyli siД™ w pierЕ›.

– Powiłaś nasz lud – rozbrzmiały jednym głosem, który odbił się echem od murów. – Powiłaś nasz lud!

Wampiry wydaЕ‚y z siebie potД™Ејny okrzyk i w jednej chwili Scarlet wszystko zrozumiaЕ‚a, poczuЕ‚a, jakby w koЕ„cu odnalazЕ‚a swГіj dom.

Powieki Scarlet podskoczyЕ‚y, kiedy obudziЕ‚ jД… dЕєwiД™k tЕ‚uczonego szkЕ‚a. ZdaЕ‚a sobie sprawД™, Ејe leЕјy twarzД… do ziemi na betonie, z przyciЕ›niД™tymi do niego policzkami, zziД™bniД™ta i przemokniД™ta. ZauwaЕјyЕ‚a peЕ‚zajД…ce w jej kierunku mrГіwki, poЕ‚oЕјyЕ‚a dЕ‚onie na szorstkim cemencie, usiadЕ‚a i odgarnД™Е‚a je od siebie.

ByЕ‚a zziД™bniД™ta, obolaЕ‚a, jej szyja i plecy byЕ‚y zesztywniaЕ‚e od spania w niewygodnej pozycji. Przede wszystkim, byЕ‚a zdezorientowana, wystraszona tym, iЕј nie poznawaЕ‚a swego otoczenia. ZnajdowaЕ‚a siД™ pod niewielkim, miejscowym mostem, leЕјД…c na pokrytym cementem zboczu, otoczona blaskiem wstajД…cego Е›witu. CuchnД™Е‚o tu moczem i zwietrzaЕ‚ym piwem. Scarlet zobaczyЕ‚a rГіwnieЕј, Ејe caЕ‚Д… powierzchniД™ pokrywaЕ‚o graffiti, a kiedy przyjrzaЕ‚a siД™ uwaЕјniej, zauwaЕјyЕ‚a puszki po piwie, rГіЕјne odpadki, zuЕјyte igЕ‚y. UЕ›wiadomiЕ‚a sobie, Ејe znalazЕ‚a siД™ w zЕ‚ym miejscu. RozejrzaЕ‚a siД™ wokГіЕ‚, mrugajД…c oczyma, i nie mogЕ‚a pojД…Д‡, gdzie jest, ani jak tu trafiЕ‚a.

DobiegЕ‚ jД… ponowny odgЕ‚os tЕ‚uczonego szkЕ‚a, ktГіremu towarzyszyЕ‚ dЕєwiД™k szurajД…cych stГіp i Scarlet odwrГіciЕ‚a siД™ szybko, majД…c siД™ na bacznoЕ›ci.

Około dziesięć stóp dalej stało czterech meneli w łachmanach, wyglądających bądź to na pijanych, bądź też na prochach – albo po prostu szukających zaczepki. Nieogoleni, starsi mężczyźni spoglądali na nią, jakby była ich maskotką. Na ich ustach widniał lubieżny uśmiech ukazujący ich próchniejące, żółte zęby. Byli jednak silni. Widziała to po ich szerokich ramionach i wysokim wzroście oraz po sposobie, w jaki zbliżali się do niej. Jeden z nich rzucił butelkę po piwie i rozbił ją pod mostem. Wiedziała, że nie mają dobrych zamiarów.

Spróbowała przypomnieć sobie, jak dotarła w to miejsce. Nigdy dobrowolnie nie schroniłaby się tu. Czyżby została tu przyniesiona? Pierwsze, co przyszło jej na myśl, to, że być może została zgwałcona; jednak spojrzała w dół i zobaczyła, że jest w pełni ubrana. Wiedziała, że to nie to. Cofnęła się myślami, starając się przypomnieć sobie ubiegłą noc.

Ale wszystko przysłaniała bolesna mgła. Widziała jedynie przebłyski: knajpę położoną na poboczu Drogi 9-tej… scysję… Lecz wszystko było takie zamazane. Nie była po prostu w stanie przypomnieć sobie żadnych szczegółów.

– Wiesz, że jesteś pod naszym mostem? – powiedział jeden z oprychów, kiedy już podeszli do niej, zbliżając się coraz bardziej. Scarlet zerwała się na ręce i kolana, potem wstała, odwrócona do nich twarzą, drżąc wewnątrz, jednak nie chcąc okazywać strachu.

– Nikt nie przechodzi tędy bez opłaty – powiedział inny.

– Przepraszam – powiedziała. – Nie wiem, jak tu trafiłam.

– Twój błąd – powiedział jeszcze inny głębokim, gardłowym głosem, uśmiechając się do niej.

– Proszę – powiedziała Scarlet, starając się zabrzmieć twardo, lecz jej głos zadrżał i cofnęła się o krok. – Nie chcę żadnych kłopotów. Już sobie idę. Przepraszam.

Z mocno walД…cym sercem odwrГіciЕ‚a siД™, by odejЕ›Д‡, ale nagle usЕ‚yszaЕ‚a biegnД…ce ku niej kroki i poczuЕ‚a rД™kД™ zaciskajД…cД… siД™ wokГіЕ‚ jej szyi, przyciskajД…cД… nГіЕј do jej gardЕ‚a oraz okropny, zalatujД…cy piwem oddech na swej twarzy.

– O nie, kochana – powiedział. – Nawet nie przedstawiliśmy się jeszcze.

Scarlet zaczęła walczyć, ale mężczyzna był zbyt silny, a jego szczecina podrapała jej policzek, kiedy otarł się twarzą o jej twarz.

WkrГіtce pojawiЕ‚a siД™ przed niД… pozostaЕ‚a trГіjka. Scarlet krzyknД™Е‚a, walczД…c nadaremnie. Potem poczuЕ‚a, jak ich ohydne dЕ‚onie przesunД™Е‚y siД™ w dГіЕ‚ jej brzucha. Jedna z nich siД™gnД™Е‚a jej do pasa.

Scarlet szarpała się i wykręcała, próbując uciec – ale byli zbyt silni. Jeden z nich sięgnął do jej pasa i zerwał go, po czym rzucił na ziemię, a ona usłyszała szczęk metalowej klamry uderzającej o cement.

– Proszę, puśćcie mnie! – krzyknęła, wijąc się w ich uścisku.

Czwarty menel sięgnął i chwycił jej jeansy za pas, po czym zaczął je ściągać, próbując zerwać je z niej. Scarlet wiedziała, że za chwilę, jeżeli nic nie zrobi, to oni wyrządzą jej krzywdę.

CoЕ› w jej wnД™trzu pД™kЕ‚o. Nie rozumiaЕ‚a tego, ale caЕ‚kowicie jД… to pochЕ‚onД™Е‚o, jakby zalaЕ‚a jД… jakaЕ› energia, wezbraЕ‚a od stГіp, przez nogi i caЕ‚y tuЕ‚Гіw. OdczuЕ‚a jД…, jako palД…cy Ејar, przeszywajД…cy jej barki, ramiona, aЕј po czubki palcГіw. Jej twarz spД…sowiaЕ‚a, wЕ‚osy stanД™Е‚y dД™ba i poczuЕ‚a ogieЕ„ trawiД…cy jej wnД™trze. PoczuЕ‚a siЕ‚Д™, ktГіrej nie rozumiaЕ‚a, czuЕ‚a, Ејe jest silniejsza niЕј oni wszyscy, silniejsza niЕј cokolwiek innego na Е›wiecie.

Potem poczuła coś jeszcze: pierwotny gniew. Był całkiem nowym odczuciem. Nie pragnęła już uciec – chciała zostać tu, na miejscu, i sprawić, aby ci mężczyźni zapłacili jej za wszystko. Chciała rozedrzeć ich na strzępy, kończyna po kończynie.

I w końcu poczuła jeszcze coś: głód. Głęboki, nękający głód, który sprawił, że zapragnęła zaspokoić to pragnienie.

OdchyliЕ‚a siД™ i zawarczaЕ‚a, wydaЕ‚a z siebie dЕєwiД™k, ktГіry jД… samД… przeraziЕ‚; z jej zД™bГіw wyrosЕ‚y kЕ‚y, a ona odchyliЕ‚a siД™ i kopnД™Е‚a mД™ЕјczyznД™ siД™gajД…cego do jej jeansГіw. Jej kop byЕ‚ na tyle energiczny, Ејe mД™Ејczyzna poleciaЕ‚ w powietrzu dobre dwadzieЕ›cia stГіp, zanim walnД…Е‚ gЕ‚owД… o betonowД… Е›cianД™. Pozbawiony przytomnoЕ›ci, osunД…Е‚ siД™ na ziemiД™.

Pozostali cofnД™li siД™, wypuszczajД…c jД… z uЕ›cisku, z ustami otwartymi z szoku i przeraЕјenia, gapiД…c siД™ na Scarlet. WyglД…dali tak, jakby wЕ‚aЕ›nie zdali sobie sprawД™, Ејe popeЕ‚nili wielki bЕ‚Д…d.

Zanim zdążyli zareagować, Scarlet obróciła się na pięcie i uderzyła łokciem trzymającego ją mężczyznę, waląc w jego szczękę tak mocno, że obrócił się dwukrotnie dookoła swej osi i upadł, straciwszy przytomność.

Scarlet odwrГіciЕ‚a siД™, warczД…c, i stanД™Е‚a twarzД… w twarz z pozostaЕ‚Д… dwГіjkД…, spoglД…dajД…c na nich niczym bestia na swe ofiary. Obaj Е‚achmaniarze stali przed niД… z oczyma otwartymi szeroko ze strachu. Scarlet usЕ‚yszaЕ‚a jakiЕ› dЕєwiД™k i kiedy spuЕ›ciЕ‚a wzrok, zauwaЕјyЕ‚a, Ејe jeden z nich wЕ‚aЕ›nie siД™ posikaЕ‚.

SiД™gnД™Е‚a do ziemi, podniosЕ‚a swГіj pasek i ruszyЕ‚a przed siebie beztrosko.

MД™Ејczyzna zachwiaЕ‚ siД™ w tyЕ‚, skamieniaЕ‚y ze strachu.

– Nie! – zajęczał. – Proszę! Ja nie chciałem!

Scarlet rzuciła się w przód i owinęła pas wokół jego szyi. Potem uniosła go jedną ręką, aż nogi mu zadyndały nad ziemią, a mężczyzna zaczął sapać, szarpiąc za pasek. Przytrzymała go w ten sposób wysoko nad głową, aż w końcu przestał się ruszać i zawisł bez życia.

Scarlet odwróciła się i zmierzyła wzrokiem ostatniego lumpa, który płakał zbyt przestraszony, by uciekać. Z wydłużonymi kłami Scarlet podeszła bliżej i zatopiła je w jego gardle. Zadygotał w jej ramionach, po czym po chwili zwisł w kałuży krwi bezwładnie.

Scarlet usЕ‚yszaЕ‚a odgЕ‚os kogoЕ› uciekajД…cego w oddali, a kiedy obejrzaЕ‚a siД™ zobaczyЕ‚a, jak pierwszy menel wstaje z jД™kiem, powoli podnosi siД™ na nogi. SpojrzaЕ‚ na niД… oczyma szeroko otwartymi ze strachu i padЕ‚ na rД™ce i kolana, prГіbujД…c wymknД…Д‡ siД™ w ten sposГіb.

RzuciЕ‚a siД™ na niego.

– Proszę, nie rób mi nic złego – wyjąkał, płacząc. – Ja nie chciałem. Nie wiem, czym jesteś, ale nie chciałem.

– Jestem pewna, że nie – odpowiedziała mrocznym, nieludzkim głosem. – Dokładnie tak samo jak ja nie chcę zrobić tego, co za chwilę cię spotka.

Podniosła go za tył koszuli, okręciła i rzuciła ze wszystkich sił – prosto w górę.

Menel pomknД…Е‚ niczym pocisk w gГіrД™ pod mostem, uderzajД…c gЕ‚owД… i barkami w cement i przebijajД…c siД™ na drugД… stronД™ przy dЕєwiД™kach opadajД…cego wszД™dzie gruzu. UtknД…Е‚ do poЕ‚owy w moЕ›cie z nogami dyndajД…cymi poniЕјej.

Scarlet wbiegła na górę, na most, jednym susem i zobaczyła jego tułów tkwiący w betonie, głowę i barki wystające nad jezdnią. Mężczyzna wrzeszczał, nie mogąc poruszyć się, wykręcał i wił, starając się uwolnić.

Lecz nie mГіgЕ‚. ByЕ‚ nieruchomym celem dla kaЕјdego pojazdu, ktГіry akurat tД™dy przejeЕјdЕјaЕ‚.

– Wyciągnij mnie stąd! – zażądał.

Scarlet uЕ›miechnД™Е‚a siД™.

– Może następnym razem – powiedziała. – Miłej zabawy.

OdwrГіciЕ‚a siД™, skoczyЕ‚a i odleciaЕ‚a pod niebo, a odgЕ‚os krzykГіw mД™Ејczyzny stawaЕ‚ siД™ coraz sЕ‚abszy i niewyraЕєny, kiedy tak wznosiЕ‚a siД™ coraz wyЕјej, z dala od tego miejsca, nie majД…c pojД™cia, gdzie jest i nie dbajД…c juЕј o to. Tylko jedna osoba majaczyЕ‚a w jej umyЕ›le: Sage. Oczyma swej duszy wciД…Еј widziaЕ‚a jego twarz, jego idealnie rzeЕєbiony podbrГіdek i wargi, jego smД™tny wzrok. WyczuwaЕ‚a miЕ‚oЕ›Д‡, jakД… jД… darzyЕ‚. I czuЕ‚a to samo do niego.

Nie wiedziaЕ‚a juЕј, gdzie na tym boЕјym Е›wiecie znajduje siД™ jej dom, ale byЕ‚o jej wszystko jedno tak dЕ‚ugo, jak byЕ‚a blisko niego.


Sage, pomyЕ›laЕ‚a. Zaczekaj na mnie. JuЕј idД™




ROZDZIAЕЃ SZГ“STY


Maria siedziała wraz z przyjaciółkami w zagonie z dyniami, nienawidząc życia, pałając zazdrością o nie wszystkie. Każda zdawała się mieć chłopaka oprócz niej. A te, które nie miały, zdawały się cieszyć naprawdę silnym wsparciem przyjaciół, którzy zawsze trzymali się razem.

Siedziała na stosie dyń, razem z Beccą i Jasmine przy boku i nie wiedziała, gdzie jest jej miejsce. Zawsze cieszyła się zgraną kliką, trwałą i wieczną, tylko one cztery: ona, Becca, Jasmine oraz, oczywiście, jej najlepsza psiapsiółka, Scarlet. Były nierozłączne. Jeśli jedna z nich nie miała chłopaka, zawsze mogła liczyć na pozostałe. Razem ze Scarlet poprzysięgły nigdy ze sobą nie walczyć, iść do tego samego college’u, pełnić obowiązki druhny na swoich ślubach i zawsze już mieszkać w odległości nie większej niż dziesięć przecznic od siebie.

Maria byЕ‚a taka pewna swoich przyjaciГіЕ‚ek, Scarlet, wszystkiego.

Potem, w przeciągu kilku ostatnich tygodni, wszystko nagle rozpadło się, bez ostrzeżenia. Scarlet wykradła Sage’a wprost spod jej nosa, jedynego faceta od bardzo długiego czasu, na punkcie którego Maria miała obsesję. Maria spąsowiała na wspomnienie tego upokorzenia; dzięki Scarlet wyszła na idiotkę. Wciąż jeszcze była na nią wściekła i nie sądziła, że wybaczy jej kiedykolwiek.

Wróciła myślami do ich ostatniej sprzeczki, do tego, jak Scarlet broniła się, twierdząc, że podoba się Sage’owi, że wcale go nie ukradła. Głęboko w sercu, właściwie wiedziała, że Scarlet prawdopodobnie ma rację. Mimo to, musiała kogoś obwinić i o wiele łatwiej przyszło jej oskarżyć Scarlet niż samą siebie.

KtoЕ› zderzyЕ‚ siД™ z niД… i Maria zeЕ›liznД™Е‚a siД™ ze stosu dyЕ„, lД…dujД…c na ziemi i brudzД…c jeansy.

– Uważaj! – wrzasnęła wkurzona.

Obejrzała się i zauważyła, że był to jeden z pijanych chłopaków. Setki uczniów z jej rocznika zgromadziły się tu, jak zwykle w ramach tradycji, w dzień po wielkiej imprezie, na te głupie szkolne „dyniobranie.” Każdy wiedział, że nikt ich tak naprawdę nie zbiera. Wszyscy siedzieli po prostu na polu dyniowym, opychając się pączkami i pijąc gorący napój z jabłek, podczas gdy szkolna hołota zaprawiała napój ginem. I właśnie jeden z tych chłopaków wpadł na nią przed chwilą. Nawet nie zauważył, że to zrobił, serwując dodatkowo obelgę, kiedy przetoczył się dalej. Maria znała go i wiedziała, że wszyscy oni, ci chłopcy, którzy pili już w tym wieku, niczego w życiu ostatecznie nie osiągną i właśnie w tym znalazła pociechę.

Musiała oczyścić myśli. Nie mogła już dłużej znieść tego wszystkiego. Pragnęła po prostu uciec. Wciąż była wściekła, a do tego nie wiedziała już, z jakiego powodu. Utrata najlepszej przyjaciółki, nawet mimo obecności Jasmine i Becci, sprawiła, że nie wiedziała, co ze sobą począć. I wciąż odczuwała, że pragnie Sage’a, co tylko pogarszało wszystko jeszcze bardziej. Myśli o nim doprowadzały ją do obłędu.

PodniosЕ‚a siД™ na nogi i ruszyЕ‚a przed siebie.

– Gdzie idziesz? – spytała Jasmine.

Maria wzruszyЕ‚a ramionami.

– Muszę zaczerpnąć tchu.

PrzepchnД™Е‚a siД™ przez tЕ‚um, idД…c coraz dalej i dalej do koЕ„ca uprawnego pola, leЕјД…cego na peryferiach ich miasta, patrzД…c na te wszystkie dzieciaki z kubkami w dЕ‚oniach siedzД…ce i Е›miejД…ce siД™, wydawaЕ‚oby siД™ takie szczД™Е›liwe. Wszyscy oprГіcz niej. W tej chwili nienawidziЕ‚a ich wszystkich.

DotarЕ‚a na skraj tЕ‚umu i szЕ‚a dalej, aЕј znalazЕ‚a pojedynczy stГіg siana na skraju kukurydzianego labiryntu.

Złożyła głowę w dłoniach i powstrzymała łzy. Czuła przygnębienie i nie wiedziała dlaczego. Sądziła, że głównie z powodu tego, że z jej życia znikła Scarlet. Zwykła przesyłać jej setki wiadomości każdego dnia. Nie rozumiała też, dlaczego to wszystko tak się potoczyło. I nie mogła przestać myśleć o Sage’u, chociaż wiedziała, że nie podoba się mu. Zamknęła oczy i siłą woli nakłaniała go raz po raz, by pojawił się przed nią.

Sage, oddam wszystko, pomyЕ›laЕ‚a. PrzybД…dЕє tu. PragnД™ ciД™. PotrzebujД™.

– Co taka ślicznotka jak ty robi tu, siedząc całkiem sama? – odezwał się czyjś mroczny, uwodzicielski głos.

Maria wzdrygnęła się, a kiedy otworzyła oczy, wpadła w zupełne osłupienie na widok tego, co miała przed sobą. Nie był to Sage. Ale facet, cudowniejszy nawet od Sage’a, jeśli w ogóle to możliwe. Miał na sobie czarne, skórzane buty, czarne, skórzane jeansy, czarną koszulkę, niewielki, czarny naszyjnik z zębów rekina oraz dopasowaną, czarną, skórzaną kurtkę. Miał szare oczy, faliste, brązowe włosy i nieznaczny, idealny uśmiech. Miał w sobie więcej seksapilu niż jakikolwiek znany jej dotąd chłopak: wyglądał jak gwiazdor rocka, który zszedł ze sceny tylko dla niej.

Maria zamrugała kilkakrotnie powiekami i rozejrzała się wokoło, zastanawiając się, czy to jakiś żart. Ale był tam jedyną osobą i to on do niej właśnie przemawiał, nie kto inny. Chciała coś odpowiedzieć, lecz słowa uwięzły jej w gardle.

– Ślicznotka? – zdołała jedynie odpowiedzieć z sercem tłukącym się jak oszalałe.

ZaЕ›miaЕ‚ siД™ i byЕ‚ to najpiД™kniejszy dЕєwiД™k, jaki kiedykolwiek sЕ‚yszaЕ‚a.

– Hejże, wszyscy świetnie się bawią. Dlaczego ty jedna nie?

Nie czekając ani chwili, podszedł z wdziękiem, wyciągnął dłoń, a ona, nie zdając sobie z tego sprawy, wzięła ją, zeskoczyła ze stogu siana i poszła razem z nim, trzymając się za dłonie, prosto w kukurydziany labirynt. Była nim tak bardzo zachwycona, że nie przyszło jej nawet do głowy, by zastanowić się, pomyśleć, że to nie jest do końca normalne. Zmaterializował się przed nią obiekt jej fantazji i całkowicie straciła dla niego głowę. Ale nie zamierzała tak zupełnie o nic nie zapytać.

– Yy… kim jesteś? – spytała nieśmiało drżącym głosem, obezwładniona jego dotykiem na swej dłoni.

– Szukałem dziewczyny do labiryntu – powiedział z uśmiechem, kiedy weszli do środka. − To mój szczęśliwy dzień. Jesteś Maria, prawda?

SpojrzaЕ‚a na niego ze zdziwieniem.

– Skąd znasz moje imię?

UЕ›miechnД…Е‚ siД™, a potem rozeЕ›miaЕ‚.

– Wkrótce dowiesz się, że wiem po prostu wszystko. A co do mojego imienia: możesz nazywać mnie Lore.


*

Lore szedł pod rękę z przyjaciółką Scarlet, zadowolony z siebie, z tego, jak łatwo przyszło mu ją uwieść. Ludzie byli zbyt delikatni, zbyt naiwni – to nawet nie było w porządku. Nie musiał praktycznie używać swych mocy, by w jednej chwili, mieć ją w garści. Po części, pragnął ucztować na niej, wysączyć energię z jej ciała i porzucić ją, jak to robił z pozostałymi ludźmi.

Jednocześnie coś podpowiadało mu, by zachował cierpliwość. Jakby nie było, spenetrował całą okolicę i wylądował tu tylko ze względu na nią. Szukał sposobu by dotrzeć do Scarlet i kiedy szybował, wyczuł silne uczucie Marii, które przeniknęło świat; wyczuł jej pożądanie do Sage’a, jej rozpacz. Przyciągnęły go niczym magnes.

Wypatrzył ją z nieba swym sokolim wzrokiem, a kiedy zanurkował w powietrzu, zdał sobie sprawę, że Maria będzie przecież stanowić idealną pułapkę, ktoś taki samotny, tak podatny – i tak bliski Scarlet. Jeśli ktokolwiek miał wiedzieć, jak znaleźć Scarlet, to musiała być ona. Zdecydował, że zaprzyjaźni się z nią, wykorzysta, by odnaleźć Scarlet, a kiedy już to osiągnie, zabije ją. W międzyczasie, równie dobrze może się nią zabawić. Ta żałosna ludzka kobieta uwierzy we wszystkie fantazje.

– Yy… nie rozumiem… − powiedziała Maria drżącym, podenerwowanym głosem. – Wyjaśnij mi to jeszcze raz. Mówiłeś, że jesteś… nowy, czy coś.

Lore rozeЕ›miaЕ‚ siД™.

– Tak jakby – powiedział.

– To znaczy, będziesz chodził do naszej szkoły? – spytała.

– Myślę, że nie mam czasu na szkołę – odparł.

– Co to znaczy? Nie jesteś w moim wieku? – spytała.

– Jestem. Ale ukończyłem szkołę dawno temu.

Lore niemal powiedziaЕ‚ wieki temu, lecz w ostatniej sekundzie powstrzymaЕ‚ siД™ na szczД™Е›cie.

– Dawno temu? Co masz na myśli? Jesteś jakiś super uzdolniony, czy co? Spojrzała na niego szerokimi, pełnymi uwielbienia oczyma, a on uśmiechnął się do niej.

– Coś w tym stylu – powiedział. – Więc twoi przyjaciele zostali tam, na przyjęciu? – dodał.

Maria skinД™Е‚a gЕ‚owД….

– Taa, wszyscy oprócz… Cóż, już i tak nie przyjaźnię się z nią, więc tak, wszyscy są tam.

– Oprócz kogo? – spytał zaintrygowany Lore.

Maria zarumieniЕ‚a siД™.

– No, mojej byłej najlepszej przyjaciółki. Nie ma jej tam. Ale jak już mówiłam, już nie przyjaźnimy się.

Lore zawahaЕ‚ siД™ tym razem, zastanawiajД…c siД™ na gЕ‚os.

– Co się stało między wami dwiema? – spytał ostrożnie.

Maria wzruszyЕ‚a ramionami i poszli dalej w milczeniu, rozgniatajД…c butami siano z chrzД™stem.

– Nie musisz mi mówić – powiedział w końcu Lore. – I tak wiem, jak to jest zrazić się do przyjaciela. Mój kuzyn. Kiedyś byliśmy sobie bliscy, jak bracia. Teraz nawet ze sobą nie rozmawiamy.

Maria podniosЕ‚a na niego wzrok i spojrzaЕ‚a ze wspГіЕ‚czuciem.

– To okropne – powiedziała. – Co się stało?

Lore wzruszyЕ‚ ramionami.

– Długa historia. Licząca całe wieki, chciał dodać, ale powstrzymał się.

Maria skinД™Е‚a gЕ‚owД…, najwyraЕєniej solidaryzujД…c siД™ z nim.

– Cóż, skoro wydajesz się mnie rozumieć – powiedziała – w takim razie powiem ci. Nie wiem, dlaczego, nawet ciebie nie znam, ale czuję, że wszystko zrozumiesz.

Lore uЕ›miechnД…Е‚ siД™ do niej uspokajajД…co.

– Zdaje się, że w ten sposób oddziałuję na ludzi – powiedział.

– W każdym razie – kontynuowała Maria – Scarlet, moja przyjaciółka, ona tak jakby podkradła faceta, który mi się podobał. Nie, żeby mnie jeszcze obchodził.

Maria zamilkła i Lore wyczuł, że chciała powiedzieć coś jeszcze i odczytał jej myśli:

CГіЕј, przynajmniej od chwili, kiedy poznaЕ‚am ciebie.

Lore uЕ›miechnД…Е‚ siД™.

– Kradzież czyjegoś chłopaka – powiedział, potrząsając głową. – Nie ma nic gorszego.

ЕљcisnД…Е‚ jej dЕ‚oЕ„ jeszcze bardziej, a Maria skwitowaЕ‚a go pГіЕ‚uЕ›miechem.

– Więc już nie przyjaźnicie się ze sobą?

Maria potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД….

– Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała.

Lore wyczuł, że wywiera zbyt duży nacisk. Miał sporo czasu, by ją uwieść, by dowiedzieć się o Scarlet wszystkiego, co trzeba. W międzyczasie musiał sprawić, by mu zaufała – uwierzyła bezgranicznie.

Dotarli do Е›rodka kukurydzianego labiryntu, zatrzymali siД™ i stali. Maria odwrГіciЕ‚a wzrok, a Lore wyczuЕ‚ jej ogromne podenerwowanie.

– No więc, co teraz? – spytała z drżącymi dłońmi. − Może wrócimy? – dodała.

OdczytaЕ‚ jej myЕ›li.

Mam nadzieję, że nie chce wracać. Mam nadzieję, że mnie pocałuje. Proszę, pocałuj mnie.

Lore siД™gnД…Е‚ dЕ‚oЕ„mi, objД…Е‚ jej policzki, nachyliЕ‚ siД™ i pocaЕ‚owaЕ‚ jД….

Na poczД…tku Maria opieraЕ‚a siД™, odpychajД…c go.


Lecz potem stopniaЕ‚a pod wpЕ‚ywem jego pocaЕ‚unku. WyczuЕ‚, Ејe rozpЕ‚ywa siД™ w jego objД™ciach i juЕј wiedziaЕ‚, Ејe od tej chwili Maria naleЕјy caЕ‚kowicie do niego




ROZDZIAЕЃ SIГ“DMY


Scarlet leciała po porannym niebie, ocierając łzy, wciąż wstrząśnięta po incydencie pod mostem, starając się zrozumieć wszystko to, co się jej przytrafia. Frunęła. Ledwie potrafiła w to uwierzyć. Nie wiedziała, w jaki sposób, lecz wyrosły jej skrzydła i po prostu wystartowała, wzbiła się w powietrze, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Nie mogła zrozumieć, dlaczego światło rani jej oczy, dlaczego skóra zaczyna ją swędzić na słońcu. Na szczęście zachmurzyło się tego dnia, co przyniosło jej odrobinę ulgi; ale mimo to, nie czuła się sobą.

Była taka zagubiona, taka samotna i nie wiedziała, dokąd się udać. Czuła, że nie może wrócić do domu, nie po tym wszystkim, co się stało, nie po tym, jak odkryła, że mama pragnie jej śmierci, że wszyscy ją nienawidzą. Nie mogła również iść do przyjaciółek. Maria przecież również jej nienawidziła i wydawało się, że nastawiła przeciwko niej pozostałych. Nie mogła wrócić do szkoły, nie mogła tak po prostu z powrotem wkroczyć w swe normalne życie, zwłaszcza po tej wielkiej awanturze z Vivian na zabawie.

W jakiejś mierze pragnęła zwinąć się w kłębek i umrzeć. Czuła, że nie ma już na świecie miejsca, które mogłaby traktować jak dom.

PrzefrunД™Е‚a nad swym rodzinnym miastem i kiedy mijaЕ‚a wЕ‚asny dom odniosЕ‚a przedziwne odczucie, spoglД…dajД…c na niego z gГіry. FrunД™Е‚a wystarczajД…co wysoko, by nikt jej nie zauwaЕјyЕ‚, a ona widziaЕ‚a miasto z lotu ptaka, jak nigdy dotД…d. WidziaЕ‚a idealnie rozplanowane przecznice, siatkД™ krzyЕјujД…cych siД™ linii, czyste ulice, wysokД… iglicД™ koЕ›cioЕ‚a; wszД™dzie widziaЕ‚a przewody, telefoniczne sЕ‚upy, wszystkie te pochyЕ‚e dachy, niektГіre pokryte gontami, inne dachГіwkami, wiД™kszoЕ›Д‡ liczД…ce wiele lat. WidziaЕ‚a ptaki usadowione na dachach i pojedynczy, purpurowy balon unoszД…cy siД™ w jej stronД™.

Listopadowy wiatr był na tej wysokości dość chłodny i smagał jej twarz, przyprawiając Scarlet o dreszcze. Chciała zniżyć lot, ogrzać się gdzieś.

Kiedy tak frunęła, zastanawiając się, jedyną osobą, którą widziała, jedyną twarzą, która ustawicznie pojawiała się w jej umyśle, była ta należąca do Sage’a. Nie pojawił się z powrotem w domu zgodnie z tym, co przyrzekł; wystawił ją do wiatru i wciąż była za to na niego wściekła. Scarlet założyła, że nie chce jej już więcej widzieć.

Z drugiej strony jednak, naprawdД™ nie byЕ‚a pewna, co siД™ wydarzyЕ‚o. MoЕјe, ale tylko moЕјe, byЕ‚ jakiЕ› powГіd, dla ktГіrego Sage nie pojawiЕ‚ siД™. MoЕјe mimo wszystko kochaЕ‚ jД… nadal.

Im więcej o tym myślała, tym większą odczuwała potrzebę zobaczenia się z nim. Musiała ujrzeć znajomą twarz, kogoś, komu wciąż na niej zależało, kto ją kochał. Lub przynajmniej kto kochał ją kiedyś.

PodjД™Е‚a decyzjД™. SkrД™ciЕ‚a i skierowaЕ‚a siД™ na zachГіd, w kierunku rzeki, w stronД™ miejsca, gdzie jak wiedziaЕ‚a, mieszka Sage. FrunД™Е‚a dalej obrzeЕјami miasta, spoglД…dajД…c w dГіЕ‚ na gЕ‚Гіwne drogi, uЕјywajД…c ich jako drogowskazu. Jej serce zabiЕ‚o szybciej, kiedy uzmysЕ‚owiЕ‚a sobie, Ејe dotrze do niego za kilka chwil.

Kiedy zostawiła miasto za sobą, krajobraz zmienił się: zamiast idealnie rozplanowanych dzielnic i domów, zobaczyła mniej liczne domostwa, większe działki ziemi, więcej drzew… Parcele przeistoczyły się z dwuakrowych w czteroakrowe, sześcio-, potem dziesięcio-, dwudziesto- …Wkraczała na tereny wielkich posesji.

DotarЕ‚a do brzegГіw rzeki i kiedy skrД™ciЕ‚a i poleciaЕ‚a wzdЕ‚uЕј nich, pod sobД… zobaczyЕ‚a te wszystkie posiadЕ‚oЕ›ci wraz z ich dЕ‚ugimi, rozlegЕ‚ymi podjazdami, otoczonymi wiekowymi dД™bami i robiД…cymi wraЕјenie bramami. Wszystko to zalatywaЕ‚o bogactwem, historiД…, pieniД™dzmi i wЕ‚adzД….

Minęła największą i najelegantszą z nich, oddaloną od głównej drogi o kilka akrów, położoną pięknie tuż nad brzegiem rzeki, stary dom z wiekowego kamienia, z najwspanialszymi wykuszami i wieżami, z wyglądu przypominający bardziej zamek niż dom. Jego piętnaście kominów sterczało pionowo niczym latarnie morskie przestworzy. Scarlet nigdy nie zdawała sobie sprawy, jak piękny jest dom Sage’a, dopóki nie ujrzała go z góry.

Zniżyła lot, nurkując w powietrzu z walącym z podenerwowania sercem. Czy Sage w ogóle będzie chciał się z nią jeszcze zobaczyć? A jeśli nie? W przeciwnym razie nie wiedziała, gdzie mogłaby się udać.

Wylądowała przed głównymi drzwiami, opadając łagodnie na ziemię, składając skrzydła i podniosła wzrok na kamienną fasadę – i w tej samej chwili jej serce ogarnął chłód. Nie mogła pojąć tego, co widzi: cały dom, calusieńki, był zabity deskami. W miejscu pięknych ozdobnych okien widniała sklejka, przybita pośpiesznie; w miejsce całej wrzawy, którą zastała tu ostatnio, teraz nie było nic.

Dom byЕ‚ opuszczony.

Scarlet usЕ‚yszaЕ‚a skrzypniД™cie. ObejrzaЕ‚a siД™ na bok i zauwaЕјyЕ‚a zardzewiaЕ‚Д… bramД™ koЕ‚yszД…cД… siД™ niedbale, skrzypiД…cД… na wietrze. OdniosЕ‚a wraЕјenie, jakby nikt nie mieszkaЕ‚ tu od lat.

OkrД…ЕјyЕ‚a dom, podfruwajД…c na jego tyЕ‚y i wylД…dowaЕ‚a na biaЕ‚ym, marmurowym placu, po czym podniosЕ‚a wzrok na fasadД™; nie rГіЕјniЕ‚a siД™ bardzo. Dom byЕ‚ caЕ‚kowicie opustoszaЕ‚y, zabity deskami. Jakby wszystko, co siД™ wydarzyЕ‚o, nigdy nie zaistniaЕ‚o.

Odwróciła się i spojrzała na rozległe ziemie wiodące do rzeki, wpatrując się w zasnuty chmurami horyzont, ciemne niebo zwiastujące nadejście burzy, rozglądając się wszędzie w poszukiwaniu Sage’a.

Nie wyczuwaЕ‚a tu jego obecnoЕ›ci. Ani w tym domu. Ani nigdzie indziej.

OdszedЕ‚.

Nie mogła w to uwierzyć. Naprawdę odszedł.

UsiadЕ‚a, kЕ‚adД…c dЕ‚onie na kolanach, i rozpЕ‚akaЕ‚a siД™. Czy naprawdД™ aЕј tak bardzo jej nienawidziЕ‚? Czy nie kochaЕ‚ jej nigdy tak naprawdД™?

Siedziała tak i płakała dopóki nie poczuła się pusta, odrętwiała. Gapiła się w pustkę, zastanawiając się, co dalej. Właściwie pragnęła włamać się do domu, choćby po to, by się ogrzać i ukryć. Lecz wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie była przestępcą.

Siedziała z głową w dłoniach przez zdawałoby się całą wieczność, czując intensywny ból między oczyma, wiedząc, że musi gdzieś iść, coś zrobić. Ale gdzie?

Z jakiegoś powodu ponownie pomyślała o swoich przyjaciółkach. Maria nienawidziła jej, ale nie było powodu, żeby jej pozostałe psiapsiółki również. Były kiedyś tak bliskie sobie. Nawet jeśli nie mogła porozmawiać z Marią, może spróbuje porozmawiać z Beccą lub Jasmine. Scarlet nic im przecież nie zrobiła. I od czego ma się przyjaciółki, jeśli nie można liczyć na nie w takich chwilach?


Wstała, obtarła łzy, zrobiła trzy kroki i skoczyła w powietrze. Zamierzała znaleźć przyjaciółki, poprosić, by ją przenocowały, tylko tej nocy, a potem pomyśleć, co zrobić ze swoim życiem




ROZDZIAЕЃ Г“SMY


Ojciec McMullen klęczał przed ołtarzem, obejmując różaniec drżącymi dłońmi i modląc się o jasność myśli. Oraz, musiał to też przyznać, modląc się o ochronę. Jego umysł wciąż podsuwał mu obrazy Scarlet, tej dziewczyny, którą wiele dni temu przyprowadziła do niego jej matka, tej chwili, kiedy nawet w tym świętym przybytku każde okno roztrzaskało się na kawałki. Duchowny zerknął do góry i rozejrzał się wokoło, jakby zastanawiał się czy to wszystko rzeczywiście wydarzyło się – i poczuł ucisk w żołądku, jako że miał przed sobą jaskrawy dowód, zabite deskami otwory po oknach.

ProszД™, Ojcze. Miej nas w swej pieczy. Miej jД… w swej pieczy. Ocal nas przed niД…. I ocal jД… przed niД… samД…. ProszД™ o jakiЕ› znak.

Nie wiedział, co robić. Był księdzem z małej mieściny, z małomiasteczkową parafią i nie posiadał umiejętności radzenia sobie z tak ogromnymi mocami nadprzyrodzonymi. Czytał o nich w legendach, jednakże nigdy nie sądził, że są prawdziwe, a już na pewno nie doświadczył ich tak realnie.

I teraz, spędziwszy całe życie na modlitwie do Boga, na mówieniu innym o siłach dobra i zła, sam stał się ich świadkiem. Prawdziwie duchowe moce toczyły ze sobą bój, tu na ziemi, na widoku. Teraz ich doświadczył – wszystkiego, o czym kiedykolwiek czytał i rozmawiał z innymi – na własnej skórze.

I wystraszyЕ‚o go to Е›miertelnie.

Zastanawiał się, czy takie zło może rzeczywiście kroczyć po ziemi? Skąd przybyło? Czego chciało? I dlaczego wszystko to trafiło na niego, spadło na jego barki?

Ojciec McMullen natychmiast skontaktował się z Watykanem, informując, co się wydarzyło i prosząc o pomoc, o poradę. Przede wszystkim, pragnął wiedzieć, jak pomóc tej biednej dziewczynie. Czy istniały jakieś prastare modlitwy, ceremoniały, których nie zna?

Lecz, ku jego przeraЕјeniu, nigdy nie otrzymaЕ‚ odpowiedzi.

KlД™czaЕ‚, modlД…c siД™, jak kaЕјdego popoЕ‚udnia, tym razem jednak wznoszД…c swe modlitwy dЕ‚uЕјej i Ејarliwiej.

Nagle wzdrygnął się, kiedy ogromne, strzeliste, drewniane drzwi kościelne otworzyły się z hukiem, zalewając wnętrze światłem i wpuszczając zimne podmuchy wiatru, które smagnęły mu plecy. Natychmiast jego ciało ogarnęły dreszcze – i to nie tylko z powodu pogody.

WyczuЕ‚, Ејe coЕ› mrocznego nawiedziЕ‚o koЕ›ciГіЕ‚.

Z mocno bijącym sercem wstał na nogi i odwrócił się, stając twarzą do wejścia, zastanawiając się, co to może być. Spojrzał przez przymrużone przed słońcem oczy.

ZobaczyЕ‚ sylwetki trzech mД™Ејczyzn po szeЕ›Д‡dziesiД…tce, z biaЕ‚ymi wЕ‚osami, ubranych na czarno, z czarnymi stГіjkami i w sutannach. PrzyjrzaЕ‚ siД™ im z podziwem; mieli w sobie coЕ› dziwnego, coЕ› zЕ‚owieszczego. Nie przypominali Ејadnych ksiД™Ејy, jakich kiedykolwiek widziaЕ‚.

– Ojciec McMullen? – spytał jeden z nich.

Duchowny nie cofnД…Е‚ siД™, kiedy podeszli bliЕјej, a jedynie skinД…Е‚ gЕ‚owД… niepewnie.

– Kim jesteście? – spytał. – Czy mogę jakoś pomóc?

– Wezwałeś nas – powiedział jeden.

Ojciec spojrzaЕ‚ na niego zaintrygowany.

– Tak?

Dotarli do niego i w tej samej chwili jeden z nich wyciД…gnД…Е‚ w jego kierunku jakieЕ› pismo.

Ojciec wziД…Е‚ je. ByЕ‚o z Watykanu.

– Przysłali nas, byśmy przeprowadzili dochodzenie – powiedział któryś.

Ojciec odczuł ulgę, choć jednocześnie zlustrował ich z obawą, chłonąc szczegóły ich surowego wyglądu.

– Jestem zaszczycony, że chcieliście przybyć tu aż z Watykanu – powiedział. Dziękuję wam za to. Możecie pomóc?

MД™ЕјczyЕєni zignorowali go jednak, odwrГіcili siД™ i przyjrzeli sklejce na oknach, patrzД…c wymownie na siebie nawzajem, jakby dokЕ‚adnie wiedzieli, co tu zaszЕ‚o.

– Ta dziewczyna, którą opisałeś – powiedział jeden posępnym, niskim głosem. – Jak się nazywa?

– Ma na imię Scarlet – odparł ojciec McMullen.

– Nazwisko? – spytał ten sam mężczyzna.

Ojciec spojrzał na niego niepewnie. Nie wiedział, czy powinien chronić swoją parafiankę, bronić jej prywatności. Lecz wiedział, że to głupie; ci ludzie należeli do Kościoła.

– Paine – odpowiedział, odczuwając rosnące niezdecydowanie.

Jeden z nich odnotowaЕ‚ to i przemГіwiЕ‚ ponownie.

– Gdzie mieszka? – ponaglił.

Tym razem duchowny odczuЕ‚ jeszcze wiД™kszД… wД…tpliwoЕ›Д‡. OdchrzД…knД…Е‚.

– Z całym szacunkiem, mogę spytać, dlaczego zadajecie te wszystkie pytania?

MД™ЕјczyЕєni spojrzeli po sobie z dezaprobatД…, po czym jeden z nich wystД…piЕ‚ do przodu. PodszedЕ‚ za blisko i ojciec cofnД…Е‚ siД™ o pГіЕ‚ kroku.

– Jeśli mamy jej pomóc – powiedział powoli ponurym głosem – musimy wiedzieć o wszystkim. – Nachylił się. – O wszystkim.

Ojciec odchrzД…knД…Е‚ i odwrГіciЕ‚ wzrok.

– Cóż… powiedział, po czym zamilkł. – Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób planujecie jej pomóc. Być może uda mi się sprowadzić ją tu do kościoła, by udzielić jej posługi?

PragnД…Е‚, by ci mД™ЕјczyЕєni, co do ktГіrych odczuwaЕ‚ takД… niepewnoЕ›Д‡, pozostali na neutralnym gruncie.

– Ojcze – powiedział jeden z nich, robiąc krok do przodu i chwytając go za ramię zdecydowanie. – Sądzę, że nas nie zrozumiałeś. Nie przybyliśmy pomóc twej parafiance. Jesteśmy tu, by ją powstrzymać.

– Powstrzymać? – powiedział duchowny ze zgrozą. – Co tak dokładnie to oznacza? Ona jest dopiero nastolatką.

MД™Ејczyzna potrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД….

– Jest czymś o wiele więcej. Jest pradawną, demoniczną duszą, która dokona zniszczeń niepodobnych do niczego na ziemi. Naszym zadaniem, jako członków Kościoła, jest powstrzymanie jej – za wszelką cenę.




Конец ознакомительного фрагмента.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43691911) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Если текст книги отсутствует, перейдите по ссылке

Возможные причины отсутствия книги:
1. Книга снята с продаж по просьбе правообладателя
2. Книга ещё не поступила в продажу и пока недоступна для чтения

Навигация