Читать онлайн книгу "Odnaleziona"

Odnaleziona
Morgan Rice


Wampirzych DziennikГіw #8
W ODNALEZIONA (ósmej części Wampirzych Dzienników) Caitlin i Caleb budzą się w starożytnym Izraelu, w roku trzydziestym trzecim naszej ery i ze zdumieniem odkrywają, że trafili do czasów Chrystusa. Starożytny Izrael obfituje w święte miejsca, starodawne synagogi i dawno utracone zabytki. To miejsce na wskroś przesiąknięte duchowością − a w trzydziestym trzecim roku naszej ery, w tym samym, w którym ukrzyżowano Chrystusa, jest to czas duchowego apogeum. W Jerozolimie, w samym sercu stolicy Izraela, leży Świątynia Salomona, wewnątrz której znajduje się sanktuarium − Miejsce Święte i Najświętsze oraz Arka Przymierza. Na tych ulicach Chrystus stawia ostatnie kroki przed swoim ukrzyżowaniem. Jerozolima aż roi się od ludzi pochodzących z różnych środowisk religijnych i wyznań, żyjących pod czujnym okiem rzymskich żołnierzy oraz ich prefekta, Poncjusza Piłata. Miasto ma też swoją ciemną stronę, labiryntowe ulice i uliczki wiodące do ukrytych tajemnic i świątyń pogańskich. Caitlin nareszcie ma wszystkie cztery klucze, ale wciąż musi znaleźć ojca. Jej poszukiwania prowadzą z Nazaretu do Kafarnaum i Jerozolimy, śladem mistycznych tajemnic i wskazówek, krok w krok za Chrystusem. Prowadzą również do Góry Oliwnej, do Aidena i jego klanu, i do jeszcze potężniejszych tajemnic i zabytków. Na każdym kroku Caitlin czuje obecność ojca. Ale czas ma teraz istotne znaczenie: Sam, pochłonięty przez ciemne moce, również cofnął się w czasie i połączył siły z Rexiusem, przywódcą mrocznego klanu, by pokonać Caitlin w wyścigu do Tarczy. Rexius nie cofnie się przed niczym, aby zniszczyć Caitlin i Caleba, a mając Sama po swej stronie oraz nową armię, jest bardzo groźny. Co gorsza, Scarlet cofa się w czasie sama, oddzielona od rodziców. Wędruje ulicami Jerozolimy z Ruth i zaczyna odkrywać swoje moce, ale też grozi jej poważne niebezpieczeństwo. Zwłaszcza, gdy odkrywa, że ona również jest powiernicą wielkiej tajemnicy. Czy Caitlin znajdzie ojca? Czy znajdzie starożytną tarczę wampirów? Czy połączy się z córką? Czy brat spróbuje ją zabić? I czy jej miłość do Caleba przetrwa tę ostateczną podróż w czasie?





Morgan Rice

Odnaleziona (CzД™Е›Д‡ 8 Wampirzych DziennikГіw)





przekЕ‚ad: MichaЕ‚ GЕ‚uszak




O autorce

Morgan Rice plasuje siД™ na samym szczycie listy USA Today najpopularniejszych autorГіw powieЕ›ci dla mЕ‚odzieЕјy. Morgan jest autorkД… bestsellerowego cyklu fantasy KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA, zЕ‚oЕјonego z siedemnastu ksiД…Ејek; bestsellerowej serii WAMPIRZE DZIENNIKI, zЕ‚oЕјonej, do tej pory, z jedenastu ksiД…Ејek; bestsellerowego cyklu thrillerГіw post-apokaliptycznych THE SURVIVAL TRILOGY, zЕ‚oЕјonego, do tej pory, z dwГіch ksiД…Ејek; oraz najnowszej serii fantasy KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY, skЕ‚adajД…cej siД™ z dwГіch czД™Е›ci (kolejne w trakcie pisania). PowieЕ›ci Morgan dostД™pne sД… w wersjach audio i drukowanej, w ponad 25 jД™zykach.

PRZEMIENIONA (KsiД™ga 1 cyklu Wampirzych DziennikГіw), ARENA ONE (KsiД™ga 1 cyklu Survival Trilogy), WYPRAWA BOHATERГ“W (KsiД™ga 1 cyklu KrД…g CzarnoksiД™Ејnika) oraz POWRГ“T SMOKГ“W (KsiД™ga 3 KrГіlowie i CzarnoksiД™Ејnicy) dostД™pne sД… nieodpЕ‚atnie.

Morgan czeka na wiadomoЕ›Д‡ od Ciebie. OdwiedЕє jej stronД™ internetowД… www.morganricebooks.com (http://www.morganricebooks.com/) i doЕ‚Д…cz do listy mailingowej, a otrzymasz bezpЕ‚atnД… ksiД…ЕјkД™, darmowe prezenty, darmowД… aplikacjД™ do pobrania i dostД™p do najnowszych informacji. DoЕ‚Д…cz do nas na Facebooku i Twitterze i pozostaЕ„ z nami w kontakcie!



KsiД…Ејki autorstwa Morgan Rice

KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY

POWRГ“T SMOKГ“W (CZД?ЕљД† #1)

POWRГ“T WALECZNYCH (CZД?ЕљД† #2)

POTД?GA HONORU (CZД?ЕљД† #3)

KUЕ№NIA MД?STWA (CZД?ЕљД† #4)



KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA

WYPRAWA BOHATERГ“W (CZД?ЕљД† 1)

MARSZ WЕЃADCГ“W (CZД?ЕљД† 2)

LOS SMOKГ“W (CZД?ЕљД† 3)

ZEW HONORU (CZД?ЕљД† 4)

BLASK CHWAЕЃY (CZД?ЕљД† 5)

SZARЕ»A WALECZNYCH (CZД?ЕљД† 6)

RYTUAЕЃ MIECZY (CZД?ЕљД† 7)

OFIARA BRONI (CZД?ЕљД† 8)

NIEBO ZAKLД?Д† (CZД?ЕљД† 9)

MORZE TARCZ (CZД?ЕљД† 10)

Е»ELAZNE RZД„DY (CZД?ЕљД† 11)

KRAINA OGNIA (CZД?ЕљД† 12)

RZД„DY KRГ“LOWYCH (CZД?ЕљД† 13)

PRZYSIД?GA BRACI (CZД?ЕљД† 14)

SEN ЕљMIERTELNIKГ“WВ  (CZД?ЕљД† 15)

POTYCZKI RYCERZY (CZД?ЕљД† 16)

ЕљMIERTELNA BITWA (CZД?ЕљД† 17)



THE SURVIVAL TRILOGY

ARENA ONE: SLAVERSUNNERS (CZД?ЕљД† 1)

ARENA TWO (CZД?ЕљД† 2)



WAMPIRZYCH DZIENNIKГ“W

PRZEMIENIONA (CZД?ЕљД† 1)

KOCHANY (CZД?ЕљД† 2)

ZDRADZONA (CZД?ЕљД† 3)

PRZEZNACZONA (CZД?ЕљД† 4)

POЕ»Д„DANA (CZД?ЕљД† 5

ZARД?CZONA (CZД?ЕљД† 6)

ZAЕљLUBIONA (CZД?ЕљД† 7)

ODNALEZIONA (CZД?ЕљД† 8)

WSKRZESZONA (CZД?ЕљД† 9)

UPRAGNIONA (CZД?ЕљД† 10)

NAZNACZONA (CZД?ЕљД† 11)












PosЕ‚uchajВ  cyklu Wampirze Dzienniki w formacie audio!


Copyright В© 2012 Morgan Rice

Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcześniejszej zgody autora.

Niniejsza publikacja elektroniczna została dopuszczona do wykorzystania wyłącznie na użytek własny. Nie podlega odsprzedaży ani nie może stanowić przedmiotu darowizny, w którym to przypadku należy zakupić osobny egzemplarz dla każdej kolejnej osoby. Jeśli publikacja została zakupiona na użytek osoby trzeciej, należy zwrócić ją i zakupić własną kopię. Dziękujemy za okazanie szacunku dla ciężkiej pracy autorki publikacji.

Niniejsza praca jest dzieЕ‚em fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia sД… wytworem wyobraЕєni autorki. Wszelkie podobieЕ„stwo do osГіb prawdziwych jest caЕ‚kowicie przypadkowe i niezamierzone.

Na okЕ‚adce: Jennifer Onvie. Fotograf: Adam Luke Studios, Nowy Jork. MakijaЕј: Ruthie Weems. Kontakt: Morgan Rice



FAKT:

Choć dokładna data śmierci Jezusa pozostaje nieznana, powszechnie uważa się, że zmarł trzeciego kwietnia trzydziestego trzeciego roku naszej ery.


FAKT:

Synagoga w Kafarnaum (Izrael) jest jednym z najstarszych miejsc na świecie i jednym z niewielu, w których nauczał Jezus. Tam to uzdrowił człowieka, który „miał w sobie nieczystego ducha”


FAKT:

Obecna Bazylika Grobu PaЕ„skiego w Jerozolimie, jedna z najbardziej czczonych Е›wiД…tyЕ„ na Е›wiecie, zostaЕ‚a wybudowana w miejscu ukrzyЕјowania Jezusa oraz rzekomym miejscu jego zmartwychwstania. Zanim jednak powstaЕ‚a, przez pierwsze trzysta lat po jego ukrzyЕјowaniu, miejsce to paradoksalnie sЕ‚uЕјyЕ‚o za podwaliny Е›wiД…tyni pogaЕ„skiej.


FAKT:

Po Ostatniej Wieczerzy, Jezus zostaЕ‚ zdradzony przez Judasza w uЕ›wiД™conym ogrodzie Getsemani.


FAKT:

ZarГіwno Judaizm jak i ChrzeЕ›cijaЕ„stwo zakЕ‚adajД… nadejЕ›cie apokalipsy, koЕ„ca wszystkich dni, podczas ktГіrego przybД™dzie Mesjasz, a ci, ktГіrzy umarli, zostanД… wskrzeszeni. W Judaizmie wierzy siД™, Ејe gdy przyjdzie Mesjasz, pierwszymi, ktГіrzy zmartwychwstanД…, bД™dД… ci, ktГіrzy zostali pochowani na GГіrze Oliwnej.


PrzytknД™ usta
Do twych kochanych ust, moЕјe tam jeszcze
Znajdzie siД™ jaka odrobina jadu,
Co miД™ zabije w upojeniu bЕ‚ogim.
Zbawczy puginale!

    -– William Shakespeare, Romeo i Julia






ROZDZIAЕЃ PIERWSZY




Nazaret, Izrael

(kwiecieЕ„, 33 A.D.)


Caitlin nękały niespokojne sny. Widziała swoją przyjaciółkę Polly spadającą z urwiska. Chciała ją złapać, ale nie zdołała chwycić jej dłoni. Widziała Sama, swego brata, jak uciekał przed nią po bezkresnym polu; puściła się za nim w pogoń, ale bez względu na to, jak szybko biegła, nie mogła go dogonić. Widziała, jak na jej oczach Kyle i Rynd zarzynali członków jej klanu, rąbali na kawałki, ochlapując ją ich krwią. Ta krew przeistoczyła się w krwistoczerwony zachód słońca, który przysłonił jej zaślubiny z Calebem. Tylko że tym razem byli jedynymi osobami biorącymi udział w ceremonii, ostatnimi na świecie, stojącymi na skraju urwiska, na tle krwistoczerwonego nieba.

WГіwczas dostrzegЕ‚a Scarlet, swД… cГіrkД™, samД… na bezkresnym morzu, siedzД…cД… w niewielkiej drewnianej Е‚odzi dryfujД…cej po niespokojnych wodach. Scarlet uniosЕ‚a cztery klucze, ktГіrych Caitlin potrzebowaЕ‚a, by odnaleЕєД‡ ojca. Na jej oczach dziewczynka wrzuciЕ‚a je do wody.

– Scarlet! – próbowała krzyknąć Caitlin.

Ale nie mogła wydobyć głosu, a Scarlet z każdą chwilą dryfowała coraz dalej od niej, w stronę oceanu, ogromnych burzowych chmur zbierających się na horyzoncie.

– SCARLET!

Caitlin Paine obudziła się z krzykiem. Usiadła, oddychając ciężko i rozejrzała się wokół, starając się zorientować w sytuacji. Było ciemno, a jedyne źródło światła – niewielki otwór – znajdowało się około dwudziestu jardów dalej. Wyglądało na to, że była w jakimś tunelu. Lub może jaskini.

Poczuła pod sobą coś twardego. Spojrzała w dół i uświadomiła sobie, że leży na ziemi, na niewielkich kamieniach. Było gorąco i wokół unosił się kurz. Gdziekolwiek była, z pewnością nie przypominało to szkockiej pogody. Odczuwała skwar i suszę – jakby znalazła się na pustyni.

Siedziała, rozcierając twarz, wpatrując się w mrok zmrużonymi oczyma, starając się przypomnieć sobie cokolwiek, rozróżnić między snem a jawą. Jej sny były bardzo sugestywne, a rzeczywistość taka nierealna, że było coraz trudniej odróżnić jedno od drugiego.

Powoli odzyskała oddech i otrząsnęła się z okropnych wizji. Zdała sobie sprawę, że cofnęła się w czasie. Była żywa. Gdzieś tam. W jakimś innym miejscu i czasie. Czuła liczne warstwy kurzu na skórze, we włosach, oczach. I od razu poczuła ochotę, by wziąć kąpiel. Było tak gorąco; tak trudno było oddychać.

PoczuЕ‚a znajome wybrzuszenie w swej kieszeni, przekrД™ciЕ‚a siД™ i z ulgД… stwierdziЕ‚a, Ејe jej dziennik przetrwaЕ‚ podrГіЕј. Natychmiast sprawdziЕ‚a drugД… kieszeЕ„ i poczuЕ‚a cztery klucze. Potem podniosЕ‚a dЕ‚oЕ„ i wyczuЕ‚a naszyjnik. Wszystko przetrwaЕ‚o. OdetchnД™Е‚a z ulgД….

Wtedy przypomniała coś sobie. Natychmiast odwróciła się, szukając Caleba i Scarlet, chcąc sprawdzić, czy im również udało się cofnąć razem z nią.

Dostrzegła w mroku leżący kształt, nieruchomy i w pierwszym odruchu pomyślała, że to jakieś zwierzę. Kiedy jej wzrok dostosował się bardziej, zdała sobie sprawę, że ów kształt ma ludzką formę. Powoli wstała i z obolałym, zesztywniałym od leżenia na twardym podłożu ciałem, zaczęła zbliżać się do tego czegoś.

Przeszła jaskinię, uklękła i delikatnie popchnęła ramię ogromnej sylwetki. Wyczuła już, kto to: nie musiała go odwracać. Wyczuwała go z odległości całej jaskini. Wiedziała, odczuwając jednocześnie wielką ulgę, że jest to obiekt jej miłości, jedyny i wyłączny. Jej mąż. Caleb.

Kiedy Caleb odwrГіciЕ‚ siД™ na plecy, Caitlin modliЕ‚a siД™, by przetrwaЕ‚ podrГіЕј w dobrym zdrowiu. I Ејeby jД… pamiД™taЕ‚.

ProszД™, myЕ›laЕ‚a. ProszД™. Ostatni raz. BЕ‚agam, niech Caleb przeЕјyje tД™ podrГіЕј.

Kiedy spojrzała na jego twarz, stwierdziła z ulgą, że wyszedł bez szwanku. Nie zauważyła żadnych oznak uszkodzeń ciała. Kiedy przyjrzała się mu dokładniej, poczuła jeszcze większą ulgę. Oddychał. Jego pierś unosiła się i opadała rytmicznie – a potem drgnęły mu powieki.

OdetchnД™Е‚a z ogromnД… ulgД…, kiedy otworzyЕ‚ oczy.

– Caitlin? – zapytał.

WybuchnД™Е‚a pЕ‚aczem. PoczuЕ‚a uniesienie, nachyliЕ‚a siД™ i uЕ›ciskaЕ‚a go. Dotarli tu oboje. Е»yЕ‚. Tylko tego pragnД™Е‚a. Na niczym wiД™cej jej nie zaleЕјaЕ‚o.

Objął ją ramionami, a ona trzymała go w swych objęciach przez długą chwilę, czując, jak napinały się mu mięśnie. Zawładnął nią wszechogarniający spokój. Kochała go bardziej, niż potrafiła to wyrazić. Tyle razy cofnęli się już razem w czasie, trafili do tylu różnych miejsc, widzieli tak wiele, przeżyli wzloty i upadki, tyle razem wycierpieli i równie dużo świętowali. Przyszły jej na myśl te wszystkie chwile, kiedy niemal rozstali się ze sobą na zawsze, kiedy Caleb zapomniał o niej, kiedy został otruty… Przeszkody stojące na drodze ku ich szczęściu zdawały się nigdy nie kończyć.

I teraz, nareszcie, dokonali tego. Byli znowu razem. Razem mieli odbyć ostatnią podróż. Czy to znaczyło, że już nigdy się nie rozstaną? pomyślała. Miała taką nadzieję. Pragnęła tego każdą cząstką swego istnienia. Koniec z podróżami w czasie. Tym razem byli ze sobą na dobre.

Caleb wyglД…daЕ‚ na starszego. SpojrzaЕ‚a w jego bЕ‚yszczД…ce, brД…zowe oczy i zobaczyЕ‚a w nich miЕ‚oЕ›Д‡. WiedziaЕ‚a, Ејe myЕ›laЕ‚ dokЕ‚adnie to, co ona w tym momencie.

Kiedy zajrzała w jego oczy, zalała ją fala wspomnień. O ich ostatniej podróży, o Szkocji. Wszystko powróciło w natłoku, jak okropny sen. Na początku było tak pięknie. Zamek, spotkanie ze wszystkimi przyjaciółmi. Ślub. Mój Boże, ślub. Był najpiękniejszym wydarzeniem, jakie mogła sobie wymarzyć. Spojrzała w dół, by sprawdzić palec. Zobaczyła obrączkę. Wciąż była na miejscu. Obrączka również przetrwała podróż w czasie. Symbol ich miłości nie zaginął. Ledwie mogła w to uwierzyć. Była naprawdę żoną. I to jego żoną. Wzięła to za dobry znak: jeśli obrączka mogła przetrwać podróż w czasie, cofnąć się, przetrzymać to wszystko, to ich miłość również.

Widok obrД…czki na palcu w koЕ„cu dotarЕ‚ do jej Е›wiadomoЕ›ci. ZawahaЕ‚a siД™ na chwilД™, zastanawiajД…c siД™, jak czuЕ‚a siД™ jako zamД™Ејna kobieta. A czuЕ‚a siД™ inaczej. ByЕ‚a bardziej sobД…, staЕ‚a i trwaЕ‚a. KochaЕ‚a Caleba od zawsze i czuЕ‚a, Ејe on rГіwnieЕј jД… kochaЕ‚. Od zawsze teЕј czuЕ‚a, Ејe ich zwiД…zek byЕ‚ ponadczasowy. Teraz jednak, kiedy juЕј byЕ‚ sprawД… oficjalnД…, Caitlin czuЕ‚a siД™ inaczej. CzuЕ‚a, Ејe oboje byli naprawdД™ jednoЕ›ciД….

Potem Caitlin wróciła myślami do wydarzeń po ślubie: jak musieli opuścić Scarlet, Sama i Polly. Jak znaleźli Scarlet pośród oceanu, jak spotkali Aidena, który przekazał im okropne wieści. Polly, jej najlepsza przyjaciółka, straciła życie. Sam, jej jedyny brat, utracony na zawsze, pochłonięty przez mroczną stronę. Członkowie jej klanu – wymordowani. Za wiele tego było jak na nią. Nie potrafiła wyobrazić sobie tego piekła, ani życia bez Sama – czy też Polly.

Aż podskoczyła, kiedy jej myśli zwróciły się ku Scarlet. Nagle ogarnęła ją panika. Oderwała się od Caleba i zaczęła przeszukiwać jaskinię, zastanawiając się, czy Scarlet również udało się przeżyć podróż.

Caleb musiał też pomyśleć o tym w tej chwili, ponieważ jego oczy nagle otworzyły się szeroko.

– Gdzie Scarlet? – zapytał, jak zwykle czytając jej w myślach.

Caitlin odwróciła się i zaczęła biegać po całej jaskini, zaglądając do wszystkich skrytych w mroku szczelin, szukając jakichkolwiek zarysów ciała dziewczynki, jakichkolwiek oznak obecności Scarlet. Ale niczego nie znalazła. Zaczęła gorączkowo sprawdzać różne zakamarki, przeszukiwać wraz z Calebem jaskinię w szerz i wzdłuż, cal po calu.

Ale Scarlet tu nie byЕ‚o. Po prostu jej tu nie byЕ‚o.

Caitlin była przybita. Jak to mogło się stać? Jak to możliwe, że ona i Caleb przetrwali podróż, a Scarlet nie? Czy przeznaczenie mogło być aż tak okrutne?

Caitlin odwróciła się i pobiegła w kierunku słonecznego światła, ku wyjściu z jaskini. Musiała wyjść na zewnątrz, zobaczyć, co tam jest, poszukać jakichkolwiek śladów Scarlet. Caleb pobiegł z nią. Oboje dotarli do brzegu jaskini oświetlonej promieniami słońca i stanęli u jej wejścia.

Caitlin stanД™Е‚a jak wryta, w samД… porД™: z jaskini wystawaЕ‚ niewielki skalny wystД™p, za ktГіrym widniaЕ‚a przepaЕ›Д‡, ciД…gnД…ca siД™ w dГіЕ‚ stromego zbocza gГіry. Caleb zatrzymaЕ‚ siД™ tak samo nagle, tuЕј obok niej. Stali na wД…skiej, skalnej pГіЕ‚ce, spoglД…dajД…c w dГіЕ‚. W jakiЕ› sposГіb wylД…dowali ponownie wewnД…trz gГіrskiej jaskini, znajdujД…cej siД™ setki stГіp nad ziemiД…. Nie byЕ‚o ani drogi w gГіrД™, ani w dГіЕ‚. A gdyby zrobili jeszcze jeden krok, runД™liby setki stГіp w dГіЕ‚.

Przed nimi rozciД…gaЕ‚a siД™ ogromna dolina, ciД…gnД…c siД™ po horyzont jak okiem siД™gnД…Д‡. Krajobraz byЕ‚ pustynny, poprzetykany skalnymi wybojami i gdzie niegdzie palmami. W oddali widniaЕ‚y rozlegЕ‚e wzgГіrza, a poniЕјej znajdowaЕ‚a siД™ wieЕ›, na ktГіrД… skЕ‚adaЕ‚y siД™ domostwa usypane ze skalnego budulca i piaszczyste ulice. Na sЕ‚oЕ„cu byЕ‚o jeszcze gorД™cej, nieznoЕ›nie jaskrawo i upalnie. Caitlin uzmysЕ‚owiЕ‚a sobie, Ејe byli w caЕ‚kowicie odmiennym miejscu i klimacie, niЕј Szkocja. A sД…dzД…c po prymitywnych zabudowaniach wioski, byli teЕј w zupeЕ‚nie innych czasach.

WЕ›rГіd tych skaЕ‚ i piachu widniaЕ‚y oznaki rolnictwa, sporadyczne pasy zieleni. NiektГіre pokrywaЕ‚y winnice, a ich pnД…cza rosnД…ce w starannie uformowanych rzД™dach, pokrywaЕ‚y strome wzgГіrza. WЕ›rГіd nich Caitlin dostrzegЕ‚a nieznane sobie drzewka: niewielkie, wyglД…dajД…ce wiekowo, z poskrД™canymi gaЕ‚Д™ziami i srebrzystymi liЕ›Д‡mi, ktГіre poЕ‚yskiwaЕ‚y na sЕ‚oЕ„cu.

– Drzewa oliwne – powiedział Caleb, czytając w myślach.

Drzewa oliwne? zdziwiЕ‚a siД™ Caitlin. Gdzie my do licha jesteЕ›my?

Obejrzała się na Caleba, wyczuwając, że mógł rozpoznać to miejsce i te czasy. Zauważyła, jak otworzył szeroko oczy i wiedziała, że tak było – i był zdumiony. Spoglądał przed siebie, jakby zobaczył długo niewidzianego przyjaciela.

– Gdzie jesteśmy? – zapytała, niemal obawiając się odpowiedzi.

Caleb przeczesaЕ‚ wzrokiem dolinД™, po czym odwrГіciЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niД….

Szeptem powiedziaЕ‚:

– Nazaret.

ZamilkЕ‚, chЕ‚onД…c wszystkie szczegГіЕ‚y widoku.

– Sądząc po wiosce, jesteśmy w pierwszym wieku naszej ery – powiedział, odwracając się i spoglądając na Caitlin w zadumie. Jego oczy błyszczały z podekscytowania. – W gruncie rzeczy, wygląda na to, że mogliśmy nawet trafić w czasy Chrystusa.




ROZDZIAЕЃ DRUGI


Scarlet poczuЕ‚a liЕјД…cy jej twarz jД™zyk i otworzyЕ‚a oczy przy oЕ›lepiajД…cym blasku sЕ‚oЕ„ca. JД™zyk uporczywie lizaЕ‚ jД… dalej. WiedziaЕ‚a jednakЕјe, Ејe to Ruth, jeszcze zanim siД™ obejrzaЕ‚a. OtworzyЕ‚a oczy wystarczajД…co szeroko, by jД… dostrzec: Ruth nachylaЕ‚a siД™ nad niД…, skomlaЕ‚a, a widzД…c otwarte oczy Scarlet jeszcze bardziej siД™ oЕјywiЕ‚a.

Scarlet poczuła ukłucie bólu, kiedy spróbowała szerzej otworzyć oczy. Oślepiające, słoneczne światło sprawiło, że oczy zaszły łzami, wrażliwsze niż kiedykolwiek dotąd. Bolała ją głowa. Podniosła powieki wystarczająco, by stwierdzić, że znajdowała się na jakiejś brukowanej ulicy. Ludzie przechodzili obok w pospiechu. Zrozumiała, że znalazła się w samym centrum tętniącego życiem miasta. Ludzie spieszyli gdzieś, krzątając się wokoło. Słyszała docierający zewsząd, o tej południowej porze, zgiełk. Ruth skamlała, aż Scarlet usiadła, starając się przypomnieć coś sobie, zorientować się, gdzie jest. Lecz nic nie przyszło jej do głowy.

Nagle poczuЕ‚a czyjД…Е› stopД™ na swoich Ејebrach.

– Rusz się! – odezwał się czyjś głęboki głos. – Nie możesz tu spać.

Scarlet obejrzaЕ‚a siД™ i zobaczyЕ‚a sandaЕ‚ rzymskiego ЕјoЕ‚nierza tuЕј przy swojej twarzy. PodniosЕ‚a wzrok i zobaczyЕ‚a go, stojД…cego nad niД…, ubranego w krГіtkД… tunikД™, z pasem wokГіЕ‚ talii, z ktГіrego zwisaЕ‚ krГіtki miecz. MiaЕ‚ na sobie niewielki heЕ‚m z mosiД…dzu przyozdobiony piГіrami.

NachyliЕ‚ siД™ i trД…ciЕ‚ jД… ponownie stopД…. Scarlet poczuЕ‚a bГіl w brzuchu.

– Słyszałaś, co powiedziałem! Rusz się, albo cię przymknę.

Scarlet chciała go posłuchać, ale kiedy otworzyła oczy szerzej, słońce sprawiło jej niewysłowiony ból i do tego była jeszcze całkiem zdezorientowana. Spróbowała stanąć na nogi, ale czuła, jakby poruszała się w zwolnionym tempie.

Żołnierz odchylił się, chcąc kopnąć ją w żebra. Scarlet zauważyła nadciągające uderzenie i przygotowała się na nie, nie będąc w stanie wystarczająco szybko zareagować.

UsЕ‚yszaЕ‚a warczenie. ObejrzaЕ‚a siД™ i zobaczyЕ‚a Ruth z sierЕ›ciД… zjeЕјonД… na karku, gdy ta rzuciЕ‚a siД™ na ЕјoЕ‚nierza. ZЕ‚apaЕ‚a go za stopД™ i zatopiЕ‚a ostre kЕ‚y w jego ciele.

Żołnierz wrzasnął, a jego krzyki wypełniły okolicę. Krew ciekła mu z nogi. Ruth nie zamierzała jednak go puścić. Potrząsała nogą człowieka ze wszystkich sił, a wyraz jego spojrzenia, jeszcze chwilę temu taki wyniosły, przeobraził się w trwogę.

SiД™gnД…Е‚ do pasa i wydobyЕ‚ miecz. UniГіsЕ‚ go wysoko i przygotowaЕ‚ siД™ do zadania ciosu.

Właśnie wtedy Scarlet to poczuła. Jakby jakaś siła przejęła jej ciało, jakaś inna moc, inna istota żyjąca w niej. Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, nagle skoczyła. Nie mogła nad tym zapanować. Nie rozumiała też, co się działo.

Skoczyła na nogi. Serce biło mocno napędzane adrenaliną. Zdołała chwycić nadgarstek żołnierza w locie, w chwili, kiedy zadawał cios. Czuła pulsującą w sobie moc, moc, której nie znała. Przytrzymała mu dłoń, a on, choć napierał z całych sił, nie zdołał się poruszyć.

ЕљcisnД™Е‚a mu nadgarstek. ЕљciskaЕ‚a coraz mocniej, aЕј w koЕ„cu spojrzaЕ‚ na niД… zszokowany i wypuЕ›ciЕ‚ miecz z dЕ‚oni, ktГіry wylД…dowaЕ‚ na bruku z metalicznym szczД™kiem.

– Już w porządku, Ruth – powiedziała cicho i Ruth stopniowo zwolniła zacisk na stopie żołnierza.

Scarlet staЕ‚a, trzymajД…c nadgarstek mД™Ејczyzny zamkniД™ty w morderczym uЕ›cisku.

– Puść mnie, proszę – błagał.

Scarlet czuła moc krążącą w jej ciele, czuła, że gdyby tylko zechciała, mogłaby naprawdę wyrządzić mu krzywdę. Ale nie chciała. Pragnęła jedynie, by dał jej spokój.

Powoli rozluЕєniЕ‚a uЕ›cisk i go puЕ›ciЕ‚a.

Е»oЕ‚nierz odwrГіciЕ‚ siД™ i ze strachem w oczach, jakby dopiero co ujrzaЕ‚ demona, rzuciЕ‚ siД™ do ucieczki, nie zawracajД…c sobie gЕ‚owy odzyskaniem miecza.

– Chodź, Ruth – powiedziała Scarlet, przeczuwając, że mężczyzna może wrócić w liczniejszym towarzystwie i nie chcąc kręcić się w tej okolicy.

Chwilę później zagłębiły się w gęsty tłum. Ruszyły pospiesznie wąskimi, wijącymi się ścieżkami, aż w końcu Scarlet znalazła jakiś zacieniony kąt. Wiedziała, że żołnierze nie mogli ich tu znaleźć, a potrzebowała chwili, by się przestawić, zorientować, gdzie były. Ruth dyszała tuż obok, podczas gdy Scarlet sama starała się zaczerpnąć tchu w panującym upale.

Była zarówno przerażona, jak i zdumiona swoimi mocami. Wiedziała, że coś się zmieniło, lecz nie potrafiła w pełni pojąć, co się z nią działo. Nie rozumiała też, gdzie podziali się inni. Było tu tak gorąco. I do tego była w mieście, którego nie rozpoznawała. W żadnej mierze nie przypominało jej Londynu, w którym dorastała. Wyjrzała na zewnątrz i zaczęła obserwować wszystkich ludzi ganiających gdzieś obok, ubranych w szaty, togi, sandały, noszących wielkie kosze fig i daktyli na głowach lub barkach, niektórych w turbanach na głowie. Widziała stare, kamienne budowle, wąskie i kręte alejki, brukowane uliczki i zastanawiała się, gdzie do licha była. To na pewno nie Szkocja. Wszystko tutaj wyglądało tak bardzo prymitywnie, że miała wrażenie, iż cofnęła się w czasie o tysiące lat.

Rozglądała się wokół, mając nadzieję ujrzeć gdzieś mamę i tatę. Przypatrywała się mijającym ją twarzom uważnie, mając nadzieję, gorąco pragnąc, by któraś zatrzymała się i odwróciła w jej kierunku.

Ale nie byЕ‚o ich nigdzie. I z kaЕјdД… oddalajД…cД… siД™ od niej osobД… czuЕ‚a siД™ coraz bardziej samotna.

Zaczynała odczuwać panikę. Nie mogła zrozumieć, dlaczego cofnęła się w czasie sama. Jak mogli ją tak zostawić? Gdzie byli? Czy im również udało się przeżyć podróż? Czy nie zależało im na tym, aby ją odszukać?

Im dłużej stała, obserwowała i czekała, tym dobitniej docierał do niej fakt, że była sama. Całkowicie zdana na siebie, w dziwnych czasach, w dziwnym miejscu. Nawet jeśli Caitlin i Caleb byli gdzieś tutaj, nie miała pojęcia, gdzie ich szukać.

Spuściła wzrok i spojrzała na swój nadgarstek, na zabytkową bransoletę z dyndającym krzyżykiem, którą otrzymała tuż przed tym, jak opuścili Szkocję. Kiedy stali na zamkowym dziedzińcu, jeden z tych wiekowych mężczyzn w białych szatach wsunął ją na jej dłoń. Pomyślała, że była bardzo ładna, ale nie wiedziała ani co to było, ani co znaczyło. Miała przeczucie, że mogła to być jakaś wskazówka, ale nie miała pojęcia jaka.

Poczuła ocierającą się o jej nogę Ruth i uklękła. Pocałowała ją w pyszczek i objęła ramionami. Ruth zaskamlała jej do ucha i polizała. Przynajmniej miała Ruth. Wilczyca była dla niej niczym siostra i Scarlet była wdzięczna, że udało jej się przetrwać podróż i być tu teraz z nią. Była też jej wdzięczna za to, że ochroniła ją przed żołnierzem. Nikogo innego tak nie kochała.

Kiedy wróciła myślą do żołnierza, do ich spotkania, zdała sobie sprawę, że jej moce musiały być potężniejsze, niż sądziła. Nie mogła zrozumieć, jak ona, taka mała dziewczynka, zdołała go obezwładnić. Czuła, że w jakiś sposób zmieniała się, o ile już się nie zmieniła, w coś, czym nigdy nie była. Pamiętała, jak mama w Szkocji jej wyjaśniała. Mimo to, wciąż nie mogła tego zrozumieć.

Chciała, żeby to wszystko po prostu znikło. Chciała jedynie być normalna, chciała, żeby wszystko było takie zwykłe, jak przedtem. Chciała jedynie wrócić do rodziców; chciała zamknąć oczy i być z powrotem w Szkocji, na zamku, razem z Samem, Polly i Aidenem. Chciała wrócić na ceremonię zaślubin; chciała, by wszystko było znów w porządku.

Kiedy jednak otworzyЕ‚a oczy, wciД…Еј byЕ‚a tu, sama z Ruth w tym dziwnym mieЕ›cie, w tych dziwnych czasach. Nie znaЕ‚a dosЕ‚ownie nikogo. Nikt nie wydawaЕ‚ siД™ przyjazny. I nie miaЕ‚a pojД™cia, dokД…d pГіjЕ›Д‡.

W końcu nie mogła dłużej tego znieść. Musiała coś zrobić. Nie mogła ukrywać się tu i czekać w nieskończoność. Pomyślała, że gdziekolwiek byli jej najbliżsi, musiało to być gdzieś tam. Poczuła głód i usłyszała skomlenie Ruth. Wiedziała, że wilczyca również była głodna. Musisz być dzielna, powiedziała sobie. Musiała wyjść na zewnątrz, musiała spróbować ich poszukać – i postarać się znaleźć jakieś jedzenie dla nich obu.

WyszЕ‚a na tД™tniД…cД… Ејyciem uliczkД™, rozglД…dajД…c siД™ bacznie za ЕјoЕ‚nierzami. ZobaczyЕ‚a w oddali, jak patrolowali ulice, lecz nie wyglД…daЕ‚o na to, Ејe szukali akurat jej.

Razem z Ruth wcisnД™Е‚y siД™ w ludzkД… masД™ i popychane co chwila ruszyЕ‚y przed siebie krД™tymi uliczkami. WokГіЕ‚ cisnД…Е‚ siД™ wielki tЕ‚um, ludzie pД™dzili na wszystkie strony. MinД™Е‚a sprzedawcГіw z drewnianymi koszami sprzedajД…cych owoce i warzywa, bochenki chleba, butelki z oliwД… z oliwek i winem. CisnД™li siД™ przy sobie, upchniД™ci jeden przy drugim i krzyczeli na klientГіw. Ludzie targowali siД™ z nimi na prawo i lewo.

Jakby nie dość tych tłumów, ulice wypełniały również zwierzęta – wielbłądy, osły, owce i różnego rodzaju żywy inwentarz prowadzony przez swych właścicieli. A pośród nich biegały zdziczałe kury, kurczaki i psy. Śmierdziały paskudnie i sprawiały, że głośne targowisko rozbrzmiewało jeszcze głośniej bezustannym oślim rykiem, beczeniem i poszczekiwaniem.

Scarlet wyczuwaЕ‚a gЕ‚Гіd Ruth, ktГіry na widok tych wszystkich zwierzД…t tylko siД™ wzmГіgЕ‚. UklД™kЕ‚a, chwyciЕ‚a Ruth za szyjД™ i powstrzymaЕ‚a w miejscu.

– Nie Ruth! – powiedziała zdecydowanie.

Ruth posłuchała, choć niechętnie. Scarlet zrobiło się przykro, jednak nie chciała, by Ruth zabiła jakieś zwierzę i spowodowała zamieszanie w tłumie.

– Znajdę ci coś do jedzenia, Ruth – powiedziała. – Obiecuję.

Ruth zaskomlaЕ‚a w odpowiedzi, a Scarlet sama rГіwnieЕј poczuЕ‚a ukЕ‚ucie gЕ‚odu.

Przeszła obok zwierząt pospiesznym krokiem, prowadząc Ruth dalej wijącymi się uliczkami, omijając sprzedawców. Wyglądało na to, że ten istny labirynt nigdy nie miał się skończyć. Scarlet nie mogła nawet dostrzec nieba nad sobą.

W koЕ„cu znalazЕ‚a sprzedawcД™ stojД…cego przy wielkim kawale piekД…cego siД™ na roЕјnie miД™sa. WyczuЕ‚a zapach z daleka. PrzeniknД…Е‚ kaЕјdД… czД…stkД™ jej ciaЕ‚a; spojrzaЕ‚a w dГіЕ‚ i dostrzegЕ‚a wpatrujД…cД… siД™ w niД… Ruth, ktГіra oblizywaЕ‚a siД™ ze smakiem. ZatrzymaЕ‚a siД™ przed nim i wlepiЕ‚a wzrok w miД™so.

– Kupisz kawałek? – zapytał sprzedawca, wielki mężczyzna w poplamionej krwią koszuli.

Scarlet pragnęła tego kawałka, jak niczego innego na świecie. Kiedy jednak sięgnęła do kieszeni, nie znalazła żadnych pieniędzy. Dotknęła swojej bransoletki. Chciała ją zdjąć i sprzedać temu człowiekowi, by dostać jedzenie.

Ale zmusiła się, by tego nie zrobić. Czuła, że ozdoba miała duże znaczenie i siłą woli powstrzymała się.

Zamiast tego, powoli i smutno pokręciła głową. Chwyciła Ruth i odciągnęła od sprzedawcy. Ruth zaczęła skomleć i protestować, ale nie miały innego wyboru.

BrnД™Е‚y dalej, aЕј nagle labirynt skoЕ„czyЕ‚ siД™ i Scarlet ujrzaЕ‚a szeroki i skД…pany w jaskrawym sЕ‚oЕ„cu plac. ByЕ‚a zaskoczona widokiem otwartej przestrzeni. Po tych wД…skich uliczkach, miejsce to wydaЕ‚o siД™ najobszerniejsze, jakie do tej pory widziaЕ‚a, z tЕ‚umami kЕ‚Д™biД…cych siД™ ludzi. Na Е›rodku placu znajdowaЕ‚a siД™ kamienna fontanna, a wokГіЕ‚ niego ciД…gnД…Е‚ siД™ ogromny, kamienny mur, pnД…cy siД™ setki stГіp w gГіrД™. KaЕјdy kamieЕ„ byЕ‚ tak obszerny, Ејe mierzyЕ‚ z dziesiД™Д‡ razy tyle, co ona. Przy murze staЕ‚y setki zawodzД…cych i modlД…cych siД™ ludzi. Scarlet nie miaЕ‚a pojД™cia gdzie, ani teЕј z jakiego powodu trafiЕ‚a w to miejsce. WyczuЕ‚a jednak, Ејe byЕ‚a w centralnym punkcie miasta, i to w bardzo Е›wiД™tym miejscu.

– Hej, ty! – dobiegł ją czyjś paskudny głos.

Scarlet poczuЕ‚a, jak ciarki przebiegЕ‚y jej po plecach, po czym odwrГіciЕ‚a siД™ powoli.

Nieopodal siedziaЕ‚o na stercie kamieni piД™ciu chЕ‚opcГіw. Wpatrywali siД™ w niД…. Byli nastolatkami, mieli okoЕ‚o piД™tnastu lat, a z ich twarzy wyzieraЕ‚a podЕ‚oЕ›Д‡. WyczuЕ‚a, Ејe byli skorzy do burd i wЕ‚aЕ›nie dostrzegli nastД™pnД… ofiarД™. ZastanawiaЕ‚a siД™, czy to, Ејe byЕ‚a sama aЕј tak rzucaЕ‚o siД™ w oczy.

WЕ›rГіd nich paЕ‚Д™taЕ‚ siД™ zdziczaЕ‚y pies, ogromny, wyglД…dajД…cy na wЕ›ciekЕ‚ego i dwa razy wiД™kszy od Ruth.

– Co ty tu sama robisz? – spytał przywódca chłopców szyderczo, wywołując śmiech swych towarzyszy. Był umięśniony i wyglądał głupawo. Miał szerokie usta i bliznę na czole.

Kiedy na nich spojrzała, poczuła, jak owładnęło nią jakieś nieznane doznanie: jakby wzmożona intuicja. Nie wiedziała, co się działo, lecz nagle była w stanie precyzyjnie odczytać ich myśli, odczuwać emocje, przejrzeć zamiary. Natychmiast wyczuła, że nic dobrego nie mieli w zanadrzu. Wiedziała, że zamierzali ją skrzywdzić.

Ruth zawarczała przy niej. Scarlet zaś wyczuła zbliżającą się konfrontację – dokładnie to, czego chciała uniknąć.

Nachyliła się i zaczęła odciągać Ruth na bok.

– Chodź, Ruth – powiedziała, po czym odwróciła się, by odejść.

– Hej, dziewczyno, mówię do ciebie! – wrzasnął chłopak.

Kiedy odeszła kawałek, spojrzała w tył ponad ramieniem i zauważyła, że cała piątka zeskoczyła z kamieni i zaczęła podążać jej śladem.

Scarlet zerwała się do biegu z powrotem w gąszcz uliczek, starając się odbiec jak najdalej od nich. Pomyślała o swym starciu z rzymskim żołnierzem i przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna zatrzymać się i spróbować obronić.

Ale nie chciała walczyć. Nie chciała nikogo skrzywdzić. Ani jakkolwiek ryzykować. Pragnęła jedynie odszukać mamę i tatę.

Skręciła w uliczkę, na której nie było nikogo. Obejrzała się za siebie i po chwili dostrzegła ścigającą ją grupę chłopców. Nie byli daleko i szybko nadrabiali straty. Zbyt szybko. Ich pies pędził razem z nimi. Scarlet wiedziała, że za chwilę ją dogonią. Musiała mądrze wybrać drogę, by ich zgubić.

SkrД™ciЕ‚a za kolejny rГіg, majД…c nadziejД™, Ејe znalazЕ‚a drogД™ ucieczki, ale w tej samej chwili serce jej stanД™Е‚o.

TrafiЕ‚a w Е›lepy zauЕ‚ek.

Odwróciła się powoli i stanęła twarzą w twarz z chłopcami. Ruth przywarowała tuż obok. Byli jakieś dziesięć stóp dalej. Zwolnili nieco, kiedy zbliżyli się do niej. Nie spieszyli się, napawali chwilą. Stanęli i zaczęli się śmiać. Ich twarze wykrzywił okrutny uśmiech.

– Wygląda na to, że twoje szczęście cię opuściło, dziewczynko – powiedział stojący na czele chłopak.

Scarlet pomyЕ›laЕ‚a dokЕ‚adnie to samo.




ROZDZIAЕЃ TRZECI


Sam obudził się z pękającą z bólu głową. Podniósł dłonie i podtrzymał głowę, starając się pozbyć nieznośnego bólu. Ale ten nie chciał ustąpić. Sam miał wrażenie, jakby cały świat właśnie walił się na niego.

Spróbował otworzyć oczy i zorientować się, gdzie był i w tej samej chwili poczuł nieznośny ból. Oślepiające słoneczne światło odbiło się od pustynnej skały, zmuszając go, by zasłonił oczy i pochylił głowę. Czuł, że leżał na skalistym, pustynnym podłożu, czuł panującą duchotę i pył przylegający do twarzy. Zwinął się w kłębek i mocniej objął głowę, pragnąc sprawić, by ból odszedł.

ZalaЕ‚y go powracajД…ce falД… wspomnienia.

Najpierw o Polly.

PrzypomniaЕ‚ sobie zaЕ›lubiny Caitlin. Noc, w ktГіrД… oЕ›wiadczyЕ‚ siД™ Polly. Jej odpowiedЕє. RadoЕ›Д‡ na jej twarzy.

PrzypomniaЕ‚ sobie nastД™pny dzieЕ„. Jego wyprawД™ na polowanie. NiecierpliwoЕ›Д‡, z jakД… wyczekiwaЕ‚ ich nastД™pnej wspГіlnej nocy.

PrzypomniaЕ‚ sobie, jak jД… znalazЕ‚. Na plaЕјy. UmierajД…cД…. Jej sЕ‚owa o ich dziecku.

Ogarnął go powracający falami żal. Większy, niż był w stanie znieść. Jakby okropny koszmar odgrywał się ponownie w jego myślach i nie mógł go wyłączyć. Czuł, jakby został odarty ze wszystkiego, co sprawiało, że jego życie miało sens, w jednej wiekopomnej chwili. Odebrano mu Polly. Dziecko. Dawne życie.

Е»aЕ‚owaЕ‚, Ејe wГіwczas nie umarЕ‚.

Potem przypomniał sobie swą zemstę. Swój szał. Zabicie Kyle’a.

I ten moment, kiedy wszystko się zmieniło. Przypomniał sobie, jak duch Kyle’a wniknął w jego ciało. Przypomniał sobie ten nieopisany gniew, obcego ducha i jego energię, które go opanowały i zawładnęły bez reszty. Była to chwila, kiedy Sam przestał być tym, kim był dotychczas. Stał się kimś innym.

Całkowicie otworzył oczy i wyczuł, wiedział to, że jarzyły się jasną czerwienią. Wiedział, że już do niego nie należały. Wiedział, że należały teraz do Kyle’a.

Czuł nienawiść Kyle’a, jego moc, jak krążyła w nim, w każdej cząstce jego ciała, począwszy od palców u nóg, przez nogi, ramiona, aż po głowę. Czuł jego pragnienie siania zniszczenia; pulsowało w nim, jakby obdarzone własnym życiem, jakby coś utkwiło w jego ciele i nie mógł się tego pozbyć. Miał wrażenie, że już nad sobą nie panował. Z jednej strony tęsknił za dawnym sobą, za tym, kim był. Z drugiej zaś wiedział, że już nigdy nie będzie tą samą osobą.

UsЕ‚yszaЕ‚ jakiЕ› syk i stukot, i otworzyЕ‚ oczy. LeЕјaЕ‚ twarzД… pЕ‚asko na skalnych odЕ‚amkach, a kiedy podniГіsЕ‚ wzrok, zauwaЕјyЕ‚ wД™Ејa w odlegЕ‚oЕ›ci kilku cali, ktГіry syczaЕ‚ na niego.

Oczy gada wpatrywały się wprost w oczy Sama, jakby obcował z przyjacielem, wyczuwając podobną energię. Czuł, że jego zajadłość dorównywała mu – i że zamierzał za chwilę zaatakować.

Sam jednak nie obawiał się go. Wręcz przeciwnie – uświadomił sobie, że jego własny gniew nie tylko dorównywał, ale i przewyższał rozdrażnienie węża. I miał równie szybki refleks.

W ułamku sekundy, kiedy wąż zbierał się do ataku, Sam ubiegł go: sięgnął dłonią, chwycił go za gardziel i powstrzymał od ukąszenia, zaledwie cal od własnej twarzy. Przytrzymał go przy swoich oczach i spojrzał w oczy węża z tak bliska, że poczuł jego oddech. Długie kły zwierzęcia, które marzyło jedynie o tym, by zatopić je w gardle Sama, znajdowały się zaledwie o cal od niego.

Sam jednak obezwładnił go. Zaciskał coraz mocniej dłoń wyciskając z niego życie. Wkrótce wąż zawisł bezwładnie, zmiażdżony na śmierć.

Sam odchyliЕ‚ siД™ i cisnД…Е‚ truchЕ‚em w pustynne piaski.

Skoczył na nogi i rozejrzał się po otoczeniu. Wokół leżał piach i skalne odłamki – bezkresna pustynia. Odwrócił się i zauważył dwie rzeczy: najpierw grupkę dzieci ubranych w łachmany, przyglądających się mu z zaciekawieniem. Kiedy zwrócił się w ich stronę, rozpierzchły się i cofnęły pospiesznie, jakby zobaczyły dzikie zwierzę wstające z grobu. Sam czuł w sobie szał Kyle’a, czuł jak go przenikał i sprawiał, że miał ochotę pozabijać je wszystkie.

Lecz druga rzecz, którą zobaczył, odwróciła jego uwagę. Miejskie mury. Potężna, kamienna ściana pięła się setki stóp w górę i rozciągała w nieskończoność na boki. Sam zdał sobie sprawę, że obudził się na obrzeżach starożytnego miasta. Przed sobą miał ogromną, sklepioną bramę, przez którą przepływał strumień ludzi ubranych w prymitywne odzienie. Nosili proste szaty, tuniki, typowe w czasach rzymskich. Żywy inwentarz tłoczył się do środka i na zewnątrz razem z ludźmi. Sam zdążył już wyczuć skwar i zgiełk panujące za tymi murami.

Zrobił kilka kroków w stronę bramy i dziatwa rozpierzchła się przed nim, jak przed jakimś potworem. Zastanawiał się, czy aż tak strasznie wyglądał, ale nie przejmował się tym. Czuł, że koniecznie musiał wejść do tego miasta i dowiedzieć się, dlaczego tutaj wylądował. Ale w przeciwieństwie do dawnego Sama, nie czuł już potrzeby zwiedzania go; ale raczej pragnął je zniszczyć, roznieść w drobny pył.

Jakąś częścią świadomości starał się otrząsnąć z tego, przywrócić dawnego Sama. Zmusił się, by pomyśleć o czymś, dzięki czemu mógłby powrócić do dawnego ja. Zmusił się, by pomyśleć o Caitlin, swojej siostrze. Ale to wspomnienie było mgliste; nie potrafił już przywołać jej twarzy, pomimo wszelkich starań. Próbował wspomnieć uczucia, którymi ją darzył, wspólną misję, ojca. Gdzieś w głębi serca wiedział, że wciąż mu na niej zależało, że nadal chciał jej pomóc.

Ta maleńka część jego jaźni wkrótce ustąpiła jednak innej, tej nikczemnej. Nie poznawał już siebie. A ten nowy Sam zmusił go, by przestał myśleć o tym i ruszył przed siebie, wprost do miasta.

WmaszerowaЕ‚ przez miejskie bramy, rozpychajД…c ludzi Е‚okciami na boki. JakaЕ› starsza kobiecina z koszem na gЕ‚owie znalazЕ‚a siД™ za blisko i Sam uderzyЕ‚ jД… w ramiД™ z takД… siЕ‚Д…, Ејe poleciaЕ‚a w bok, a jej kosz wywrГіciЕ‚ siД™, rozsypujД…c wokoЕ‚o owoce.

– Hej! – wrzasnął jakiś mężczyzna. – Patrz, co zrobiłeś! Przeproś ją!

Mężczyzna podszedł do Sama, wyciągnął dłoń i bezmyślnie chwycił kurtę Sama. Powinien zorientować się, iż nigdy nie byłby w stanie jej rozpoznać, czarnej, skórzanej i obcisłej. Mężczyzna powinien uzmysłowić sobie natychmiast, że to odzienie pochodziło z innego wieku – i że Sam był ostatnią osobą, z którą powinien zadzierać.

Sam spuścił wzrok i popatrzył na dłoń mężczyzny, jak na jakiegoś owada, po czym chwycił za nadgarstek i z siłą stu mężczyzn zaczął go odwracać. Oczy człowieka rozszerzyły się ze strachu i bólu, jednak Sam wciąż przekręcał jego dłoń. W końcu mężczyzna obrócił się i upadł na kolana. Mimo to Sam dalej wykręcał mu rękę aż do chwili, kiedy usłyszał odrażające chrupnięcie, a mężczyzna wrzasnął. Jego ręka została złamana.

Sam odchyliЕ‚ siД™ i dokoЕ„czyЕ‚ dzieЕ‚a, kopiД…c mocno w twarz i przewracajД…c pozbawionego Е›wiadomoЕ›ci mД™ЕјczyznД™ na ziemiД™.

Scenie tej przyglД…daЕ‚a siД™ niewielka grupka przechodniГіw i kiedy Sam ruszyЕ‚ dalej, pozostawiЕ‚a mu wiele wolnego miejsca. Nikt jakoЕ› nie kwapiЕ‚ siД™ znaleЕєД‡ w pobliЕјu.

Sam poszedł dalej w stronę tłumów i wkrótce znalazł się w samym ich środku. Wtopił się w bezkresny strumień ludzkich ciał, który wypełniał miasto po brzegi. Nie był pewien, w którą stronę się skierować, ale poczuł ogarniające go nowe pragnienie. Czuł krążącą w jego ciele chęć pożywienia się. Pragnął krwi. Zadania śmierci.

PozwoliЕ‚, by zmysЕ‚y przejД™Е‚y nad nim kontrolД™. CzuЕ‚, jak poprowadziЕ‚y go w konkretnД… uliczkД™. Kiedy w niД… skrД™ciЕ‚, zauwaЕјyЕ‚, Ејe stopniowo siД™ zwД™ЕјaЕ‚a, ginД™Е‚a w mroku, piД™Е‚a wzwyЕј i byЕ‚a odizolowana od reszty miasta. NajwyraЕєniej zaczynaЕ‚a siД™ tu obskurna dzielnica, a i tЕ‚um wyglД…daЕ‚ niechlujnie i podejrzanie.

Ulicę wypełniali żebracy, pijacy i ladacznice. Sam otarł się łokciami z kilkoma szubrawymi, otyłymi, nieogolonymi i pozbawionymi niektórych zębów mężczyznami, którzy akurat napatoczyli się mu na drodze. Upewnił się, by nachylony nisko mógł zderzyć się barkami z nimi na tyle mocno, by odpadali od niego na wszystkie strony. Wszyscy mieli jednak na tyle rozsądku, by nie stawać mu na drodze, a jedynie krzyczeć z oburzenia:

– Hej!

Sam szedł dalej i wkrótce znalazł się na niewielkim placu. Na środku dostrzegł około tuzin stojących w kręgu, odwróconych plecami do niego, rozentuzjazmowanych mężczyzn. Podszedł do nich i przepchnął się do środka, by zobaczyć, czym się tak ekscytowali.

Po Е›rodku zobaczyЕ‚ dwa koguty, ktГіre rozszarpywaЕ‚y siД™ nawzajem, caЕ‚e we krwi. Sam obejrzaЕ‚ siД™ i dostrzegЕ‚, jak ludzie robili zakЕ‚ady, pЕ‚acД…c staroЕјytnymi monetami. Walka kogutГіw. Najstarszy sport na Е›wiecie. Tak wiele stuleci dzieliЕ‚o go od jego czasГіw, a jednak w tym przypadku nic to nie zmieniЕ‚o.

Miał dość. Zaczął się denerwować, musiał wywołać jakiś zamęt. Wmaszerował na środek kręgu, wprost ku obydwu ptakom. W tej samej chwili tłum zareagował krzykiem oburzenia.

Sam zignorowaЕ‚ wszystkich, chwyciЕ‚ jednego koguta za gardЕ‚o, podniГіsЕ‚ wysoko i zakrД™ciЕ‚ nim nad gЕ‚owД…. UsЕ‚yszaЕ‚ odgЕ‚os pД™kniД™cia i ptak zwisЕ‚ bezwЕ‚adnie ze zЕ‚amanД… szyjД… w jego dЕ‚oni.

Sam poczuł, jak jego kły wydłużyły się i zatopił je w ciele koguta. Zaczął spijać jego krew, która pociekła mu po twarzy i spłynęła po policzkach. Wkrótce wyrzucił ptaka. Był wciąż nienasycony. Drugi kogut czmychnął przed nim tak szybko, jak tylko potrafił.

TЕ‚um wlepiaЕ‚ wzrok w Sama w wyraЕєnym szoku. JednakЕјe, byЕ‚y to typy spod ciemnej gwiazdy i tak Е‚atwo przed nikim nie ustД™powaЕ‚y. SpoglД…dali na Sama gniewnie, sposobiД…c siД™ do walki.

– Zniszczyłeś nasz sport – warknął jeden z nich.

– Zapłacisz za to! – wrzasnął inny.

Kilku przysadzistych mД™Ејczyzn dobyЕ‚o krГіtkich sztyletГіw i rzuciЕ‚o siД™ na Sama. Sam ledwo siД™ wzdrygnД…Е‚. WidziaЕ‚ to wszystko niejako w zwolnionym tempie. Jego wielokrotnie szybszy refleks pozwoliЕ‚, by chwyciЕ‚ nadgarstek ktГіregoЕ› z nich w poЕ‚owie uderzenia i wykrД™ciЕ‚ do tyЕ‚u, Е‚amiД…c mu rД™kД™. Potem odchyliЕ‚ siД™ i kopnД…Е‚ mД™ЕјczyznД™ w tors, posyЕ‚ajД…c z powrotem do krД™gu.

Kiedy podszedł do niego kolejny mężczyzna, Sam rzucił się na niego i zanim ten zdążył zareagować, zatopił mu kły w gardle. Pił łapczywie, rozbryzgując krew na wszystkie strony, a mężczyzna wył z bólu. W kilka chwil wysączył z niego życie i mężczyzna padł na ziemię.

Pozostali wpatrywali siД™ w niego z przeraЕјeniem. W koЕ„cu dotarЕ‚o do nich, Ејe znaleЕєli siД™ w obecnoЕ›ci potwora.

Sam zrobiЕ‚ krok w ich kierunku, a oni odwrГіcili siД™ i pognali przed siebie. Ulotnili siД™ niczym muchy. ChwilД™ pГіЕєniej Sam byЕ‚ jedynД… osobД…, ktГіra pozostaЕ‚a na placu.

Pokonał wszystkich. Ale to mu nie wystarczyło. Nie było końca rozlewowi krwi, śmierci i zniszczeniu, jakich pożądał. Chciał zabić każdego w tym mieście. A nawet wówczas nie miałby dość. Jego niemożność nasycenia swego pożądania irytowała go co nie miara.

Odchylił się i z twarzą zwróconą ku niebu zaryczał. Był to ryk zwierzęcia, które nareszcie wydostało się na wolność. Jego krzyk rozpaczy poszybował w górę, pod niebo i odbił się echem od kamiennych murów Jerozolimy, rozbrzmiewając głośniej od dzwonów i wznoszonych modłów. Na krótką chwilę zatrząsł murami, zawładnął całym miastem – i jak było długie i szerokie, wszyscy jego mieszkańcy zatrzymali się, by posłuchać i nauczyć się bać.

W jednej chwili dowiedzieli siД™, Ејe wЕ›rГіd nich grasowaЕ‚ demoniczny potwГіr.




ROZDZIAЕЃ CZWARTY


Caitlin i Caleb wędrowali w dół stromym górskim zboczem w kierunku wioski Nazaret. Powierzchnia była skalista i częściej ześlizgiwali się niż szli, wzbijając kłęby kurzu. W miarę, jak szli coraz dalej, krajobraz zaczął się zmieniać i skały ustąpiły kępom zielska i sporadycznym palmom, a potem trawie. W końcu znaleźli się w oliwnym gaju, idąc wśród rzędów oliwnych drzewek i dalej, w kierunku miasta.

Caitlin przyjrzaЕ‚a siД™ dokЕ‚adnie gaЕ‚Д…zkom i zauwaЕјyЕ‚a mnГіstwo niewielkich oliwek poЕ‚yskujД…cych w sЕ‚oЕ„cu. ZachwyciЕ‚a siД™ ich piД™knem. Im bliЕјej miasta siД™ znajdowali, tym bardziej pЕ‚odne byЕ‚y drzewka. Caitlin spojrzaЕ‚a przed siebie i z punktu, w ktГіrym siД™ znajdowaЕ‚a, dostrzegЕ‚a widok caЕ‚ej doliny i miasteczka, niczym z lotu ptaka.

Nazaret trudno było nazwać miastem, jako że była to niewielka wioska usadowiona wśród potężnych dolin. Wyglądało na to, że zamieszkiwało ją kilkaset osób w kilkunastu tuzinach niewielkich, parterowych domostw postawionych ze skalnego budulca. Kilka z nich wyglądało na zbudowane z białego wapienia. W oddali Caitlin dostrzegła wieśniaków, którzy wyciosywali bloki w potężnych wapiennych kamieniołomach otaczających miasteczko. Słyszała cichy dźwięk ich młotów niesiony echem nawet na taką odległość i widziała jasny wapienny kurz unoszący się w powietrzu.

Nazaret okalaЕ‚ niski, wijД…cy siД™ mur, wysoki moЕјe na dziesiД™Д‡ stГіp, ktГіry wyglД…daЕ‚ staro nawet w tej chwili. W Е›rodku znajdowaЕ‚a siД™ szeroka, otwarta, sklepiona brama. Nie byЕ‚o przy niej Ејadnego straЕјnika. Caitlin podejrzewaЕ‚a, Ејe po prostu nie byЕ‚o takiej potrzeby; w koЕ„cu byЕ‚a to zaledwie niewielka mieЕ›cina poЕ‚oЕјona gdzieЕ› poЕ›rodku caЕ‚kowitego pustkowia.

Caitlin uświadomiła sobie, że zaczęła się zastanawiać, dlaczego obudzili się w tych czasach i w tym miejscu. Dlaczego w Nazaret? Wróciła myślami do przeszłości. Próbowała przypomnieć sobie, co wiedziała o tym miejscu. Pamiętała, że kiedyś dowiedziała się czegoś o Nazaret, ale nie mogła sobie tego przypomnieć. I dlaczego w pierwszym wieku? Dlaczego tak radykalnie cofnęła się w czasie − ze średniowiecznej Szkocji aż tutaj? Zdała sobie sprawę, że zaczęła tęsknić za Europą. Nowy krajobraz wraz z palmami i pustynną spiekotą był dla niej taki obcy. Caitlin zastanawiała się przede wszystkim nad tym, czy Scarlet była gdzieś za tymi murami. Miała nadzieję – modliła się – żeby tak było. Musiała ją odszukać. Nie zazna spokoju dopóki jej nie znajdzie.

Weszła razem z Calebem przez miejską bramę z poczuciem wielkiego zniecierpliwienia. Czuła, jak jej serce biło mocno na myśl o odszukaniu Scarlet– jak również odkryciu, dlaczego akurat tutaj zostali wysłani? Czy jej Tato był tu i czekał na nią?

Kiedy wchodzili do miasteczka, uderzyЕ‚o jД…, jak bardzo tД™tniЕ‚o Ејyciem. Ulice peЕ‚ne byЕ‚y biegajД…cych, krzyczД…cych i bawiД…cych siД™ dzieci. Psy szwendaЕ‚y siД™ gdzie popadnie, tak samo jak kurczaki. Po ulicach waЕ‚Д™saЕ‚y siД™ owce i woЕ‚y, a przy kaЕјdym domostwie widniaЕ‚ osioЕ‚ek, bД…dЕє wielbЕ‚Д…d przywiД…zany do palika. WieЕ›niacy poruszali siД™ niespiesznie, ubrani w proste tuniki i szaty, niosД…c na barkach kosze z rГіЕјnymi towarami. Caitlin poczuЕ‚a siД™, jakby weszЕ‚a do wehikuЕ‚u czasu.

Kiedy mijali wąskie uliczki i niewielkie domostwa, ludzie zatrzymywali się i spoglądali na nich. Caitlin uświadomiła sobie, że musieli wyglądać nienaturalnie, nie z tego świata. Spojrzała w dół i zauważyła swe nowoczesne ubranie – skórzany, obcisły strój bojowy – i zaczęła się zastanawiać, co ci ludzie sobie o niej myśleli. Pewnie sądzili, że była obcym, który spadł z nieba. Nie winiła ich za to.

Przed każdym domem był ktoś, kto przygotowywał posiłek, sprzedawał towary, czy pracował w swoim rzemiośle. Minęli kilka ciesielskich rodzin, mężczyzn siedzących przed domem, piłujących, wymachujących młotkiem, wykonujących różne przedmioty − począwszy od łóżkowych ram po komody i drewniane osie do pługa. Przed jednym z domów pewien mężczyzna wznosił wielki, gruby na kilka stóp i wysoki na dziesięć krzyż. Caitlin zdała sobie sprawę, że na tym krzyżu ktoś miał być ukrzyżowany. Wzdrygnęła się i odwróciła wzrok.

Kiedy skręcili w kolejną uliczkę, całą jej stronę zajmowali kowale. Wszędzie walały się kowadła i młoty, a metaliczny brzęk dzwonił w całej okolicy, jakby każdy kowal wtórował jakiemuś innemu. Były tam również glinianki, w których wielkie płomienie podnosiły temperaturę rozgrzanego do czerwoności metalu, z którego rzemieślnicy wykuwali podkowy, miecze oraz inne wytwory metalowej obróbki. Caitlin zauważyła twarze dzieci, czarne od sadzy, siedzących przy swoich ojcach i obserwujących ich pracę. Czuła się źle, widząc, że dzieci musiały pracować w tak młodym wieku.

Rozglądała się za Scarlet, za ojcem, za jakąkolwiek wskazówką, która wyjaśniłaby powód ich pobytu w tym miejscu – ale nie znalazła niczego.

Skręcili w kolejną uliczkę. Tym razem trakt wypełniali kamieniarze. Mężczyźni ociosywali ogromne wapienne bloki, tworząc pomniki, oraz ogromne, płaskie prasy. Na początku Caitlin nie wiedziała, do czego miały służyć.

Caleb podniГіsЕ‚ dЕ‚oЕ„ i wskazaЕ‚ jednД… z nich.

– To prasy do tłoczenia wina i oliwy – powiedział, jak zwykle czytając w jej myślach. – Używają ich, by miażdżyć winogrona i oliwki, i uzyskiwać z nich wino i oliwę. Widzisz te korby?

Caitlin przyjrzaЕ‚a siД™ bliЕјej i podziwiaЕ‚a kunszt wykonywania podЕ‚uЕјnych pЕ‚yt z wapienia i misternych Ејelaznych przekЕ‚adni. ByЕ‚a zaskoczona widokiem niezwykЕ‚ych urzД…dzeЕ„, zwaЕјywszy na czasy i miejsce. Z rГіwnie wielkim zaskoczeniem uЕ›wiadomiЕ‚a sobie, na czym polegaЕ‚o pradawne winiarstwo. Oto byЕ‚a tutaj, w siД™gajД…cej tysiД…ce lat przeszЕ‚oЕ›ci, a mimo to ludzie wytwarzali butelki wina i oliwy dokЕ‚adnie tak, jak to miaЕ‚o miejsce w dwudziestym pierwszym wieku. A kiedy przyjrzaЕ‚a siД™ szklanym butelkom napeЕ‚nianym powoli winem i oliwД…, zdaЕ‚a sobie sprawД™, Ејe wyglД…daЕ‚y dosЕ‚ownie jak te, ktГіrych sama nieraz uЕјywaЕ‚a.

Tuż obok przebiegła grupka dzieci, ganiających jedno drugie, śmiejących się i w tej samej chwili wzbite przez nie kłęby kurzu osiadły na stopach Caitlin. Spojrzała w dół i uświadomiła sobie, że ulice nie były tutaj wybrukowane – pomyślała, że była to zbyt mała miejscowość, by było ją stać na utwardzone ulice. A jednak wiedziała, że Nazaret z czegoś słynęło i nie dawało jej spokoju to, że nie mogła przypomnieć sobie, z czego. Kolejny raz pluła sobie w brodę, że nie uważała na lekcjach historii.

– To miasto, w którym żył Jezus – powiedział Caleb, czytając w jej myślach.

Caitlin poczuЕ‚a, jak kolejny raz zaczerwieniЕ‚a siД™, kiedy w tak prosty sposГіb pochwyciЕ‚ jej myЕ›li. Nic przed nim nie ukrywaЕ‚a, lecz mimo to nie chciaЕ‚a, by odczytywaЕ‚ jej myЕ›li, kiedy w grД™ wchodziЕ‚y jej gЕ‚Д™bokie uczucia do niego. CzuЕ‚a siД™ wГіwczas skrД™powana.

– Żyje tutaj? – spytała.

Caleb skinД…Е‚ gЕ‚owД….

– Jeśli przybyliśmy w jego czasach – powiedział. – Najwyraźniej trafiliśmy do pierwszego wieku. Widać po ich ubraniach, po architekturze. Byłem już tu kiedyś. Ciężko zapomnieć te czasy i to miejsce.

Na myЕ›l o tym Caitlin otworzyЕ‚a szeroko oczy.

– Naprawdę sądzisz, że mógłby tu być? Jezus? Że chodzi tymi ścieżkami? Teraz? W tym mieście?

Caitlin ledwie to pojmowała. Próbowała wyobrazić sobie, jak skręca za róg i ni stąd ni zowąd napotyka Jezusa. Ta myśl zdawała się niewyobrażalna.

Caleb zmarszczyЕ‚ brwi.

– Nie wiem – powiedział. – Nie wyczuwam jego obecności. Być może rozminęliśmy się z nim.

Caitlin zaniemГіwiЕ‚a. RozejrzaЕ‚a siД™ wokГіЕ‚ z respektem.

Czy mógł tu być? zastanawiała się.

OniemiaЕ‚a z wraЕјenia i poczuЕ‚a jeszcze wiД™ksze znaczenie ich misji.

– Może tu być, to ten okres – powiedział Caleb. – Ale niekoniecznie w Nazaret. Dużo podróżował. Do Betlejem. Nazaretu, Kafarnaum – i Jerozolimy, oczywiście. Nie jestem jednak pewien, czy jesteśmy dokładnie w czasach, kiedy tu był. Jeśli tak, to może być wszędzie. Izrael jest duży. Gdyby był tu, w tym mieście, wyczulibyśmy to.

– Co masz na myśli? – spytała zaciekawiona Caitlin. – Jakie to uczucie?

– Nie potrafię tego wyjaśnić. Ale wiedziałabyś. Ta jego moc. Nie przypomina niczego, co kiedykolwiek doświadczyłaś.

Nagle Caitlin przyszЕ‚o coЕ› do gЕ‚owy.

– Widziałeś go kiedyś? – zapytała.

Caleb potrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД… powoli.

– Nie, nie z bliska. Raz byłem w tym samym mieście, o tej samej porze. Jego energia była przytłaczająca. Niepodobna do niczego, co kiedykolwiek czułem.

Caitlin ponownie zdumiaЕ‚a siД™, sЕ‚yszД…c o tym, czego Е›wiadkiem byЕ‚ Caleb, o tych wszystkich miejscach i chwilach, ktГіrych doЕ›wiadczyЕ‚.

– Jest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć – powiedział Caleb. – Musimy wiedzieć, który jest rok. Problem polega oczywiście na tym, że nikt nie liczył lat w sposób, w jaki my to robimy, jeszcze długo po śmierci Jezusa. Nasz rok kalendarzowy opiera się przecież na roku jego narodzin. Kiedy żył, nikt nie liczył lat według daty jego narodzin – większość ludzi nie wiedziała nawet, kim był! Kiedy więc zapytamy ludzi, który jest rok, pomyślą, że oszaleliśmy.

Caleb rozejrzaЕ‚ siД™ uwaЕјniej, jakby szukajД…c jakichЕ› wskazГіwek. Caitlin postД…piЕ‚a podobnie.

– Wyczuwam jednak, że jest w tych czasach – powiedział powoli Caleb. – Tylko nie tutaj.

Caitlin zlustrowaЕ‚a wioskД™ z szacunkiem.

– Ale to miasteczko wydaje się takie małe, takie proste. Nie przypomina wielkiego, biblijnego miasta, które sobie wyobrażałam. Wygląda, jak każde inne miasto położone na pustyni.

– Masz rację – odparł Caleb. – Ale właśnie tu mieszkał. Nie w jakimś wspaniałym miejscu, tylko tu, pomiędzy tymi ludźmi.

Poszli dalej, aЕј w koЕ„cu skrД™cili za rГіg i znaleЕєli siД™ na niewielkim placu w samym centrum miasteczka. ByЕ‚ to prosty, maЕ‚y plac, wokГіЕ‚ ktГіrego staЕ‚y niewielkie budynki, a na Е›rodku znajdowaЕ‚a siД™ studnia. Caitlin rozejrzaЕ‚a siД™ wokГіЕ‚ i dostrzegЕ‚a siedzД…cych w cieniu starszych ludzi trzymajД…cych w dЕ‚oniach trzcinowe laski i wpatrujД…cych siД™ w pusty, zakurzony plac.

Zbliżyła się wraz z Calebem do studni. Caleb podniósł rękę i zaczął kręcić zardzewiałą korbą. Powoli sparszywiała lina zaczęła unosić w górę kubeł z wodą.

Caitlin nabraЕ‚a zimnej wody w zЕ‚oЕјone dЕ‚onie i opryskaЕ‚a sobie twarz. W panujД…cej spiekocie woda przyniosЕ‚a jej prawdziwa ochЕ‚odД™. OpryskaЕ‚a twarz jeszcze raz, a potem dЕ‚ugie wЕ‚osy, przeczesujД…c je palcami. ByЕ‚y brudne i tЕ‚uste. Zimna woda byЕ‚a niczym zbawienie. OddaЕ‚aby wszystko, aby mГіc wziД…Д‡ prysznic. Potem nachyliЕ‚a siД™, nabraЕ‚a w dЕ‚onie kolejnД… porcjД™ i wypiЕ‚a. MiaЕ‚a sucho w gardle i woda dobrze jej zrobiЕ‚a. Caleb postД…piЕ‚ podobnie.

Obydwoje w końcu odchylili się i oparli o studnię, po czym przeczesali wzrokiem plac. Nie było tu żadnych wyjątkowych budynków, żadnych wskazówek, gdzie powinni się udać.

– Więc, gdzie teraz? – spytała w końcu.

Caleb rozejrzaЕ‚ siД™, mruЕјД…c oczy przed sЕ‚oЕ„cem i zasЕ‚aniajД…c je dЕ‚oЕ„mi. ZdawaЕ‚ siД™ tak samo zdezorientowany, jak i ona.

– Nie wiem – powiedział beznamiętnym głosem. – Jestem w kropce.

– W innych czasach i miejscach − kontynuował – zazwyczaj nasze wskazówki ukryte były w jakichś kościołach, czy też klasztorach. W obecnych czasach jednak nie ma żadnych kościołów. Chrześcijaństwo nie istnieje. Nie ma żadnych chrześcijan. Dopiero po śmierci Jezusa ludzie zaczęli wokół niego tworzyć religię. W tych czasach istnieje tylko jedna religia. Religia Jezusa: judaizm. Jezus był przecież Żydem.

Caitlin starała się to wszystko pojąć. A było to tak bardzo skomplikowane. Jeśli Jezus był Żydem, jak to sobie pomyślała, to oznaczało, że musiał modlić się w synagodze. Nagle przyszła jej pewna myśl do głowy.

– Może w takim razie najlepszym miejscem, w którym powinniśmy ich szukać, jest to, w którym Jezus się modlił. Może powinniśmy poszukać synagogi.

– Myślę, że masz rację – powiedział Caleb. Jakby nie było, wszelakie inne praktyki religijne, jeśli w ogóle można je tak nazwać, uprawiane były w tych czasach przez pogan – i skupiały się na wielbieniu bożków. Jestem pewien, że Jezus nie oddawałby czci w pogańskiej świątyni.

Caitlin rozejrzała się ponownie po mieście, mrużąc oczy i starając się wyszukać jakiś budynek przypominający synagogę. Nie znalazła jednak ani jednego. Wszystkie były prostymi, mieszkalnymi domami.

– Nic nie widzę – powiedziała. – Wszystkie budynki są według mnie podobne do siebie. Zwykłe małe domki.

– Ja też nic nie dostrzegam – powiedział Caleb.

Nastąpiła długa chwila ciszy; Caitlin starała się wszystko przemyśleć. W jej głowie kotłowało się od wszelkich możliwych rozwiązań.

– Myślisz, że mój Tata i tarcza wiążą się w jakiś sposób z tym wszystkim? – spytała. – Myślisz, że jeśli pójdziemy do miejsc, w których był Jezus, to doprowadzi nas to do mojego Taty?

Caleb zwД™ziЕ‚ oczy, jakby namyЕ›lajД…c siД™ nad odpowiedziД… przez dЕ‚uЕјszy czas.

– Nie wiem – odparł w końcu. – Ale najwyraźniej twój Tata strzeże wielkiej tajemnicy. Tajemnicy, która ma znaczenie nie tylko dla wampirzego rodzaju, ale dla całej ludzkości. Tarczy, czy też broni, która zmieni naturę wszystkich ludzi już na zawsze. Musi być niezwykła. I wydaje mi się, że może pomóc nam dotrzeć do twojego ojca tylko bardzo potężna osoba. Jak Jezus. Według mnie, to by miało sens. Być może, żeby znaleźć jednego, musimy najpierw odnaleźć drugiego. Przecież to twój krzyżyk otworzył zamki do kluczy i sprowadził nas tutaj. I prawie wszystkie wskazówki znaleźliśmy w kościołach i klasztorach.

Caitlin staraЕ‚a siД™ to pojД…Д‡. Czy byЕ‚o to moЕјliwe, by jej Tata znaЕ‚ Jezusa? Czy byЕ‚ jednym z jego uczniГіw? MyЕ›l ta byЕ‚a oszaЕ‚amiajД…ca, a wraЕјenie tajemniczoЕ›ci zwiД…zanej z jego osobД… tylko siД™ pogЕ‚Д™biЕ‚o.

Usiadła na studni, rozglądając się po sennej mieścinie, całkiem zbita z tropu. Nie miała pojęcia, gdzie powinna zacząć poszukiwania. Nic nie wyróżniało się jakoś szczególnie w całej okolicy. Co więcej, była coraz bardziej zdesperowana, by odszukać Scarlet. Owszem, pragnęła znaleźć swego ojca; czuła, jak cztery klucze praktycznie płonęły w jej kieszeni. Nie widziała jednak żadnej wskazówki, by ich użyć – a ciężko jej było skupić się na ojcu, kiedy myśli wypełniała Scarlet. Świadomość tego, że była tam gdzieś sama, samiutka, rozdzierała jej serce. Kto wie, może akurat znajdowała się w jakimś niebezpieczeństwie?

Choć z drugiej strony, nie wiedziała również, gdzie szukać Scarlet. Czuła przemożną bezradność.

Nagle w bramie pojawił się pastuch i powoli skierował się na plac, a za nim podążały jego owce. Miał na sobie długa białą szatę i zakrywający głowę przed słońcem kaptur. Zmierzał w ich kierunku, podpierając się kosturem. Caitlin pomyślała na początku, że szedł do nich, ale potem zdała sobie z czegoś sprawę: szedł do studni. Szedł tu jedynie po to, by się napić, a oni akurat stali na drodze.

Kiedy podszedł bliżej, owce stłoczyły się wokół niego, zapełniając plac i kierując się w stronę studni. Musiały wiedzieć, że była pora pojenia. Po chwili Caitlin i Caleb znaleźli się pośród stada. Łagodne zwierzęta torowały sobie drogę do wody. Powietrze wypełniło ich niecierpliwe beczenie, ponaglające pasterza, by się nimi zajął.

Caitlin i Caleb usunęli się z drogi, kiedy pasterz podszedł do studni i zaczął kręcić zardzewiałą korbą, podnosząc kubeł z wodą. Zdjął kaptur i sięgnął po wodę.

Caitlin byЕ‚a zaskoczona, kiedy zobaczyЕ‚a, Ејe byЕ‚ caЕ‚kiem mЕ‚ody. MiaЕ‚ wielkД…, gД™stД… jasnД… czuprynД™, takД… samД… brodД™ i jasne, niebieskie oczy. UЕ›miechnД…Е‚ siД™ i Caitlin zauwaЕјyЕ‚a na jego twarzy, wokГіЕ‚ oczu, zmarszczki od sЕ‚oЕ„ca. PoczuЕ‚a teЕј emanujД…ce z niego ciepЕ‚o i ЕјyczliwoЕ›Д‡.

ChwyciЕ‚ przelewajД…cy siД™ kubeЕ‚ wody i mimo potu na czole, mimo, Ејe wyglД…daЕ‚ na spragnionego, odwrГіciЕ‚ siД™ i wlaЕ‚ pierwszД… porcjД™ do koryta znajdujД…cego siД™ u podstawy studni. Owce stЕ‚oczyЕ‚y siД™ wokГіЕ‚ niego, beczД…c i rozpychajД…c siД™ podczas picia.

Caitlin ogarnęło osobliwe przeczucie, że być może ten mężczyzna coś wiedział, że być może pojawił się na ich drodze nie bez powodu. Pomyślała, że jeśli Jezus żył, być może ten mężczyzna słyszał coś o nim.

PoczuЕ‚a zdenerwowanie i odchrzД…knД™Е‚a.

– Przepraszam? – powiedziała.

MД™Ејczyzna odwrГіciЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niД…, a ona poczuЕ‚a moc skrytД… w jego oczach.

– Szukamy kogoś. Zastanawiam się, czy wiesz, gdzie mieszka.

MД™Ејczyzna zmruЕјyЕ‚ oczy i w tej samej chwili Caitlin odniosЕ‚a wraЕјenie, Ејe przejrzaЕ‚ jД… na wylot. To byЕ‚o niesamowite.

– Mieszka – odparł mężczyzna, jakby czytał w jej myślach. – Lecz już go tu nie ma.

Caitlin nie mogła w to uwierzyć. To była prawda.

– Dokąd poszedł? – spytał Caleb. Caitlin usłyszała w jego głosie wielkie przejęcie. Wyczuła, jak rozpaczliwie zależało mu, by się tego dowiedzieć.

MД™Ејczyzna przeniГіsЕ‚ wzrok na Caleba.

– Cóż, do Galilei – odparł mężczyzna, jakby to było coś oczywistego. – Nad morze.

Caleb zmruЕјyЕ‚ oczy.

– Kafarnaum? – spytał niepewnie Caleb.

MД™Ејczyzna pokiwaЕ‚ gЕ‚owД….

Caleb otworzyЕ‚ szeroko oczy, uzmysЕ‚owiwszy coЕ› sobie.

– Wielu za nim podąża – powiedział tajemniczo pasterz. – Szukajcie, a znajdziecie.

Po chwili mД™Ејczyzna spuЕ›ciЕ‚ gЕ‚owД™, odwrГіciЕ‚ siД™, by odejЕ›Д‡, a jego owce wraz z nim. WkrГіtce pokonaЕ‚ caЕ‚y plac.

Caitlin nie mogła pozwolić mu odejść. Jeszcze nie. Musiała dowiedzieć się więcej. I wyczuwała, że ukrywał coś przed nią.

– Zaczekaj! – krzyknęła.

Pasterz zatrzymaЕ‚ siД™ i odwrГіciЕ‚, po czym spojrzaЕ‚ na niД….

– Znasz mojego ojca? – spytała.

Ku jej zaskoczeniu mД™Ејczyzna skinД…Е‚ gЕ‚owД… powoli.

– Gdzie jest? – spytała Caitlin.

– Tego musisz sama się dowiedzieć – powiedział. – To ty jesteś tą, która niesie klucze.

– Kim on jest? – spytała, rozpaczliwie chcąc się tego dowiedzieć.

MД™Ејczyzna pokrД™ciЕ‚ powoli gЕ‚owД….

– Jestem zaledwie pasterzem, którego mijasz po drodze.

– Ale ja nawet nie wiem, gdzie szukać! – odparła zdesperowana Caitlin. – Proszę, muszę go znaleźć.

Pasterz uЕ›miechnД…Е‚ siД™ powoli.

– Zawsze tam, gdzie akurat jesteś – powiedział.

To powiedziawszy, nakryЕ‚ gЕ‚owД™ kapturem, odwrГіciЕ‚ siД™ i przeszedЕ‚ przez plac. MinД…Е‚ sklepionД… bramД™ i chwilД™ pГіЕєniej znikЕ‚ razem ze swymi owcami.

Zawsze tam, gdzie akurat jesteЕ›.

Słowa mężczyzny dzwoniły jej w uszach. W jakiś sposób wyczuwała, że nie była to tylko alegoria. Im więcej się nad tym zastanawiała, tym bardziej czuła, że powinna potraktować je dosłownie. Jakby mówił jej, że wskazówka była dokładnie tu, gdzie się teraz znajdowała.

OdwrГіciЕ‚a siД™ nagle i przeszukaЕ‚a studniД™, tД™, na ktГіrej przed chwilД… siedzieli. Tym razem coЕ› wyczuwaЕ‚a.

Zawsze tam, gdzie akurat jesteЕ›.

UklД™kЕ‚a i przesunД™Е‚a dЕ‚oЕ„mi po starym, gЕ‚adkim kamiennym murku. PrzeszukaЕ‚a caЕ‚Д… jego powierzchniД™, bД™dД…c bardziej niЕј pewnД…, Ејe coЕ› tam byЕ‚o, Ејe dotarЕ‚a do wskazГіwki.

– Co robisz? – spytał Caleb.

Caitlin przeszukiwaЕ‚a gorД…czkowo kaЕјdД… szczelinД™, kaЕјde pД™kniД™cie w skalistym budulcu, czujД…c, Ејe byЕ‚a na dobrym tropie.

W koЕ„cu, kiedy dotarЕ‚a do poЕ‚owy studni, zatrzymaЕ‚a siД™. ZnalazЕ‚a pД™kniД™cie, ktГіre byЕ‚o nieco wiД™ksze od pozostaЕ‚ych. WystarczajД…co duЕјe, by wsunД™Е‚a tam swГіj palec. OtaczajД…cy je kamieЕ„ byЕ‚ nieco zbyt gЕ‚adki, a otwГіr za duЕјy.

Caitlin sięgnęła i spróbowała podważyć kamień. Wkrótce zaczął się poruszać. Obluzowała go jeszcze bardziej, aż wydobyła go z podstawy studni. Ku jej zdumieniu znajdowała się tam niewielka skrytka.

Caleb podszedЕ‚ bliЕјej i nachyliЕ‚ siД™ nad niД…, kiedy ona siД™gnД™Е‚a w dГіЕ‚ mrocznego otworu. PoczuЕ‚a coЕ› zimnego i metalowego i powoli wyjД™Е‚a na zewnД…trz.

PodniosЕ‚a dЕ‚oЕ„ do Е›wiatЕ‚a i wyprostowaЕ‚a palce.

Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.




ROZDZIAЕЃ PIД„TY


Scarlet stała wraz z Ruth na końcu ślepej uliczki, odwrócona tyłem do muru i obserwowała ze strachem grupkę łobuzów, którzy szczuli na nią swego psa. Chwilę później ogromny, dziki pies rzucił się na nią, chcąc zatopić kły w jej szyi. Wszystko działo się tak szybko, że Scarlet nie miała pojęcia, co robić.

Zanim zdążyła zareagować, Ruth nagle warknęła i zaatakowała psa. Skoczyła w powietrze i starła się z nim w pół lotu, zatapiając mu kły w krtani. Wylądowała na nim, przyszpilając do ziemi. Pies musiał być dwukrotnie większy od niej, a jednak Ruth zdołała przygwoździć go bez trudu i nie pozwoliła mu się podnieść. Zaciskała kły z całych sił, aż w końcu pies przestał walczyć i padł.

– Ty mała suko! – krzyknął stojący na czele grupy chłopak. Był wściekły.

WyskoczyЕ‚ przed resztД™ i rzuciЕ‚ siД™ na Ruth. PodniГіsЕ‚ naostrzony na jednym koЕ„cu, niczym wЕ‚Гіcznia, kij i pchnД…Е‚ w odsЕ‚oniД™ty kark Ruth.

ZadziaЕ‚aЕ‚ refleks i Scarlet ruszyЕ‚a z miejsca. Nie namyЕ›lajД…c siД™ nawet, pognaЕ‚a w kierunku chЕ‚opca, wyciД…gnД™Е‚a rД™kД™ i chwyciЕ‚a kij w powietrzu, tuЕј zanim uderzyЕ‚ Ruth. Potem pociД…gnД™Е‚a chЕ‚opaka do siebie, odchyliЕ‚a siД™ i kopnД™Е‚a mocno w Ејebra.

ZasЕ‚abЕ‚, a ona kopnД™Е‚a go ponownie, tym razem w twarz z pГіЕ‚obrotu. ObrГіciЕ‚ siД™ i wylД…dowaЕ‚ twarzД… na kamieniach.

Ruth odwrГіciЕ‚a siД™ i natarЕ‚a na grupkД™ chЕ‚opcГіw. SkoczyЕ‚a w powietrzu i zatopiЕ‚a kЕ‚y w szyi jednego z nich, przygniatajД…c go do ziemi. PozostaЕ‚o juЕј tylko trzech.

Scarlet stała i obserwowała ich, kiedy nagle owładnęło nią jakieś nowe uczucie. Nie bała się już; nie chciała uciekać przed tymi chłopakami; nie musiała już tchórzyć i szukać kryjówki; nie potrzebowała ochrony swoich rodziców.

Coś w niej pękło, przekroczyła niewidzialną granicę, pokonała punkt zwrotny. Pierwszy raz w życiu poczuła, że nikt nie był jej potrzebny. Wystarczyła ona sama. I zamiast obawiać się nieznanego, napawała się swą mocą.

Czuła przepełniający ją gniew, jak wzrastał od palców u nóg przez całe ciało aż po skórę głowy. Był niczym energetyzujące uczucie, którego nie rozumiała, którego nigdy dotąd jeszcze nie doświadczyła. Nie chciała już uciekać przed tymi chłopakami. Nie zamierzała również pozwolić, by im się upiekło.

W tej chwili pragnД™Е‚a jednego, zemsty.

PozostaЕ‚a trГіjka chЕ‚opcГіw patrzyЕ‚a na niД… w szoku, kiedy nagle na nich natarЕ‚a. Wszystko staЕ‚o siД™ szybko, ledwie zdД…ЕјyЕ‚a to pojД…Д‡. Jej refleks byЕ‚ znacznie szybszy od ich poczynaЕ„. MiaЕ‚a wraЕјenie, Ејe poruszali siД™ w zwolnionym tempie.

SkoczyЕ‚a w powietrze, wyЕјej niЕј kiedykolwiek i kopnД™Е‚a chЕ‚opaka w Е›rodku, lД…dujД…c dwoma stopami na jego torsie. OdleciaЕ‚ w tyЕ‚ przez uliczkД™ niczym kula armatnia, wyrЕјnД…Е‚ w kamienny mur i padЕ‚ na ziemiД™.

Zanim pozostała dwójka zdążyła zareagować, odwróciła się i uderzyła jednego łokciem w twarz, po czym okręciła się i kopnęła drugiego w splot słoneczny. Obaj upadli na ziemię, pozbawieni przytomności.

Scarlet staЕ‚a przy nich razem z Ruth i ciД™Ејko oddychaЕ‚a. RozejrzaЕ‚a siД™ wokГіЕ‚ i zobaczyЕ‚a wszystkich chЕ‚opcГіw leЕјД…cych bez ruchu i bezЕ‚adnie na ziemi. I wГіwczas uprzytomniЕ‚a sobie, Ејe to ona byЕ‚a zwyciД™zcД….

Nie byЕ‚a juЕј tД… samД… Scarlet, co wczeЕ›niej.


*

Włóczyła się wraz z Ruth po uliczkach już od kilku godzin, z każdą chwilą zwiększając odległość między nimi a tamtymi chłopakami. Skręcała w uliczki w upale, zatracając poczucie orientacji w istnym labiryncie bocznych uliczek starego Jeruzalem. Południowe słońce prażyło i sprawiało, że zaczynała majaczyć, również z powodu braku pożywienia i wody. Widziała, że Ruth dyszała ciężko, kiedy lawirowały przez tłumy; widziała, że Ruth również cierpiała.

JakieЕ› dziecko wyminД™Е‚o Ruth, chwyciЕ‚o jej ogon i szarpnД™Е‚o Ејartobliwie, jednak nieco za mocno. Ruth odwrГіciЕ‚a siД™ i kЕ‚apnД™Е‚a zД™bami, warczД…c i obnaЕјajД…c kЕ‚y. Dziecko krzyknД™Е‚o, rozpЕ‚akaЕ‚o siД™ i uciekЕ‚o. Zachowanie Ruth byЕ‚o do niej niepodobne; zazwyczaj byЕ‚a bardziej tolerancyjna. WydawaЕ‚o siД™, Ејe to upaЕ‚ i gЕ‚Гіd dawaЕ‚y siД™ jej we znaki. W jakiЕ› sposГіb przemawiaЕ‚ teЕј przez niД… gniew i frustracja Scarlet.

Bez względu na to, jak bardzo się starała, nie potrafiła pozbyć się resztek gniewu. Jakby coś zostało w niej uwolnione i nie umiała nad tym zapanować. Czuła, jak w jej żyłach tętniła krew, jak pulsował gniew i kiedy mijała poszczególnych sprzedawców oferujących różnego rodzaju żywność, wiedziała, że nie było ją na nic stać i jej gniew rósł jeszcze bardziej. Zaczynała również zdawać sobie sprawę, że to, czego doświadczała, intensywne uczucie głodu, nie było takim zwykłym głodem. Było w tym coś jeszcze. Coś głębszego, bardziej pierwotnego. Nie pragnęła jedynie pożywienia. Łaknęła krwi. Musiała się pożywić.

Nie rozumiała, co się z nią działo i nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Wyczuła węchem mięso i przecisnęła się przez tłum w tym kierunku. Ruth prześliznęła się tuż za nią.

Scarlet przepchaЕ‚a siД™ Е‚okciami do przodu i w tej samej chwili jakiЕ› niemiЕ‚y mД™Ејczyzna popchnД…Е‚ jД… do tyЕ‚u.

– Hej, dziewczyno, uważaj, gdzie idziesz! – burknął.

Nie myЕ›lД…c nawet, Scarlet odwrГіciЕ‚a siД™ i popchnД™Е‚a go rГіwnieЕј. ByЕ‚ dwukrotnie od niej wiД™kszy, ale odleciaЕ‚ w tyЕ‚, wywracajД…c kilka stoisk z owocami.

Zerwał się na nogi. Był zszokowany i wpatrywał się w Scarlet, próbując zrozumieć, jak taka dziewczynka mogła w ten sposób go obezwładnić. Potem, ze strachem wymalowanym na twarzy, rozsądnie odwrócił się i odszedł pospiesznie.

Sprzedawca spojrzaЕ‚ na Scarlet gniewnie, wyczuwajД…c kЕ‚opoty.

– Chcesz mięsa? – warknął. – Masz pieniądze, by za nie zapłacić?

Ruth nie zdołała się jednak opanować. Rzuciła się przed siebie i zatopiła kły w ogromnym kawale mięsa, oderwała porcję i połknęła. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, rzuciła się jeszcze raz, zamierzając oderwać kolejny kawałek.

Tym razem handlarz opuścił dłoń, zamierzając z całej siły uderzyć Ruth w nos.

Scarlet wyczuła jednak nadchodzący cios. Coś dziwnego działo się z jej poczuciem szybkości i mijającego czasu. Kiedy dłoń handlarza zaczęła opadać, Scarlet zauważyła, jak jej własna dłoń wystrzeliła, niemal bez jej udziału, i chwyciła nadgarstek mężczyzny zanim zdążył uderzyć Ruth.

Sprzedawca spojrzał na Scarlet z wybałuszonymi oczyma, zszokowany, że tak niewielka dziewczynka mogła posiadać tak silny chwyt. Scarlet ścisnęła mu nadgarstek i wzmocniła swój chwyt tak bardzo, że jego cała ręka zaczęła się trząść. Uświadomiła sobie, ze patrzyła na mężczyznę gniewnie, nie będąc w stanie zapanować nad swą wściekłością.

– Nie waż się dotykać mojego wilka – warknęła.

– Prze… praszam – powiedział mężczyzna z trzęsącą się z bólu ręką i szeroko otwartymi ze strachu oczami.

W koЕ„cu Scarlet puЕ›ciЕ‚a go i pospiesznie odeszЕ‚a od jego stoiska z Ruth u boku. Kiedy umykaЕ‚a, oby jak najdalej od mД™Ејczyzny, usЕ‚yszaЕ‚a za sobД… gwizd, a potem szaleЕ„cze okrzyki wzywajД…ce straЕјe.

– Chodźmy, Ruth! – powiedziała Scarlet i obie skierowały się uliczką przed siebie, ginąc w tłumie. Przynajmniej Ruth już coś zjadła.

Jednakże głód Scarlet był przytłaczający i nie miała pojęcia, jak długo mogła go jeszcze znosić. Nie rozumiała tego, co się z nią działo, ale kiedy szły kolejnymi uliczkami, zdała sobie sprawę, że przyglądała się ludzkim szyjom. Skupiała wzrok na ich żyłach, widziała, pulsującą w nich krew. Zaczęła oblizywać wargi, chcąc – pragnąc – zatopić w nich swoje zęby. Rozmarzyła się, kiedy przyszedł jej do głowy obraz, jak piła ich krew. Zaczęła wyobrażać sobie, jakie to uczucie, kiedy krew spływa jej do gardła. Nie rozumiała tego. Czy była jeszcze człowiekiem? Czy raczej stawała się dzikim zwierzęciem?

Scarlet nie chciała nikogo skrzywdzić. Starała się racjonalnie powstrzymać od tego, czego nie rozumiała.

Ale fizycznie, coś przejmowało nad nią kontrolę. Wzrastało od stóp, przez nogi, tułów, aż po czubek głowy i koniuszki palców. Pożądanie. Niepowstrzymane, niezaspokojone pragnienie. Przytłaczało jej myśli, mówiło, co ma myśleć, jak reagować.

Nagle Scarlet coś zauważyła: w oddali, za nią, pojawiła się grupka rzymskich żołnierzy, którzy chcieli ją dogonić. Jej nowy, super czuły słuch ostrzegł ją, pozwalając jej usłyszeć odgłos ich sandałów uderzających o skaliste podłoże.

Dźwięk ich sandałów uderzających o ziemię zirytował ją tylko jeszcze bardziej; stopił się w jej głowie z krzykami handlarzy, śmiechem dzieci, szczekaniem psów… Zaczynała mieć tego wszystkiego dość. Jej słuch stał się zbyt wyostrzony i ta cała kakofonia rozdrażniła ją. Słońce również jakby mocniej przypiekało, jakby skupiło swe promienie wyłącznie na niej. Zbyt wiele było tego wszystkiego naraz. Miała wrażenie, że znalazła się pod mikroskopem świata i miała za chwilę wybuchnąć.

Nagle odchyliła się, przepełniona furią, i poczuła w zębach nieznane sobie doznanie. Poczuła, jak jej siekacze wydłużyły się, poczuła długie ostre kły wyrastające spośród nich. Nie znała tego uczucia, lecz wiedziała, że ulegała przemianie w coś, czego nie rozpoznawała, ani nie kontrolowała. Nagle zauważyła wielkiego, otyłego, pijanego mężczyznę, który szedł uliczką, potykając się co chwilę. Scarlet przeczuwała, że albo się pożywi, albo umrze tu na miejscu. A coś w niej chciało przetrwać mimo wszystko.

UsЕ‚yszaЕ‚a swГіj warkot i doznaЕ‚a szoku. DЕєwiД™k ten, tak pierwotny, zdumiaЕ‚ jД…. PoczuЕ‚a siД™, jakby byЕ‚a poza swym ciaЕ‚em, kiedy odbiЕ‚a siД™ od ziemi i skoczyЕ‚a na mД™ЕјczyznД™. WidziaЕ‚a w zwolnionym tempie, jak odwrГіciЕ‚ siД™ do niej z otwartymi szeroko ze strachu oczyma. PoczuЕ‚a, jak jej kЕ‚y wbiЕ‚y siД™ w jego ciaЕ‚o, w ЕјyЕ‚y w jego szyi. ChwilД™ pГіЕєniej poczuЕ‚a jego gorД…cД… krew spЕ‚ywajД…cД… jej do gardЕ‚a, napeЕ‚niajД…cД… jej ciaЕ‚o.

Chciała przerwać, pozwolić temu mężczyźnie odejść. Ale nie potrafiła. Potrzebowała tego. Musiała przetrwać.

Musiała się pożywić.




ROZDZIAЕЃ SZГ“STY


Sam pędził ulicami Jerozolimy, warcząc, cały czerwony z wściekłości. Chciał niszczyć, rozedrzeć wszystko w zasięgu wzroku na strzępy. Kiedy przebiegł obok rzędu stoisk handlarzy, wystawił rękę i zmiótł ich budki, przewracając je niczym klocki domina. Rozmyślnie zderzał się z ludźmi, uderzając ich z całych sił i wyrzucając w powietrze jak popadnie. Był niczym kula niosąca zniszczenie, nad którą nikt nie panował, która toczyła się ulicą, wywracając wszystko na swojej drodze.

Zapanował chaos; rozległy się krzyki. Ludzie zaczęli zwracać na niego uwagę i natychmiast uciekać, uskakiwać mu z drogi. Był niczym taran niosący zniszczenie.

Słońce doprowadzało go do szału. Lało żarem na głowę, dopiekając do żywego, przepełniając go coraz większym szałem. Nie wiedział, czym był prawdziwy gniew, aż do tej chwili. Zdawać by się mogło, że nic nie było w stanie go zaspokoić.

ZobaczyЕ‚ wysokiego, szczupЕ‚ego mД™ЕјczyznД™ i rzuciЕ‚ siД™ na niego, zatapiajД…c mu kЕ‚y w szyi. ZrobiЕ‚ to w uЕ‚amku sekundy. WyssaЕ‚ krew, po czym ruszyЕ‚ pospiesznie dalej i zatopiЕ‚ kЕ‚y w szyi kolejnej ofiary. SzedЕ‚ od jednej osoby do drugiej, zatapiajД…c kЕ‚y i wysysajД…c z nich krew. PoruszaЕ‚ siД™ tak szybko, Ејe nikt nie miaЕ‚ czasu na reakcjД™. Wszyscy osuwali siД™ na ziemiД™, pozostawiajД…c za Samem usЕ‚any ciaЕ‚ami szlak. WpadЕ‚ w gЕ‚odowy szaЕ‚ i czuЕ‚, jak jego krew pД™czniaЕ‚a, zmieszana z ich krwiД…. A mimo to, wciД…Еј byЕ‚o mu maЕ‚o.

Słońce doprowadzało go na skraj obłędu. Musiał schronić się w cieniu i to szybko. Zauważył w oddali wielki budynek, elegancki pałac zbudowany z wapienia, z filarami i ogromnymi sklepionymi drzwiami. Nie namyślając się, przeszedł plac i wpadł do środka, wyważywszy drzwi kopniakiem.

Wewnątrz było chłodniej i Sam w końcu mógł z powrotem oddychać. Wystarczyło pozbyć się słońca znad głowy, by poczuć wielką różnicę. Mógł otworzyć oczy, które powoli przystosowały się do panujących tu warunków.

WpatrywaЕ‚y siД™ w niego ze strachem dziesiД…tki zaskoczonych ludzi. WiД™kszoЕ›Д‡ siedziaЕ‚a w niewielkich basenach, pojedynczych baliach, inni zaЕ› przechadzali siД™ wokГіЕ‚ boso po kamiennej posadzce. Wszyscy byli nago. WГіwczas Sam zdaЕ‚ sobie z tego sprawД™: trafiЕ‚ do Е‚aЕєni. Rzymskiej Е‚aЕєni.

Sklepiony strop znajdowaЕ‚ siД™ wysoko i wpuszczaЕ‚ do Е›rodka Е›wiatЕ‚o, a wokoЕ‚o staЕ‚y wielkie kolumny. Na podЕ‚odze leЕјaЕ‚ lЕ›niД…cy marmur, a caЕ‚Д… powierzchniД™ sali wypeЕ‚niaЕ‚y niewielkie baseniki. Ludzie wylegiwali siД™ w nich, najwyraЕєniej oddajД…c siД™ relaksowi.

A przynajmniej do chwili, kiedy zobaczyli Sama. Natychmiast usiedli wyprostowani, a na ich twarzach zagoЕ›ciЕ‚ strach.

Sam nienawidził tych ludzi – leniwych bogaczy obijających się tu, jakby nie dotyczyło ich żadne zmartwienie tego świata. Zamierzał sprawić, by za to zapłacili. Odrzucił głowę do tyłu i zaryczał.

Większość miała na tyle rozsądku, by czmychnąć przed nim; porwali swe ręczniki i szaty i starali się wydostać stąd jak najszybciej.

Ale nie mieli szans. Sam runД…Е‚ do przodu, rzuciЕ‚ siД™ na pierwszД… kobietД™ z brzegu i zatopiЕ‚ zД™by w jej szyi. WyssaЕ‚ krew, a ona upadЕ‚a na ziemiД™ i potoczyЕ‚a do basenu, zabarwiajД…c wodД™ na czerwono.

Sam ponawiał swój atak, skacząc od jednej ofiary do drugiej, nie zważając na płeć. Wkrótce łaźnię wypełniły zwłoki i ciała unoszące się na zabarwionej na czerwono wodzie.

Nagle rozległo się uderzenie w drzwi i Sam odwrócił się na pięcie, by zobaczyć, kto to.

Drzwi wypełniały tuziny rzymskich żołnierzy. Nosili oficjalny ubiór – krótkie tuniki, sandały, hełmy z piórami – a w dłoniach dzierżyli tarcze i krótkie miecze. Niektórzy mieli też łuki i strzały. Naciągnęli cięciwy i wycelowali w Sama.

– Zostań na miejscu! – wrzasnął ich dowódca.

Sam zawarczaЕ‚, odwrГіciЕ‚ siД™ i podniГіsЕ‚, ukazujД…c siД™ im w caЕ‚ej okazaЕ‚oЕ›ci, po czym ruszyЕ‚ na nich.

Е»oЕ‚nierze zaatakowali. NadleciaЕ‚y tuziny strzaЕ‚ wycelowanych w niego. Sam widziaЕ‚ je w zwolnionym tempie, jak lЕ›niЕ‚y srebrne groty zmierzajД…ce wprost ku niemu.

Ale on był szybszy nawet od tych strzał. Zanim do niego dotarły, był już wysoko w powietrzu, skacząc i wywijając nad nimi salto. Z łatwością pokonał odległość całej sali – czterdzieści stóp – zanim jeszcze łucznicy puścili cięciwy.

Sam runД…Е‚ na nich z gГіry wyprostowanymi nogami, uderzajД…c stojД…cego na Е›rodku ЕјoЕ‚nierza z takД… siЕ‚Д…, Ејe powaliЕ‚ ze sobД… caЕ‚y tЕ‚um, niczym klocki domina. Tuzin ЕјoЕ‚nierzy znalazЕ‚ siД™ nagle na ziemi.

Zanim pozostali zdołali zareagować, Sam wyrwał dwa miecze z rąk dwóch żołnierzy. Zaczął obracać się i siec wszystkich wkoło.

UderzaЕ‚ z zatrwaЕјajД…cym skutkiem. OdrД…bywaЕ‚ gЕ‚owy jedna po drugiej, po czym odwrГіciЕ‚ siД™ i tych, ktГіrzy przeЕјyli, dЕєgaЕ‚ mieczem prosto w serce. PrzedzieraЕ‚ siД™ przez tЕ‚um niczym nГіЕє przez masЕ‚o. W kilka sekund ЕјoЕ‚nierze zwalili siД™ na ziemiД™ bez Ејycia.

Sam opadł na kolana i bez opamiętania spijał krew z ich serc. Utrzymywał się na rękach i kolanach, i zgarbiony niczym jakaś bestia, pławił się w ich krwi, cały czas próbując nasycić swój gniew, swój niepohamowany szał.

Skończył, ale wciąż nie czuł zaspokojenia. Miał wrażenie, że musiał pobić całe armie, wybić masy ludzi. Chciał ucztować tygodniami, a nawet wówczas, nie miałby dość.

– SAMSONIE! – wrzasnął dziwny kobiecy głos.

Sam zatrzymał się, niczym wrośnięty w ziemię. Był to głos, którego od wieków nie słyszał, którego niemal zapomniał, którego już nigdy nie spodziewał się usłyszeć.

Tylko jedna osoba na tym Е›wiecie nazywaЕ‚a go w ten sposГіb: Samson.

ByЕ‚ to gЕ‚os jego stwГіrcy.

Oto staЕ‚a nad nim i spoglД…daЕ‚a na niego z gГіry z uЕ›miechem na zachwycajД…cej twarzy в€’ jego pierwsza prawdziwa miЕ‚oЕ›Д‡.

Oto byЕ‚a в€’ Samantha.




ROZDZIAЕЃ SIГ“DMY


Caitlin i Caleb lecieli razem po czystym, niebieskim, pustynnym niebie, kierujД…c siД™ na pГіЕ‚noc ponad ziemiami Izraela, w stronД™ morza. PoniЕјej rozpoЕ›cieraЕ‚y siД™ ziemie i zmieniajД…cy siД™ krajobraz, ktГіry Caitlin obserwowaЕ‚a w trakcie lotu. RozlegЕ‚e poЕ‚acie pustyni pokrywaЕ‚ spieczony sЕ‚oЕ„cem piach poprzetykany skaЕ‚ami, gЕ‚azami, wzniesieniami i jaskiniami. Nie byЕ‚o prawie Ејadnych ludzi, nie liczД…c sporadycznych pasterzy ubranych od stГіp do gЕ‚Гіw na biaЕ‚o, z kapturem zasЕ‚aniajД…cym gЕ‚owД™ przed sЕ‚oЕ„cem i stadem w odwodzie.

Kiedy dotarli wystarczająco daleko, teren zaczął się zmieniać. Pustynia ustąpiła miejsca rozległym wzgórzom, a i kolorystyka również się zmieniła − z brudnego brązowego na żywy zielony. Krajobraz wzbogacały położone tu i ówdzie oliwne gaje i winnice. Mimo to, wciąż nie było tu zbyt wielu ludzi.

Caitlin wrГіciЕ‚a myЕ›lami do swego znaleziska w Nazaret. WewnД…trz studni. Ze zdziwieniem odkryЕ‚a pojedynczy, drogocenny przedmiot, ktГіry trzymaЕ‚a teraz w dЕ‚oni: zЕ‚otД… gwiazdД™ Dawida, rozmiarem dorГіwnujД…cД… jej dЕ‚oni. W poprzek gwiazdy wyryto niewielkim, starodawnym pismem jedno sЕ‚owo: Kafarnaum.

Dla nich obydwu jasne było, że to wiadomość, która mówiła im, gdzie powinni się dalej udać. Ale dlaczego Kafarnaum? zastanawiała się Caitlin.

Wiedziała dzięki Calebowi, że Jezus spędził tam jakiś czas. Czy to miało znaczyć, że czekał tam teraz na nich? I czy jej Tata również tam był? I, odważyła się łudzić taką nadzieją, że Scarlet również?

Przeczesała wzrokiem okolicę poniżej. Była zdumiona, jak słabo zaludniony był w tych czasach Izrael. Była zaskoczona, kiedy przyszło jej przelecieć nad jakimś domostwem, zważywszy, że tak niewiele ich się tu znajdowało. To wciąż były rolnicze, opustoszałe tereny. Jedyne miasta, jakie tu widziała, przypominały raczej miejskie osady, a i te były prymitywne, zabudowane jedno, góra dwukondygnacyjnymi budynkami, w większości kamiennymi. Co tu dopiero mówić o brukowanych ulicach, których również tutaj jeszcze nie widziała.

Caleb sfrunął obok niej i chwycił jej dłoń. Dobrze było poczuć jego dotyk. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, po raz nie wiadomo który, dlaczego trafili do tych czasów i tego miejsca. Tak daleko w przeszłość. Takie odległe miejsce. Tak odmienne od Szkocji, od wszystkiego, co znała.

Głęboko w sercu czuła, że był to już ostatni przystanek w jej podróży. Tu. W Izraelu. Miejsce to, jak i ten okres, pałało wielką mocą. Wyczuwała energię emanującą tu niemal ze wszystkiego. Wszystko wydawało jej się natchnięte duchem, jakby chodziła, żyła i oddychała wewnątrz potężnego energetycznego pola. Wiedziała, że czekało ją coś doniosłego, ale nie wiedziała, co. Czy jej ojciec rzeczywiście tu był? Czy kiedykolwiek miała go odnaleźć? To było takie frustrujące. Miała wszystkie cztery klucze. Powinien tu być, pomyślała, powinien tu na nią czekać. Dlaczego musiała nadal go szukać w ten sposób?

Jednak jeszcze bardziej dokuczały jej myśli o Scarlet. Zaglądała w każde mijane po drodze miejsce, szukając jakichkolwiek śladów obecności jej, czy też Ruth. Przez chwilę przyszło jej nawet na myśl, że Scarlet nie przeżyła podróży – ale szybko odepchnęła tę myśl, zmuszając się, by porzucić tak mroczny scenariusz. Nie mogła znieść myśli o życiu, w którym nie byłoby Scarlet. Gdyby dowiedziała się, że Scarlet rzeczywiście odeszła, nie wiedziała, czy dałaby radę dalej żyć.

Caitlin poczuła gorejącą w dłoni Gwiazdę Dawida i ponownie pomyślała o tym, dokąd zmierzali. Żałowała, że nie wiedziała nic więcej o życiu Jezusa. Żałowała, że nie czytała Biblii uważniej w czasie dorastania. Starała się przypomnieć coś sobie, ale były to jedynie podstawowe informacje: Jezus spędzał czas w czterech miejscowościach: Betlejem, Nazarecie, Kafarnaum i Jerozolimie. Właśnie opuścili Nazaret i byli w drodze do Kafarnaum.

Podświadomie zaczęła się zastanawiać, czy nie poszukiwali jakiegoś skarbu, podążając jego tropem; może miał jakąś wskazówkę − on, albo jeden z jego wyznawców; gdzie był jej Tato i gdzie była tarcza. Ponownie przyszło jej do głowy pytanie: w jaki sposób mogli być ze sobą związani? Pomyślała o tych wszystkich kościołach i klasztorach, które odwiedziła w ciągu stuleci i poczuła, że istotnie był jakiś związek. Nie była tylko pewna, jaki.

Jedyną rzeczą, którą wiedziała na temat Kafarnaum było to, że ponoć była to niewielka, zwykła, rybacka wioska w Galilei, położona na północnozachodnich obrzeżach Izraela. Nie minęli jednak po drodze żadnych miast od wielu godzin – w gruncie rzeczy nie zauważyli ani jednej żywej duszy – i nie widziała też żadnych oznak wody – a tym bardziej morza.

Potem, wЕ‚aЕ›nie kiedy o tym myЕ›laЕ‚a, przelecieli nad szczytem wzniesienia, a kiedy minД™li wierzchoЕ‚ek, jej oczom ukazaЕ‚a siД™ druga strona doliny. I aЕј dech jej w piersiach zaparЕ‚o. Przed nimi rozpoЕ›cieraЕ‚o siД™ bezkresne, lЕ›niД…ce morze. MiaЕ‚o ciemny, ciemniejszy niЕј Caitlin kiedykolwiek widziaЕ‚a, bЕ‚Д™kitny odcieЕ„ i wrД™cz bЕ‚yszczaЕ‚o w sЕ‚onecznym Е›wietle, niczym skrzynia ze skarbami. OtaczaЕ‚ je cudowny brzeg usypany z biaЕ‚ego piasku, o ktГіry rozbijaЕ‚y siД™ morskie fale jak okiem siД™gnД…Д‡.

Caitlin poczuła podekscytowanie. Lecieli w dobrym kierunku; jeśli będą trzymać się linii brzegu, to z pewnością trafią do Kafarnaum.

– Tam – odezwał się Caleb.

PodД…ЕјyЕ‚a wzrokiem za jego palcem, mruЕјД…c oczy przed sЕ‚oЕ„cem i spoglД…dajД…c na horyzont. Ledwie to zauwaЕјyЕ‚a: w oddali leЕјaЕ‚a niewielka wioska. Nie przypominaЕ‚a miasta, ani nawet miejskiej osady. ZnajdowaЕ‚y siД™ tam ze dwa tuziny domostw i duЕјa budowla poЕ‚oЕјona wzdЕ‚uЕј brzegowej linii. Kiedy zbliЕјyli siД™ nieco, Caitlin przymruЕјyЕ‚a oczy i przyjrzaЕ‚a siД™ lepiej, lecz nie zauwaЕјyЕ‚a niemal nikogo: na ulicach byЕ‚o niewielu przechodniГіw. ZastanawiaЕ‚a siД™, czy powodem tego byЕ‚a poЕ‚udniowa pora, czy teЕј wieЕ› byЕ‚a niezamieszkaЕ‚a.

Szukała wzrokiem jakichkolwiek oznak obecności Jezusa, lecz niczego nie zauważyła. Co ważniejsze, nie wyczuła go. Jeśli to, co powiedział jej Caleb było prawdą, to wyczułaby jego energię z daleka. A nie wyczuwała żadnej niezwykłej energii. I ponownie zaczęła się zastanawiać, czy byli we właściwym miejscu i czasie. Może tamten mężczyzna się mylił: może Jezus umarł już lata temu, albo wcale się jeszcze nie narodził.

Caleb nagle zanurkowaЕ‚ w kierunku miasta i Caitlin poleciaЕ‚a za nim. ZnaleЕєli jakieЕ› nierzucajД…ce siД™ w oczy miejsce do wylД…dowania, poza murami wioski, w oliwnym gaju. Potem weszli przez bramД™.

Szli niewielkimi, zakurzonymi, wiejskimi uliczkami. Było gorąco. Wszystko prażyło się w słońcu. Nieliczni wieśniacy, którzy przechadzali się wolnym krokiem, ledwie zwracali na nich uwagę; zdawali się jedynie zainteresowani znalezieniem jakiegoś cienia, wachlowaniem dla ochłody. Jakaś stara kobiecina podeszła do miejscowej studni, uniosła wielką łyżkę do ust i zaczęła pić. Później podniosła rękę i starła pot z czoła.

W miarę jak przemierzali kolejne uliczki, miejsce to coraz bardziej zdawało się opuszczone. Caitlin przyglądała się bacznie, szukając jakiegoś znaku, czegokolwiek, co mogłoby wskazać do niego drogę, jakiegokolwiek znaku obecności Jezusa, lub jej ojca, czy tarczy, albo Scarlet – ale nczego nie znalazła.

OdwrГіciЕ‚a siД™ do Caleba.

– I co teraz? – spytała.

Caleb spojrzaЕ‚ na niД… nieobecnym wzrokiem. WydawaЕ‚ siД™ na rГіwni z niД… zagubiony.

Caitlin odwrГіciЕ‚a siД™ i kiedy objД™Е‚a caЕ‚Д… wieЕ› wzrokiem, lustrujД…c jej mury i ubogД… architekturД™, zauwaЕјyЕ‚a wД…skД…, dobrze wydeptanД… Е›cieЕјkД™ prowadzД…cД… nad morze.

TrД…ciЕ‚a Caleba, ktГіry rГіwnieЕј jД… zauwaЕјyЕ‚ i ruszyЕ‚ za Caitlin w tamtym kierunku, pozostawiajД…c wioskД™ za sobД….

Kiedy zbliżyli się do linii brzegowej, Caitlin zobaczyła trzy niewielkie, jaskrawo pomalowane łodzie rybackie – podniszczone, w połowie wyciągnięte na piaszczysty brzeg i podskakujące po drugiej stronie na wodzie. W jednej siedział rybak, a przy pozostałych dwóch stali zanurzeni po kostki w wodzie inni dwaj rybacy. Byli to starsi mężczyźni o siwych włosach i pasującymi do nich brodami, twarzami równie zniszczonymi co ich łodzie, z opaloną skórą porytą licznymi zmarszczkami. Mieli na sobie białe odzienie i białe kaptury chroniące ich przed słońcem.

Na oczach Caitlin dЕєwignД™li rybackie sieci i zaczД™li ciД…gnД…c je powoli. Zaparli siД™, walczД…c z falami, gdy z jednej Е‚odzi wyskoczyЕ‚ maЕ‚y chЕ‚opiec i podbiegЕ‚ do sieci, by pomГіc je wciД…gnД…Д‡. Kiedy dotarЕ‚y na brzeg, Caitlin zauwaЕјyЕ‚a w nich wiele ryb. ChЕ‚opiec zapiszczaЕ‚ z zachwytu, jednak wiekowi rybacy popatrzyli na sieci z ponurД… minД….

Caitlin i Caleb podkradli się do nich po cichu – a do tego przy akompaniamencie rozbijających się o brzeg fal – tak, że rybacy nadal nie byli świadomi ich obecności. Caitlin odchrząknęła, nie chcąc ich wystraszyć.

Odwrócili się gwałtownie i spojrzeli w jej stronę z widocznym zaskoczeniem w oczach. Nie miała im tego za złe: razem z Calebem musieli przedstawiać szokujący obraz – oboje ubrani od stóp do głów w czarne, nie na czasie, skórzane bitewne stroje. Musieli wyglądać, jakby spadli prosto z nieba.

– Wybaczcie, że was niepokoimy – zaczęła Caitlin – ale czy to jest Kafarnaum? – spytała najbliżej stojącego człowieka.

Rybak przeniГіsЕ‚ wzrok na Caleba i z powrotem na niД…, po czym powoli skinД…Е‚ gЕ‚owД….

– Szukamy kogoś – kontynuowała Caitlin.

– A kogóż to, jeśli można? – spytał drugi rybak.

Caitlin miała już powiedzieć – mojego Taty – ale powstrzymała się, zdając sobie sprawę, że nic by to nie dało. Jak miałaby go poza tym opisać? Nie wiedziała nawet, kim był, ani jak wyglądał.

Zamiast tego więc wspomniała o jedynej osobie, która przyszła jej na myśl, jedynej, którą mogli znać – Jezusa.

Spodziewała się niemal, że ją wyśmieją, spojrzą na nią, jakby była szalona – albo nie będą mieli pojęcia, kim był Jezus.

Lecz ku jej zaskoczeniu, nie zdawali siД™ zdziwieni pytaniem; potraktowali je powaЕјnie.

– Odszedł stąd dwa tygodnie temu – powiedział któryś z mężczyzn.

Serce Caitlin zabiЕ‚o mocniej. A wiД™c jednak. To byЕ‚a prawda. NaprawdД™ ЕјyЕ‚. NaprawdД™ trafili w jego czasy. I naprawdД™ tu byЕ‚, w tej wiosce.

– Razem ze wszystkimi swoimi wyznawcami − powiedział drugi rybak. – Tylko starcy, jak my i dzieci pozostały na miejscu.

– A więc jest prawdziwy? – zapytała zszokowana Caitlin. Nadal nie mogła w to uwierzyć; za dużo tego było, by zdołała pojąć.

Nagle podszedЕ‚ do Caitlin chЕ‚opiec i stanД…Е‚ blisko niej.

– Naprawił rękę dziadkowi – powiedział. – Spójrzcie na nią. Był trędowaty, a teraz jest uleczony. Pokaż jej, dziadku – dodał.

Stary rybak odwrócił się powoli i podciągnął rękaw do góry. Jego ręka wyglądała całkiem normalnie. W gruncie rzeczy, kiedy Caitlin przyjrzała się jej uważnie, zauważyła, że wyglądała młodziej od jego drugiej ręki. To było niesamowite. Miał rękę osiemnastolatka. Różową i zdrową – jakby otrzymał zupełnie nową.

Caitlin nie mogła w to uwierzyć. Jezus istniał naprawdę, naprawdę uleczał ludzi.

Na widok ręki tego mężczyzny, człowieka, który był kiedyś trędowaty, całkowicie uleczonej, poczuła dreszcze na plecach. Wszystko było jasne. Po raz pierwszy poczuła nadzieję, że mogła rzeczywiście go znaleźć, rzeczywiście odszukać ojca i tarczę. I że mogli pomóc jej dotrzeć do Scarlet.

– Wiecie, gdzie poszedł? – spytał Caleb.

– Z tego, co słyszałem to do Jerozolimy – zawołał ponad hukiem załamujących się fal jeden z pozostałych mężczyzn.

Jerozolima, pomyślała Caitlin. Miała wrażenie, że to tak daleko. Przelecieli całą drogę tutaj, do Kafarnaum. I teraz przypominało to szukanie wiatru w polu. Po tym wszystkim musieli zawrócić i odejść z pustymi rękoma.

Lecz wciąż czuła palącą ją Gwiazdę Dawida w dłoni i była pewna, że musiał być jakiś powód, dlaczego zostali wysłani do Kafarnaum. Czuła, że było tu coś jeszcze, coś, co musieli odszukać.

– Jest tu jeszcze jeden z jego uczniów – powiedział rybak. – Paweł. Możecie go zapytać. On może wiedzieć, gdzie dokładnie zamierzają pójść.

– Gdzie on jest? – spytała Caitlin.

– Tam, gdzie oni wszyscy spędzają czas. W starej synagodze – powiedział mężczyzna. Odwrócił się i wskazał kciukiem za siebie ponad ramieniem. Caitlin odwróciła się, spojrzała i zauważyła spoczywającą na wzgórzu, z widokiem na morze, piękną, niewielką, wapienną świątynię. Wyglądała staro, nawet jak na te czasy. Przyozdobiona misternie wykutymi kolumnami, wychodziła na morze, mając bezpośredni widok na załamujące się fale. Caitlin wyczuła, pomimo dzielącej ją od budowli odległości, że było to święte miejsce.

– Była synagoga Jezusa – powiedział jeden z rybaków. – To tam spędzał cały czas.

– Dziękuję – powiedziała Caitlin i ruszyła w stronę świątyni. Mężczyzna podniósł rękę i chwycił jej ramię swą odrodzoną, zdrową dłonią. Caitlin zatrzymała się i popatrzyła na niego. Wyczuwała energię pulsującą w jego dłoni i przechodzącą na nią. Niczego takiego nigdy jeszcze nie czuła. Była to uzdrawiająca, poprawiająca samopoczucie energia.

– Nie jesteś stąd, prawda? – spytał mężczyzna.

Caitlin poczuЕ‚a, jak zajrzaЕ‚ jej w oczy i wiedziaЕ‚a, Ејe coЕ› wyczuwaЕ‚. ZdaЕ‚a sobie sprawД™, Ејe nie miaЕ‚o sensu okЕ‚amywanie go.

Powoli potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД….

– Nie, nie jestem.

WpatrywaЕ‚ siД™ w niД… przez dЕ‚uЕјszД… chwilД™, po czym skinД…Е‚ powoli gЕ‚owД…, jakby zadowolony.

– Znajdziesz go – powiedział. – Czuję to.


*

Caitlin i Caleb ruszyli wzdЕ‚uЕј wybrzeЕјa, tuЕј przy zaЕ‚amujД…cych siД™ falach, w powietrzu przesiД…kniД™tym morskД… solД…. ChЕ‚odna bryza przynosiЕ‚a ukojenie, zwЕ‚aszcza po tak dЕ‚ugim pobycie w pustynnym skwarze. SkrД™cili i weszli na niewielkie wzgГіrze, na ktГіrego szczycie leЕјaЕ‚a staroЕјytna synagoga.

Caitlin podniosЕ‚a wzrok i przyjrzaЕ‚a siД™ zbudowanej z wytartego wapienia Е›wiД…tyni, ktГіra sprawiaЕ‚a wraЕјenie, jakby staЕ‚a w tym miejscu od setek lat. WyczuwaЕ‚a pЕ‚ynД…cД… z niej energiД™; byЕ‚o to prawdziwie Е›wiД™te miejsce i byЕ‚o to juЕј dla niej oczywiste. Jej wielkie, sklepione drzwi byЕ‚y uchylone i kiedy poruszaЕ‚ nimi wiatr, skrzypiaЕ‚y.

Kiedy wspinali siД™ na wzgГіrze, mijali kД™py dzikich kwiatГіw wyrastajД…cych zdawaЕ‚oby siД™ wprost ze skaЕ‚y i mieniД…cych siД™ rГіЕјnymi odcieniami jasnych barw pustyni. ByЕ‚y przepiД™kne i takie niespodziewane, tak niezwykЕ‚e na tle tego opustoszaЕ‚ego miejsca.

Dotarli na szczyt i podeszli do wejЕ›cia. Caitlin czuЕ‚a, jak Dawidowa Gwiazda pЕ‚onД™Е‚a w kieszeni i dziД™ki temu byЕ‚a pewna, Ејe wЕ‚aЕ›nie o to chodziЕ‚o.

Podniosła wzrok i zauważyła nad drzwiami ogromną, złotą gwiazdę Dawida wmurowaną w skalny budulec, a dokoła niej hebrajskie litery. Odnosiła niesamowite wrażenie na myśl o tym, że miała za chwilę stanąć w miejscu, w którym Jezus spędził tak dużo czasu. W jakiś sposób miała wrażenie, że wchodziła do kościoła – ale oczywiście, kiedy ta myśl przyszła jej do głowy, zdała sobie sprawę, że to nie miało sensu, jako że kościoły zaczęto budować dopiero po jego śmierci. Dziwnie się poczuła, myśląc o Jezusie w synagodze – lecz przecież wiedziała, że Jezus był Żydem, Rabbim, więc wszystko to miało jednak sens.

Ale jaki związek miało to wszystko z poszukiwaniami jej ojca? Czy też tarczy? Miała coraz silniejsze przeczucie, że wszystko to wiązało się ze sobą, wszystkie te stulecia, daty i miejsca – wszystkie poszukiwania w klasztorach i kościołach, wszystkie klucze, wszystkie krzyże. Czuła, że splatała je wspólna nić tuż pod jej nosem. A mimo to wciąż nie wiedziała, o co w tym chodziło.

Najwyraźniej istniał jakiś święty, duchowy aspekt, który musiała wziąć pod uwagę, aby znaleźć to, czego szukała. Co wydało się jej równie dziwne, ponieważ, jakby nie patrzeć, żyła w świecie wampirów. Chociaż z drugiej strony, kiedy się nad tym zastanowiła, uzmysłowiła sobie, że w tym świecie toczyła się duchowa wojna między nadprzyrodzonymi siłami dobra i zła, tymi, którzy pragnęli chronić ludzką rasę i tymi, którzy chcieli ją skrzywdzić. I najwyraźniej, cokolwiek miała znaleźć, wiązało się to z ogromnymi konsekwencjami nie tylko dla rasy wampirów, ale i dla ludzi.

Spojrzała na uchylone drzwi i zaczęła się zastanawiać, czy powinni wejść ot tak.

– Witajcie? – zawołała.

PoczekaЕ‚a kilka minut, sЕ‚uchajД…c wЕ‚asnego gЕ‚osu niesionego echem, ale nie otrzymaЕ‚a Ејadnej odpowiedzi.

SpojrzaЕ‚a na Caleba. SkinД…Е‚ gЕ‚owД…, a ona zauwaЕјyЕ‚a, Ејe on rГіwnieЕј czuЕ‚, iЕј byli we wЕ‚aЕ›ciwym miejscu. PodniosЕ‚a rД™kД™ i poЕ‚oЕјyЕ‚a dЕ‚oЕ„ na starych drewnianych drzwiach. PopchnД™Е‚a je delikatnie. ZaskrzypiaЕ‚y, a oni weszli do zacienionego wnД™trza budowli.

Świątynia zapewniała ochronę przed słońcem i było tam również chłodniej. Minęła chwila, zanim oczy Caitlin przystosowały się do nowych warunków. Powoli odzyskała wzrok i zaczęła przyglądać się pomieszczeniu, które miała przed sobą.

Było wspaniałe, niepodobne do żadnego, które już widziała. Nie było wytworne, jak te kościoły, w których już była; w zasadzie był to skromny budynek zbudowany z marmuru i wapienia, ozdobiony kolumnami, z misternymi rzeźbieniami pokrywającymi strop. Nie było żadnych ławek, niczego, na czym można by usiąść – tylko ogromna, pusta przestrzeń. Na przeciwległym końcu znajdował się prosty ołtarz – zamiast jednak górującego nad nim krzyża, Caitlin zauważyła wielką Gwiazdę Dawida. Za nią znajdowała się niewielka, złota szafka z podobizną dwóch wielkich zwojów wyrytych na powierzchni.

W murach widniaЕ‚y nieliczne, niewielkie okna, ktГіre przepuszczaЕ‚y gdzieniegdzie Е›wiatЕ‚o, ale mimo to, wewnД…trz ciД…gle panowaЕ‚ pГіЕ‚mrok. ByЕ‚o tu tak cicho i spokojnie. Caitlin sЕ‚yszaЕ‚a jedynie odgЕ‚os zaЕ‚amujД…cych siД™ w oddali fal.

Caitlin i Caleb wymienili się spojrzeniem, po czym ruszyli powoli w kierunku ołtarza. Ich kroki rozbrzmiewały echem odbijającym się od marmurowych ścian, a Caitlin nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ktoś ich obserwował.

Dotarli na drugi koniec Е›wiД…tyni i stanД™li przed zЕ‚otД… szafkД…. Caitlin przyjrzaЕ‚a siД™ inskrypcjom wyrytym w zЕ‚ocie: byЕ‚y nad wyraz szczegГіЕ‚owe, wrД™cz misterne. PrzypominaЕ‚y jej Duomo, ten koЕ›ciГіЕ‚ we Florencji, jego zЕ‚ocone drzwi. WyglД…daЕ‚o to, jakby ktoЕ› rГіwnieЕј spД™dziЕ‚ caЕ‚e Ејycie, rzeЕєbiД…c tД™ szafkД™. Wizerunek zwojГіw wzbogacony byЕ‚ hebrajskimi literami wyrytymi dokoЕ‚a nich. Caitlin zastanawiaЕ‚a siД™, co kryЕ‚o siД™ w Е›rodku.

– Tora – odezwał się czyjś głos.

Caitlin odwróciła się gwałtownie, zaskoczona obcym głosem. Nie rozumiała, jak ktoś mógł zachować taką ciszę, jak zdołał umknąć jej zmysłom – a przede wszystkim, jak mógł odczytać jej myśli. Tylko ktoś wyjątkowy mógł tego dokonać. Albo wampir, albo ktoś święty, albo jedno i drugie.

W ich kierunku szedЕ‚ mД™Ејczyzna w biaЕ‚ych szatach, ze zdjД™tym kapturem, dЕ‚ugimi, potarganymi, jasnobrД…zowymi wЕ‚osami i brodД… do pary. MiaЕ‚ piД™kne, bЕ‚Д™kitne oczy i peЕ‚ny wspГіЕ‚czucia wyraz twarzy rozЕ›wietlonej promiennym uЕ›miechem. WyglД…daЕ‚, jakby w ogГіle siД™ nie starzaЕ‚, miaЕ‚ ponad czterdzieЕ›ci lat i szedЕ‚, lekko kulejД…c, trzymajД…c w dЕ‚oni laskД™.

– To zwoje Starego Testamentu. Pięć ksiąg Mojżesza. Właśnie one znajdują się za tymi złotymi drzwiczkami.

PodszedЕ‚ bliЕјej i zatrzymaЕ‚ siД™, kiedy znalazЕ‚ siД™ zaledwie kilka stГіp od Caitlin i Caleba. SpojrzaЕ‚ wprost na niД… i Caitlin poczuЕ‚a emanujД…cД… od niego siЕ‚Д™. NajwyraЕєniej byЕ‚ kimЕ› nadzwyczajnym.

– Jestem Paweł – powiedział, nie wyciągając dłoni na powitanie, którą wciąż trzymał na lasce.

– Jestem Caitlin, a to mój mąż Caleb – odpowiedziała.

UЕ›miechnД…Е‚ siД™ szeroko.

– Wiem – odparł.

Caitlin poczuła się głupio. Najwyraźniej ten mężczyzna, który potrafił przecież z łatwością odczytać jej myśli, wiedział o wiele więcej o niej, niż ona o nim. Odniosła upiorne wrażenie na myśl o tym, że wszyscy ludzie, w każdym stuleciu i każdym miejscu wiedzieli o niej i na nią czekali. Dzięki temu miała poczucie, że jej cel był ważny, jej misja istotna. Ale odczuwała z tego powodu również frustrację, gdyż nie wiedziała, czym był, ani dokąd miała się teraz udać.

– Wybacz, że przeszkadzamy – powiedział Caleb. – Lecz powiedziano nam, że modlił się tu Jezus. Że przebywał tu ostatnio. Czy to prawda?

MД™Ејczyzna skinД…Е‚ gЕ‚owД… powoli ze wzrokiem wciД…Еј utkwionym w Caitlin.

– Wyruszyli do Jerozolimy jakiś czas temu – powiedział. – Gdybyście należeli do kolejnej grupy ludzi, która przybyła, by zostać uleczona, powiedziałbym, że się spóźniliście. Jednakże wiem, że nie przybyliście tu w tym celu. Nie. Macie zupełnie inny powód, prawda? – zapytał, wciąż patrząc na Caitlin.

Caitlin skinД™Е‚a gЕ‚owД…, wyczuwajД…c, Ејe mД™Ејczyzna wiedziaЕ‚ juЕј o wszystkim. I pierwszy raz w Ејyciu odczuЕ‚a coЕ› innego: Ејe ten mД™Ејczyzna byЕ‚ bliski jej ojcu. Е»e wiedziaЕ‚, gdzie on przebywaЕ‚. Uczucie to wywoЕ‚aЕ‚o u niej dreszcze. Nigdy jeszcze nie czuЕ‚a siД™ tak blisko swego ojca.

– Szukam ojca – powiedziała Caitlin, słysząc własny, trzęsący się z powodu tych myśli głos.

MД™Ејczyzna uЕ›miechnД…Е‚ siД™ do niej.

– A on szuka ciebie.

Caitlin otworzyЕ‚a szeroko oczy z zaskoczenia.

– Znasz go? – spytała.

MД™Ејczyzna skinД…Е‚ gЕ‚owД….

– Gdzie on jest? – zapytała zniecierpliwiona Caitlin.

MД™Ејczyzna westchnД…Е‚ jedynie, odwrГіciЕ‚ siД™ i podszedЕ‚ do okna. StaЕ‚ tam przez dЕ‚uЕјszД… chwilД™, wpatrujД…c siД™ w morze.

– Nie jestem tym, który może ci to wyjawić.

Wszystkie te zagadki doprowadzały Caitlin do szału. Nie mogła już więcej znieść. Musiała wiedzieć, gdzie był.

– Dlaczego po prostu mi tego nie powiesz? – spytała, zdenerwowana.

MД™Ејczyzna zawahaЕ‚ siД™.

– Mógłbym ci powiedzieć – rzekł – ale nie chciałabyś mnie słuchać.

Jego sЕ‚owa jedynie pogЕ‚Д™biЕ‚y jej zdezorientowanie. Nie miaЕ‚a pojД™cia, o co mu chodziЕ‚o.

– Jesteś już w ostatnim miejscu i czasie – kontynuował. – Jesteś bliżej znalezienia ojca, niż sobie wyobrażasz. Lecz działają też potężne moce. Mroczne siły. Zbyt wiele jest do stracenia, a one chcą zagarnąć tarczę. I nie cofną się przed niczym, by ją dostać.

– Nadchodzi czas, kiedy będziesz musiała dokonać wyboru. Zdecydować się na wielkie poświęcenie. Pamiętaj, że twój ojciec i tarcza muszą znaczyć więcej niż cokolwiek innego. Są ważniejsze od osobistych pragnień, nawet od rodziny. Rozumiesz? Będzie ci ciężko. Będziesz musiała dokonać trudnych wyborów. Dla dobra nas wszystkich. Rozumiesz? – spytał ponownie.




Конец ознакомительного фрагмента.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43691903) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Если текст книги отсутствует, перейдите по ссылке

Возможные причины отсутствия книги:
1. Книга снята с продаж по просьбе правообладателя
2. Книга ещё не поступила в продажу и пока недоступна для чтения

Навигация