Читать онлайн книгу "Porwana"

Porwana
Blake Pierce


Seria KryminaЕ‚Гіw o Riley Paige #2
Napisany po mistrzowsku thriller! Autorka tak doskonale zbudowała postacie i tak dobrze przedstawiła ich psychikę, że czujemy, jakbyśmy byli w ich głowach, bali się tego, co one, i cieszyli ich sukcesami. Niezwykle inteligentna fabuła utrzymuje w napięciu do końca. Liczne zwroty akcji sprawiają, że nie zaśniesz, dopóki nie przeczytasz tej książki do ostatniej strony! Books and Movie Reviews, Roberto Mattos (o książce Porwana) Na północy stanu Nowy Jork ktoś morduje kobiety i wiesza ich ciała owinięte łańcuchami. Ze względu na nietypowy charakter zabójstw i całkowity brak śladów, wezwane do zdarzenia FBI zleca śledztwo jedynej osobie, na którą może liczyć: Riley Page. Riley, wciąż próbująca otrząsnąć się po ostatniej sprawie, niechętnie podejmuje się kolejnego wyzwania. Nie potrafi uwierzyć, że jej dawny prześladowca, również seryjny morderca, nie żyje. Wie jednak, że jej umiejętność identyfikowania się z psychopatycznym umysłem zabójcy oraz jej obsesyjna natura są niezbędne do rozwikłania zagadki. Nie jest w stanie odmówić, nawet jeśli oznacza to dla niej przekraczanie granic. W trakcie poszukiwań wnika głęboko w umysł mordercy, odwiedza sierocińce, szpitale psychiatryczne i więzienia, próbując pojąć przyczyny jego działań. Równocześnie ze zrozumieniem, że ma do czynienia z prawdziwym psychopatą, Riley zdaje sobie sprawę, że wkrótce uderzy on ponownie. Jednak gdy jej praca zawisa na włosku, jej własna rodzina staje się celem, a krucha psychika zaczyna się łamać, zadanie może ją przerosnąć. Na działanie może być już za późno…PORWANA to mroczny thriller psychologiczny z trzymającym w napięciu suspensem. Drugi tom nowego porywającego cyklu z ulubioną bohaterką, który sprawi, że zarwiesz noc. Tom trzeci dostępny już wkrótce!







PORWANA



(SERIA KRYMINAŁÓW O RILEY PAIGE — CZ. 2)



B L A K E P I E R C E


Blake Pierce



Blake Pierce jest autorem bestsellerowej serii kryminaЕ‚Гіw o agentce RILEY PAGE, w skЕ‚ad ktГіrej wchodzД…: Zaginiona (cz. 1), Porwana (cz. 2) i PoЕјД…dana (cz. 3). Blake Pierce napisaЕ‚ rГіwnieЕј seriД™ kryminaЕ‚Гіw o MACKENZIE WHITE.

Blake Pierce był od zawsze zapalonym czytelnikiem i miłośnikiem powieści detektywistycznych i thrillerów. Blake bardzo ceni sobie kontakt z czytelnikami i zachęca do odwiedzenia jego strony www.blakepierceauthor.com (http://www.blakepierceauthor.com/), godzie możesz dowiedzieć się więcej na temat jego twórczości i skontaktować się z nim.



Copyright © 2016 by Blake Pierce. Wszystkie prawa zastrzeżone. Za wyjątkiem przypadków dozwolonych na podstawie amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 r., Żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana ani przekazywana w żadnej formie ani w jakikolwiek sposób, ani też przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania, bez uprzedniej zgody autora. Ten ebook jest przeznaczony do użytku prywatnego i nie wolno go odsprzedawać ani rozdawać innym osobom. Jeśli chcesz udostępnić tę książkę innej osobie, kup dodatkową kopię dla każdego odbiorcy. Jeśli czytasz tę książkę i jej nie kupiłeś lub nie została ona zakupiona wyłącznie do użytku, zwróć ją i kup własną kopię. Dziękuję za uszanowanie ciężkiej pracy tego autora. Ten utwór jest fikcją literacką. Imiona, postacie, firmy, organizacje, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autora lub są używane w fikcyjnej formie. Wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub martwych, jest całkowicie przypadkowe. Prawa autorskie do zdjęcia na okładce należą do GongTo. Zdjęcie zostało użyte na licencji Shutterstock.com.


KSIД„Е»KI AUTORSTWA BLAKE PIERCE



SERIA KRYMINAЕЃГ“W O RILEY PAGE

ZAGINIONA (cz. 1)

PORWANA (cz. 2)

POЕ»Д„DANA (cz. 3)


SPIS TREЕљCI



PROLOG (#u2d8eef10-6b7d-5846-a777-f28b061ad914)

ROZDZIAЕЃ 1 (#u2e103754-63b8-59f0-af1b-1c33b1961c3e)

ROZDZIAЕЃ 2

ROZDZIAЕЃ 3 (#u0504c4e9-8824-5650-a6bb-67a345c6187d)

ROZDZIAЕЃ 4 (#ub5535836-b11a-5756-bcb9-32eaf4f2f63a)

ROZDZIAЕЃ 5 (#u733851ef-9f34-5826-a830-2d245d265f45)

ROZDZIAЕЃ 6 (#u897a4f4d-07ec-56a6-a9d9-372c0c8899f1)

ROZDZIAЕЃ 7 (#ua8e9c526-6cd1-57ad-a160-df55dcbc74a0)

ROZDZIAЕЃ 8

ROZDZIAЕЃ 9 (#u81461071-8ec0-545b-b5a4-c2c92fd7417a)

ROZDZIAЕЃ 10 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 11 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 12 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 13 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 14 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 15 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 16 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 17 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 18 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 19 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 20 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 21 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 22 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 23 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 24 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 25

ROZDZIAЕЃ 26 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 27 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 28 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 29 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 30 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 31

ROZDZIAЕЃ 32 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 33 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 34 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 35 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 36 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 37 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 38 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 39 (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ 40 (#litres_trial_promo)




PROLOG


Kapitan Jimmy Cole właśnie skończył opowiadać pasażerom starą historię o duchach na rzece Hudson. Była całkiem niezła, o zabójcy z tasakiem, który chodził ubrany w długi czarny płaszcz. Idealna na takie mgliste noce, jak ta. Rozsiadł się na krześle i rozprostował na chwilę kolana, skrzypiące już po licznych operacjach, po czym po raz milionowy zamyślił się nad przejściem na emeryturę. Znużonego oglądaniem niemal wszystkich przystani wzdłuż rzeki przerastał w tym momencie nawet tak mały kuter, jak jego Suzy.

SkoЕ„czywszy pracД™, skierowaЕ‚ Е‚ajbД™ do brzegu. Kiedy dopЕ‚ywaЕ‚a spokojnie do pomostu, jeden z pasaЕјerГіw wyrwaЕ‚ go z zamyЕ›lenia.

– Hej, kapitanie! – zawołał. – Czy to nie ten twój duch?

Jimmy nawet nie spojrzał. Cała czwórka na pokładzie – dwie pary młodych urlopowiczów – była mocno wstawiona. Któryś z chłopaków na pewno próbuje wystraszyć dziewczyny, pomyślał.

Ale jedna z kobiet dodaЕ‚a:

– Ja też go widzę. Dziwne, prawda?

Jimmy podszedЕ‚ do pasaЕјerГіw.

Cholerne pijaki. Ostatni raz czarterujД™ Е‚ГіdЕє o tak pГіЕєnej godzinie!

Drugi mД™Ејczyzna wskazaЕ‚ na coЕ› rД™kД….

– Tam jest – powiedział.

Jego Ејona zakryЕ‚a oczy.

– Nie mogę na to patrzeć! – stwierdziła, śmiejąc się nerwowo i z zakłopotaniem jednocześnie.

Kapitan, poirytowany, Ејe nie pozwala mu siД™ odpoczД…Д‡, odwrГіciЕ‚ siД™ w koЕ„cu i spojrzaЕ‚.

Pomiędzy rosnącymi na brzegu drzewami rzeczywiście coś majaczyło. Coś lśniącego i przypominającego ludzką sylwetkę. Cokolwiek to jednak było, zdawało się unosić tuż nad ziemią. Zbyt daleko, żeby przyjrzeć się dokładnie.

Zanim Jimmy siД™gnД…Е‚ po lornetkД™, obiekt zniknД…Е‚ za drzewami.

Tak naprawdę on też wypił kilka piw. To przecież nic takiego. Znał rzekę jak własną kieszeń. I lubił swoją pracę. Najbardziej podobało mu się pływanie po Hudsonie właśnie o tej porze nocy, kiedy woda była tak cicha i spokojna. Mało co mogło wtedy zburzyć jego spokój.

ZwolniЕ‚ i ostroЕјnie skierowaЕ‚ Suzy w stronД™ odbijaczy. Dumny z miД™kkiego lД…dowania wyЕ‚Д…czyЕ‚ silnik i obЕ‚oЕјyЕ‚ cumД™ na polerach.

PasaЕјerowie wytoczyli siД™ z Е‚odzi, chichoczД…c. Chwiejnym krokiem przeszli po pomoЕ›cie do brzegu i skierowali siД™ do swojego hoteliku. Jimmy cieszyЕ‚ siД™, Ејe zapЕ‚acili z gГіry.

Nie mógł jednak przestać myśleć o dziwnym obiekcie, który widział przed chwilą. To było spory kawałek wcześniej i z portu nie dawało się niczego dojrzeć. Kto – lub co – mógł to być?

DrД™czony pytaniem wiedziaЕ‚, Ејe nie zaЕ›nie, jeЕ›li tego nie sprawdzi. Taki juЕј byЕ‚.

WestchnД…Е‚ gЕ‚oЕ›no, zirytowany bardziej niЕј powinien, i ruszyЕ‚ na piechotД™ po szynach biegnД…cych wzdЕ‚uЕј brzegu. UЕјywano ich juЕј sto lat temu, kiedy jeszcze w Reedsport byЕ‚y prawie same burdele i kasyna. Teraz zamieniaЕ‚y siД™ w kolejny relikt przeszЕ‚oЕ›ci.

W końcu skręcił do starego magazynu opodal torów. Kilka zamontowanych dla bezpieczeństwa lamp rzucało mgliste światło. Jimmy’emu udało się to zobaczyć: lśniący obiekt, przypominający człowieka, który zdawał się unosić się w powietrzu. Wyglądał jak zawieszony na jednym z ramion słupa energetycznego.

Jimmy zbliżył się. A kiedy przyjrzał się znalezisku, przeszedł go zimy dreszcz. Obiekt był zaiste człowiekiem, ale nie dawał żadnych oznak życia. Był odwrócony do Jimmy’ego plecami i owinięty wielokrotnie grubymi łańcuchami, oplątanymi dużo mocniej, niż wskazywałaby na to potrzeba skucia więźnia. Łańcuchy lśniły w świetle lamp.

BoЕјe, znowu?, pomyЕ›laЕ‚. Tylko nie to!

Doskonale pamiД™taЕ‚ okrutne morderstwo, ktГіre wstrzД…snД™Е‚o okolicД… kilka lat temu.

Na ugiętych kolanach podszedł bliżej, by obejrzeć ciało z drugiej strony. Na tyle blisko, by dobrze widzieć twarz. I niemal upadł z wrażenia na tory.

ZnaЕ‚ jД…. MieszkaЕ‚a niedaleko. ByЕ‚a pielД™gniarkД…, przyjaЕєnili siД™ od lat. Teraz miaЕ‚a podciД™te gardЕ‚o. Przez jej nieruchome usta przebiegaЕ‚ oplatajД…cy gЕ‚owД™ Е‚aЕ„cuch.

Jimmy jД™knД…Е‚, przeraЕјony.

Morderca wrГіciЕ‚.




ROZDZIAЕЃ 1


Agentka specjalna Riley Paige zamarła wpatrzona w jeden punkt. Na jej łóżku leżała garść kamyków, których nie powinno tam być. Ktoś włamał się do jej domu i je tam położył. Ktoś, kto chce zrobić jej krzywdę.

Natychmiast pojęła, że te kamyki to wiadomość. I że pochodzi od dawnego wroga. Chciał jej powiedzieć, że jednak nie zdołała go zabić.

Peterson Ејyje.

Riley zadygotaЕ‚a na samД… myЕ›l.

PodejrzewaЕ‚a to od dawna, ale teraz miaЕ‚a caЕ‚kowitД… pewnoЕ›Д‡. Co gorsza, on byЕ‚ w jej domu. Kiedy to sobie uЕ›wiadomiЕ‚a, niemal zwymiotowaЕ‚a.

Czy wciД…Еј tu jest?

Ze strachu zaczęła oddychać szybciej. Wiedziała, że nie ma zbyt dużo sił. Niemal otarła się o śmierć, walcząc z sadystycznym zabójcą, i nadal miała głowę całą w bandażach. Czy zdoła pokonać Petersona?

Natychmiast wyciД…gnД™Е‚a broЕ„ z kabury. PodeszЕ‚a do szafy i drЕјД…cymi rД™kami otworzyЕ‚a drzwi.

Nikogo.

ZajrzaЕ‚a pod Е‚ГіЕјko. TeЕј pusto.

Próbowała zmusić się, by myśleć racjonalnie. Czy wchodziła do sypialni po powrocie do domu? Tak, wchodziła, bo odłożyła kaburę na toaletkę przy drzwiach. Nie włączyła jednak światła i nawet nie rozejrzała się po pokoju. Po prostu weszła, położyła broń, a potem wyszła. W łazience przebrała się w szlafrok.

Czy jej prześladowca mógł pozostawać w jej domu przez cały ten czas? Po tym, jak Riley i April wróciły, rozmawiały i oglądały do późna telewizję? Potem April poszła spać. Ukrywanie się na tak małej przestrzeni wymagałoby niesamowitego sprytu.

A jednak nie można było wykluczyć takiej możliwości.

Nagle Riley ogarnД…Е‚ strach z innego powodu.

April!

ChwyciЕ‚a latarkД™, ktГіrД… trzymaЕ‚a na nocnej szafce. Z pistoletem w prawej dЕ‚oni i latarkД… w lewej wyszЕ‚a z pokoju i wЕ‚Д…czyЕ‚a Е›wiatЕ‚o na korytarzu. Nie usЕ‚yszawszy niczego niepokojД…cego, skierowaЕ‚a siД™ szybko do pokoju cГіrki i otworzyЕ‚a z impetem drzwi.

WewnД…trz panowaЕ‚y kompletne ciemnoЕ›ci. Riley wЕ‚Д…czyЕ‚a gГіrne Е›wiatЕ‚o.

Jej cГіrka leЕјaЕ‚a w Е‚ГіЕјku.

– Co się dzieje, mamo? – zapytała zaskoczona, mrużąc oczy.

Riley weszЕ‚a do sypialni.

– Nie wstawaj – nakazała. – Nie ruszaj się.

– Mamo, boję się – powiedziała April drżącym głosem.

Riley uznała to za całkiem słuszną reakcję. Sama była przerażona, więc jej córka miała prawo bać się równie mocno. Podeszła do szafy April, poświeciła do środka latarką. Nikogo tam nie było. Pod łóżkiem April też nikt się nie ukrywał.

Co teraz?

Musiała sprawdzić wszystkie zakamarki w całym domu.

Riley wiedziaЕ‚a, co usЕ‚yszaЕ‚aby w tej chwili od Billa Jeffreysa.

„Cholera, Riley, zadzwoЕ„ po pomoc!”.

Jej odwieczna skłonność do radzenia sobie ze wszystkim bez niczyjej pomocy doprowadzała Billa do szału. Tym razem jednak trzeba było pójść za jego radą. W domu była April i Riley nie miała zamiaru ryzykować.

– Załóż szlafrok i jakieś buty – powiedziała do córki. – Ale nie wychodź na razie z pokoju.

ZawrГіciЕ‚a do siebie i zabraЕ‚a z nocnej szafki telefon. WcisnД™Е‚a szybkie wybieranie i poЕ‚Д…czyЕ‚a siД™ z WydziaЕ‚em Analizy Behawioralnej FBI.

– Tu agentka specjalna Riley Page – wyszeptała natychmiast, gdy usłyszała głos po drugiej stronie. – W moim domu był włamywacz. Wciąż może tu być. Potrzebuję natychmiastowej pomocy. – Pomyślała jeszcze przez sekundę i dodała: – Przyślijcie ekipę dowodową.

– Już się robi – usłyszała w odpowiedzi.

Riley rozЕ‚Д…czyЕ‚a siД™ i wyszЕ‚a na korytarz. Poza nim i dwiema sypialniami, w caЕ‚ym domu panowaЕ‚a ciemnoЕ›Д‡.

On tak naprawdę mógł być gdziekolwiek, czając się, by ją zaatakować. Ten człowiek już raz ją przechytrzył. Niemal zginęła z jego rąk.

PrzemieszczaЕ‚a siД™ szybko. TrzymaЕ‚a w dЕ‚oni naЕ‚adowanД… broЕ„ i wЕ‚Д…czaЕ‚a wszД™dzie Е›wiatЕ‚o. ЕљwieciЕ‚a latarkД… do kaЕјdej szafy i w kaЕјdy ciemny kД…t.

W końcu spojrzała na sufit w korytarzu. Nad jej głową znajdował się właz na strych, ze składaną drabinką. Czy odważyłaby się wejść tam i zajrzeć?

W tym samym momencie uszu Riley dobiegЕ‚o wycie policyjnych syren. OdetchnД™Е‚a z ulgД…. ZdaЕ‚a sobie sprawД™, Ејe FBI poinformowaЕ‚o lokalnД… policjД™, bo siedziba wydziaЕ‚u byЕ‚a o ponad pГіЕ‚ godziny drogi.

PoszЕ‚a do sypialni, zaЕ‚oЕјyЕ‚a buty i szlafrok, a potem wrГіciЕ‚a do pokoju April.

– Chodź ze mną – powiedziała. – I trzymaj się blisko.

WciД…Еј z broniД… w rД™ku objД™Е‚a cГіrkД™ lewym ramieniem. Biedna dziewczyna dygotaЕ‚a ze strachu. Riley wyprowadziЕ‚a jД… do drzwi wejЕ›ciowych. OtworzyЕ‚a je i ujrzaЕ‚a kilku umundurowanych policjantГіw biegnД…cych w stronД™ domu.

Ich dowГіdca trzymaЕ‚ w dЕ‚oni pistolet.

– Co się dzieje? – zapytał.

– Ktoś był w moim domu – powiedziała Riley. – Może nadal jest.

Oficer spojrzaЕ‚ niepewnie na swojД… broЕ„.

– Jestem z FBI – dodała Riley. – Agenci zaraz tu będą. Przeszukałam już cały dom, oprócz strychu. W suficie w korytarzu jest wejście. – Wskazała dłonią.

– Bowers, Wright, na poddasze! – zakomenderował oficer. – Reszta niech sprawdzi wszystko. W środku i na zewnątrz.

Bowers i Wright skierowali siД™ natychmiast w stronД™ wЕ‚azu i rozЕ‚oЕјyli drabinkД™. Obydwaj wyjД™li broЕ„. Jeden czekaЕ‚ na dole, drugi wchodziЕ‚ po szczeblach, Е›wiecД…c wokГіЕ‚ latarkД…. Po chwili zniknД…Е‚ na strychu.

– Nikogo tu nie ma! – zawołał z góry.

Riley bardzo chciała poczuć ulgę. Ale prawda była taka, że wolałaby jednak, żeby policjanci znaleźli tam Petersona. Mogliby go zaaresztować tu i teraz. Albo jeszcze lepiej – zastrzelić. Wiedziała doskonale, że nie znajdą go ani na podwórku, ani w ogrodzie za domem.

– Jest tu piwnica? – zapytał dowódca.

– Tylko niskie podpiwniczenie – odparła Riley.

– Benson, Pratt, sprawdźcie też pod domem! – zawołał do funkcjonariuszy na zewnątrz.

April wciД…Еј kurczowo trzymaЕ‚a siД™ matki.

– Co się dzieje?

Riley zawahała się. Przez te wszystkie lata starała się nie zdradzać córce zbyt wiele z nie najmilszej prawdy o swojej pracy. Ale ostatnio uświadomiła sobie, że nazbyt starała się chronić April. Opowiedziała jej zatem niedawno o swoich traumatycznych przejściach w zamknięciu u Petersona. A raczej powiedziała tyle, ile dziewczyna była w stanie znieść. Nie wspomniała słowem o wątpliwościach co do tego, czy rzeczywiście udało się jej zabić swojego oprawcę.

A teraz co powinna powiedzieć? Nie była pewna.

Zanim jednak zdД…ЕјyЕ‚a podjД…Д‡ w tej kwestii decyzjД™, April zapytaЕ‚a wprost:

– To Peterson, prawda?

Riley przytuliła córkę z całych sił. I przytaknęła, próbując jednocześnie nie dać po sobie poznać, że przeszył ją dreszcz strachu.

– On żyje.




ROZDZIAЕЃ 2


GodzinД™ pГіЕєniej w domu Riley zaroiЕ‚o siД™ od ludzi z odznakami lub w mundurach FBI. Uzbrojeni po zД™by agenci federalni i grupa dowodowa pracowali ramiД™ w ramiД™ z miejscowД… policjД….

– Włóż te kamyki z łóżka do torebki! – polecił komuś Craig Huang. – Trzeba zbadać, czy nie ma na nich odcisków palców albo śladów DNA.

Na poczД…tku Riley nie byЕ‚a zbyt zadowolona, Ејe to Huang kieruje akcjД…. ByЕ‚ bardzo mЕ‚ody, a wczeЕ›niejsze doЕ›wiadczenia ze wspГіЕ‚pracy z nim nie naleЕјaЕ‚y do najlepszych. Teraz jednak wydawaЕ‚ konkretne rozkazy i sprawnie zarzД…dzaЕ‚.

Huang siД™ wyrabiaЕ‚.

Ekipa dowodowa pracowaЕ‚a juЕј, przeczesujД…c dom centymetr po centymetrze i szukajД…c odciskГіw palcГіw. Inni agenci zniknД™li w ciemnoЕ›ciach na zewnД…trz, prГіbujД…c odnaleЕєД‡ Е›lady kГіЕ‚ albo jakiekolwiek inne prowadzД…ce do lasu. Kiedy juЕј wszyscy mieli wyznaczone zadania, Huang zabraЕ‚ Riley do kuchni. Usiedli razem przy stole. DoЕ‚Д…czyЕ‚a do nich roztrzД™siona April

– I co myślisz? – zapytał. – Jest szansa, że go znajdziemy?

Riley westchnД™Е‚a z rezygnacjД….

– Nie. Myślę, że zniknął stąd już dawno. Musiał tu być dużo wcześniej, jeszcze zanim przyjechałyśmy z April do domu.

W tej samej chwili w tylnych drzwiach stanД™Е‚a agentka w kamizelce kuloodpornej. MiaЕ‚a ciemne wЕ‚osy, ciemne oczy i ciemnД… cerД™. I wyglД…daЕ‚a jeszcze mЕ‚odziej niЕј Huang.

– Agencie Huang, znalazłam coś – oznajmiła. – Drzwi tarasowe są porysowane. Wygląda jakby ktoś się włamał.

– Dobra robota, Vargas – odparł Huang. – No to wiemy, jak dostał się do środka. Czy możesz zostać na chwilę z Riley i jej córką?

Twarz mЕ‚odej kobiety pojaЕ›niaЕ‚a.

– Z przyjemnością.

UsiadЕ‚a przy stole. Huang wyszedЕ‚ z kuchni i doЕ‚Д…czyЕ‚ do pozostaЕ‚ych.

– Agentko Paige, jestem María de la Luz Vargas Ramírez. – Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. – Wiem, nie da się tego powtórzyć. To meksykańskie nazwisko. Mówią na mnie Lucy Vargas.

– Cieszę się, że pani tu jest, agentko Vargas – powiedziała Riley.

– Proszę mi mówić Lucy.

MЕ‚oda kobieta zamilkЕ‚a i przez chwilД™ wpatrywaЕ‚a siД™ w Riley.

– Agentko Paige… – zaczęła. – Mam nadzieję, że nie pozwalam sobie na zbyt wiele, ale… To prawdziwy zaszczyt panią poznać. Podziwiam pani osiągnięcia, od kiedy zaczęłam szkolenie. Cały pani dorobek jest po prostu imponujący.

– Dziękuję.

Lucy uЕ›miechnД™Е‚a siД™ z podziwem.

– Chcę powiedzieć, że to, jak pani załatwiła sprawę z Petersonem… Cała ta historia robi ogromne wrażenie.

Riley potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД….

– Gdyby to wszystko było takie proste – westchnęła. – On nie zginął. To on się tutaj dziś włamał.

Lucy otworzyЕ‚a szeroko oczy.

– Ale wszyscy mówią…

– Ktoś podejrzewał już wcześniej, że on żyje. Marie, ta kobieta, którą uratowałam. Była przekonana, że on ją wciąż prześladuje. Ona…

Riley zamilkЕ‚a. PowrГіciЕ‚ bГіl na wspomnienie Marie wiszД…cej w jej wЕ‚asnej sypialni.

– Ona popełniła samobójstwo – dokończyła.

Lucy spojrzaЕ‚a, zaskoczona i przeraЕјona jednoczeЕ›nie.

– Tak mi przykro – bąknęła.

W tym momencie Riley dobiegЕ‚o znajome woЕ‚anie.

– Riley? Wszystko dobrze?

Odwróciła się i w drzwiach kuchni zobaczyła Billa Jeffreysa. Wyglądał na zdenerwowanego. FBI musiało go powiadomić o zdarzeniu, więc przyjechał.

– Nic mi się nie stało, Bill – odparła. – April też nie.

Bill doЕ‚Д…czyЕ‚ do Riley, April i Lucy. Lucy gapiЕ‚a siД™ na niego, najwyraЕєniej pozostajД…c pod wraЕјeniem, Ејe oto spotkaЕ‚a byЕ‚ego partnera Riley, kolejnД… legendД™ FBI.

– W domu nikogo nie ma. – Huang wrócił do kuchni. – Na zewnątrz też nie. Moi ludzie zebrali wszystkie dowody, jakie mogli znaleźć. Mówią, że nie ma tego zbyt wiele. Zobaczymy, czy technicy w laboratorium zdołają coś znaleźć.

– Tego się obawiałam – powiedziała Riley.

– Chyba powinniśmy się już zbierać – odparł Huang i wyszedł do agentów, wydać im ostatnie polecenia.

– April, zostaniesz dziś na noc u taty. – Riley zwróciła się do córki.

Dziewczyna szeroko otworzyЕ‚a oczy.

– Nie zostawię cię tutaj – zaprotestowała. – A już na pewno nie chcę jechać do taty.

– Musisz to zrobić. Tutaj nie będziesz bezpieczna.

– Ale mamo…

– April, jest wiele rzeczy, których ci nie powiedziałam o tym człowieku – ucięła Riley. – Strasznych rzeczy. U taty będziesz bezpieczniejsza. Odbiorę cię jutro po szkole.

Zanim April zdążyła się sprzeciwić, wtrąciła się Lucy.

– Twoja mama ma rację – powiedziała. – Uwierz mi. Albo potraktuj to jak rozkaz. Osobiście wybiorę dwóch agentów, którzy cię tam zawiozą. Agentko Paige, jeśli pani pozwoli, zadzwonię do pani byłego męża i poinformuję go o całej sprawie.

Choć zaskoczona propozycją, Riley była zadowolona. Lucy zdawała się doskonale rozumieć, że byłaby to niezbyt przyjemna rozmowa. Ryan prawdopodobnie przyjmie tę wiadomość dużo bardziej serio od jakiegokolwiek agenta niż od byłej żony. Co więcej, Lucy świetnie poradziła sobie z April.

Nie tylko zauwaЕјyЕ‚a uszkodzony zamek, ale wykazaЕ‚a siД™ takЕјe empatiД…. TД… bardzo cenionД… u agentГіw z WydziaЕ‚u Analizy Behawioralnej cechД…, ktГіra aЕј nazbyt czД™sto zacieraЕ‚a siД™ pod wpЕ‚ywem doЕ›wiadczanego w pracy stresu.

To dobra kobieta, pomyЕ›laЕ‚a Riley.

– Chodźmy. – Lucy spojrzała na April. – Zadzwonimy do twojego taty.

Dziewczyna rzuciła matce pełne złości spojrzenie. A jednak wstała od stołu i udała się z Lucy do salonu, by wykonać telefon.

Riley i Bill zostali przy kuchennym stole sami. Nawet jeЕ›li Bill nie miaЕ‚ nic do roboty, jego obecnoЕ›Д‡ byЕ‚a jak najbardziej wskazana. Pracowali razem przez wiele lat i Riley od zawsze uwaЕјaЕ‚a, Ејe sД… Е›wietnie dopasowani. Obydwoje po czterdziestce, z ciemnymi, lekko siwiejД…cymi wЕ‚osami. Obydwoje w peЕ‚ni oddani pracy i oboje z problemami w maЕ‚ЕјeЕ„stwie. Mocno zbudowany Bill byЕ‚ temperamentnym facetem.

– To Peterson – powiedziała Riley. – Włamał się.

Bill milczaЕ‚, nieprzekonany.

– Nie wierzysz mi? – zapytała. – Na moim łóżku były kamyki. Musiał je tam położyć. Nie ma innej możliwości.

Bill potrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД….

– Riley, nie wątpię, że ktoś się włamał – powiedział. – Tego sobie nie mogłaś wymyślić. Ale Peterson? Szczerze w to wątpię.

Riley poczuЕ‚a, Ејe ogarnia jД… zЕ‚oЕ›Д‡.

– Bill, posłuchaj mnie. Pewnej nocy dobiegł mnie jakiś hałas spod drzwi. Wyjrzałam i znalazłam tam kamyki. Marie słyszała, jak ktoś rzuca kamykami w okno jej sypialni. Któż inny mógłby to być?

– Riley, jesteś zmęczona. – Bill z westchnieniem pokręcił głową. – A kiedy człowiek jest przemęczony i coś sobie umyśli, gotów jest uwierzyć niemal we wszystko. To się może przytrafić każdemu.

Riley z trudem powstrzymywaЕ‚a Е‚zy. Dawniej Bill polegaЕ‚ bezgranicznie na jej instynkcie. Ale wszystko siД™ zmieniЕ‚o. I wiedziaЕ‚a dlaczego. Kilka nocy wczeЕ›niej zadzwoniЕ‚a do niego po pijaku i zasugerowaЕ‚a mu romans, bo ich do siebie ciД…gnie. To byЕ‚o idiotyczne, z czego doskonale zdawaЕ‚a sobie sprawД™, wiД™c od tamtej pory nie zajrzaЕ‚a ani razu do kieliszka. Mimo wszystko miД™dzy niД… a Billem nie byЕ‚o juЕј jak kiedyЕ›.

– Wiem, o co ci chodzi – powiedziała. – Wszystko przez ten głupi telefon. Przestałeś mi ufać.

GЕ‚os Billa zadrЕјaЕ‚ ze zЕ‚oЕ›ci.

– Do diabła, Riley, próbuję tylko być realistą!

Zirytowana Riley westchnД™Е‚a.

– Idź już.

– Ależ Riley…

– Możesz mi wierzyć albo nie. Twój wybór. Ale teraz chcę, żebyś sobie poszedł.

Bill, zrezygnowany, wstaЕ‚ od stoЕ‚u i wyszedЕ‚.

Przez kuchenne drzwi Riley widziaЕ‚a, Ејe niemal wszyscy opuЕ›cili juЕј dom, wЕ‚Д…cznie z April.

Lucy wrГіciЕ‚a do kuchni.

– Agent Huang zostawi tutaj kilku chłopców – powiedziała. – Będą obserwować dom z samochodu przez resztę nocy. Nie sądzę, że to dobry pomysł, by zostawiać panią tutaj samą. Chętnie zostanę.

Riley pomyślała przez chwilę. Tak naprawdę to, czego chciała – czego potrzebowała – to żeby ktoś jej uwierzył, że Peterson nie zginął. Wątpiła, że przekona do tego Lucy. Wszystko wyglądało beznadziejnie.

– Nic mi nie będzie.

Lucy przytaknęła i wyszła. Riley usłyszała ostatnich wychodzących agentów i odgłos zamykających się za nimi drzwi. Wstała i sprawdziła frontowe i tylne wyjścia. Jeśli ktoś będzie próbował się włamać, usłyszę hałas, stwierdziła.

StanД™Е‚a w salonie i rozejrzaЕ‚a siД™. WЕ‚Д…czone wszД™dzie Е›wiatЕ‚a sprawiaЕ‚y, Ејe dom wydaЕ‚ siД™ jej dziwnie jasny.

Powinnam zgasić niektóre, pomyślała.

Ale kiedy wyciągnęła rękę w kierunku włącznika, jej palce zesztywniały. Nie mogła nic zrobić. Sparaliżował ją strach.

Peterson. WiedziaЕ‚a, Ејe po niД… wrГіci.




ROZDZIAЕЃ 3


Riley zawahała się przez moment, zanim weszła do budynku Wydziału Analizy Behawioralnej. Zastanawiała się, czy w ogóle jest gotowa z kimkolwiek zobaczyć się tego dnia. Nie spała przez całą noc i była wycieńczona. Przerażenie, które nie pozwalało jej zasnąć, wypompowywało z niej adrenalinę tak długo, aż nie została ani kropla. Teraz Riley czuła się pusta.

WziД™Е‚a gЕ‚Д™boki oddech.

Jedyna droga wiedzie przez Е›rodek, pomyЕ›laЕ‚a.

Zebrała się w sobie i wkroczyła w labirynt zabieganych agentów FBI, specjalistów i asystentów. Kiedy przemykała przez otwartą przestrzeń, znajome twarze wyglądały zza komputerów. Niektórzy się uśmiechali, inni unosili kciuki. Riley powoli zaczynała się cieszyć, że jednak przyszła. Potrzebowała rozweselenia.

– Dobra robota z tym Zabójcą Lalek – powiedział jeden z agentów.

Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, co miał na myśli. A potem zdała sobie sprawę, że Zabójca Lalek musi być nową ksywką Dicka Monroe’a, psychopaty, którego dopiero co zabiła.

Pseudonim jak najbardziej pasowaЕ‚.

Riley zauważyła, że niektórzy patrzą na nią z troską. Z pewnością słyszeli o wydarzeniach ostatniej nocy w jej domu, kiedy cały zespół musiał pędzić na złamanie karku po nagłym telefonie. Pewnie myślą, że jestem niespełna rozumu, pokiwała głową. O ile było jej wiadomo, w wydziale nikt oprócz niej nie wierzył, że Peterson żyje.

PrzystanД™Е‚a przy biurku Sama Floresa, technika laboratoryjnego. MiaЕ‚ na nosie okulary w czarnych oprawkach i zawziД™cie pracowaЕ‚ przy komputerze.

– Jakie masz dla mnie wieści, Sam? – zapytała.

OderwaЕ‚ wzrok od monitora i spojrzaЕ‚.

– Pytasz o włamanie, prawda? Właśnie oglądam wstępne raporty. Obawiam się, że nie dowiemy się zbyt dużo. Chłopaki z laboratorium nie znaleźli niczego na tych kamykach. Żadnego DNA, żadnych włókien. Odcisków palców też nie.

Niezadowolona Riley sapnД™Е‚a.

– Daj znać, jeśli coś się zmieni – powiedziała, klepiąc go po plecach.

– Nie liczyłbym na to – odparł Flores.

Riley poszła dalej, do miejsca, gdzie pracowali agenci z długim stażem. Mijając kolejne klitki z przeszklonymi ścianami, zauważyła, że Billa nie ma w pracy. Prawdę mówiąc, poczuła ulgę, choć wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała jakoś naprawić tamten pamiętny moment niezręczności.

Gdy znalazła się w swoim zadbanym i posprzątanym biurze, natychmiast zauważyła wiadomość na sekretarce. Od Mike’a Nevinsa, psychiatry sądowego z Waszyngtonu, z którym zdarzało się jej konsultować prowadzone przez wydział sprawy. Od lat był dla niej źródłem niezwykłych spostrzeżeń, nie tylko w kwestii morderstw. Pomógł jej przetrwać PTSD po traumie uwięzienia i torturowania przez Petersona. Wiedziała, że dzwonił, żeby sprawdzić, jak ona się czuje. Robił to często.

Już miała oddzwonić, kiedy w drzwiach zobaczyła barczystą sylwetkę Brenta Mereditha. Ciemnoskóra, grubo ciosana twarz szefa zespołu doskonale pasowała do jego twardego i rzeczowego stylu bycia. Riley poczuła ulgę. Obecność Mereditha zawsze dawała jej poczucie bezpieczeństwa.

– Witam z powrotem, agentko Paige – powiedział.

Riley podeszЕ‚a i uЕ›cisnД™Е‚a mu dЕ‚oЕ„.

– Dziękuję, szefie.

– Słyszałem, że miała pani wczoraj w nocy kolejną przygodę. Mam nadzieję, że nic pani nie jest.

– Dziękuję. Wszystko w porządku.

Meredith spojrzał z troską. Riley wiedziała, że próbuje ocenić jej gotowość do pracy.

– Wypije pani ze mną kawę w kantynie? – zapytał.

– Dziękuję, ale muszę przejrzeć akta. Może innym razem.

Meredith przytaknął w milczącym oczekiwaniu, że Riley coś powie. Bez wątpienia słyszał już o jej przekonaniu, że nocne włamanie było dziełem Petersona. Ale chciał dać jej szansę na przedstawienie argumentów. Riley była jednak przekonana, że nie ma co liczyć, że Meredith będzie bardziej skłonny uwierzyć w jej wersję niż wszyscy pozostali.

– No cóż, to ja już pójdę – powiedział po chwili. – Jeśli będzie pani miała ochotę na kawę albo lunch, proszę dać znać.

– Oczywiście.

Meredith zawahaЕ‚ siД™.

– Proszę na siebie uważać, agentko Paige – dodał, powoli i wyraźnie.

Mogła zinterpretować te słowa na milion sposobów. Całkiem niedawno inna szycha z FBI zawiesiła ją za niesubordynację. Wprawdzie Riley wróciła do czynnej służby, ale jej sytuacja wciąż była niepewna. Dawało się wyczuć, że słowa Mereditha były jak przyjacielskie ostrzeżenie. Nie chciał, żeby Riley wpakowała się w jakiekolwiek kłopoty. A robienie afery wokół powrotu Petersona mogło oznaczać kłopoty z tymi, którzy uważali tę sprawę za zamkniętą.

Gdy tylko Riley została sama, podeszła do regału z aktami i wyjęła gruby segregator z dokumentami sprawy Petersona. Wróciła do biurka i zaczęła ją przeglądać, aby odświeżyć sobie pamięć.

Nie znalazЕ‚a niczego, co mogЕ‚o jej pomГіc.

Ten człowiek był zagadką. Dopóki Riley i Bill go nie dorwali, nie istniał. Nie wiadomo nawet, czy naprawdę nazywał się Peterson. Znaleźli kilka innych nazwisk, których mógł używać.

PrzeglД…dajД…c papiery, Riley natknД™Е‚a siД™ na zdjД™cia ofiar. Kobiet, ktГіre znaleЕєli przysypane cienkД… warstwД… ziemi. Wszystkie miaЕ‚y Е›lady poparzeЕ„ i we wszystkich przypadkach przyczynД… Е›mierci byЕ‚o uduszenie. Riley aЕј wzdrygnД™Е‚a siД™ na wspomnienie wielkich mocarnych dЕ‚oni, ktГіre jД… pochwyciЕ‚y i wepchnД™Е‚y do klatki. Jak zwierzД™.

Nikt nie wiedział, ile kobiet zabił. Na odkrycie mogło wciąż czekać wiele zwłok. Dopóki Marie i Riley nie zostały porwane i nie uciekły, nikt nawet nie wiedział o tym, jak bardzo Peterson lubił znęcać się nad ofiarami, torturując je palnikiem w ciemnej klatce. I wciąż nikt nie chciał uwierzyć, że Peterson żyje.

Riley byЕ‚a niezwykle przygnД™biona caЕ‚Д… tД… sprawД…. SЕ‚ynД™Е‚a ze swojej zdolnoЕ›ci identyfikacji ze sposobem myЕ›lenia zabГіjcy. ZdolnoЕ›ci, ktГіra czasem przeraЕјaЕ‚a jД… samД…. Nie udaЕ‚o siД™ jej jednak nigdy wejЕ›Д‡ w umysЕ‚ Petersona. A teraz miaЕ‚a wraЕјenie, Ејe rozumie go coraz mniej.

Nigdy nie wydawał się Riley zorganizowanym psychopatą. Fakt, że zostawiał swoje ofiary w płytkich grobach, sugerował coś wręcz przeciwnego. Nie był perfekcjonistą. Był jednak na tyle staranny, żeby nie pozostawiać po sobie żadnych śladów.

Ten czЕ‚owiek byЕ‚ czystym paradoksem.

Riley przypomniaЕ‚y siД™ sЕ‚owa Marie wypowiedziane na krГіtko przed Е›mierciД…. „MoЕјe on jest jak duch, Riley? MoЕјe wЕ‚aЕ›nie to siД™ staЕ‚o, kiedy wysadziЕ‚aЕ› go w powietrze? ZabiЕ‚aЕ› jego ciaЕ‚o, ale nie zabiЕ‚aЕ› zЕ‚a”.

Nie, nie był duchem i Riley o tym wiedziała. Była pewna – teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek przedtem – że on wciąż istnieje. I że to ona jest jego kolejnym celem. Chociaż na dobrą sprawę mógł być nawet i duchem. Nikt poza nią nie wierzył, że żyje.

– Gdzie się chowasz, draniu? – wyszeptała do siebie.

Nie wiedziała i nie miała pojęcia, jak się tego dowiedzieć. Była w kropce. Nie miała innego wyboru, jak dać sobie, na razie, spokój. Zamknęła segregator i odstawiła go na miejsce.

W tej samej chwili na jej biurku rozdzwoniЕ‚ siД™ telefon. Linia ogГіlna, stwierdziЕ‚a Riley. Biuro Analizy Behawioralnej korzystaЕ‚o z niej, gdy przekierowywano poЕ‚Д…czenia do agentГіw. Zazwyczaj temu, ktГіry odbieraЕ‚ pierwszy, przypadaЕ‚a sprawa.

Riley zerknД™Е‚a przez oszklone Е›ciany, ale nie zauwaЕјyЕ‚a nikogo. Pozostali agenci albo byli akurat na przerwie, albo pracowali w terenie. PodniosЕ‚a sЕ‚uchawkД™.

– Agentka specjalna Riley Page. W czym mogę pomóc?

GЕ‚os po drugiej stronie wydawaЕ‚ siД™ mocno zdenerwowany.

– Agentko Paige, tu Raymond Alford, komendant policji z Reedsport w stanie Nowy Jork. Mamy poważny problem. Czy moglibyśmy porozmawiać na wideoczacie? Wydaje mi się, że wtedy będę mógł lepiej to pani wyjaśnić. Mam też zdjęcia, które powinna pani zobaczyć.

Riley zaciekawiЕ‚a siД™ natychmiast.

– Naturalnie – powiedziała.

PodaЕ‚a Alfordowi dane kontaktowe i po kilku chwilach rozmawiali juЕј twarzД… w twarz. ByЕ‚ szczupЕ‚ym Е‚ysiejД…cym mД™ЕјczyznД…. MiaЕ‚ swoje lata. Na jego twarzy malowaЕ‚y siД™ zdenerwowanie i zmД™czenie.

– Wczoraj zgłoszono u nas morderstwo – powiedział. – Naprawdę paskudne. Pozwoli pani, że pokażę.

Na ekranie Riley pojawiЕ‚o siД™ zdjД™cie, a na nim coЕ›, co wyglД…daЕ‚o jak kobiece ciaЕ‚o zawieszone nad torami kolejowymi. Dziwacznie ubrane zwЕ‚oki oplataЕ‚ Е‚aЕ„cuch, na ktГіrym wisiaЕ‚y.

– Co ma na sobie ofiara? – zapytała Riley.

– Kaftan bezpieczeństwa.

Zaskoczona Riley przyjrzaЕ‚a siД™ dokЕ‚adniej fotografii. RzeczywiЕ›cie kaftan.

ZdjД™cie nagle zniknД™Е‚o, a ona znГіw ujrzaЕ‚a twarz Alforda.

– Komendancie, dziękuję informację, ale dlaczego sądzi pan, że jest to sprawa dla naszego wydziału?

– Ponieważ pięć lat temu opodal miało miejsce takie samo morderstwo – odparł.

Na ekranie pojawiЕ‚o siД™ kolejne zdjД™cie zwЕ‚ok kobiety. One rГіwnieЕј byЕ‚y obwiД…zane Е‚aЕ„cuchami i ubrane w kaftan bezpieczeЕ„stwa.

– Wtedy ofiarą była Marla Blainey. Identyczny modus operandi, z wyjątkiem tego, że została porzucona na brzegi rzeki, a nie zawieszona.

I znГіw twarz Alforda.

– Obecna ofiara to Rosemary Pickens, tutejsza pielęgniarka – powiedział. – W żadnym z przypadków nikomu nie przychodzi do głowy jakikolwiek motyw zbrodni. Obydwie były bardzo lubiane.

Zrezygnowany opuЕ›ciЕ‚ ramiona i potrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД….

– Agentko Paige, moich ludzi i mnie to przerasta. To nowe morderstwo musi być dziełem seryjnego zabójcy albo kogoś, kto go naśladuje. Problem w tym, że żadna z tych opcji nie ma sensu. W Reedsport nie miewamy tego typu problemów. To małe miasteczko nad rzeką Hudson. Mieszka tu jakieś siedem tysięcy ludzi. Czasem musimy interweniować przy jakiejś bójce albo wyłowić turystę. To najgorsze rzeczy, z jakimi musimy sobie radzić.

Riley przemyślała to szybko. Rzeczywiście, sprawa wyglądała na taką w sam raz dla wydziału. Powinna skontaktować Alforda bezpośrednio z Meredithem.

Spojrzała jednak na biuro szefa i zauważyła, że jest puste. Dowie się później, stwierdziła. Na razie będę musiała wystarczyć ja.

– Jaka była przyczyna śmierci? – zapytała.

– Podcięte gardło. W obydwu przypadkach.

Riley starała się ukryć zaskoczenie. Uduszenie i uderzenie w głowę były znacznie częściej spotykane.

Wydawało się, że mają do czynienia z bardzo nietypowym zabójcą. Z rodzaju psychopatów doskonale znanego Riley. Specjalizowała się w takich przypadkach. Trochę żałowała, że nie będzie mogła wykorzystać swoich umiejętności do rozwiązania tej sprawy. Biorąc pod uwagę trudne przejścia ostatnich dni, nie dostanie żadnej.

– Czy zdjęliście już ciało? – zapytała.

– Jeszcze nie – odparł Alford. – Wciąż tam wisi.

– To nie zdejmujcie. Zostawcie je na razie. Poczekajcie, aż przyjadą agenci.

Komendant nie wyglД…daЕ‚ na zadowolonego.

– Agentko Paige, to będzie bardzo trudne. To miejsce zaraz obok torów, widać je z rzeki. Miasteczko nie potrzebuje takiej reklamy. Są już silne naciski, żebym ściągnął zwłoki.

– Proszę je zostawić – powiedziała Riley z naciskiem. – Wiem, że to niełatwe, ale bardzo ważne. Nasi agenci będą na miejscu po południu.

Alford przytaknД…Е‚ w milczeniu.

– Czy ma pan więcej zdjęć ostatniej ofiary? – zainteresowała się Riley. – Jakieś zbliżenia?

– Jasne. Już przynoszę.

Oglądała serię zrobionych z bliska zdjęć zwłok. Miejscowa policja dobrze się spisała. Widać było, jak ciasno i dokładnie ciało owinięto łańcuchami.

Na ostatnim zdjД™ciu Riley zobaczyЕ‚a twarz ofiary.

I poczuЕ‚a, Ејe serce skacze jej do gardЕ‚a. Ofiara miaЕ‚a wytrzeszczone oczy i usta zakneblowane Е‚aЕ„cuchem. Ale nie to zszokowaЕ‚o Riley najbardziej.

Kobieta była bardzo podobna do Marie. Starsza i okrąglejsza, ale Marie mogłaby tak właśnie wyglądać, gdyby pożyła jeszcze z dziesięć lat. Ten widok był dla Riley jak emocjonalny cios w splot słoneczny. Wydało się jej, że słyszy wołanie Marie, żeby znalazła tego zabójcę.

WiedziaЕ‚a juЕј, Ејe musi wziД…Д‡ tД™ sprawД™.




ROZDZIAЕЃ 4


Peterson prowadziЕ‚ nieЕ›piesznie. Nie za wolno, nie za szybko, zadowolony, Ејe w koЕ„cu ma tД™ dziewczynД™ w zasiД™gu wzroku. Nareszcie jД… znalazЕ‚. Oto ona, cГіrka Riley, sama, w drodze do szkoЕ‚y. NieЕ›wiadoma, Ејe ktoЕ› jД… Е›ledzi. Е»e wkrГіtce pozbawi jД… Ејycia.

ObserwowaЕ‚ jД…, gdy nagle ona zatrzymaЕ‚a siД™ i odwrГіciЕ‚a. Jak gdyby poczuЕ‚a na sobie czyjЕ› wzrok. StaЕ‚a tak i wydawaЕ‚o siД™, Ејe siД™ waha. Kilku uczniГіw przeszЕ‚o obok niej i zniknД™Е‚o w drzwiach budynku.

Peterson wciД…Еј jechaЕ‚ Е›limaczym tempem, czekajД…c na jej ruch.

Nie żeby jakoś specjalnie go obchodziła. To jej matka była prawdziwym celem. To jej matka utrudniła mu sukces i musi za to zapłacić. W pewnym sensie już zapłaciła; w końcu udało mu się doprowadzić Marie Sayles do samobójstwa. Teraz jednak musi odebrać Riley córkę, która znaczy dla niej wszystko.

Ku jego radości dziewczyna odwróciła się i zaczęła oddalać się od szkoły. Najwyraźniej zdecydowała się nie iść tego dnia na lekcje. Jego serce zabiło mocno, natychmiastową ochotą do ataku. Ale nie. Jeszcze nie teraz. Musi uzbroić się w cierpliwość. W zasięgu jego wzroku wciąż byli jacyś ludzie.

Pojechał przed siebie i zrobił rundę, nakazując sobie spokój. Powstrzymywał uśmiech na myśl o nadchodzącej radości. To, co zaplanował dla córki Riley, miało przynieść tamtej niewyobrażalny ból. Choć dziewczyna wyglądała nieco chłopięco i niezgrabnie, przypominała już matkę.

Satysfakcja bД™dzie tym wiД™ksza.

Krążył tak, aż ponownie dostrzegł ją na ulicy. Szła energicznym krokiem. Przystanął przy krawężniku i obserwował dziewczynę przez kilka minut, aż zorientował się, że kieruje się w stronę drogi prowadzącej poza miasto. Jeśli ma zamiar iść sama do domu, to idealny moment, by ją porwać, pomyślał.

Jego serce waliЕ‚o mocno. A on robiЕ‚ kolejne kГіЕ‚ko swoim autem i cieszyЕ‚ siД™ radosnym oczekiwaniem.

Wiedział, że na niektóre przyjemności trzeba nauczyć się czekać. Na odpowiednią chwilę. Że opóźniona gratyfikacja pomnaża przyjemność. Nauczył się tego przez lata rozsmakowywania się w okrucieństwie.

To bД™dzie wspaniaЕ‚a zabawa, stwierdziЕ‚ w duchu.

Po kolejnej rundce znów ją zobaczył i roześmiał się w głos. Łapie stopa! Bóg się do niego dzisiaj uśmiecha. Najwyraźniej chce, by odebrać tej małej życie.

Peterson zatrzymaЕ‚ siД™ przy dziewczynie i uЕ›miechnД…Е‚ najmilej, jak potrafiЕ‚.

– Podrzucić cię?

OdpowiedziaЕ‚a szerokim uЕ›miechem.

– Dzięki. Byłoby miło.

– Dokąd chcesz jechać? – zapytał.

– Mieszkam niedaleko, za miastem.

PodaЕ‚a mu adres.

– Będę przejeżdżać dokładnie tamtędy. Wskakuj.

UsiadЕ‚a na przednim siedzeniu.

Z rosnД…cД… satysfakcjД… zauwaЕјyЕ‚, Ејe ma piwne oczy. Jak matka.

ZablokowaЕ‚ przyciskiem drzwi i okna. Delikatny szum klimatyzacji sprawiЕ‚, Ејe nawet tego nie zauwaЕјyЕ‚a.



*



Gdy zapinaЕ‚a pasy, April poczuЕ‚a lekkie uderzenie adrenaliny. Nigdy przedtem nie jechaЕ‚a stopem. Jej matka dostaЕ‚aby zawaЕ‚u, gdyby siД™ dowiedziaЕ‚a.

I dobrze, pomyślała mściwie April. Kazać mi spać ostatniej nocy u ojca? To było poniżej pasa. A wszystko z powodu jakichś wymysłów, że u nich w domu był Peterson!

WiedziaЕ‚a, Ејe to nieprawda. PowiedziaЕ‚a jej to dwГіjka agentГіw, ktГіra odwiozЕ‚a jД… wczoraj do domu taty. Z ich rozmowy wynikaЕ‚o, Ејe caЕ‚e FBI myЕ›li, Ејe mama jest trochД™ szurniД™ta.

– Co cię sprowadza do Fredericksburga? – zagadnął mężczyzna.

April odwrГіciЕ‚a siД™ i spojrzaЕ‚a. WyglД…daЕ‚ miЕ‚o. MiaЕ‚ mocne rysy, trochД™ potargane wЕ‚osy i kilkudniowy zarost.

– Szkoła – odparła.

– Letnia?

– Tak – potwierdziła.

Nie miała zamiaru mówić mu, że jest na wagarach. Nie żeby wyglądał na kogoś, kto by tego nie zrozumiał. Wydawał się wyluzowany. Może nawet ucieszyłby się, gdyby wiedział, że pomaga jej w pokoleniowym buncie. Ale na wszelki wypadek wolała nie ryzykować.

MД™Ејczyzna uЕ›miechnД…Е‚ siД™ nieco Е‚obuzersko.

– A co twoja mama na to, że jeździsz stopem? – zapytał.

April zaczerwieniЕ‚a siД™ po uszy.

– Nie ma nic przeciwko – bąknęła.

Odgłos, jaki wydał kierowca, próbując powstrzymać chichot, nie był najprzyjemniejszy. Ponadto uwagę April zwróciło ostatnie zdanie. Co myśli o łapaniu podwózki jej mama, nie rodzice. Dlaczego zapytał tylko o nią?

O tej porze na drodze w pobliżu szkoły panował duży ruch. Droga do domu zajmie im sporo czasu. Mam nadzieję, że facet nie będzie się za bardzo rozgadywał, pomyślała April. Mogłoby zrobić się dziwnie.

Jednak po kilku przecznicach milczenia poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie. Mężczyzna przestał się uśmiechać. Jego twarz była raczej ponura. Zaś April zdała sobie sprawę, że wszystkie drzwi są zablokowane. Niezauważalnym ruchem wcisnęła przycisk otwierający okno po stronie pasażera.

Ani drgnД™Е‚o.

Auto zatrzymaЕ‚o siД™ za sznureczkiem innych, czekajД…cych na zielone Е›wiatЕ‚o. MД™Ејczyzna wЕ‚Д…czyЕ‚ kierunkowskaz do skrД™tu w lewo.

April ogarnД™Е‚a panika.

– Eee… Musimy tutaj jechać prosto – powiedziała.

Kierowca milczał. Czyżby niedosłyszał? Nie wiadomo czemu, April nie miała odwagi powtórzyć. Poza tym może on planuje pojechać inną drogą?

No nie. Nie przychodziЕ‚o jej do gЕ‚owy, jak miaЕ‚by jД… dowieЕєД‡ do domu z tamtej strony.

Zastanawiała się gorączkowo, co zrobić. Zacząć wzywać pomocy? Czy ktokolwiek ją usłyszy? A co, jeśli mężczyzna nie usłyszał jej słów? Co jeśli nie ma złych zamiarów? Zrobiłaby z siebie idiotkę.

W tym samym momencie dostrzegЕ‚a na chodniku znajomo poruszajД…cД… siД™ sylwetkД™ z przewieszonym przez ramiД™ plecakiem. Brian, jej obecny CoЕ›-Jakby-ChЕ‚opak.

RД…bnД™Е‚a z caЕ‚ej siЕ‚y w okno.

I aЕј siД™ zachЕ‚ysnД™Е‚a powietrzem z radoЕ›ci, gdy Brian odwrГіciЕ‚ siД™ i jД… zobaczyЕ‚.

– Podwieźć cię? – zapytała bezgłośnie przez szybę.

UЕ›miechnД…Е‚ siД™ szeroko i przytaknД…Е‚.

– To mój chłopak – oznajmiła. – Możemy się zatrzymać i go zabrać? Idzie do mnie.

KЕ‚amaЕ‚a. Nie miaЕ‚a pojД™cia, dokД…d idzie Brian.

MД™Ејczyzna skrzywiЕ‚ siД™ i odchrzД…knД…Е‚. Nie spodobaЕ‚ mu siД™ ten pomysЕ‚. Zatrzyma siД™?

Serce April biЕ‚o mocno ze strachu.

Brian akurat gadał przez telefon. Ale patrzył prosto na samochód i April była pewna, że wyraźnie widzi kierowcę. Ucieszyła się, że będzie mieć potencjalnego świadka, jeśli facet ma jakieś niecne zamiary.

MД™Ејczyzna przyglД…daЕ‚ siД™ Brianowi, wiД™c z pewnoЕ›ciД… widziaЕ‚, Ејe tamten rozmawia przez komГіrkД™. I Ејe widzi jego.

Bez sЕ‚owa odblokowaЕ‚ drzwi.

April machnД™Е‚a na Briana, Ејeby wsiadЕ‚ na tylne siedzenie, a on otworzyЕ‚ drzwi i wskoczyЕ‚ do Е›rodka. TrzasnД…Е‚ nimi w momencie, kiedy zmieniЕ‚o siД™ Е›wiatЕ‚o i sznur samochodГіw ruszyЕ‚.

– Dziękuję panu za podwiezienie – powiedział uprzejmie.

MД™Ејczyzna nie odpowiedziaЕ‚. MiaЕ‚ niezadowolona minД™.

– Brian, ten pan zawiezie nas do domu.

– Super!

April poczuЕ‚a siД™ bezpieczna. Gdyby kierowca miaЕ‚ zЕ‚e zamiary, z pewnoЕ›ciД… nie porwaЕ‚yby zarГіwno jej, jak i Briana. Na pewno odwiezie ich do domu.

Wybiegając myślami naprzód, zaczęła się zastanawiać, czy powinna powiedzieć mamie o tym człowieku i jego podejrzanym zachowaniu. Nie, nie, stwierdziła. To by oznaczało przyznanie się i do wagarów, i do złapania stopa. Mama ją za to uziemi.

Poza tym pomyЕ›laЕ‚a, Ејe ten kierowca to przecieЕј nie Peterson.

Tamten to zabГіjca-psychopata, a nie zwykЕ‚y facet, ktГіry jeЕєdzi autem.

Poza tym Peterson jest martwy.




ROZDZIAЕЃ 5


Surowa mina Brenta Mereditha wyraЕєnie mГіwiЕ‚a, Ејe proЕ›ba Riley nie przypadЕ‚a mu do gustu.

– To oczywiste, że powinnam wziąć tę sprawę – tłumaczyła Riley. – Mam więcej doświadczenia z dziwacznymi seryjnymi zabójcami niż ktokolwiek inny.

W trakcie opowieści o telefonie z Reedsport, Meredith nie przestawał zaciskać zębów.

W koЕ„cu, po dЕ‚ugiej chwili milczenia, westchnД…Е‚.

– No dobrze – powiedział niechętnie.

Riley odetchnД™Е‚a z ulgД….

– Dziękuję panu.

– Proszę mi nie dziękować – mruknął. – Robię to wbrew zdrowemu rozsądkowi. Zgadzam się tylko dlatego, że ma pani kwalifikacje do prowadzenia tej sprawy. I praktykę w tropieniu tych czubków. Przydzielę pani partnera.

Riley poczuła szarpnięcie sprzeciwu. Wiedziała, że praca z Billem nie wchodzi teraz w grę, ale nie miała pojęcia, czy Brent Meredith jest świadomy, skąd wzięło się to napięcie między nimi. Podejrzewała, że Bill sprzedał szefowi historyjkę, że na razie powinien spędzać więcej czasu w domu.

– Ale… – zaczęła.

– Żadnego ale – przerwał Meredith. – I żadnych samotnych wycieczek. To niemądre i wbrew przepisom. Prawie pani zginęła, więcej niż raz. Zasady to zasady. A ja już i tak złamałem ich całkiem sporo, nie wysyłając pani na zwolnienie po tym wszystkim.

– Tak jest – odparła cicho Riley.

Meredith podrapaЕ‚ siД™ po brodzie, rozwaЕјajД…c dostД™pne moЕјliwoЕ›ci.

– Pojedzie z panią agentka Vargas – powiedział.

– Lucy Vargas?

PrzytaknД…Е‚.

Riley nie do koЕ„ca spodobaЕ‚ siД™ ten pomysЕ‚.

– Była z ekipą wczoraj u mnie w domu – oznajmiła. – Robi wrażenie i polubiłam ją, ale… Jest żółtodziobem. Zazwyczaj pracuję z kimś bardziej doświadczonym.

Meredith uЕ›miechnД…Е‚ siД™ szeroko.

– Miała świetne oceny w akademii. I cóż, że jest młoda? Mało kto trafia do naszego wydziału zaraz po szkole. Ona naprawdę jest dobra. I gotowa na zdobywanie doświadczenia w terenie.

Riley wiedziaЕ‚a, Ејe nie ma wyjЕ›cia.

– Kiedy może być pani gotowa?

ZastanowiЕ‚a siД™ nad niezbД™dnymi przygotowaniami.

Przede wszystkim musi porozmawiać z April. Co jeszcze? Nie ma w biurze rzeczy na wyjazd. Musi pojechać do domu, upewnić się, że młoda zostanie u ojca, a potem wrócić do Quantico.

– Potrzebuję trzech godzin – odparła.

– Załatwię samolot – powiedział Meredith. – Poinformuję szefa policji w Reedsport, że nasz zespół jest w drodze. Proszę być na lądowisku dokładnie za trzy godziny. Jeśli się pani spóźni, ma pani przerąbane.

Zdenerwowana Riley wstaЕ‚a z krzesЕ‚a.

– Zrozumiałam – odparła.

Już chciała podziękować po raz kolejny, ale przypomniała sobie, że ma tego nie robić. Wyszła z biura Mereditha bez słowa.



*



Dotarła do domu w pół godziny, zaparkowała i ruszyła do drzwi, by zabrać swój zestaw podróżny – małą walizkę, w której zawsze miała przygotowane kosmetyki, piżamę i ubrania na zmianę. Musiała ogarnąć się w mgnieniu oka i pojechać do miasta, wyjaśnić sytuację April Ryanowi. Wcale jej się to nie uśmiechało, ale chciała się upewnić, że April będzie bezpieczna.

WЕ‚oЕјyЕ‚a klucz do zamka i zorientowaЕ‚a siД™, Ејe drzwi sД… otwarte. ByЕ‚a pewna, Ејe zamknД™Е‚a je, kiedy wychodziЕ‚a. Zawsze zamykaЕ‚a, bez wyjД…tku.

Wszystkie zmysЕ‚y Riley stanД™Е‚y na bacznoЕ›Д‡. WyciД…gnД™Е‚a pistolet i weszЕ‚a do Е›rodka.

Skradając się ostrożnie i sprawdzając każdy zakamarek, usłyszała przeciągły dźwięk. Zdawał się dochodzić z tyłu domu.

To byЕ‚a muzyka. Bardzo gЕ‚oЕ›na muzyka.

Co u diabła…?

WciД…Еј spodziewajД…c siД™ wЕ‚amywacza, przeszЕ‚a przez kuchniД™.

Tylne drzwi byЕ‚y uchylone. Na zewnД…trz rozbrzmiewaЕ‚y popowe hity.

– Jezu, znowu? – wymruczała do siebie.

WsunД™Е‚a pistolet w kaburД™ i wyszЕ‚a. I zobaczyЕ‚a, oczywiЕ›cie, April siedzД…cД… przy stoliku piknikowym z jakimЕ› chudym chЕ‚opakiem. Ustawione na blacie gЕ‚oЕ›niki ryczaЕ‚y.

April dostrzegła matkę i spanikowała. Schyliła się, żeby zgasić skręta, którego miała w ręku, licząc, że jakimś cudem joint zniknie.

– Nawet nie próbuj tego chować – powiedziała Riley, podchodząc. – Wiem, co robisz.

Ledwie zdołała przekrzyczeć muzykę. Wyciągnęła rękę i wyłączyła radio.

– To nie to, co myślisz, mamo – bąknęła April.

– To dokładnie to, co myślę. Oddaj mi resztę.

April wywrГіciЕ‚a oczami i wrД™czyЕ‚a matce plastikowД… torebeczkД™ z odrobinД… trawy.

– Myślałam, że jesteś w pracy – powiedziała, jakby to wyjaśniało wszystko.

Riley nie miaЕ‚a pojД™cia, czy jest bardziej wЕ›ciekЕ‚a, czy zawiedziona. PrzyЕ‚apaЕ‚a juЕј kiedyЕ› cГіrkД™ na paleniu trawki. Ale od tamtej pory poprawiЕ‚o siД™ miД™dzy nimi, wiД™c byЕ‚a przekonana, Ејe kryzys majД… za sobД….

WbiЕ‚a wzrok w chЕ‚opaka.

– Mamo, to jest Brian – oznajmiła April. – Chodzimy razem do szkoły.

Ze szklД…cymi siД™ oczami i pustym uЕ›miechem chЕ‚opak wyciД…gnД…Е‚ dЕ‚oЕ„.

– Miło mi panią poznać, pani Paige – powiedział.

Riley trzymaЕ‚a dЕ‚onie wsparte na biodrach.

– Co ty tu w ogóle robisz? – zapytała córki.

– Ja tu mieszkam. – April wzruszyła ramionami.

– Wiesz, o co pytam. Powinnaś być u taty.

Brak odpowiedzi.

Riley spojrzała na zegarek. Miała mało czasu. Musiała załatwić to szybko.

– Powiedz mi, co się stało – nakazała.

April poczuЕ‚a zaЕјenowanie. Nie byЕ‚a przygotowana na takД… sytuacjД™.

– Szłam dzisiaj rano od taty do szkoły – powiedziała. – Wpadłam na Briana i poszliśmy na wagary. Nic się chyba nie stanie, jeśli opuszczę lekcje raz na jakiś czas? I tak świetnie mi idzie. A egzamin końcowy dopiero w piątek.

Ељmiech Briana byЕ‚ nerwowy i gЕ‚upkowaty.

– O tak, April super sobie radzi w szkole, pani Paige. Jest niesamowita!

– Jak się tu dostaliście?

April odwróciła wzrok. Riley wiedziała, że córka nie chce powiedzieć jej prawdy.

– O Boże! Jechaliście stopem, prawda?

– Kierowca był bardzo miły i spokojny – odparła April. – A Brian cały czas ze mną. Byliśmy bezpieczni.

Riley z trudem utrzymywała nerwy na wodzy. Nie chciała pozwolić, żeby zadrżał jej głos.

– A skąd możesz wiedzieć, że jesteś bezpieczna? April, nigdy nie wsiadaj z obcymi do auta! I skąd ci przyszło do głowy wracać tutaj po tym, co wydarzyło się ostatniej nocy? To straszliwa głupota. A co, jeśli byłby tutaj Peterson?

April uЕ›miechnД™Е‚a siД™ z wyЕјszoЕ›ciД….

– Oj, mamo. Za bardzo się martwisz. Ci twoi agenci wczoraj tak mówili. Słyszałam, jak o tym rozmawiali. No ci, którzy mnie wczoraj odwieźli w nocy do taty. Że Peterson na pewno nie żyje, a ty nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Że ktoś zostawił te kamyki dla jaj.

Riley była wściekła. Miała ochotę rozerwać kolegów na strzępy. Co za bezczelność, tak podważać jej autorytet! Chciała zapytać o ich nazwiska, ale dała sobie spokój.

– Posłuchaj mnie, April – powiedziała. – Muszę służbowo wyjechać na kilka dni. I muszę jechać już. Zabieram cię do taty. Musisz tam zostać.

– Czemu nie mogę pojechać z tobą?

GЕ‚upota nastolatkГіw jest bezdenna, pomyЕ›laЕ‚a Riley.

– Bo musisz chodzić do szkoły – odparła. – Musisz zaliczyć egzamin albo nie zdasz do następnej klasy. Angielski to podstawa, a zawaliłaś go z nie wiadomo jakiego powodu. Poza tym ja będę pracować. Tam, gdzie jeżdżę, nie zawsze jest bezpiecznie. Powinnaś już o tym wiedzieć.

April milczaЕ‚a.

– Chodź do domu – powiedziała Riley. – Mamy tylko parę minut. Muszę zabrać kilka rzeczy, ty zresztą też. Potem odwiozę cię do taty. A ciebie odstawiam do domu – zwróciła sie do Briana.

– Mogę złapać stopa – wypalił.

Riley przeszyЕ‚a go spojrzeniem.

– Okej – mruknął, mocno wystraszony.

Razem z April wstali od stolika i weszli za Riley do domu.

– Raz, dwa do samochodu! Obydwoje! – zakomenderowała.

Dzieciaki posЕ‚usznie wykonaЕ‚y wykonaЕ‚y rozkaz.

Riley zasunęła nową zasuwę, którą zamontowała w drzwiach ogrodowych, i przeszła przez wszystkie pokoje, żeby sprawdzić, czy są pozamykane okna.

Zabrała z sypialni torbę podróżną i upewniła się, że są w niej wszystkie potrzebne rzeczy. Wychodząc, spojrzała nerwowo na swoje łóżko, jak gdyby spodziewając się znów ujrzeć kamyki. Przez moment zastanowiła się, po co jedzie do innego stanu, zamiast zostać na miejscu i szukać mordercy, który je tam położył, żeby sobie z niej zakpić.

Do tego jeszcze wystraszył ją wybryk April. Czy może zaufać córce i mieć pewność, że ta zostanie we Fredericksburgu? Wcześniej nie miałaby wątpliwości, ale teraz?

Było za późno, żeby zmienić cokolwiek. Riley zobowiązała się zająć nową sprawą i musiała wyjechać. Idąc z domu do auta, spojrzała w stronę gęstego ciemnego lasu. Jakby mogła zobaczyć tam Petersona.

Ale nie zobaczyЕ‚a.




ROZDZIAЕЃ 6


WiozД…c dzieci do ekskluzywnej dzielnicy Fredericksburga, sprawdziЕ‚a godzinД™ na desce rozdzielczej i wystraszyЕ‚a siД™, Ејe zostaЕ‚o jej tak maЕ‚o czasu. PrzypomniaЕ‚y siД™ jej sЕ‚owa Mereditha.

„JeЕ›li siД™ pani spГіЕєni, ma pani przerД…bane”.

Istniała szansa – niewielka – że dotrze na lądowisko na czas. Miała tylko podskoczyć do domu i zabrać torbę, ale wszystko się skomplikowało. Riley zastanowiła się, czy nie powinna zadzwonić do Mereditha i powiedzieć, że może się trochę spóźnić z powodu spraw rodzinnych. Nie, lepiej nie, doszła do wniosku. Jej szef i tak miał obiekcje co do tego pomysłu. Nie mogła oczekiwać, że zastosuje wobec niej taryfę ulgową.

Na szczД™Е›cie Brian mieszkaЕ‚ po drodze do domu Ryana. Riley zatrzymaЕ‚a siД™ przy duЕјym frontowym podwГіrku.

– Powinnam wejść i powiedzieć twoim rodzicom o tym, co zaszło – stwierdziła.

– Nie ma ich w domu. – Chłopak wzruszył ramionami. – Tata odszedł, a mama niezbyt często tu bywa. – Wysiadł z auta, odwrócił się. – Dziękuję za podwiezienie.

Kiedy szedł w stronę drzwi, Riley zastanawiała się, co to za rodzice, którzy zostawiają takiego dzieciaka samemu sobie. Nie zdają sobie sprawy, w jakie kłopoty może się wpakować nastolatek?

A może jego matka nie ma wyboru?, pomyślała ze smutkiem. Nie mnie to osądzać.

OdjechaЕ‚a, gdy tylko Brian zniknД…Е‚ za drzwiami.

Jak do tej pory April nie odezwała się ani słowem i nie wyglądało na to, żeby miała ochotę pogadać. Riley nie wiedziała, czy to milczenie wynika ze smutku, czy ze wstydu. Zdała sobie sprawę, że nie wie bardzo wielu rzeczy o własnej córce.

Była zła i na siebie, i na April. Zaledwie wczoraj wydawało się, że między nimi wszystko jest dobrze. Że April zaczyna rozumieć presję pracy agenta FBI. I właśnie w tym momencie Riley kazała jej pojechać na noc do ojca. A dziś zaowocowało to buntem.

Powinnam mieć dla niej więcej współczucia, pomyślała. Sama kiedyś była buntowniczką i doskonale wiedziała, jak to jest stracić matkę i mieć wiecznie nieobecnego ojca. April na pewno boi się, że spotka ją to samo.

Ona drży o moje bezpieczeństwo, zdała sobie sprawę. Przez ostatnie kilka miesięcy April obserwowała fizyczne i psychiczne cierpienie Riley. Po tym, jak ostatniej nocy wystraszyły się włamywacza, musiała się zamartwiać.

Riley doszła do wniosku, że powinna zwracać większą uwagę na to, co czuje jej córka. Przecież każdy, nieważne w jakim wieku, miałaby trudności z poradzeniem sobie z tak skomplikowanym życiem, jak moje, pomyślała.

Zatrzymała się przed domem, w którym mieszkali kiedyś z Ryanem. Dużym, urokliwym, z zadaszeniem – albo, jak mawiał Ryan, porte-cochère – przy bocznym wejściu. Jednak teraz Riley zaparkowała na ulicy, zamiast wjechać na podjazd i pod daszek.

Nigdy nie czuła się tutaj jak u siebie. Z jakiegoś powodu życie na eleganckim przedmieściu nigdy do niej nie pasowało. Jej małżeństwo, ten dom, sąsiedztwo. To wszystko było symbolem oczekiwań, których – jak jej się wydawało – Riley nie była w stanie spełnić.

Po latach doszЕ‚a do wniosku, Ејe lepiej siД™ sprawdza w pracy niЕј w normalnym Ејyciu. W koЕ„cu siД™ rozwiodЕ‚a, opuЕ›ciЕ‚a ten dom i to sД…siedztwo i dopiero wtedy poczuЕ‚a prawdziwД… motywacjД™ do bycia dobrД… matkД… nastoletniej cГіrki.

April otwieraЕ‚a juЕј drzwiczki.

– Zaczekaj – powiedziała Riley.

Dziewczyna popatrzyЕ‚a na matkД™ z oczekiwaniem w oczach.

Nie zastanawiajД…c siД™, Riley dodaЕ‚a:

– Wiem, o co chodzi. Rozumiem.

April patrzyła oszołomiona. Przez chwilę wydawało się, że się rozpłacze. A Riley była niemal tak samo zaskoczona, jak jej córka. Nie miała pojęcia, co ją naszło. Wiedziała tylko, że nie jest to dobry moment na rodzicielski wykład, nawet gdyby miała czas go wygłosić. A czasu nie miała. Czuła jednak, że powiedziała dokładnie to, co powinna.

Wysiadły z auta i poszły razem w stronę domu. Riley nie wiedziała, czy zastaną Ryana, czy nie. Nie miała ochoty ma kłótnię, więc postanowiła nie mówić mu o incydencie z marihuaną. Wiedziała, że powinna, ale nie zamierzała wysłuchiwać komentarzy; czas gonił. Musiała jednak wyjaśnić, dlaczego wyjeżdża na kilka dni.

Gabriela, pochodzД…ca z Gwatemali korpulentna kobieta w Е›rednim wieku, ktГіra od lat pracowaЕ‚a tu jako gosposia, powitaЕ‚a Riley i April w drzwiach. W jej oczach malowaЕ‚o siД™ zmartwienie.

– Hija, córeczko, gdzie się podziewałaś? – zapytała z mocnym akcentem.

– Przepraszam, Gabrielo – powiedziała April z pokorą.

Gabriela przyjrzaЕ‚a siД™ z bliska twarz dziewczyny. Riley widziaЕ‚a po jej minie, Ејe domyЕ›liЕ‚a siД™, Ејe April paliЕ‚a trawkД™.

– Tonta! Głupia! – powiedziała ostro Gabriela.

– Lo siento mucho, tak mi przykro – odparła April ze szczerą skruchą w głosie.

– Vente comnigo! Chodź za mną!

Gosposia wprowadziЕ‚a April do Е›rodka, odwrГіciЕ‚a siД™ i rzuciЕ‚a Riley krytyczne spojrzenie.

Riley zamarЕ‚a. Gabriela byЕ‚a jednД… z niewielu osГіb, ktГіre naprawdД™ jД… onieЕ›mielaЕ‚y. Ељwietnie dogadywaЕ‚a siД™ z April, a w tym momencie poradziЕ‚a sobie z niД… lepiej niЕј matka.

– Czy Ryan jest w domu? – zawołała.

– Sí, tak – mruknęła Gabriela, oddalając się. A potem głośno dodała: – Señor Paige, pana córka wróciła.

Ryan pojawiЕ‚ siД™ w przedpokoju gotowy do wyjЕ›cia. WyglД…daЕ‚ na zaskoczonego widokiem byЕ‚ej Ејony.

– Co ty tu robisz? – zapytał. – I gdzie była April?

– U mnie.

– Po tym wszystkim, co się wczoraj stało, zabrałaś ją do domu?

Riley zacisnД™Е‚a zД™by ze zЕ‚oЕ›ci.

– Nigdzie jej nie zabrałam – odparła. – Sam jej zapytaj, jeśli chcesz wiedzieć, jak tam dotarła. Nic na to nie poradzę, że nie chce być tutaj. Ale to zależy wyłącznie od ciebie.

– To twoja wina, Riley. W ogóle nie masz nad nią kontroli.

Przez ułamek sekundy Riley była wściekła. Ale wściekłość ustąpiła przed myślą, że to może być prawda. To nie było fair, ale Ryan doskonale wiedział, jak uderzyć w czuły punkt.

WziД™Е‚a gЕ‚Д™boki oddech.

– Słuchaj, wyjeżdżam na kilka dni – powiedziała. – Mam sprawę na północy stanu Nowy Jork. Riley musi zostać u ciebie i trzeba jej pilnować. Wyjaśnij to, proszę, Gabrieli.

– Sama to wyjaśnij Gabrieli – wypalił Ryan. – Ja mam spotkanie z klientem. I to już.

– A ja muszę złapać samolot. I to już.

Stali tak przez chwilę i mierzyli się wzrokiem. Doszli w swojej kłótni do pata. Riley przypomniała sobie, że kiedyś kochała Ryana, a on zdawał się kochać ją. Ale to było dawno temu, kiedy oboje byli jeszcze młodzi i biedni. Jeszcze zanim on został cenionym prawnikiem, a ona agentką FBI.

Nie dawało się nie zauważyć, że wciąż był bardzo przystojny. Wkładał dużo wysiłku w swój wygląd i spędzał wiele godzin na siłowni. Riley doskonale wiedziała również o tym, że w jego życiu jest mnóstwo kobiet. To był jeden z problemów – zbyt dobrze się bawił, żyjąc jak kawaler, żeby przejmować się ojcostwem.

Nie Ејebym ja byЕ‚a duЕјo lepszД… matkД…, pomyЕ›laЕ‚a.

I wtedy Ryan powiedziaЕ‚:

– Wszystko kręci się wokół twojej pracy.

Riley aЕј zatkaЕ‚o ze zЕ‚oЕ›ci. Wiecznie siД™ o to kЕ‚Гіcili. Jej praca byЕ‚a dla niego zbyt niebezpieczna i zbyt trywialna jednoczeЕ›nie. LiczyЕ‚a siД™ tylko jego praca, bo zarabiaЕ‚ duЕјo wiД™cej i twierdziЕ‚, Ејe zmienia Ејycie ludzi na lepsze. Jakby prowadzenie spraw bogatych klientГіw byЕ‚o waЕјniejsze od nieustajД…cej walki ze zЕ‚em.

Nie chciała dać się wciągnąć w jałową dyskusję. Żadne z nich i tak by nie wygrało.

– Porozmawiamy, kiedy wrócę – odparła.

OdwrГіciЕ‚a siД™ i poszЕ‚a do auta. UsЕ‚yszaЕ‚a, jak Ryan zamyka za sobД… drzwi.

Riley ruszyЕ‚a. MiaЕ‚a niecaЕ‚Д… godzinД™ na powrГіt do Quantico. W jej gЕ‚owie kЕ‚Д™biЕ‚y siД™ myЕ›li. Za duЕјo dziaЕ‚o siД™ naraz. Nie liczД…c tego, Ејe April nie radziЕ‚a sobie z tД… sytuacjД…, w Ејyciu Riley na nowo pojawiЕ‚ siД™ Peterson.

Jednak w pewnym sensie wszystko dobrze się składało. Dopóki April jest u ojca, jest bezpieczna. Peterson nie ma szans jej dorwać. Nie uprowadzi nikogo podczas nieobecności Riley. Choć nie do końca go rozumiała, miała pewność co do jednego: to ona jest celem jego zemsty. To ona, nikt inny, ma być jego kolejną ofiarą.

Więc byłoby miło choć przez chwilę pobyć z dala od niego.

Riley przypomniaЕ‚a sobie twardД… lekcjД™, jakД… odebraЕ‚a w trakcie ostatniej sprawy – Ејeby nie prГіbowaД‡ zwalczaД‡ caЕ‚ego zЕ‚a tego Е›wiata za jednym zamachem. I proste motto: „Jeden potwГіr na raz”.

A teraz wЕ‚aЕ›nie czekaЕ‚o jД… zadanie ujД™cia szczegГіlnie brutalnego mordercy. CzЕ‚owieka, ktГіry juЕј planowaЕ‚ kolejne zabГіjstwo.




ROZDZIAЕЃ 7


MД™Ејczyzna rozkЕ‚adaЕ‚ Е‚aЕ„cuchy na dЕ‚ugim blacie w piwnicy. Na zewnД…trz panowaЕ‚ mrok, ale ogniwa z nierdzewnej stali lЕ›niЕ‚y w Е›wietle ЕјarГіwki.

RozciД…gnД…Е‚ jeden na caЕ‚Д… dЕ‚ugoЕ›Д‡. BrzД™k metalu przywoЕ‚aЕ‚ potworne wspomnienia z czasГіw, kiedy on sam byЕ‚ zakuty, wiД™ziony w klatce i drД™czony takimi jak te Е‚aЕ„cuchami. Ale przywoЕ‚aЕ‚ takЕјe mantrД™: „MuszД™ stawiД‡ czoЕ‚a wЕ‚asnemu strachowi”.

Żeby to zrobić, musiał udowodnić, że ma władzę nad łańcuchami. Zbyt wiele razy w przeszłości to one miały władzę nad nim.

To przykre, że ktokolwiek musi cierpieć z takiego powodu. Przez pięć lat wierzył, że ma to już za sobą. Praca nocnego stróża w kościele bardzo mu pomogła. Lubił to robić. Lubił szacunek, jakim się tam cieszył. Lubił poczucie, że jest silny i potrzebny.

Jednak w zeszłym miesiącu zwolniono go. Powiedziano, że potrzebny jest ktoś z doświadczeniem w ochronie i lepszymi warunkami. Ktoś większy i silniejszy. Obiecano mu, że będzie mógł pracować w ogrodzie. I wciąż zarabiać tyle, że wystarczyłoby na czynsz za jego malutki domek.

Mimo wszystko utrata tej pracy i tego szacunku wstrząsnęła nim i sprawiła, że poczuł się bezbronny. Znów obudziło się w nim tamto pragnienie – żeby przestać być bezsilnym, żeby mieć władzę nad łańcuchami i żeby już nikt nigdy go nie pojmał. Próbował już kiedyś zwalczyć to uczucie. Myślał, że uda mu się zamknąć ten wewnętrzny mrok tutaj, w tej piwnicy. Ostatnio nawet pojechał aż do Reedsport, w nadziei, że przed tym ucieknie. Ale nie mógł.

Nie wiedziaЕ‚ dlaczego. ByЕ‚ dobrym czЕ‚owiekiem, o dobrym sercu. I lubiЕ‚ pomagaД‡ innym. Ale wczeЕ›niej czy pГіЕєniej jego dobroД‡ obracaЕ‚a siД™ przeciwko niemu. Kiedy pomГіgЕ‚ tamtej kobiecie, tamtej pielД™gniarce, nieЕ›Д‡ zakupy, uЕ›miechnД™Е‚a siД™ i powiedziaЕ‚a: „Jaki grzeczny chЕ‚opak!”.

SkrzywiЕ‚ siД™ na wspomnienie tych sЕ‚Гіw i towarzyszД…cego im uЕ›miechu.

„Jaki grzeczny chЕ‚opak!”.

Tak właśnie uśmiechała się i mówiła do niego jego matka. Nawet kiedy mocowała łańcuch na jego nodze tak ciasno, że nie dało się dosięgnąć jedzenia ani wyjrzeć na zewnątrz. Zakonnice też się uśmiechały. I mówiły podobne rzeczy, kiedy zaglądały do jego malutkiego więzienia przez kwadratowe okienko.

„Jaki grzeczny chЕ‚opak!”.

Nie każdy jest okrutny. Wiedział o tym. Większość ludzi miała wobec niego dobre intencje, szczególnie w tym małym miasteczku, w którym zamieszkał dawno temu. Nawet go lubili. Ale dlaczego wszyscy traktowali go jak dziecko, w dodatku niepełnosprawne? Miał dwadzieścia siedem lat i wiedział, że jest wyjątkowo inteligentny. Jego głowa była pełna genialnych myśli i rzadko kiedy trafiał mu się problem, którego nie potrafił rozwiązać.

Ale wiedział, oczywiście, dlaczego ludzie postrzegają go inaczej. Dlatego, że prawie nie mówił. Strasznie się jąkał przez całe życie, więc rzadko się w ogóle odzywał. Choć rozumiał wszystko, co mówiono do niego.

Do tego był niewysoki i wątły. Miał okrągłą twarz i dziecinne rysy. Jednak pod mało kształtną czaszką mieścił się wyjątkowy umysł, któremu nie pozwalano spełnić pragnienia o robieniu rzeczy wielkich. Tyle że nikt o tym nie wiedział. Nikt a nikt. Nie wiedzieli o tym nawet lekarze z psychiatryka.

Co za ironia.

Ludzie byli przekonani, Ејe nie zna takich sЕ‚Гіw, jak „ironia”. Ale znaЕ‚.

Zdał sobie sprawę, że bawi się nerwowo guzikiem, który trzymał w dłoni. Oderwał go od bluzki tej pielęgniarki, kiedy wieszał jej ciało. Spojrzał na pryczę, na której trzymał ją, spętaną łańcuchami, przez ponad tydzień. Żałował, że nie mógł z nią porozmawiać, wyjaśnić, że nie chce się z nią tak okrutnie obchodzić, tylko po prostu ona tak bardzo mu przypomina i matkę, i zakonnice. A już szczególnie w tym swoim pielęgniarskim ubraniu.

Widok kobiety w uniformie zbijał go z tropu. Tak samo było z tą pięć lat temu, strażniczką więzienną. Obie kobiety zlały się w jego głowie w jedno – wraz z jego matką, zakonnicami i z pracownikami szpitala. Nie był w stanie ich odróżnić.

Ulżyło mu, kiedy z nią skończył. To była ogromna odpowiedzialność tak ją przetrzymywać związaną, podawać jej wodę, słuchać jej jęków zza łańcucha, którym była zakneblowana. Zdejmował knebel tylko od czasu do czasu, żeby wsunąć jej do ust słomkę i dać trochę wody. Zawsze potem próbowała krzyczeć.

Gdyby tylko mógł jej wtedy wyjaśnić, że nie wolno krzyczeć. Że po drugiej stronie ulicy mieszkają sąsiedzi, którzy nie mogą usłyszeć jej krzyku. Gdyby jej to powiedział, może by zrozumiała. Ale nie był w stanie. Nie przy swoim jąkaniu. Zamiast tego w milczeniu groził jej scyzorykiem. Po jakimś czasie te groźby przestały działać. To właśnie wtedy był zmuszony podciąć jej gardło.

Potem zabrał ją do Reedsport i powiesił tak, żeby wszyscy widzieli. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Może jako ostrzeżenie? Gdyby tylko ludzie go zrozumieli…

Gdyby go zrozumieli, nie musiałby być tak okrutny.

Może w ten sposób chciał także powiedzieć światu o tym, jak jest mu przykro?

Bo było mu przykro. Jutro pójdzie do kwiaciarni i kupi kwiaty – taki mały bukiecik – dla jej rodziny. Nie będzie mógł porozmawiać z kwiaciarką, ale może jej napisać jakieś proste instrukcje. Prezent będzie anonimowy. A jeśli uda mu się znaleźć dobrą kryjówkę, może zobaczy, jak chowają ofiarę? I pochyli głowę, jak reszta żałobników?

Rozciągnął jeszcze jeden łańcuch i chwycił z całych sił za jego końce. Naprężył go tak, żeby uciszyć brzęk ogniw. W głębi duszy wiedział jednak, że to nie wystarczy, żeby posiąść władzę nad łańcuchami. Aby to osiągnąć, musi użyć ich raz jeszcze. Użyje też jednego z kaftanów, które mu zostały. Kogoś musi związać, tak jak wiązano jego.

Ktoś jeszcze musi cierpieć i zginąć.




ROZDZIAЕЃ 8


Gdy tylko Riley i Lucy wyszЕ‚y z samolotu FBI, podbiegЕ‚ do nich po lД…dowisku mЕ‚ody umundurowany policjant.

– Kurczę, jak dobrze, że wreszcie jesteście! – powiedział. – Komendant już nie może wytrzymać. Jeśli ktoś zaraz nie zdejmie ciała Rosemary, on chyba zejdzie na zawał. Pełno tam dziennikarzy. Jestem Tim Boyden.

Zanim siД™ przedstawiЕ‚y, serce Riley zamarЕ‚o. Tak szybka reakcja mediГіw to oznaka kЕ‚opotГіw. NieЕєle siД™ zaczyna.

– Pomóc coś nieść? – zapytał Boyden.

– Nie trzeba – odparła.

ZarГіwno ona, jak i Lucy miaЕ‚y jedynie po nieduЕјej walizce.

Funkcjonariusz wskazaЕ‚ na drugi koniec lД…dowiska.

– Tam czeka samochód – powiedział.

CaЕ‚a trГіjka szybko poszЕ‚a do auta. Riley usiadЕ‚a z przodu, na miejscu pasaЕјera, a Lucy na tylnej kanapie.

– Za kilka minut będziemy w mieście – oznajmił Boyden i ruszył. – Boże, nie chce mi się wierzyć, że to się dzieje naprawdę! Biedna Rosemary. Ludzie tak ją lubili. Zawsze wszystkim pomagała. Kiedy kilka tygodni temu zniknęła, obawialiśmy się najgorszego. Ale nawet do głów nam nie przyszło…

GЕ‚os mu siД™ zaЕ‚amaЕ‚. PokrД™ciЕ‚ gЕ‚owД… z niedowierzaniem.

Lucy nachyliЕ‚a siД™ do przodu.

– Rozumiem, że wydarzyło się już tutaj podobne morderstwo – powiedziała.

– Tak, kiedy jeszcze byłem w liceum – odparł Boyden. – Ale nie tutaj, w Reedsport, tylko w Eubanks, trochę dalej w dół rzeki. Ciało owinięte łańcuchami, tak jak Rosemary. I też w kaftanie bezpieczeństwa. Czy komendant ma rację? Mamy do czynienia z seryjnym mordercą?

– Za wcześnie, by to stwierdzić – powiedziała Riley.

Choć tak naprawdę była przekonana, że komendant ma rację. Ale młody funkcjonariusz wydawał się wystarczająco zdenerwowany, że nie chciała go straszyć jeszcze bardziej.

– Nie potrafię w to uwierzyć. – Boyden ponownie pokręcił głową. – Takie fajne miasteczko, jak nasze… Taka fajna kobieta, jak Rosemary. Nie mogę w to uwierzyć.

Kiedy wjeЕјdЕјali do Reedsport, Riley zauwaЕјyЕ‚a na wД…skiej gЕ‚Гіwnej ulicy kilka wozГіw transmisyjnych. W gГіrze krД…ЕјyЕ‚ helikopter z logo jakiejЕ› telewizji.

Boyden podjechaЕ‚ do barierki, przy ktГіrej zebraЕ‚a siД™ grupa reporterГіw. JakiЕ› policjant machnД…Е‚ rД™kД…, zezwalajД…c na przejazd, i chwilД™ pГіЕєniej auto zaparkowaЕ‚o przy torach. To wЕ‚aЕ›nie tam ciaЕ‚o powieszono na sЕ‚upie energetycznym. Kilka metrГіw od niego staЕ‚o kilku umundurowanych policjantГіw.

Riley wysiadЕ‚a z samochodu i rozpoznaЕ‚a w zmierzajД…cym ku niej mД™ЕјczyЕєnie komendanta Raymonda Alforda. Nie wyglД…daЕ‚ na zadowolonego.

– Naprawdę mam nadzieję, że miała pani dobry powód, żeby kazać nam to zostawić. – Wskazał na zwłoki. – Rozpętało się piekło. Burmistrz grozi, że obierze mi odznakę.

PodprowadziЕ‚ Riley i Lucy do ciaЕ‚a. W Е›wietle pГіЕєnego popoЕ‚udnia wyglД…daЕ‚o jeszcze bardziej dziwacznie niЕј na zdjД™ciach, ktГіre Riley widziaЕ‚a na ekranie komputera. ЕЃaЕ„cuchy ze stali nierdzewnej migotaЕ‚y w sЕ‚oЕ„cu.

– Zakładam, że zabezpieczył pan miejsce znalezienia zwłok – powiedziała do Alforda.

– Zrobiliśmy, co się dało – odparł. – Zablokowaliśmy okolicę w największej odległości, w jakiej mogliśmy, żeby nie było widać ciała z żadnej strony, nie licząc rzeki. Przekierowaliśmy pociągi, żeby objeżdżały miasto. Są opóźnienia. Właśnie przez to stacja telewizyjna z Albany dowiedziała się, że coś się tutaj dzieje. Bo na pewno nie usłyszeli o tym od miejscowych.

Głos Alforda co chwila zagłuszał hurgot helikoptera, więc komendant przestał w końcu tłumaczyć sytuację. Riley odczytała z ruchu jego warg, że przeklina, spoglądając w górę. Jednak pilot najwyraźniej miał zamiar nadal robić kółka tuż nad ziemią.

Alford wyjął telefon. Kiedy w końcu ktoś odebrał, zaczął krzyczeć.

– Mówiłem ci, żebyś zabrał stąd ten cholerny śmigłowiec! Powiedz temu dupkowi, że ma się trzymać pięćset stóp nad moją głową! Takie są przepisy!

Riley wywnioskowaЕ‚a z jego miny, Ејe osoba po drugiej stronie opiera siД™ rozkazowi.

– Jeśli natychmiast nie zabierzesz stąd tego ptaszka, nie wpuszczę twoich reporterów na konferencję prasową dziś wieczorem – zagroził Alford.

Jego twarz zЕ‚agodniaЕ‚a nieco. PatrzyЕ‚ w gГіrД™ i czekaЕ‚. I rzeczywiЕ›cie, po kilku chwilach helikopter wzniГіsЕ‚ siД™ na bardziej odpowiedniД… wysokoЕ›Д‡. ЕЃopot wirnika wciД…Еј jednak wypeЕ‚niaЕ‚ powietrze, gЕ‚oЕ›ny i rГіwnomierny.

– Boże, mam nadzieję, że nie zleci się ich wiecej! – wymruczał Alford. – Może jak już odetniemy ciało, nie będzie ich tutaj tak ciągnąć. Chociaż na krótką metę ma to swoje zalety. Hotele i pensjonaty zarobią więcej. Restauracje też, reporterzy muszą przecież coś jeść. Ale na dłuższą? Będzie kiepsko, jeśli turyści zaczną się bać przyjeżdżać do Reedsport.

– Zrobił pan dobrą robotę, trzymając to towarzystwo z daleka – powiedziała Riley.

– To już coś – odparł. – Chodźmy. Miejmy to już za sobą.

ZwЕ‚oki trzymaЕ‚y siД™ na domowej roboty uprzД™Ејy z Е‚aЕ„cuchГіw, przymocowane grubД… linД…, poprzez koЕ‚o pasowe, do poprzecznego ramienia sЕ‚upa. NaprД™Ејona pod kД…tem lina siД™gaЕ‚a ziemi.

Riley ponownie zobaczyЕ‚a twarz kobiety i podobieЕ„stwo do twarzy Marie po raz kolejny szarpnД™Е‚o niД… jak poraЕјenie prД…dem. Ten sam bezgЕ‚oЕ›ny bГіl i poЕ›miertna mД™ka. Wytrzeszczone oczy i knebel z Е‚aЕ„cucha sprawiaЕ‚y jednak, Ејe widok byЕ‚ jeszcze bardziej przeraЕјajД…cy.

Riley pochwyciЕ‚a kД…tem oka reakcjД™ swojej nowej partnerki. I zaskoczyЕ‚o jД…, Ејe Lucy robi notatki.

– Czy to twoje pierwsze morderstwo? – zapytała.

Lucy przytaknД™Е‚a, nie przerywajД…c pisania i oglД™dzin. A Riley pomyЕ›laЕ‚a, Ејe bardzo dobrze znosi widok trupa. WiД™kszoЕ›Д‡ Е›wieЕјo upieczonych agentГіw juЕј by wymiotowaЕ‚a w krzakach.

Z kolei Alford wyglądał zdecydowanie blado. Mimo upływu godzin nie zdążył się z nim oswoić. Riley miała nadzieję, że nie będzie musiał.

– Jeszcze niewiele czuć – powiedział.

– Jeszcze nie – odparła Riley. – Na razie rozkładają się głównie komórki wewnątrz ciała. Temperatura nie jest aż tak wysoka, żeby mogła przyśpieszyć gnicie. W przeciwnym razie śmierdziałoby jak diabli.

Alford zbladЕ‚ jeszcze bardziej.

– A co z rigor mortis? – zapytała Lucy.

– Jest kompletnie sztywna – stwierdziła Riley. – I pewnie tak pozostanie przez jakieś dwanaście godzin.

Lucy wciąż nie wyglądała na choćby odrobinę zestresowaną. Nie przestawała notować.

– Mamy swoją teorię – powiedział Alford. – Morderca wszedł na słup i przełożył linę przez koło pasowe. A potem podciągnął na niej ciało. Widać, gdzie ją zaczepił.

WskazaЕ‚ na stos Ејelaznych obciД…ЕјnikГіw tuЕј obok torГіw. LinД™ przeciД…gniД™to przez otwory i dobrze zabezpieczono przed poluzowaniem. CiД™Ејarki wyglД…daЕ‚y jak te na siЕ‚owniach, montowane w urzД…dzeniach do Д‡wiczeЕ„.

Lucy pochyliЕ‚a siД™ i przyjrzaЕ‚a z bliska.

– Ich ciężar niemal całkowicie równoważy ciężar ciała – oznajmiła. – Dziwne, że je tutaj przytaszczył. Mógł przecież po prostu przywiązać linę do słupa.

– I co w związku z tym? – zapytała Riley.

Lucy zastanowiЕ‚a siД™ przez chwilД™.

– Jest mały i niezbyt silny – odparła. – Nie był w stanie wciągnąć ciała na przerzuconej linie. Musiał pomóc sobie ciężarkami.

– Bardzo dobrze – pochwaliła Riley, a następnie wskazała na drugą stronę torów. Na krótkim odcinku ślad opon widniał na pobliskim chodniku. – Musiał podjechać na maksa. Nie miał wyjścia. Sam nie pociągnąłby ciała zbyt daleko.

PrzyjrzaЕ‚a siД™ dokЕ‚adnie ziemi w pobliЕјu sЕ‚upa i znalazЕ‚a w podЕ‚oЕјu wyraЕєne zagЕ‚Д™bienia.

– Wygląda na to, że użył drabiny.

– Owszem, znaleźliśmy drabinę – oznajmił Alford. – Chodźcie, pokażę wam.

PoprowadziЕ‚ Lucy i Riley wzdЕ‚uЕј torГіw, do podniszczonego magazynu z blachy falistej. Przy zasuwie wisiaЕ‚a zerwana kЕ‚Гіdka.

– Jak widać, włamał się do środka – powiedział. – Nie było to trudne zadanie, wystarczył przecinak. Mało kto korzysta z tego baraku. Trzyma się tu rzadko używane rzeczy, więc nikt go nie pilnuje.

OtworzyЕ‚ drzwi i wЕ‚Д…czyЕ‚ zamontowane u sufitu jarzeniГіwki.

WnД™trze byЕ‚o niemal puste, nie liczД…c kilku niewielkich, pokrytych pajД™czynami kontenerГіw.

– Tam jest ta drabina. – Wskazał Alford. – Jest na niej świeża ziemia. Prawdopodobnie była w magazynie i zabójca o tym wiedział. Włamał się, wyciągnął ją i wszedł po niej, żeby zamocować linę. Kiedy umieścił już ciało na odpowiedniej wysokości, odstawił drabinę na miejsce. A potem odjechał.

– Może linę też stąd wziął? – zgadywała Lucy.

– Front baraku jest w nocy oświetlony – odparł. – A to oznacza, że ten człowiek jest zuchwały. I założę się, że szybki, nawet jeśli nie jest zbyt silny.

W tym momencie na zewnД…trz rozlegЕ‚ siД™ krГіtki gЕ‚oЕ›ny huk.

– Co u diabła? – krzyknął Alford.

Riley od razu wiedziaЕ‚a, Ејe to strzaЕ‚.




ROZDZIAЕЃ 9


Alford wyciД…gnД…Е‚ pistolet i wybiegЕ‚ z magazynu. Riley i Lucy tuЕј za nim, teЕј z odbezpieczonД… broniД….

Nad sЕ‚upem z ciaЕ‚em krД…ЕјyЕ‚ jakiЕ› obiekt. WydawaЕ‚ rГіwnomierny brzД™czД…cy odgЕ‚os.

Boyden staЕ‚ z pistoletem w dЕ‚oni. WЕ‚aЕ›nie strzeliЕ‚ do niewielkiego drona, ktГіry lataЕ‚ nad ciaЕ‚em. I przymierzaЕ‚ siД™ do nastД™pnego strzaЕ‚u.

– Odłóż tę cholerną broń! – wrzasnął Alford, wsuwając swój pistolet do kabury.

Boyden odwrГіciЕ‚ siД™, zaskoczony. WykonaЕ‚ rozkaz, a tymczasem dron wzniГіsЕ‚ siД™ i odleciaЕ‚.

Komendant byЕ‚ wЕ›ciekЕ‚y.

– Co ty sobie wyobrażasz? Co to za strzelania? – warknął.

– Chronię to miejsce – odparł Boyden. – Pewnie jakiś blogger robi zdjęcia.

– Pewnie tak – powiedział Alford. – I nie podoba mi się to tak samo, jak tobie. Ale zestrzeliwanie tych rzeczy jest wbrew prawu. Poza tym tutaj mieszkają ludzie. Przecież dobrze wiesz.

Boyden pokornie spuЕ›ciЕ‚ gЕ‚owД™.

– Przepraszam, panie komendancie…

Alford zwrГіciЕ‚ siД™ do Riley.

– Cholerne drony! – powiedział. – Naprawdę nie cierpię dwudziestego pierwszego wieku. Agentko Paige, niech mi pani powie, że możemy już zdjąć ciało.

– Ma pan jeszcze jakieś zdjęcia, oprócz tych, które mi pan pokazał? – zapytała.

– Mnóstwo. Wszystko szczegółowo udokumentowane. Może je pani obejrzeć w moim biurze.

Riley pokrД™ciЕ‚a gЕ‚owД….

– Zobaczyłam już, co miałam zobaczyć. A pan świetnie się spisał z zabezpieczeniem zwłok. Możecie ją już odciąć.

– Zadzwoń do koronera – polecił Alford Boydenowi. – I powiedz mu, że już nie musi czekać i przebierać nogami.

– Tak, jest komendancie! – Boyden i natychmiast sięgnął po telefon.

– Idziemy – zakomenderował Alford, zgarniając Riley i Lucy do radiowozu.

Wsiedli i ruszyli. Jeden z policjantów przepuścił auto pomiędzy barierkami, aby mogło wyjechać na główną ulicę.

Riley uważnie śledziła trasę. Morderca zapewne przybył i odjechał tą samą drogą. Żadna inna nie prowadziła do miejsca między metalowym barakiem a torami. Możliwe, że ktoś widział samochód zabójcy, choć równie dobrze mógł on nie zwrócić niczyjej uwagi.

Posterunek policji w Reedsport znajdowaЕ‚ siД™ w niepozornym szeregowcu przy gЕ‚Гіwnej ulicy. CaЕ‚a trГіjka wkroczyЕ‚a do Е›rodka i zasiadЕ‚a w biurze komendanta.

Alford poЕ‚oЕјyЕ‚ na biurku stos cienkich teczek.

– Tutaj jest wszystko, co mamy – powiedział. – Kompletne dane dotyczące sprawy sprzed pięciu lat i wszystko, co zebraliśmy do tej pory w sprawie morderstwa z zeszłej nocy.

Riley i Lucy wzięły każda po jednej teczce i zaczęły przeglądać dokumenty. Riley rzuciły się w oczy stare fotografie.

Obydwie kobiety byЕ‚y w podobnym wieku. Pierwsza z nich pracowaЕ‚a w wiД™zieniu, co podnosiЕ‚o nieco jej szanse na stanie siД™ ofiarД…. Ale druga kwalifikowaЕ‚a siД™ raczej do grupy niskiego zagroЕјenia. Nic teЕј nie wskazywaЕ‚o, Ејeby ktГіraЕ› z nich byЕ‚a czД™stД… bywalczyniД… barГіw lub miejsc, gdzie byЕ‚yby naraЕјone na niebezpieczeЕ„stwo. Znajomi zamordowanych opisywali je jako osoby przyjazne, pomocne i przyzwoite. A jednak byЕ‚ jakiЕ› czynnik, ktГіry poprowadziЕ‚ zabГіjcД™ wЕ‚aЕ›nie do tych konkretnych kobiet.

– Czy udało się wam cokolwiek ustalić w sprawie morderstwa Marli Blainey? – zapytała Riley.

– Tamtą sprawę prowadziła policja z Eubanks. Kapitan Lawson. Ale ja z nim współpracowałem. Nie znaleźliśmy niczego wyjątkowego. Łańcuchy były najzwyklejsze na świecie. Zabójca mógł je kupić w jakimkolwiek sklepie z narzędziami.

Lucy nachyliЕ‚a siД™ do Riley.

– Ale kupił ich dużo – powiedziała. – Podejrzewam, że sprzedawca mógł zwrócić uwagę na taki zakup.

Alford zaprzeczyЕ‚ ruchem gЕ‚owy.

– Też tak myśleliśmy na początku. Ale skontaktowaliśmy się ze wszystkimi sklepami narzędziowymi w okolicy. Żaden sprzedawca nie przypominał sobie zakupu tego typu. Morderca musiał kupować je w mniejszych partiach, w różnych miejscach. Zanim zabił, miał już spory ich zapas. Może nawet nadal jakieś ma.

Riley przyjrzaЕ‚a siД™ uwaЕјnie kaftanowi bezpieczeЕ„stwa, w ktГіry byЕ‚a ubrana pierwsza ofiara. WyglД…daЕ‚ identycznie jak ten z ostatniej nocy.

– A co z tym? – zapytała.

Alford wzruszyЕ‚ ramionami.

– Można myśleć, że łatwo jest wyśledzić źródło czegoś takiego, ale nam się nie udało. Takie same kaftany są używane wszędzie. Sprawdziliśmy szpitale w całym stanie, ale nikt nie zarejestrował ich kradzieży ani zaginięcia.

ZapadЕ‚a cisza. Riley i Lucy nadal przeglД…daЕ‚y raporty i zdjД™cia.

Ciała pozostawiono w miejscach odległych od siebie o dziesięć mil. To mogło sugerować, że morderca prawdopodobnie mieszka niedaleko. Jednak zwłoki pierwszej kobiety zostały bezceremonialnie porzucone na brzegu rzeki. W ciągu pięciu lat, jakie dzieliły oba morderstwa, sposób działania zabójcy uległ zmianie.

– I co myślicie o tym facecie? – zapytał Alford. – Po co mu te kaftany i łańcuchy? Czy to nie przesada?

Riley zamyЕ›liЕ‚a siД™ na chwilД™.

– Nie w jego odczuciu – odparła. – Chodzi o władzę. On chce zniewolić ofiary nie tylko w sensie fizycznym, ale i symbolicznym. Robi to nie tylko ze względów praktycznych. Chce im odebrać wszelką moc. I bardzo wyraźnie pragnie to podkreślić.

– Ale dlaczego wybiera kobiety? – zapytała Lucy. – Jeśli chce pozbawiać ofiary mocy, czy nie osiągnąłby bardziej spektakularnego efektu, gdyby były mężczyznami?

– Dobre pytanie – powiedziała Riley. Powrócił do niej obraz ciała starannie zrównoważonego obciążnikami. – Trzeba pamiętać, że nie jest zbyt silny – dodała. – Może wybiera po prostu łatwiejszy cel. Kobiety w średnim wieku, jak te, raczej nie stawiają dużego oporu. A jego wyobraźnia przypisuje im jakieś dodatkowe znaczenie. Nie wybrał ich, bo to akurat miały być one, ale dlatego, że były kobietami i symbolizowały w jego głowie coś, co w kobietach dostrzega.

– Czyli twierdzi pani, że to nie było nic osobistego – mruknął sceptycznie Alford. – Że te kobiety nie zrobiły niczego, co mogło skłonić go do ich porwania i zabicia. Że morderca być może nawet nie uważał, że zasługują na śmierć.

– Często tak właśnie bywa – odparła Riley. – Ostatnia sprawa, nad jaką pracowałam, dotyczyła mordercy, który zabijał kobiety kupujące lalki. Wystarczało mu, że widział, jak kupują.

Alford spojrzaЕ‚ na zegarek.

– Za pół godziny mam konferencję prasową – powiedział po chwili milczenia. – Czy musimy omówić coś jeszcze, zanim się zacznie?

– Cóż, im wcześniej razem z agentką Vargas przesłuchamy najbliższa rodzinę ofiary, tym lepiej – westchnęła Riley. – Jeszcze dzisiejszego wieczoru, jeśli to możliwe.

Alford zmarszczyЕ‚ brwi.

– Nie sądzę, żeby było to możliwe – odparł. – Jej mąż umarł młodo, jakieś piętnaście lat temu. Pozostaje dwójka dorosłych dzieci, syn i córka. Każde z nich ma już swoje rodziny. Mieszkają tutaj, w miasteczku. Moi ludzie przesłuchiwali ich przez cały dzień. Z pewnością są już wykończeni. Poczekajmy do jutra, zanim zafundujemy im drugą rundę.

Riley zauważyła, że Lucy chce się sprzeciwić, więc powstrzymała ją gestem. Zamiar przesłuchania najbliższych jeszcze tego samego dnia był jak najbardziej słuszny, ale trzeba było zadbać o dobrą współpracę z lokalną policją. Zwłaszcza gdy wydawała się tak kompetentna, jak Alford i jego zespół.

– Rozumiem – powiedziała. – Może jutro rano się uda. A co z rodziną poprzedniej ofiary?

– Myślę, że da się odnaleźć jeszcze jakichś jej krewnych w Eubanks – stwierdził Alford. – Sprawdzę to. Nie ma się co śpieszyć. Zabójca nie działa w pośpiechu. Tamto morderstwo popełnił pięć lat temu, teraz raczej nie uderzy zbyt szybko. Zróbmy wszystko tak, jak trzeba. – Wstał z krzesła. – Powinienem się przygotować do konferencji – dodał. – Czy mają panie ochotę dołączyć i wygłosić jakieś oświadczenie?

Riley szybko przemyЕ›laЕ‚a propozycjД™.

– Nie, raczej nie – odparła. – Lepiej, żeby FBI na razie się nie wychylało. Nie chcemy, żeby morderca poczuł, że poświęcamy mu nadmierną uwagę. Jeśli nie będzie wiedział, jak starannie go rozpracowujemy, jest większa szansa, że się zdemaskuje. Będzie lepiej, jeśli na razie ludzie zobaczą tylko pana.

– Proszę się zatem rozgościć – powiedział Alford. – Zarezerwowałem dla pań dwa pokoje w lokalnym pensjonacie. Przed komendą stoi auto, z którego możecie korzystać.

PrzesunД…Е‚ po biurku wydruk z rezerwacjД… wraz z kluczykami do auta.

Riley i Lucy opuЕ›ciЕ‚y budynek.



*



Tego samego wieczoru Riley siedziaЕ‚a w wykuszu i patrzyЕ‚a przez okno na gЕ‚ГіwnД… ulicД™ Reedsport. ZapadЕ‚ juЕј mrok i wЕ‚Д…czaЕ‚y siД™ latarnie. Nocne powietrze byЕ‚o przyjemnie ciepЕ‚e. Reporterzy znikli i zapanowaЕ‚a cisza.

CaЕ‚kiem przyjemne pokoje znajdowaЕ‚y siД™ na drugim piД™trze pensjonatu. Jego wЕ‚aЕ›cicielka przygotowaЕ‚a pysznД… kolacjД™, po ktГіrej Riley i Lucy spД™dziЕ‚y okoЕ‚o godziny w salonie na dole, przygotowujД…c plan na nastД™pny dzieЕ„.




Конец ознакомительного фрагмента.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43691775) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Если текст книги отсутствует, перейдите по ссылке

Возможные причины отсутствия книги:
1. Книга снята с продаж по просьбе правообладателя
2. Книга ещё не поступила в продажу и пока недоступна для чтения

Навигация